koi wa
moumoku – miłość jest ślepa
Kochali się bez pośpiechu, ale popołudnie
było upalne, więc wkrótce ich ciała pokryły się potem. Sai był wysokim
mężczyzną, na jego umięśnionym ciele nie było ani grama tłuszczu. Miał ciemne
włosy, jasną skórę i tatuaż w kształcie smoka na lewym ramieniu.
Ona natomiast nigdy jeszcze nie była tak
apetyczna. Krągłe piersi, delikatna linia brzucha, dołeczki nad pulchnymi
pośladkami. Nie obcinała włosów; teraz gęste i długie, sięgały aż do połowy
pleców. Jasną zazwyczaj skórę opaliło letnie słońce, zdrowa dieta poprawiła
cerę.
Mała sypialnia na pierwszym piętrze miała
wysoki sufit i podłogę z wygładzonych przez czas desek, na której leżały dwa
podniszczone dywaniki i stało wąskie podwójne łóżko z ramą z kutego żelaza.
Sai leżał na plecach, Sakura siedziała na
nim, obejmując jego ciało udami. Poruszała się powoli w przód i w tył, muskając
palcami jego brzuch i klatkę piersiową. Milczeli oboje, żaden powiew nie
chłodził ich rozgrzanych ciał. Sakura skończyła, odrzuciła głowę do tyłu, zamknęła oczy i przygryzła dolną wargę.
Później stanęła przy oknie, naga i
wilgotna. Patrzyła na ziemię ciągnącą się od małego domku, w którym przez
ostatni czas mieszkała, aż do wielkich skalistych gór, które były czymś na
porządku dziennym w Iwa-Gakure. Dopiero za nimi, zaczynał się prawdziwy świat.
- Ubiegłej nocy w całej dolinie ujadały
hieny.
Mężczyzna podniósł się nieco. Sprężyny
materaca zaskrzypiały.
- Nie mogłaś spać?
Kiwnęła głową.
- Niektóre wyły.
- Powinnaś była zostać u mnie na noc.
- Właściwie to mi się podobało. Było tak…
smutno. – Założyła ręce na piersi. – Smutno, ale pięknie.
- Zobaczymy się później?
- Jeśli chcesz.
- A ty chcesz?
- Jak myślisz?
- Nie wiem. Nigdy nie wiem, co myślisz.
- Więc szczęściarz z ciebie.
Sai wychodzi. Stoję na
podwórku przed domem i patrzę, jak jednym machnięciem pędzla rysuje smoka i
przyzywa go by odlecieć. Potem wchodzę do domu, żeby zrobić herbatę. W kuchni
jest chłodno i ciemno. Kamienna podłoga i ściany, ciężki dębowy stół otoczony ławami.
Przy małym kwadratowym okienku nad zlewem brzęczą pszczoły. Szerokie oszklone
drzwi prowadzą na taras. Za domem wzgórza porastają drzewka oliwne.
Farma należy do
trzydziestopięcioletniego inwestora , który osiemnaście miesięcy temu został
przeniesiony z Iwy do Kiri. Dach miejscami przecieka, tynk odpada, drzwi i okna
się wypaczyły. Ale mnie to nie przeszkadza. Nawet mi się podoba. Tak jest
bardziej jak w domu. Z drugiej strony jednak, co ja mogę o tym wiedzieć?
Mieszkałam w tylu miejscach, że sama nie potrafię ich zliczyć, ale żadne z nich
nie było moim domem. Nie miałam domu od rozpoczęcia wojny.
Kiedy herbata jest
gotowa, wychodzę z kubkiem na zewnątrz. Zapach lata jest równie intensywny jak
jego barwa. Zanurzam się w woń lawendy i cytrusów. Uwielbiam takie dni,
podobnie jak krótkie, zimne dni grudniowe, kiedy porywiste wiatry smagają
surowy krajobraz, a z ołowianych chmur, wiszących tak nisko nad ziemią, że
zdają się na wyciągnięcie ręki, leją się strugi deszczu. Wówczas ziemia
prowadząca na farmę zmienia się w grząskie błoto, odcinając mnie od głównej
drogi. Cieszą mnie te krótkie okresy przymusowej izolacji.
