Deszcz uderzał o blaszane dachy budynków
w hipnotyzującym rytmie a buty skrzypiały pod wpływem wilgoci, która się w nich
zebrała. Sinobi Gashir spojrzał na restaurację po drugiej strony ulicy. Było
wcześniej, więc zapalił papierosa. Ninja, z którym spotkał się wczoraj podał mu
adres, godzinę – druga po południu – i podkreślił, by się nie spóźnił.
Spotkanie,
które odbył przedwczoraj w Otogakure było niemałym zaskoczeniem. Proste
zlecenie, dwa miliony jenów – tak brzmiała propozycja. A kwota była całkiem
niezła, biorąc pod uwagę, jak niewielkiego wysiłku wymagało zadanie. Nie musiał
nawet opuszczać swojej rodzinnej wioski. W pierwszej chwili propozycja właśnie
dlatego wydała mu się tak atrakcyjna.
Może
zechciałby zostać kurierem? To nic skomplikowanego, trzeba tylko coś odebrać od
jednej osoby i dostarczyć innej, w ramach przysługi, jaką jeden weteran może
przecież wyświadczyć drugiemu.
Oczywiście,
odparł, z przyjemnością. Kiedyś, nie tak dawno temu, uznałby takie zlecenie za
niegodne swoich umiejętności, wręcz obraźliwe. Sinobi Gashir kurierem? Chłopcem
na posyłki? Teraz był wdzięczny za propozycję i za pieniądze. Deszcz, coraz
zimniejszy, wciąż się wzmagał, a ołowiowe niebo pogrążyło wszystko w ciemności.
Sinobi
starał się nie zwracać uwagi na nerwowe ściskanie w żołądku. Znaczyło, że może
byłoby lepiej odpuścić sobie te pieniądze. Żałował, że nie został w domu. W
wilgotnym, zimnym jednopokojowym mieszkaniu w południowej części osady.
Przeszedł przez ulicę i wszedł do restauracji.
Kilka
osób siedziało przy wygiętym w łuk miedzianym barze. Aoi Rokushou zajął stolik
w najdalszym kącie koło okna. Sinobi rozpoznał go ze zdjęć – przeciętnej
budowy, kobiece rysy twarzy, sięgające do ramion ciemno zielone włosy. Miał na
sobie grafitowy, wydawałoby się, że dość gruby uniform ninja.
Aoi
podniósł wzrok znad talerza – okonomiyaki – i wskazał głową krzesło po drugiej
stronie stolika. Mężczyzna, który siedział obok niego, był obcy, ale to nic
dziwnego; pewnie jakaś ochrona.
-
W Kraju Błyskawic mamy takie powiedzenie… dwóch to towarzystwo, trzech to już
tłum.
Rokushou
uniósł brew.
-
To Akihito.
-
Mam nadzieję, że żaden z panów się nie obrazi, jeśli poproszę Akihito, żeby nas
na moment zostawił samych.
Przez
chwilę panowała lodowata cisza. Potem Aoi się odezwał:
-
Zobaczymy się w hotelu.
Akihito
wstał i wyszedł. Sinobi usiadł. Rokushou odsunął talerz, przywołał kelnera i
wykonał kilka ruchów smukłymi palcami. Na stoliku pojawiła się czarka z
podgrzewaną sake.
-
Mam nadzieję, że pańscy pracodawcy zdają sobie sprawę z ryzyka, jakie podejmuję.
– Zaczął Aoi.
-
Owszem.
-
Więc liczę, że potrafią to docenić.
-
Z pewnością. Ale nieoficjalnie. Bardzo im zależy, żeby to było jasne, i są
przekonani, że zostanie to zrozumiane.
Sinobi
wyjrzał przez okno. Ludzie, parę bezdomnych kotów, deszcz. Odwrócił się i
dostrzegł niewielki przedmiot obok czarki Aoi’ego. Wyglądał jak przenośne
radio, nie miał jednak anteny ani wyświetlacza. Rokushou wymacał z boku
przełącznik. Dostrzegł zmianę w wyrazie twarzy Gashira i wyjaśnił:
-
To urządzenie zakłóca działanie mikrofonów radiowych. Emituje silne sygnały
elektroniczne, tworząc pięciometrową tarczę ochronną. Każdy, kto chciałby nas
podsłuchać, usłyszy tylko szum. – Uśmiechnął się przebiegle widząc reakcje
Gashira, który nigdy nie rozumiał tych elektronicznych urządzeń. – Mimo że
wcale mnie tu nie ma, wolę być ostrożny.
Stąd
więc te przeciągania w ustalaniu terminów i miejsc spotkań, domyślił się Sinobi. Za dawnych czasów – jego czasów – były
to rutynowe środki ostrożności. Naiwnie sądził, że teraz będzie inaczej. Był
ciekaw, gdzie zdaniem przyjaciół i wrogów przebywał w tej chwili Rokushou. W
Ame? W Sunie? W Kiri?
-
Chcę, żeby pan wiedział, dlaczego postanowiłem pójść na układ, który nie jest dla
mnie korzystny. – Sięgnął do kieszeni i wyjął mały zapieczętowany zwój. Nie
lubię Taki, a jeszcze bardziej nie znoszę Akatsuki. Stanowią wielkie zagrożenie
dla wszystkich.
-
Oczywiście.
-
Chcę, żeby to było zupełnie jasne. Mam dobre intencje. Było zabawnie na
początku ale teraz…
-
Naturalnie.
Rokushou
postukał palcami w blat stołu.
-
Najważniejsze, żeby źródło informacji nigdy nie zostało odkryte…
-
Rozumiem.
-
…ponieważ mogłoby to prowadzić do komplikacji. Takich komplikacji, przez które
ucierpią wszyscy.
