poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Rozdział 4



Pierwszy tydzień w Oto jest najgorszy. Czasami od rana rozmawiamy w jaskiniach. Jesteśmy sami. Kabuto od czasu do czasu notuje coś na papierze w taki sposób, żebym nie mogła dojrzeć, co napisał. W południe robimy przerwę na obiad, która trwa zwykle około godziny, a następnie pracujemy do wieczora. Spędzam mnóstwo czasu w podziemiach co wywołuje we mnie klaustrofobie.
Na początku padają ogólne pytania; Kabuto układa wszystko, co zaszło po porwaniu Piątej Mizukage, w porządku chronologicznym. Właściwie nie mam nic przeciw temu. Później, kiedy wchodzi w szczegóły, zaczynam kłamać. Nie cały czas, tylko w sprawach, które mają znaczenie. Rzucam kilka ochłapów, nie mam jednak zamiaru dzielić się z nim najlepszymi kąskami.
- Tracisz czas – mówię rano piątego dnia. – Nie masz pojęcia, czy to, co ci opowiadam, jest prawdą.
- Dowiem się tego, możesz mi wierzyć.
- Jeśli ci na to pozwolę.
I czasami pozwalam. Mimo iż instynkt podpowiada mi, by wszystko zachować dla siebie, robię pewne wyjątki. Chcę by wiedział, że osoba, którą się stałam, była lepsza ni ta stworzona przez Dźwięk. Opisując jednak, jak przeniknęłam do pilnie strzeżonego budynku starszyzny Takigakure i z zimną krwią ich zamordowałam, słyszę w moim głosie dumę. Kabuto udaje, że tego nie zauważa. Z zadowoleniem też opowiadam mu, jak niemal tydzień spędziłam na prażących słońcem pustyniach kraju Wiatru nieopodal Suny, by w końcu dotrzeć do kryjówki pewnego zdrajcy z Kirigakure i przebić jego serce kataną.
W piątek po południu Kabuto mówi:
- Suigetsu zajmował się też twoimi sprawami finansowymi, prawda?
- Suigetsu jest informatorem i pośrednikiem, a nie księgowym czy bankierem.
- Ale negocjował dla ciebie warunki?
- Tak.
- Ile dzięki temu zarobiłaś?
- To nie twój interes.
- Owszem, teraz już także mój.
Lekceważąco wzruszam ramionami.
- Znacznie więcej niż przy tobie.
Oj, zdenerwował się.
Uśmiecham się drwiąco.
- Znacznie więcej.

Zaczyna się drugi tydzień. Czasem jestem przygaszona i milcząca, czasami gotowa do sprzeczki. Kłócimy się zwykle kilka razy dziennie, przez co mam okazję przypomnieć sobie najgorsze wyrażenia z mojego słownika. W czwartek po południu, po bardzo gwałtownej wymianie zdań, wybiegam z groty, z kukiem zatrzaskując za sobą drzwi. Zwalniam dopiero po wyjściu na świeże powietrze. Gdy dochodzę do cywilizacji dogania mnie Hanabi. Podchodzi ostrożnie, jakby się bała, że ją pogryzę.
- Sakura?
Idę, ale nie wiem, dokąd iść.
- Co?
- Wszystko w porządku?
- A co to ciebie, kurwa, obchodzi?
- Hej…
- Co to ma być? Dobry ninja, zły ninja? Będziesz mi tu słodzić, a później polecisz do niego i powtórzysz wszystko, co ci powiedziałam?
- Naprawdę tak myślisz?
Nie myślałam.
- Pracujesz dla Dźwięku, prawda? Jesteś częścią tej… organizacji? Bo wioską tego nie można nazwać.
Hanabi wydaje się raczej rozczarowana niż zła.
- Myślałam, że znasz mnie trochę lepiej.
Biorę głęboki oddech i powoli wypuszczam powietrze z płuc.
- Hanabi… To moja wina, ja cię tu sprowadziłam…
- W porządku.
Przykładam dłoń do czoła, zasłaniam oczy.
- Nie, nie jest w porządku. Przepraszam.