W salonie jest duży
kominek, a w przybudówce za domem leży spory zapas drewna. Fakt, że jest mi
ciepło i sucho, podczas gdy na zewnątrz szaleje burza, budzi we mnie dziecięce
poczucie bezpieczeństwa. Wychowałam się przecież w słonecznej wiosce liścia.
Mojemu dzieciństwu towarzyszyła zazwyczaj wspaniała pogoda. To coś więcej niż
tylko wspomnienie, to część mojej istoty.
I na tym chyba polega
problem – jestem zbiorem części, które nie składają się wcale w jedną całość. W
moim wypadku dwa plus dwa równa się pięć. Albo trzy. W żadnym razie cztery.
Ludzie tutaj uważają
mnie za Kiyo Mitsuwa, urodzoną w wiosce piasku, cała moja rodzina zginęła w
czasie wojny. Żyję ze skromnego spadku, a czas spędzam na czytaniu, rysowaniu i
spacerach. Przybyłam znikąd i pewnego dnia tam powrócę. A przynajmniej tego
oczekują ci, którzy o mnie plotkują. Spałam tu z kilkoma mężczyznami – a teraz
spotykam się z Saiem, którego spotkałam niedawno na targu, niedaleko centrum
wioski skały. Również się tu zadomowił, cóż za niespodzianka. Ludzie z naszego
rejonu szepczą, że to tylko przelotna znajomość.
To akurat prawda.
Przede wszystkich dlatego, że nie potrafię funkcjonować w stałych związkach.
Jeszcze nie – ciągle na to za wcześnie. A może nigdy nie będę do tego zdolna.
Choć robię pewne postępy.
Przez jakieś dziesięć
minut czytam książkę a potem ją odkładam. Z miejsca, w którym siedzę, widzę
katane, leżącą w rogu pokoju. Pokrywa ją
cienka warstwa kurzu. Od czasu, kiedy jej używałam, minął chyba miesiąc. Na
początku ćwiczyłam dwa albo trzy razy dziennie. Powoli, lecz nieubłaganie
zrywam więzi z moim dawnym światem. I z każdym dniem coraz bardziej wracam do
życia. Choć proces ten nie zawsze przebiega gładko.
Pierwszym mężczyzną, z
którym miałam romans po przybyciu tutaj, był Aiko, jeden z medic-ninja w wiosce
skał. Powinnam była przewidzieć, że to nie może się dobrze skończyć. Aiko był
bardzo przystojny, a to zawsze źle wróży. Poznaliśmy się na festynie podczas
pokazu sztucznych ogni z okazji wybrania nowego Tsuchikage. Ten stary dziad w
końcu wącha kwiatki od spodu. W każdym razie – mój nowy znajomy był uroczy i
dowcipny, więc zaczęłam się z nim umawiać, i właśnie wtedy się zmienił. Czasami
okazywał zazdrość, czasami całkowitą obojętność. Wchodząc do pokoju, nigdy nie
wiedziałam, czy powie coś miłego, czy okrutnego. Równowaga go nie interesowała,
tylko wzloty i upadki. A po każdym upadku trzeba się było szybko pozbierać, aby
móc znowu wzlecieć. Jak na kogoś w moim wieku, doświadczyłam zdecydowanie zbyt
wielu wzlotów i upadków, więc ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałam, były
amatorskie popisy dramatyczne Aiko.
Tego wieczoru, kiedy
się rozstaliśmy, pojechałam do jego domu w zachodniej części Iwy. Poprzedniego
dnia to on przyjechał do mnie na farmę. Spóźniony dwie godziny. Kolacja którą
przygotowałam była już do niczego, nie zdobył się jednak na przeprosiny.
Poszliśmy do łóżka – był niedelikatny i egoistyczny – a rano, między wstaniem z
łóżka a wyjściem do domu, zdołał obrazić mnie cztery razy, nawet nie zdając
sobie z tego sprawy. Nie, żeby mnie to zabolało, wtedy i tak miałam go dosyć.
Spóźnił się tylko
godzinę. Postawiłam przed nim talerz – Sukiyaki z wołowiny – i napełniłam
kieliszki.
- Ty nie będziesz
jadła?