Sinobi
usiłował zignorować te pogróżki. Na stoliku pojawiła się herbata. Ninja z
Wioski Deszczu wsypał do swojej filiżanki cukier.
Rokushou
zniżył głos.
-
Kurier będzie w Otogakure równo za dwadzieścia jeden dni.
Gashir
wyjął ołówek z kieszeni spodni i zaczął zapisywać informacje w małym notatniku.
-
Jak się nazywa?
-
Wolałbym zostawić tę informacje dla siebie.
-
Co to za towar?
-
Purutoniumu-239.
-
Skąd?
-
Z Ame.
-
Ile?
-
Tysiąc pięćset gramów.
-
W czym to będzie trzymał?
-
W opancerzonym pojemniku.
-
Luzem?
-
Tak sądzimy.
-
Jaka jest czystość?
-
Dziewięćdziesiąt cztery procent.
-
Coś jeszcze?
-
Może mieć też przy sobie pewną ilość richiumu-6.
-
Ile?
-
Tego nie wiemy. Prawdopodobnie dwa do czterech kilo. Ale może nic nie mieć.
-
Zna pan cel?
-
Nie.
-
Kim jest docelowy odbiorca?
-
Niezidentyfikowany.
Rokushou
spojrzał na zapiski Gashira. Chleb, cukier, bekon, oliwa z oliwek. Kilogramy i
gramy, uncje i jeny. Typowa lista zakupów. Kiedy skończyli, Aoi zapłacił
gotówką, zostawiając ostentacyjnie wysoki napiwek. Włożyli płaszcze i wyszli z
restauracji. Teraz lało już jak z cebra; niebo przecięła błyskawica, a pięć
sekund później rozległ się odległy grzmot. Przemoczeni do suchej nitki ludzie
na ulicy biegli do swych domostw. Rokushou otworzył parasol. Scena rozgrywająca
się na ulicy zdawała go bawić, w końcu pochodził z Wioski Deszczu, u nich taka
pogoda to chleb powszedni.
Sinobi
już układał w głowie plan akcji. Wyruszy do Dźwięku jutro o świcie, by
przekazać zwój i informacje. Ale może najpierw wstąpi gdzieś na dango.
To
nie był grzmot. Ten huk był głośniejszy. I ostrzejszy. A ciecz, która zbryzgała
Gashirowi twarz, nie była wodą. Była ciepła.
Z
ręki Aoi’ego wypadł parasol; podmuch wiatru porwał go i poniósł dalej. Kolejny
świst i kolejny ogłuszający huk. Rokushou obrócił się gwałtownie. Sinobi
zamarł. Szok sprawił, że mógł tylko biernie obserwować wypadki. Czas stanął w
miejscu. Już wiedział, co było źródłem hałasu. Zaśmiał się w duchu, kiedy
zobaczył najzwyklejsze kunai z wybuchającymi notkami. Rzeczywiście musiał się
zestarzeć. Widział twarze ludzi, zwracające się do niego w deszczu, dłonie
przyciskane do ust, szeroko otwarte oczy. Rokushou pochylił się do przodu,
uderzył w stojący na krawężniku śmietnik i osunął się na ziemię. Na białym
plastiku został ślad krwi. Natychmiast rozmył ją deszcz.
Sinobi
ze zdumieniem zdał sobie sprawę, że myśli o dawnych, dobrych czasach.
***
Mam
nadzieję, że nie zanudziłam was tym prologiem. Na pewno wiele osób nie kojarzy
Gashira i Rokushou, także dołączam zdjęcia w hiperłączu z ich imieniami (oczywiście w opowiadaniu są jakieś 11 lat starsi). Większość
postaci w tym ff będzie wytworem pana Kishimoto, jednak w dużej mierze będą to
mało znane postacie.
Wprowadzanie nowych postaci, podoba mi się :D zapowiada się ciekawie ;]
OdpowiedzUsuńTrochę kłuje mnie w oczy to, że tekst nie jest wyjustowany. Wprawdzie ma to jedynie za zadanie sprawić, by całość wyglądała estetycznie, więc to nic takiego. Jednak od pewnego czasu jestem przewrażliwiona po prostu na tym punkcie - takie moje skrzywienie zawodowe, że tak powiem xD.
OdpowiedzUsuńWybacz mi, jednak już na początku przyczepię się małego, prawie że nieistotnego szczegółu, na który jednak też jestem już wyczulona, odkąd zaczęłam czytać wszelkie fanfici Naruto. Mianowicie chodzi o walutę - u Ciebie to jeny (w sumie zrozumiałe, Japonia i w ogóle), jednak w Naruto jest nią ryo. Tak, tak, czepiam się detali ^^".
Akatsuki - na to słowo mimowolnie się uśmiechnęłam. Chyba nie muszę nawet tłumaczyć, dlaczego. Kto by pomyślał, że ta organizacja przetrwa Czwartą Wojnę. Aczkolwiek zawsze może być tak, że dawne Akatsuki przestało istnieć i ktoś tylko przywłaszczył sobie tę nazwę dla nowego zgrupowania. Albo też w grę wchodzi jeszcze kilka innych opcji. Ale nie ma co gdybać, bo z czasem pewnie wszystko się wyjaśni.
Lubię intrygi i tajemnice, a prolog oddaje jedno i drugie. Krótko mówiąc, podoba mi się :).
I masz rację, nie skojarzyłam tych postaci ze świata Naruto ^^". W ogóle sam pomysł, żeby czerpać mniej znane postacie z Naruto jest ciekawy. W końcu w takim przypadku chociaż nie wprowadzasz własnych postaci, to i tak masz spore pole do popisu przy oddaniu ich charakterów i w ogóle z racji, że w mandze nie było to w takich przypadkach dogłębnie poruszane :).