Środa po południu. Po dusznym, wilgotnym ranku przyszedł deszcz. Jak zwykle o tej porze Sakura siedziała w jaskiniach.
- Opowiedz mi o Władcy Feudalnym Kraju Wiatru.
Sakurze ścierpła skóra.
- Co chcesz wiedzieć?
- Krążyły plotki, że go zabiłaś.
Sakura odchyliła się ma oparciu krzesła.
- Ten daimyou był psem Akatsuki. I zginął jak pies; został uśpiony, nie zamordowany.
- Czy to ty go zabiłaś?
Sakura zamknęła oczy. Trzy lata temu, styczeń. Ich oczy spotkały się na ułamek sekundy. Użyła senbon ze specjalną trucizną, która usypiała ofiarę bez możliwości obudzenia się.
- Według naocznych świadków było dwóch zabójców. Kim był ten drugi?
- To bez znaczenia. Nie żyje.
- Zlecenie dostałaś od Suigetsu?
- Tak.
- Bez żadnych sugestii na temat tożsamości zleceniodawcy?
- Tak.
- Zabiłaś też wszystkich shinobi pilnujących Władcy Feudalnego?
- Nie. Skupiłam się na nim samym. Drugi zabójca zajął się całą resztą
- Łączono cię też z innymi zamachami w tym regionie. Starszyzna Śniegu?
- Nie.
- Piąta Hokage?
Sakura odwróciła wzrok.
- Nie.
- Był jeszcze ktoś, o kim powinienem wiedzieć?
Uśmiechnęła się chłodno.
- Władca Feudalny ci nie wystarczy?



Leżę na łóżku, wpatrując się w sufit. Jest mi zimno, ale skórę pokrywa pot. Próbuję coś powiedzieć, ale z moich ust nie wydobywa się żaden dźwięk. Nieświadomie oddaje mocz, który wsiąka w nierówny materac. Poruszam się dopiero, kiedy czuję, że zaraz zwymiotuję. Ale reaguje zbyt wolno. Upadam na kolana i rzygam na podłogę. Rzucam się w nieopanowanych torsjach, a kiedy jest już po wszystkim, przewracam się na bok i zwijam w kłębek. Nie wiem, jak długo tak leżę.

Najpierw wpadłam w obezwładniający letarg. Moje ciało zmieniło się w ołów, krew ścisnęła w żyłach. Wyobrażałam sobie, jak powoli gęstnieje i czernieje. Wraz z ta wizją pojawił się duszący strach. Przez dwa i pół roku funkcjonowałam nie znając tego uczucia. Dążąc do osiągnięcia mechanicznej doskonałości, potrafiłam zmienić niepokój w czujność, ból w karę. Chciałam nie czuć nic bez względu na to, co akurat robiłam. A cokolwiek robiłam, starałam się to robić z bezwzględną skutecznością.
Teraz, leżąc na podłodze, zlana potem, miotana nieopanowanymi emocjami, wiem, że coś we mnie pękło. Przez dwa dni nie jestem w stanie jeść ani pić. Moje ciało odrzuca wszystko, czym próbuję je nakarmić. Moje ciało, a także mój umysł. Sądzę, że w pewien sposób odrzucam samą siebie. Wojna zmienia psychikę człowieka. Na zawsze.