-
Zjadłam, kiedy się do tego nadawała – odparłam. – Godzinę temu…
Wzruszył ramionami i
zaczął pakować jedzenie do ust. Przyglądałam mu się w milczeniu. Zjadł i
nałożył na talerz dokładkę. Kiedy w końcu odłożył sztućce, wstałam z krzesła i
położyłam jego zapasowy komplet kluczy na stole.
- Oddaje ci moje
klucze.
Spojrzał na klucze, a
potem podniósł wzrok na mnie.
- Co to ma znaczyć?
- A jak myślisz?
- To jakiś żart?
Powstrzymałam cisnącą
mi się na usta ripostę i tylko pokręciłam głową.
Zmarszczył brwi.
- Co chcesz mi
powiedzieć, Kiyo?
- Pijesz ze swoimi
przyjaciółmi, ale nie ze mną. Pieprzysz mnie, ale nie całujesz.
Odchylił się na krześle
i wciągnął powietrze głęboko w płuca.
- Więc…
- Więc nic. – Nie
miałam ochoty słuchać jego wmuszonych przeprosin. – To koniec.
- Zaczekaj…
- Na co?
- Na co?
- Tak, na co. Na co
czekać? Dlaczego miałabym zmarnować jeszcze więcej czasu?
- Nie moglibyśmy
przynajmniej o tym porozmawiać?
- Ja już podjęłam
decyzję.
- A co ze mną?
Wydaje mi się, że się
uśmiechnęłam
- Właśnie.
- Co to znaczy?
- Wiesz przecież. A
jeśli nie… cóż, to bez różnicy.
- Kiyo…
- Jeszcze jedno,
smakowała ci kolacja?
Wydawał się
zdezorientowany.
- Co?
- To proste pytania.
Smakowała ci kolacja? Tak czy nie?
Wzruszył ramionami.
- Tak, oczywiście. Była
bardzo dobra…
Podeszłam do kosza na
śmieci obok drzwi, wsadziłam do niego rękę, znalazłam pustą puszkę i rzuciłam
ją Aiko.
- Jesteś takim
rozwydrzonym dzieciakiem, Aiko. Jak na kogoś z twoją inteligencją, zachowujesz
się strasznie infantylnie.
Spojrzał na etykietkę.
- Karma dla psów?
- Nie, to nie jest
jakaś tam karma dla psów, kochanie. To najwyższej jakości karma dla psów.
- Dałaś mi karmę dla
psów?
- Chciałam, żebyś w
końcu zrozumiał.
- Co?
- Jak się przy tobie
czułam w ciągu kilku ostatnich tygodni.
Nie wiedział, co
powiedzieć, więc wyjąkał tylko:
- Mówiłaś, że to Sukiyaki
z wołowiny!
- Bo to prawda.
Zrobiłam ją z karmy dla psów. Były tam serca wołowe, o ile pamiętam, i inne
podroby… dokładny skład jest na etykiecie.
Cała krew odpłynęła z
jego twarzy. Nie wiem czy z powodu wściekłości, czy z mdłości.
- Przestałeś się mną
interesować, ale zabrakło ci odwagi, żeby mi o tym powiedzieć.
- To nieprawda.
- Spotykasz się z kimś
innym?
Zawahał się.
- Nie.
- Spotykasz się,
prawda?
- Nie.
Nie zależało mi na
przeprosinach, tylko na odrobinę uczciwości.
- Daj spokój…
Rysy jego twarzy nagle
stężały.
- W porządku. Jeśli
chcesz wiedzieć… tak.
Zmiana nastąpiła jednak
zbyt gwałtownie i poczułam się jeszcze bardziej niepewnie niż przedtem. Czułam,
że to wyznanie było kłamstwem, że chciał mnie nim zranić, kiedy jeszcze mógł to
zrobić. Tak czy inaczej, mnie to już nie obchodziło. Aiko oczywiście tego nie
dostrzegał, co było dla niego typowe.
- Cóż – powiedziałam.
Nie mogłam się powstrzymać mimo, że był to tani chwyt. – To wyjaśnia, dlaczego
byłeś ostatnio taki kiepski w łóżku. Coraz gorszy – dodałam i ciągnęłam, zanim
zdążył się odezwać. – Sęk w tym, że ty nie czujesz nic do mnie, a ja nie czuję
nic do ciebie, po co się męczyć?
