Pierwszy tydzień w Oto jest najgorszy. Czasami od rana rozmawiamy
w jaskiniach. Jesteśmy sami. Kabuto od czasu do czasu notuje coś na papierze w
taki sposób, żebym nie mogła dojrzeć, co napisał. W południe robimy przerwę na
obiad, która trwa zwykle około godziny, a następnie pracujemy do wieczora.
Spędzam mnóstwo czasu w podziemiach co wywołuje we mnie klaustrofobie.
Na początku padają ogólne pytania; Kabuto układa wszystko, co
zaszło po porwaniu Piątej Mizukage, w porządku chronologicznym. Właściwie nie
mam nic przeciw temu. Później, kiedy wchodzi w szczegóły, zaczynam kłamać. Nie
cały czas, tylko w sprawach, które mają znaczenie. Rzucam kilka ochłapów, nie
mam jednak zamiaru dzielić się z nim najlepszymi kąskami.
- Tracisz czas – mówię rano piątego dnia. – Nie masz pojęcia, czy
to, co ci opowiadam, jest prawdą.
- Dowiem się tego, możesz mi wierzyć.
- Jeśli ci na to pozwolę.
I czasami pozwalam. Mimo iż instynkt podpowiada mi, by wszystko
zachować dla siebie, robię pewne wyjątki. Chcę by wiedział, że osoba, którą się
stałam, była lepsza ni ta stworzona przez Dźwięk. Opisując jednak, jak
przeniknęłam do pilnie strzeżonego budynku starszyzny Takigakure i z zimną
krwią ich zamordowałam, słyszę w moim głosie dumę. Kabuto udaje, że tego nie
zauważa. Z zadowoleniem też opowiadam mu, jak niemal tydzień spędziłam na
prażących słońcem pustyniach kraju Wiatru nieopodal Suny, by w końcu dotrzeć do
kryjówki pewnego zdrajcy z Kirigakure i przebić jego serce kataną.
W piątek po południu Kabuto mówi:
- Suigetsu zajmował się też twoimi sprawami finansowymi, prawda?
- Suigetsu jest informatorem i pośrednikiem, a nie księgowym czy
bankierem.
- Ale negocjował dla ciebie warunki?
- Tak.
- Ile dzięki temu zarobiłaś?
- To nie twój interes.
- Owszem, teraz już także mój.
Lekceważąco wzruszam ramionami.
- Znacznie więcej niż przy tobie.
Oj, zdenerwował się.
Uśmiecham się drwiąco.
- Znacznie więcej.
Zaczyna się drugi tydzień. Czasem jestem przygaszona i milcząca,
czasami gotowa do sprzeczki. Kłócimy się zwykle kilka razy dziennie, przez co
mam okazję przypomnieć sobie najgorsze wyrażenia z mojego słownika. W czwartek
po południu, po bardzo gwałtownej wymianie zdań, wybiegam z groty, z kukiem
zatrzaskując za sobą drzwi. Zwalniam dopiero po wyjściu na świeże powietrze.
Gdy dochodzę do cywilizacji dogania mnie Hanabi. Podchodzi ostrożnie, jakby się
bała, że ją pogryzę.
- Sakura?
Idę, ale nie wiem, dokąd iść.
- Co?
- Wszystko w porządku?
- A co to ciebie, kurwa, obchodzi?
- Hej…
- Co to ma być? Dobry ninja, zły ninja? Będziesz mi tu słodzić, a
później polecisz do niego i powtórzysz wszystko, co ci powiedziałam?
- Naprawdę tak myślisz?
Nie myślałam.
- Pracujesz dla Dźwięku, prawda? Jesteś częścią tej… organizacji?
Bo wioską tego nie można nazwać.
Hanabi wydaje się raczej rozczarowana niż zła.
- Myślałam, że znasz mnie trochę lepiej.
Biorę głęboki oddech i powoli wypuszczam powietrze z płuc.
- Hanabi… To moja wina, ja cię tu sprowadziłam…
- W porządku.
Przykładam dłoń do czoła, zasłaniam oczy.
- Nie, nie jest w porządku. Przepraszam.