Nie była wcześniej w tym pomieszczeniu. Wyglądało tak jak każde inne w podziemiach, ale była pewna, że tu nie była.
Drzwi się otworzyły i wszedł mężczyzna ubrany w zniszczony kombinezon ninja Konohy.
- Cześć, Sakura. Przepraszam, że musiałaś czekać. – Sakura zesztywniała. Kotetsu Hagane? Tutaj? W Oto? Była pewna, że nie przeżył ostatecznego ataku. – Zapewne jesteś zdziwiona, że żyje.
- Nigdy wcześniej cię tu nie widziałam. – Spojrzała na jego odzienie. – Kabuto pozwala ci to nosić?
- Jestem nowy. – Posłał jej konspiracyjny uśmiech, którego nie odwzajemniła. – Przez jakieś cztery lata opłakiwałem Izumo i ukrywałem się w Yuki, potem krążyłem po świecie aż dotarłem do Dźwięku. Nie wiem, nigdy nic nie mówił.
Kotetsu wyjął notatnik i ołówek.
- Muszę zadać ci parę pytań. To rutynowa procedura.
- Jakich pytań?
- Głównie osobistych. W porządku?
- Kim ty tu w ogóle jesteś? Psychologiem?
- Kimś w tym rodzaju.
- Wydajesz się zdenerwowany.
- Ale nie jestem. Możemy już zacząć?
Sakura wzruszyła ramionami.
- Jasne. O co chcesz mnie zapytać?
- Cóż... Przychodzisz tu od trzech tygodni?
- I dwóch dni.
- Co robisz poza tym miejscem?
- To znaczy?
- Na przykład wieczorami.
- Siedzę w mieszkaniu. Wychodzę stąd, robię zakupy, gotuję coś w domu, czytam.
- Ani razu nie wyszłaś gdzieś wieczorem?
Tylko raz, w czasie drugiego tygodnia, po długim dniu, który spędziła, okłamując Kabuto na temat zlecenia, jakie przyjęła kiedyś w Kumo. Miała ochotę się napić, wstąpiła więc do jednego z obskurnych barów w Oto. Wybrała mały stolik przy drzwiach i przez pół godziny obserwowała ponury widok za oknem, czekając aż alkohol ją znieczuli.
- Niby gdzie? Dźwięk to wioska nędzy i rozpaczy, nikt się nie przejmuje ludźmi, którzy tutaj zamieszkali po wojnie, bo po co.
- W porządku… tak… - mruczał Kotetsu. – Ten członek Akatsuki, z którym niegdyś walczyłem. Hidan z Yukagakure. Według tego, co mówił Kabuto, powiedziałaś mu, że musiałaś sypiać Hidanem, aby zdobyć jego zaufanie i uzyskać dostęp do dokumentów.
- Sypiać?
- Uprawiać seks.
- I co w związku z tym?
- Jak się z tym czułaś?
- Jak się czułam?
- Tak.
- Obolała.
Kotetsu oblał się rumieńcem.
- Nie o to mi chodziło.
- Wiem, o co ci chodziło – rzuciła Sakura. – Ale czułam się właśnie obolała. A wiesz, dlaczego? Bo Hidan miał kutasa grubości twojego nadgarstka, i nie było w moim ciele takiego otworu, do którego nie miałby ochoty go wsadzić. A ja mu na to pozwalałam, ponieważ było to częścią zadania.
Kotetsu zaczął coś pisać w swoim notatniku.
- Dobrze… rozumiem. W porządku.
- W porządku?
Skrzywił się lekko.
- Przepraszam. Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało.
- A jak? Co chciałeś przez to wyrazić? Współczucie? Zrozumienie? A może to jednak Izumo nosił spodnie w tym związku i…
Kotetsu spojrzał na nią ostro, ale Sakura nie przejęła się.
- Posłuchaj, ja tylko próbuję ci pomóc…
- Pozwól, że opowiem ci o Hidanie. Potrafi być uroczy. Ale jest potworem. I ma szczególnie upodobania. – Zawahała się i wbiła wzrok w swoje stopy. – Najbardziej lubił, żebym się przed nim rozbierała. Rozbierałam się, a w tym czasie on mówił mi, co mam robić, i ja to robiłam. Ale kończyło się zawsze tak samo. Przecinał mi skórę na plecach w paru miejscach a potem patrzył jak krew spływa po moim ciele. To go rajcowało. Mówił mi, jak się poruszać. A im bardziej się podniecał, tym bardziej był agresywny. W końcu, kiedy całe plecy spływały mi krwią, zaczynał mnie pieprzyć, w ten czy inny sposób.
Podniosła wzrok. Kotetsu patrzył na nią, niemal nie oddychając.
- Więc, jeśli mnie pytasz, jak się czułam, a ja mówię, że czułam się obolała, możesz to zapisać w swoim pieprzonym notatniku. Podobnie jak całą resztę tego gówna, które tak interesuje Kabuto.
- Słuchaj, Sakura-chan…
Prychnęła pogardliwie.
- Sakura-chan? To brzmi jak... jak…
- Po prostu staram się być miły.
- Więc lepiej nie marnuj czasu. Twojego i mojego. Po co mnie o to wszystko pytasz? Co ci dadzą moje odpowiedzi?
- To tylko rutynowa procedura.
Sakura uśmiechnęła się lekko. Oboje wiedzieli, że to kłamstwo.
- Zastanawiałeś się kiedyś jako ninja, jak to jest zabić setki albo i tysiące niewinnych ludzi, dzieci, matki, siostry, najbliższą rodzinę i pozostać przy zdrowych zmysłach? Wiesz czym zajmowałam się po wojnie, musiałeś to rozważać ze swojego punktu widzenia.
Kotetsu najwyraźniej nie wiedział, co powiedzieć.
- Spojrzeć w oczy dziecku, które dobrze wie, co się zaraz stanie, i wbić mu kunai w serce. Czuć jak gorąca krew spływa ci na palce, a potem na nadgarstek. Jesteś ninja, nie raz to przeżyłeś, ale w Liściu zawsze zabijaliśmy tylko tych, którzy zasługiwali na śmierć. Dziecko, niewinne, bezbronne… niechciane, zlecone zabójcy przez wujka, ojca, matkę, którzy sami nie mogli sprostać zadaniu, którzy nie potrafili kochać… Ale to nic nie znaczy. To tylko słowa. Nigdy tego nie zrozumiesz. – Sakura wstała, obeszła biurko i zbliżyła się do Kotetsu. – Spójrz na siebie. Żyjesz przeszłością. Nieudolnie próbujesz odnaleźć się w brutalnej teraźniejszości, dlatego dołączyłeś do Dźwięku. Twój kochanek nie żyje, twoi przyjaciele nie żyją, twoja wioska została doszczętnie zniszczona…
Nie odpowiedział. Sakura oparła się biodrem o biurko, niemal dotykając udem jego nogi. Teraz czuła lodowaty spokój, który przychodził wraz z poczuciem pełnej kontroli. Kotetsu był blady jak ściana.
- Znasz to… Jesteś w kraju, gdzie toczy się wojna – wyszeptała. – Ukrywasz się w stosie trupów. Widzisz, jak grupa shinobi z Kumo gwałci młodą kunoichi z Konohy a potem obcina jej głowę. Głowa toczy się w twoją stronę. Jej byakugan zostaje uśpiony, już na zawsze. Jeśli raz zobaczysz coś takiego, zostaje to na zawsze wyryte w twojej pamięci. Pojawia się tylko pytanie, jak z tym dalej żyć?
Miał czarne jak węgiel oczy. Dopiero teraz to zauważyła. Zupełnie nieruchome.
- Może wiesz?
Pokręcił głową.
- Właśnie. Ja też nie wiem. Po prostu żyjesz. Wytrzymujesz to jakoś. Na ogół. Aż do chwili, kiedy staje się to nie do wytrzymania. A ta chwila zawsze w końcu nadchodzi. – Odwróciła się do niego plecami. – Nie bierz tego do siebie, to nie twoja wina, ale nie mam zamiaru odpowiadać już na żadne z twoich żałosnych pytań. A jeśli chodzi o Kabuto, powiedz mu co chcesz. Mam to gdzieś.