Poderwał się z krzesła
i wycelował we mnie palec.
- Nie mogę uwierzyć!
Ty… ty… jesteś…
W pianą na ustach,
jąkał się przez chwile, aż w końcu znalazł coś, czym mógł mnie obrazić.
Powiedział, że jestem oziębła. Oziębła dziwka z Suny. Brzmiało to tak
absurdalnie, tak bezsilnie, że powinno wzbudzać moją litość. Ale nie wzbudziło.
Roześmiałam się tylko i Aiko, rozwścieczony teraz do białości, podniósł dłoń,
żeby uderzyć mnie w twarz.
To, co nastąpiło
później, było wynikiem mojej automatycznej reakcji. Zrobiłam unik w lewo, by
znaleźć się poza zasięgiem jego ręki. Odwróciłam się błyskawicznie, chwyciłam
jego dłoń, zgięłam palce i przekręciłam. Wszystko zajęło mi pół sekundy.
Usłyszałam chrupnięcie nadgarstka i poczułam jak dwa z jego palców łamią mi się
w dłoni. Wywróciłam go na podłogę, cofnęłam się o krok i złamałam mu jeszcze
trzy żebra.
Pamiętam jeszcze tylko,
jak stałam nad nim w milczeniu. Jedynym dźwiękiem w pokoju był urywany oddech
Aiko. W gardle gulgotało mu jak małemu dziecku. Na twarzy miał krew, na
podłodze leżały kawałki jego zębów.
Myślę, że w pewnym
sensie Aiko doszedł do siebie szybciej niż ja. Cała ta sytuacja z pewnością
zachwiała moim dobrym samopoczuciem. Zdążyłam już uwierzyć, że tę część swojego
życia zostawiłam za sobą. Teraz wiem, że tak nie jest i niczego nie mogę być
pewna. Przemoc jest częścią mnie i pewnie zawsze tak będzie. Tak zostałam
stworzona.
Po Aiko był Shiba,
nauczyciel w akademii ninja w Iwie. Shiba był starszy i mądrzejszy,
zdecydowanie bardziej kulturalny i przez pewien czas pasował do atmosfery
mojego nowego życia. Ale po trzech miesiącach zaczął mówić o przyszłości, o
życiu. Pierwsze wzmianki o stałym związku stały się początkiem końca.
Teraz widuję się z
Saiem. Znamy się jeszcze od wspaniałych czasów pokoju, przez pewien czas
byliśmy nawet w jednej drużynie. Tylko on zna tutaj moją prawdziwą tożsamość.
Oczywiście już na wstępie mu powiedziałam, żeby nie oczekiwał żadnych
zobowiązań.
- Ostatnie, na co mam w
tej chwili ochotę, to zobowiązania. Chcę tylko żyć, bez zbędnych komplikacji.
Miło spędzać czas…
I na razie tak to
właśnie wygląda. Sai jest inteligentny i miły. Po wszystkim, co stało się w
moim życiu, mogłabym tak żyć w ten sposób przez lata, nie nudząc się ani przez
chwilę. Nie wiem, co przyniesie przyszłość, nie dbam o to. Po raz pierwszy w
życiu cieszę się tym, co jest tu i teraz. Jestem nigdzie, nic nie robię,
idealnie.
Teraz, kiedy myślę
czasem o tym, co zdarzyło się dwudziestego stycznia, trzy lata temu w
Kumogakure, zastanawiam się, czy to naprawdę byłam ja.
Popołudnie spędziła w ogrodzie oliwnym,
szkicując zrujnowany pasterski szałas, który stał na skraju farmy. Zrobiła
cztery rysunki węglem z dwóch różnych miejsc. Cały czas wiał suchy, gorący
wiatr. Kiedy wróciła do domu, skórę miała spieczoną słońcem i pokrytą kurzem.
Położyła rysunki na blacie w kuchni, wypiła szklankę wody, napełniła ją
ponownie i poszła na górę.