Środa po
południu. Po dusznym, wilgotnym ranku przyszedł deszcz. Jak zwykle o tej porze
Sakura siedziała w jaskiniach.
- Opowiedz
mi o Władcy Feudalnym Kraju Wiatru.
Sakurze
ścierpła skóra.
- Co chcesz
wiedzieć?
- Krążyły
plotki, że go zabiłaś.
Sakura
odchyliła się ma oparciu krzesła.
- Ten
daimyou był psem Akatsuki. I zginął jak pies; został uśpiony, nie zamordowany.
- Czy to ty
go zabiłaś?
Sakura
zamknęła oczy. Trzy lata temu, styczeń. Ich oczy spotkały się na ułamek
sekundy. Użyła senbon ze specjalną trucizną, która usypiała ofiarę bez
możliwości obudzenia się.
- Według
naocznych świadków było dwóch zabójców. Kim był ten drugi?
- To bez
znaczenia. Nie żyje.
- Zlecenie
dostałaś od Suigetsu?
- Tak.
- Bez
żadnych sugestii na temat tożsamości zleceniodawcy?
- Tak.
- Zabiłaś
też wszystkich shinobi pilnujących Władcy Feudalnego?
- Nie.
Skupiłam się na nim samym. Drugi zabójca zajął się całą resztą
- Łączono
cię też z innymi zamachami w tym regionie. Starszyzna Śniegu?
- Nie.
- Piąta
Hokage?
Sakura
odwróciła wzrok.
- Nie.
- Był
jeszcze ktoś, o kim powinienem wiedzieć?
Uśmiechnęła
się chłodno.
- Władca Feudalny
ci nie wystarczy?
Leżę na łóżku, wpatrując się w sufit. Jest mi zimno, ale skórę
pokrywa pot. Próbuję coś powiedzieć, ale z moich ust nie wydobywa się żaden
dźwięk. Nieświadomie oddaje mocz, który wsiąka w nierówny materac. Poruszam się
dopiero, kiedy czuję, że zaraz zwymiotuję. Ale reaguje zbyt wolno. Upadam na
kolana i rzygam na podłogę. Rzucam się w nieopanowanych torsjach, a kiedy jest
już po wszystkim, przewracam się na bok i zwijam w kłębek. Nie wiem, jak długo
tak leżę.
Najpierw wpadłam w obezwładniający letarg. Moje ciało zmieniło się
w ołów, krew ścisnęła w żyłach. Wyobrażałam sobie, jak powoli gęstnieje i
czernieje. Wraz z ta wizją pojawił się duszący strach. Przez dwa i pół roku
funkcjonowałam nie znając tego uczucia. Dążąc do osiągnięcia mechanicznej
doskonałości, potrafiłam zmienić niepokój w czujność, ból w karę. Chciałam nie
czuć nic bez względu na to, co akurat robiłam. A cokolwiek robiłam, starałam
się to robić z bezwzględną skutecznością.
Teraz, leżąc na podłodze, zlana potem, miotana nieopanowanymi
emocjami, wiem, że coś we mnie pękło. Przez dwa dni nie jestem w stanie jeść
ani pić. Moje ciało odrzuca wszystko, czym próbuję je nakarmić. Moje ciało, a
także mój umysł. Sądzę, że w pewien sposób odrzucam samą siebie. Wojna zmienia psychikę
człowieka. Na zawsze.
Nie była
wcześniej w tym pomieszczeniu. Wyglądało tak jak każde inne w podziemiach, ale
była pewna, że tu nie była.
Drzwi się
otworzyły i wszedł mężczyzna ubrany w zniszczony kombinezon ninja Konohy.
- Cześć,
Sakura. Przepraszam, że musiałaś czekać. – Sakura zesztywniała. Kotetsu Hagane?
Tutaj? W Oto? Była pewna, że nie przeżył ostatecznego ataku. – Zapewne jesteś
zdziwiona, że żyje.
- Nigdy
wcześniej cię tu nie widziałam. – Spojrzała na jego odzienie. – Kabuto pozwala
ci to nosić?