***









No i mamy czwarty rozdział. Zdjęcie Kotetsu i Izumo, dla tych z gorszą pamięcią. Nowe rozdziały będą dodawane najdłużej z dwu tygodniowymi przerwami. Oczywiście nic prócz mojego czasu nie stoi na przeszkodzie, by pojawiały się w mniejszych odstępach czasu :). 
 

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Rozdział 3

 
Sakura nigdy nie przypuszczała, że widok Dźwięku wywoła w niej jakiekolwiek emocje. A jednak czuła dziwny ucisk w piersi. Nie widziała tych górzystych terenów od czterech lat i wcale za tym widokiem nie tęskniła.
Po chwili doszła do skalnej jaskini. Powietrze z każdym krokiem wgłęb niej było bardziej wilgotne i gorące, a w powietrzu unosił się zapach zgnilizny. Podążając dobrze znaną drogą skręciła w lewo i zeszła na niższe poziomy podziemnego labiryntu. Dotarła do kolejnego rozwidlenia i skręciła w prawo. Stanęła przed mosiężnymi drzwiami. Otworzyła je i weszła. Kabuto stał przy regale ze zwojami, które oświetlało słabe światło świec.
- Nie uznajesz pukania?
- Nie uznaję nic. Już nic.
- Na odgrywanie zbuntowanej nastolatki jesteś już trochę za stara, Sakura.
- A na emeryturę za młoda?
Chyba nic się nie zmieniło: półki pełne ksiąg i zwojów po obu stronach pokoju, stara sofa, mapa Kraju Ognia w rogu.
- Co ci się stało w rękę? – spytał Kabuto.
- Zacięłam się przy goleniu.
Zignorował to i odsunął się od regału. Dziwne, ale tu, na własnym terenie, wydawał się bardziej czujny.
- Podjęłaś słuszną decyzje, wiesz o tym.
- Kiedyś musiało się to stać.
Przesunął w jej stronę leżącą na biurku kopertę. Sakura podniosła ją i wyczuła klucze. Na wierzchu napisany był adres.
- Tam teraz będziesz mieszkać – powiedział Kabuto. – Mieszkanie jest umeblowane. Zaczynamy w poniedziałek o dziewiątej rano. Masz cały weekend, żeby się zadomowić
Sakura uśmiechnęła się bez cienia wesołości czy ciepła.
- Zabierze mi to więcej niż jeden weekend. Co najmniej kilka lat.