Wanna, wsparta na ciężkich żelaznych
nóżkach, stała na środku łazienki. Zardzewiały krany zakrztusiły się wodą,
kiedy je odkręciła. Zdjęła przez głowę lnianą sukienkę, rzuciła ją na podłogę i
weszła do pełnej wody wanny.
Znad wody unosiła się mgiełka pary. Sakura
zamknęłam oczy i pod jej powiekami pojawiły się obrazy z przeszłości:
doszczętnie zniszczona Konoha, duszna i gorąca pustynia w Sunie, pościg w
Wiosce Chmur, szczątki tego, co zostało po jej przyjaciołach, listy które
dostawała: Mam dla ciebie robotę jeśli
jesteś zainteresowana, Y.K.
Osiemnaście
miesięcy temu te wspomnienia wywołałyby w Sakurze falę paniki. Teraz
przyglądała im się ze spokojem. Zaakceptowała fakt, że nie opuszczą jej nigdy,
ale im więcej czasu ją od nich dzieliło, tym łatwiej było jej żyć. Coraz mniej
czuła się z nimi związana i miała nadzieję, że kiedyś zacznie niemal wierzyć,
iż należą do kogoś innego.
Mieszkanie Saia znajdowało się w wąskiej
bocznej uliczce w pobliżu głównego rynku na północnej części Iwy. Miało wysokie
sufity, zacieki wilgoci na ścianach, spróchniałe okiennice i wąski balkonik.
Sypialnia, na tyłach mieszkania, wychodziła na wewnętrzne podwórko, które zimą
zajeżdżało zgnilizną, latem natomiast panował tam niemiłosierny zaduch.
Sai miał bose stopy i włosy mokre od
prysznicu. Nosił spłowiałe spodnie od dresu i zielony bawełniany t-shirt.
Podobnie jak jego mieszkanie, wyglądał bardzo niechlujnie. Było mu z tym do
twarzy.
Zjedli pieczone Teriyaki, a potem Yuzu z
miejscowych zbiorów. Od ich słodkiego soku Sakurze kleiły się palce. Później
poszli do miejscowego baru. Dusznego, kiepsko oświetlonego i pozbawionego
jakiegokolwiek uroku, ale Sai zaprzyjaźnił się z właścicielem, a Sakura zdążyła
już poznać stałych bywalców lokalu. Do mieszkania wrócili kwadrans przed
północą, trochę zmęczeni, trochę pijani. Poszli do łóżka.
Rano Sakura wstała pierwsza i wyszła po
świeże pieczywo. Kiedy wróciła, Sai robił jej kawę.
- Jesteś zajęta dziś wieczorem?
- Tak.
Odwrócił się, żeby na nią spojrzeć.
- Naprawdę?
- Widzę, że jesteś zaskoczony.
- Właściwie nie. Tylko…
- Tylko co?
- Sam nie wiem…
- W porządku Sai, nie jestem zajęta.
Uśmiechnął się niepewnie.
- Nie?
- Po prostu nie chcę, abyś myślał, że
jestem na każde zawołanie.
- Jak mógłbym tak myśleć? Znam cię, masz
temperament. – Sakura także się uśmiechnęła. Tak jak przypuszczała, Sai zaraz
zmienił temat. – To może przyjdziesz wieczorem?
- A może ty przyleciałbyś do mnie?
- Dobrze. Będę u ciebie koło wpół do
siódmej.
Sakura wróciła do domu. O świcie było
chłodno, ale teraz rankiem zrobiło się już gorąco; ciepły wiatr poruszał
gałęziami drzew. Krzewy lawendy wyglądały jak fioletowe chmury i szeptały coś
do niej, kiedy wchodziła po kamiennych schodach na wysypane żwirem podejście
przed tarasem.
To nie coś, co usłyszała albo zobaczyła,
kazało jej się zatrzymać. Raczej jakieś przeczucie, nagły ucisk w piersi. Tak
jak wtedy, gdy zareagowała na podniesioną do ciosu dłoń Aiko, zadziałał instynkt,
który stał się częścią jej osobowości. Stała be ruchu, wstrzymując oddech, i
czuła, jak jej puls przyspiesza. Skupiła się próbując wyczuć obcą chakre, choć
nigdy nie była dobrym tropicielem. Wydawało się, że nie ma żadnego powodu do
niepokoju; drzwi i okna były zamknięte, wszystko wydawało się w porządku.