- Jestem
nowy. – Posłał jej konspiracyjny uśmiech, którego nie odwzajemniła. – Przez
jakieś cztery lata opłakiwałem Izumo i ukrywałem się w Yuki, potem krążyłem po
świecie aż dotarłem do Dźwięku. Nie wiem, nigdy nic nie mówił.
Kotetsu
wyjął notatnik i ołówek.
- Muszę
zadać ci parę pytań. To rutynowa procedura.
- Jakich
pytań?
- Głównie
osobistych. W porządku?
- Kim ty tu
w ogóle jesteś? Psychologiem?
- Kimś w tym
rodzaju.
- Wydajesz
się zdenerwowany.
- Ale nie
jestem. Możemy już zacząć?
Sakura
wzruszyła ramionami.
- Jasne. O
co chcesz mnie zapytać?
- Cóż...
Przychodzisz tu od trzech tygodni?
- I dwóch
dni.
- Co robisz
poza tym miejscem?
- To znaczy?
- Na
przykład wieczorami.
- Siedzę w
mieszkaniu. Wychodzę stąd, robię zakupy, gotuję coś w domu, czytam.
- Ani razu
nie wyszłaś gdzieś wieczorem?
Tylko raz, w
czasie drugiego tygodnia, po długim dniu, który spędziła, okłamując Kabuto na
temat zlecenia, jakie przyjęła kiedyś w Kumo. Miała ochotę się napić, wstąpiła
więc do jednego z obskurnych barów w Oto. Wybrała mały stolik przy drzwiach i
przez pół godziny obserwowała ponury widok za oknem, czekając aż alkohol ją
znieczuli.
- Niby
gdzie? Dźwięk to wioska nędzy i rozpaczy, nikt się nie przejmuje ludźmi, którzy
tutaj zamieszkali po wojnie, bo po co.
- W
porządku… tak… - mruczał Kotetsu. – Ten członek Akatsuki, z którym niegdyś
walczyłem. Hidan z Yukagakure. Według tego, co mówił Kabuto, powiedziałaś mu,
że musiałaś sypiać Hidanem, aby zdobyć jego zaufanie i uzyskać dostęp do
dokumentów.
- Sypiać?
- Uprawiać
seks.
- I co w
związku z tym?
- Jak się z
tym czułaś?
- Jak się
czułam?
- Tak.
- Obolała.
Kotetsu
oblał się rumieńcem.
- Nie o to
mi chodziło.
- Wiem, o co
ci chodziło – rzuciła Sakura. – Ale czułam się właśnie obolała. A wiesz,
dlaczego? Bo Hidan miał kutasa grubości twojego nadgarstka, i nie było w moim
ciele takiego otworu, do którego nie miałby ochoty go wsadzić. A ja mu na to
pozwalałam, ponieważ było to częścią zadania.
Kotetsu
zaczął coś pisać w swoim notatniku.
- Dobrze…
rozumiem. W porządku.
- W
porządku?
Skrzywił się
lekko.
-
Przepraszam. Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało.
- A jak? Co
chciałeś przez to wyrazić? Współczucie? Zrozumienie? A może to jednak Izumo
nosił spodnie w tym związku i…
Kotetsu
spojrzał na nią ostro, ale Sakura nie przejęła się.
- Posłuchaj,
ja tylko próbuję ci pomóc…
- Pozwól, że
opowiem ci o Hidanie. Potrafi być uroczy. Ale jest potworem. I ma szczególnie
upodobania. – Zawahała się i wbiła wzrok w swoje stopy. – Najbardziej lubił,
żebym się przed nim rozbierała. Rozbierałam się, a w tym czasie on mówił mi, co
mam robić, i ja to robiłam. Ale kończyło się zawsze tak samo. Przecinał mi
skórę na plecach w paru miejscach a potem patrzył jak krew spływa po moim
ciele. To go rajcowało. Mówił mi, jak się poruszać. A im bardziej się
podniecał, tym bardziej był agresywny. W końcu, kiedy całe plecy spływały mi
krwią, zaczynał mnie pieprzyć, w ten czy inny sposób.
Podniosła
wzrok. Kotetsu patrzył na nią, niemal nie oddychając.