Trzypokojowe mieszkanie znajdowało się na ostatnim piętrze pięciopiętrowego budynku. Było brudno i unosił się zapach stęchlizny. Sakura rzuciła swój plecak na podłogę w przedpokoju i otworzyła okna, by wpuścić trochę świeżego powietrza
Drewniana podłoga oraz ściany, na oknach nie było zasłon, tylko żaluzje. Sakura odkręciła kran w łazience, popłynęła gorąca woda. Zajrzała do szafek. W jednej zobaczyła jakiś słoik i do połowy opróżnioną torbę z pełnoziarnistym ryżem. W większej sypialni stało niskie podwójne łóżko z materacem twardym jak beton, przykryte śnieżnobiałą narzutą.
W salonie ustawiono kanapę i stolik do kawy z blatem z grubego szkła. Na półkach książki w miękkich okładkach. Zdecydowanie było to mieszkanie mężczyzny, pomyślała Sakura.

W podziemnej siedzibie Kabuto i jego zwolenników panował nieznośny zaduch. Sakura czekała w sali konferencyjnej, która niczym nie różniła się od innych wyrytych w skale pomieszczeń w podziemiach.
- Witaj, Sakura.
Odwróciła się i zobaczyła stojącą w drzwiach Hanabi Hyuuge. Była trochę wyższa niż cztery lata temu, przez co wyglądała doroślej.
- Hanabi.
- Przykro mi znowu cię tu widzieć.
- Nawzajem.
Uśmiechnęły się. Mimo dzielących je lat całkiem dobrze się dogadywały w przeszłości, a Sakura zajęła się szesnasto letnią Hyuugą, kiedy cała jej rodzina zginęła w trakcie napadu na jej klan. Razem dołączyły do Dźwięku, a teraz po czterech latach spotkały się ponownie.
- Dobrze wyglądasz.
- Ty także.
Kiedy do pomieszczenia wszedł Kabuto, Hanabi wyszła, zabierając ze sobą ciepło. Usiadł przy jednym końcu stołu, Sakura zajęła miejsce po przeciwnej stronie. Nie było żadnych uprzejmości. Podał jej zdjęcie: czarno-biały portret mężczyzny wyglądającego na około pięćdziesiąt lat, o pociągłej twarzy, z dużą blizną na policzku, którą zakrywały po części dość duże zmarszczki. Jedno oko było zakryte opaską Chmury, co przypominało Sakurze o jej sensei, Kakashim.
- To Sinobi Gashir. Były ninja Kumo, który przeszedł do nas, a następne dość wcześnie na emeryturę. Możesz go kojarzyć, został wyznaczony przez Kraj Pioruna do podpisania traktatu pokojowego z Konohą jakieś 14 lat temu. – Kabuto poruszył się niespokojnie. – Niestety popadł w kłopoty z alkoholem i cóż… zaczął tracić efektywność. Tłumaczył to wspomnieniami z wojny.
- Zupełnie nie rozumiem, jak coś takiego może się przytrafić komuś, kto tu pracuje.
- W przeszłości był bardzo skuteczny. To częściowo wyjaśnia, dlaczego, przez wzgląd na źle pojętą lojalność, zatrudnialiśmy go nadal, choć nieformalnie i tylko w ograniczonym zakresie. Dla obu stron było to korzystne rozwiązanie; on dorabiał do swojej haniebnie niskiej emerytury, a my mieliśmy człowieka, od czasu do czasu wykonującego jakieś zadanie, które lepiej było powierzyć komuś z zewnątrz. Dlatego właśnie trzy miesiące temu wybrałem Gashira, by załatwił dla mnie pewną sprawę w Kumo.
Kabuto podał jej jeszcze jedno zdjęcie. Sakura zdziwiła się lekko widząc byłego sensei trójki rodzeństwa z Suny. Przyjrzała się dokładniej mężczyźnie. Upływający czas i wojna nie były dla niego łaskawe, wyglądał starzej niż powinien. Miał też więcej tatuażów na twarzy niż kiedy go ostatnim razem widziała, czyli… dwanaście lat temu.
- Baki, po twoim wyrazie twarzy zgaduje, że go znasz. Nie wiesz jednak, że od jakichś sześciu lat, kiedy wojna zaczynała cichnąć, zaczął specjalizować się w handlu zakazanymi jutsu i bardzo interesującą bronią, nad którą ostatnio pracowali specjaliści z Amegakure oraz Kusogakure. Kręcił się ostatnio po okolicach Oto, podejrzewamy, że chciał skrócić drogę z Ame do Kumo. W każdym razie dwóch naszych ninja zatrzymało go. Znając jego reputacje, spodziewali się, że będzie miał przy sobie jakieś zwoje z tajnymi jutsu. Zamiast tego jednak znaleźli przy nim tak zwany purutoniumu-239. Tysiąc siedemset pięćdziesiąt gramów dziewięćdziesięcioczteroprocentowego purutoniumu-239. Wiesz, dlaczego ma to znaczenie?
Sakura pokręciła głową.
- Wszystko powyżej dziewięćdziesięciu trzech procent jest klasyfikowane jako broń. Co więcej, wystarczy około ośmiu kilogramów do wytworzenia broni nuklearnej. Baki miał przy sobie także pewną ilość richiumu-6, który zwiększa siłę rażenia bomb, choć sam w sobie nie jest radioaktywny.
- Co handlarz zakazanych jutsu mógł robić z bronią nuklearną?
- Dobre pytanie.
- A jak odpowiedział na nie Baki?
- Nie odpowiedział. Umarł.
Sakura uniosła jedną brew.
- Kiedy go zatrzymali, w tej samej chwili? Twoi ninja go zabili?
- Nie, uciekł. Dzień później w Chmurze.
- Jak?
- Na zawał serca.
Spojrzała na zdjęcie. Baki wyglądał na najwyżej czterdzieści pięć lat.
- Zawał?
Kabuto kiwnął głową.