Czekała. Nadal nic. Powiedziała sobie, że to tylko wyobraźnia, ale kiedy
zrobiła krok do przodu, poczuła duchową energie na tyłach domu. Chakra była
ledwo wyczuwalna i coś ją niemal zagłuszało. Ktoś specjalnie ją zagłuszał.
Jej umysł zaczął działać jak komputer,
zbierając informacje, analizując je, formując strategie, oceniając ryzyko.
Poczuła nagle, że rusza przed siebie, kierowana wolą, która zdawała się należeć
do kogoś innego.
Przeszła na tył domu, nucąc pod nosem
jakąś melodię. Na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie dziewczyny pozbawionej
jakichkolwiek trosk. Za domem zrzuciła buty i chwyciła pionową rynnę prowadzącą
na dach. Kiedy Sakura się tu wprowadziła, rynna była obluzowana. Sama
przytwierdziła ją do kamiennej ściany przed upływem pierwszego tygodnia.
Skumulowała trochę chakry w stopach i
dłoniach, bez trudu dostała się na dach. Podciągnęła okiennice, zawsze
przymkniętą, ale nigdy niezamkniętą na haczyk, i przeniosła ciężar ciała ku
oknu.
Dosięgła drewnianej framugi, dźwignęła się
i po chwili wylądowało w maleńkim pokoiku. Zatrzymała się na podeście
nasłuchując, ale w domu panowała cisza. W drugiej sypialni, której okna
wychodziły na dziedziniec z tyłu domu, otworzyła jedyną w tym pokoju szafę,
wyrzuciła z dolnej półki buty, zdjęła wykładzinę i podniosła środkową deskę.
Mimo spokojnego życia, które tu wiodła,
Sakurze nigdy nie przyszło do głowy, by zrezygnować z zabezpieczeń. Wyjęła spod
niej kilka kunai i wyszła z sypialni.
Najgorsze były schody, tak wąskie, że
łatwo mogły stać się pułapką. Zaczęła powoli schodzić. Jej bose stopy
bezszelestnie poruszały się po gładkich kamieniach. Na parterze cicho jak duch
obeszła szybko wszystkie pomieszczenia. Salon, przedpokój, mały pokoik.
Intruz był w kuchni. Wyczuła jego obecność
u podnóża schodów, ale dostrzegła jego obecność dopiero, kiedy zajrzała przez
szparę kuchennych drzwi, które były niedomknięte. Zobaczyła fragment fioletowej
szaty i nienaturalnie bladą dłoń. Na palcach weszła do środka. Stał tyłem do
niej, twarzą zwrócony w stronę tarasu, jakby oczekiwał jej nadejścia. Nie mógł
jej widzieć na schodach ani z żadnego z kuchennych okien, a jednak zdawał się
wiedzieć, że najczęściej wchodziła do domu przez taras.
Sakura zdążyła przyłożyć zimną stal ostrza
do jego szyi, zanim się poruszył. Drgnął ale prawie niedostrzegalnie. Nie
odwrócił się, nie krzyknął. Wtedy rozpoznała tę karnacje.
- Witam, panno Mitsuwa. – I ten
charakterystyczny wężowy akcent. – Czy też może powinienem powiedzieć „panno
Haruno”?
***
Nie mogę uwierzyć, że na tym blogu nie ma żadnego komentarza! Strasznie się cieszę, że znalazłam cię i twoje ff. Super piszesz, widać, że potrafisz, a co najważniejsze dopiero zaczynasz swoją historię. Ogromnie mnie zaciekawiłaś! ;D Podoba mi się twój styl i kurczę nie mogę się doczekać następnego rozdziału! Masz we mnie wierną czytelniczkę ;) Oby tak dalej! ;D
OdpowiedzUsuńTeż nie wierzę, że nikt tego nie komentuje O.o to aż nienaturalne xd Dopiero zaczęłam czytać, a już mnie wciągnęło. Gratulacje :D
OdpowiedzUsuńpoprostu super blog to napewno orochimaru pozdrawiam i gratuluje wyobraznzni ;)
OdpowiedzUsuń