- Więc,
jeśli mnie pytasz, jak się czułam, a ja mówię, że czułam się obolała, możesz to
zapisać w swoim pieprzonym notatniku. Podobnie jak całą resztę tego gówna,
które tak interesuje Kabuto.
- Słuchaj,
Sakura-chan…
Prychnęła
pogardliwie.
-
Sakura-chan? To brzmi jak... jak…
- Po prostu
staram się być miły.
- Więc
lepiej nie marnuj czasu. Twojego i mojego. Po co mnie o to wszystko pytasz? Co
ci dadzą moje odpowiedzi?
- To tylko
rutynowa procedura.
Sakura
uśmiechnęła się lekko. Oboje wiedzieli, że to kłamstwo.
-
Zastanawiałeś się kiedyś jako ninja, jak to jest zabić setki albo i tysiące
niewinnych ludzi, dzieci, matki, siostry, najbliższą rodzinę i pozostać przy
zdrowych zmysłach? Wiesz czym zajmowałam się po wojnie, musiałeś to rozważać ze
swojego punktu widzenia.
Kotetsu
najwyraźniej nie wiedział, co powiedzieć.
- Spojrzeć w
oczy dziecku, które dobrze wie, co się zaraz stanie, i wbić mu kunai w serce.
Czuć jak gorąca krew spływa ci na palce, a potem na nadgarstek. Jesteś ninja,
nie raz to przeżyłeś, ale w Liściu zawsze zabijaliśmy tylko tych, którzy zasługiwali
na śmierć. Dziecko, niewinne, bezbronne… niechciane, zlecone zabójcy przez
wujka, ojca, matkę, którzy sami nie mogli sprostać zadaniu, którzy nie
potrafili kochać… Ale to nic nie znaczy. To tylko słowa. Nigdy tego nie
zrozumiesz. – Sakura wstała, obeszła biurko i zbliżyła się do Kotetsu. – Spójrz
na siebie. Żyjesz przeszłością. Nieudolnie próbujesz odnaleźć się w brutalnej
teraźniejszości, dlatego dołączyłeś do Dźwięku. Twój kochanek nie żyje, twoi
przyjaciele nie żyją, twoja wioska została doszczętnie zniszczona…
Nie
odpowiedział. Sakura oparła się biodrem o biurko, niemal dotykając udem jego
nogi. Teraz czuła lodowaty spokój, który przychodził wraz z poczuciem pełnej
kontroli. Kotetsu był blady jak ściana.
- Znasz to…
Jesteś w kraju, gdzie toczy się wojna – wyszeptała. – Ukrywasz się w stosie
trupów. Widzisz, jak grupa shinobi z Kumo gwałci młodą kunoichi z Konohy a
potem obcina jej głowę. Głowa toczy się w twoją stronę. Jej byakugan zostaje
uśpiony, już na zawsze. Jeśli raz zobaczysz coś takiego, zostaje to na zawsze
wyryte w twojej pamięci. Pojawia się tylko pytanie, jak z tym dalej żyć?
Miał czarne
jak węgiel oczy. Dopiero teraz to zauważyła. Zupełnie nieruchome.
- Może
wiesz?
Pokręcił
głową.
- Właśnie.
Ja też nie wiem. Po prostu żyjesz. Wytrzymujesz to jakoś. Na ogół. Aż do
chwili, kiedy staje się to nie do wytrzymania. A ta chwila zawsze w końcu
nadchodzi. – Odwróciła się do niego plecami. – Nie bierz tego do siebie, to nie
twoja wina, ale nie mam zamiaru odpowiadać już na żadne z twoich żałosnych pytań.
A jeśli chodzi o Kabuto, powiedz mu co chcesz. Mam to gdzieś.
***
No i mamy czwarty rozdział. Zdjęcie Kotetsu i Izumo, dla tych z gorszą pamięcią. Nowe rozdziały będą dodawane najdłużej z dwu tygodniowymi przerwami. Oczywiście nic prócz mojego czasu nie stoi na przeszkodzie, by pojawiały się w mniejszych odstępach czasu :).