- Sztucznie wywołany. Podczas sekcji zwłok odkryto niewielkie nakłucie na jego lewym nadgarstku. Jestem prawie pewny, że sam się zabił. Który shinobi wykonałby zadanie w ten sposób? Kiri? Teoretycznie zmiecione z powierzchni ziemi…
- Jakby nic go nie obchodziło.
- Albo jakby bardzo go obchodziło.
- Ale zrobić coś takiego bez zmrużenia oka?
Sakura nie odrywała wzroku od zdjęcia Bakiego.
- Wiemy już, że był pierwszym z pięciu kurierów, z których dwóch ma związki z Suną. O pozostałych trzech nie wiemy nic. Akcja została wstrzymana po jego śmierci. Jeśli chodzi o pochodzenie purutoniumu-239, nasi ludzie dotarli do Deszczu. Pojawiła się jedna informacja. Lider Akatsuki. Pewnie coś ci to mówi, prawda? Potem nasi szpiedzy dowiedzieli się, że Akatsuki interesuje się owym przemytem broni nuklearnej. I – uwaga, uwaga – spotkali się z naszym podstawionym człowiekiem przez pośrednika Aoi Rokushou, który swoją drogą przyłączył się do Suny po ucieczce i zdradzeniu Akatsuki. Cóż, plan był dość prosty. Udając jednego z kurierów, Gashir spotkał się z Rokushou w Chmurze. Podczas tego spotkania Rokushou miał mu dać zwój zawierający informacje o Ame i Kuso, który zażądaliśmy w zamian za transakcje bronią, która tak czy inaczej nie doszłaby do skutku. O ile wiemy, spotkanie odbyło się zgodnie z planem. Jednak kiedy wyszli z baru, które Rokushou wybrał na miejsce spotkania…
Kabuto podał jej kolejne zdjęcie. Dwa ciała leżały twarzami do ziemi, jedno na chodniku, drugie w ścieku przy krawężniku. Krew na zdjęciu wydawała się niemal czarna. Sakura nie odrywała wzroku od zdjęcia, wiedziała, że Kabuto patrzy na nią.
- Przy żadnym z ciał nie znaleziono zwoju. Nikt nie widział, by shinobi, który ich zabił przeszukiwał któregoś z nich. Możliwe, że zwój zabrano później lub zastosowano jakieś wyjątkowo dobre genjustsu maskujące. Na pewno wiemy tylko, że teraz znajduje się on w posiadaniu Daruiego z Kumo.
- Nigdy o nim nie słyszałam.
- Słyszałaś. Generał dywizjonu w trakcie IV Wielkiej Wojnie Shinobi, spokrewniony z Raikage i aktualnie kandydat na nowego.
- Racja, pamiętam. Co go łączy z tą sprawą?
- To samo, co ze wszystkimi innym. Władza. Nie wiemy, jak przejął zwój, ale możesz być pewna, że go wykorzysta,
- Jak?
- Sprzeda go za niebotyczną sumę albo użyje jako narzędzia wpływu. Tak czy inaczej, zwój jest walutą. Nie możemy na to pozwolić.
- Więc Darui jest celem?
- Celem jest zwój. Jeśli Darui wejdzie nam w drogę… trudno, to już jego problem.
- Więc na tym polega zadanie, tak? Chodzi o zwój.
Kabuto spojrzał na nią ostro.
- Morderca Sinobiego Gashira musi ponieść karę. To nie jest kwestia zemsty, ale pewnego przesłania. No i jest jeszcze Lider Akatsuki. Nie wiemy na pewno, czy purutoniumu-239, który przemycał Baki, miał dotrzeć właśnie tutaj, czy też skrócił sobie drogę z Ame do Kumo. Zakładamy najgorsze. Musimy więc dowiedzieć się kto jest Liderem Akatsuki, i kto jest celem.
- I co dalej?
- Przywódca Akatsuki, tak długo, jak będzie żył, stanowi zagrożenie. Problem w tym, że gdybyśmy po prostu chcieli znaleźć jakiegoś członka Brzasku, byłoby to dość łatwe. Ale my musimy dowiedzieć się kto nimi kieruje.
- Chyba nie nadążam, nie domyślasz się kto to?
- Zawęziliśmy grupę do dwóch shinobi, jednym z nich jest Uchiha Itachi. Do czasu, kiedy będziesz gotowa, dowiemy się, który to ninja.
- A jeśli nie?
- Zawsze zostaje opcja, która wyklucza pomyłkę.
- Załatwić obydwu?
- Światu nie będzie brakowało żadnego z nich.
- Czy ten Lider lub ktoś inny z Akatsuki mógł zabić Gashira i Rokushou?
Kabuto spojrzał na nią z ukosa.
- Nie wiem. Ty mi powiedz.
- Co masz na myśli?
Kabuto spojrzał na zdjęcie.
- Był jeden zabójca, który bez problemu zbiegł, obaj shinobi zginęli nim zdążyli zareagować. Byli świadkowie, ale ich zeznania bardzo się między sobą różnią. Padał ulewny deszcz. Popołudnie było ciemne. Ninja, który ich zabił miał na sobie coś czarnego, szarego albo granatowego, prawdopodobnie płaszcz z kapturem, częściowo zasłaniającym twarz. Jeśli chodzi o jego wygląd, nie mamy prawie nic, czego można by się uchwycić. Szczupłej budowy ciała, wzrost metr sześćdziesiąt jeden a metr osiemdziesiąt… powiedzmy, metr siedemdziesiąt pięć, był mniej więcej twojego wzrostu.
Twarz Kabuto częściowo skrywał cień. Widziała w jego oczach drgające odbicie płomieni świec.
- To mógł być mężczyzna – powiedział, patrząc jej prosto w oczy. – To mogła być kobieta. – Nachylił się w jej stronę i na jego twarz padło mdłe światło. – Czy coś z tego, co powiedziałem, wydaje ci się znajome?
Sakura z niedowierzaniem zmarszczyła brwi.
- Myślisz, że ja miałam z tym coś wspólnego?
- Krążą plotki, że…
- Chyba oszalałeś.
- Naprawdę?
- Mówisz poważnie?
- Zawsze.
- Ale nie jesteś w stanie tego udowodnić, prawda?
Kabuto uśmiechnął się zimno.
- Nie muszę. To ty masz mi coś udowodnić.



Porwanie Mizukage było ostatnim zadaniem wykonanym przeze mnie dla Dźwięku. W chaosie, jaki potem zapanował, udało mi się zniknąć. I to powinien być koniec. Ale zamiast tego przez kolejne dwa i pół roku zajmowałam się zleceniami bardziej niż kiedykolwiek przedtem. Zgodnie z zasadą, według której życie naśladuje sztukę, stałam się profesjonalnym zabójcą.
Dziś, siedząc w tym pokoju, widzę wyraźnie, w jaki sposób Oto zmieniło mnie w osobę, którą jestem, i rozumiem ten proces, choć budzi we mnie odrazę. Nie rozumiem jednak, dlaczego wcieliłam się w nią bez reszty z chwilą, kiedy wreszcie mogłam się od niej uwolnić. Kabuto także tego nie rozumie. Dlatego właśnie zastanawia się, czy to ja zabiłam Sinobiego Gashira i Aoi’ego Rokushou. Dwa lata temu nie zawahałabym się, jeśli tylko warunki umowy by mi odpowiadały. Więc dlaczego teraz nie potrafię tego zrobić?
Widzę, do czego to wszystko prowadzi. Muszę znaleźć winnego, by oczyścić siebie. Kabuto twierdzi, że chce wiedzieć kim jest Lider Akatsuki i odnaleźć zwój z informacjami o Ame i Kuso, ale naprawdę szuka zabójcy z Kumo. Chce pokazać, że Dźwięku nie można lekceważyć, i tylko w ten sposób może się z tym uporać. Ktoś musi za to zapłacić. Życie za życie.



- Dużo trenowałaś by odkryś w sobie moc władania trzecim żywiołem chakry – suiton. Po co?
- Chciałam być skuteczniejsza w walce z katon.
- Ktoś ci w tym pomagał?
- Suigetsu.
- Byłaś w kontakcie z Suigetsu?
Nuta zdumienia w głosie Kabuto zaskoczyła Sakure.
- Tak.
- Wiesz, gdzie ukrywa się Taka?
- Oczywiście, że nie.
Suigetsu, przed wojną jeden z sprzymierzeńców Sasuke, później członek Akatsuki. Teraz handlarz informacją. Sprzedający za pieniądze informacje i plotki. Taka przetrwała do dziś, ale nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie wyszła z ukrycia. Niektórzy twierdzą, że organizacja, która długo po wojnie zbierała żniwa w Liściu i tworzyła potężne wojsko, zaszyła się gdzieś w okolicach Yukigakure. Inni twierdzą, że mają swoją siedzibę gdzieś w Kuso albo nawet w samych poziemnych jaskiniach Konohy.
- Opowiedz mi o tym.
- Po porwaniu Mizukage spotkałam go w jednym z barów w Kuso. Zaczęliśmy rozmawiać, oczywiście obydwoje byliśmy bardzo ostrożni jako, że i ja, i Suigetsu wiedzieliśmy nawzajem o naszej tożsamości. W końcu powiedział, że ma dla mnie zlecenie, jeśli jestem zainteresowana.
- I jak się rozwijała współpraca?
- Doszliśmy do porozumienia. Zgaduję, że odwalałam brudną robotę za Take, chociaż nigdy o niczym takim nie wspominał. W każdym razie zgodziłam się, by działał w moim imieniu. Było to korzystne, bo oznaczało, że nigdy nie musiałam spotykać się z klientami osobiście. Mogłam zachować anonimowość.
- Płaciłaś mu, jak przypuszczam?
- Brał piętnaście procent od sum, jakie wynegocjował w moim imieniu. Poza tym oferował też oddzielne usługi, które kupowałam oddzielnie.
- Na przykład jakie?
- Informacje, ogólnie albo szczegółowe. Bezpieczne kontakty w różnych krajach, wioskach. I tym podobne. Myślę, że Taka ma dość dużą rozwiniętą sieć kontaktów. Nie zdziwiłabym się gdyby pewnego dnia wyszli z ukrycia…
- Nigdy cię to niepokoiło?
- Raczej nie. Wiesz, jak potrzebne są dochody po wojnie. Każda osada stara się odbudować jak może, każdy potrzebuje teraz jak najwięcej. Gdyby coś mi się stało, Suigetsu straciłby pieniądze. A on tego bardzo nie lubi.
- Jak my wszyscy, czyż nie?
Zaskoczył ją ton jego głosu, więc nie odpowiedziała.
- Wiesz, o czym mówię, prawda?
Wiedziała doskonale.
- Nie.
- O dwudziestu milionach i osiemdziesięciu tysiącach  jenów, plus minus jakieś drobniaki.
- Zarobiłam te pieniądze.
- Te pieniądze należały do Dźwięku.
- Należały do mnie.
- A ty należałaś do nas.
- Do nikogo nie należałam. Ani wtedy, ani teraz.
Rzucił jej mordercze spojrzenie.
- Zwrócisz te pieniądze.
- Chcesz się założyć?
- To my cię stworzyliśmy.
- A to, co działo się po porwaniu Mizukage?
- Mówimy o jenach zarobionych przed Mizukage.
- Wiesz co? Przed Mizukage, po Mizukage… nie obchodzi mnie to, co ty o tym sądzisz. Jeśli chcesz odzyskać pieniądze, będziesz musiał się mnie pozbyć.










 ***









 I mamy trzy rozdziały za sobą! Dziękuję za komentarze pod poprzednimi postami. Znalazłam bardzo ładny fanart przedstawiający Hanabi starszą niż w m&a, TUTAJ link. Przypominam, że akcja opowiadania dzieje się jakieś jedenaście lat po aktualnych wydarzeniach w mandze :). Czyli młoda Hyuuga ma tutaj 21 lat, Sakura 27, Kabuto 33 itd. Do następnego rozdziału!