Budzę się o piątej trzydzieści. Było już po drugiej, kiedy Itachi
odprowadził mnie do hotelu, a zasnęłam dopiero po trzeciej. Boli mnie głowa; za
dużo sake i kirinu, za mało snu. Rozmawialiśmy przez dwie godziny, a ja mam
wrażenie, że wiem o nim jeszcze mniej niż przedtem. Coś jest między nami, ale
nie ufamy sobie. Jak moglibyśmy sobie ufać, biorąc pod uwagę okoliczności
naszego spotkania? Niebezpiecznie byłoby pozwolić sobie na szczerość, więc po
co ryzykować?
Przyszedł do hotelu, zabrał mnie na kolację – ani jedno, ani
drugie nie było konieczne. A jednak to zrobił. Nie mam pojęcia, czego on ode
mnie chce. I nie jestem pewna, czego ja chcę od niego. Jeśli w ogóle czegoś
chcę. Kiedy z nim jestem, czuję, jak coś mnie do niego przyciąga, to nie ulega
wątpliwości. Ale to może być tylko pociąg fizyczny; przemijający kaprys, o
którym – kiedy już zostanie zaspokojony – szybko się zapomina. A ja zawsze
miałam słabość do klanu Uchiha. Jakkolwiek by na to nie spojrzeć, kiepski
pomysł. Nie mogę się oszukiwać.
Próbuję zasnąć i przez chwilę przewracam się niespokojnie na
łóżku. Koło szóstej daję za wygraną. Wstaję i zaczynam chodzić po pokoju.
Przyznaję, jestem zdenerwowana. Wyciągam mapy budynku i jeszcze raz je
przeglądam. Dzisiaj wieczorem apartament
powinien być pusty. Hanabi uważa, że Darui i Samui opuszczą Kumogakure.
Omoi to potwierdził. Jeśli jednak zmienili plany ważna staję się Samui, bo o
ile znam umiejętności Darui’ego to Samui pozostaje dla mnie tajemnicą.
Kiedy zamieszkałam w Iwie, przysięgłam sobie, że już nigdy nikogo
nie zabiję. Do tej pory nie przychodziło mi do głowy, że kiedykolwiek złamię tę
przysięgę. Jeśli jednak Samui będzie dziś w apartamencie, zrobię to. Nie będę
miała wyboru. Na treningu omawiałam z Ibikim wiele opcji, ale wniosek zawsze
był ten sam: jeśli będzie tam Samui, muszę ją natychmiast unieszkodliwić. To
świetnie wyszkolona kunoichi, jak Darui oczywiście, ale biorąc pod uwagę moje i
jego umiejętności jestem przekonana, że w ostatecznym starciu nie miałby ze mną
szans. Co innego Samui. Przewagę może mi dać tylko element zaskoczenia.
Czytam jej akta. Urodziła się tutaj, w Chmurze. Jest cztery lata ode
mnie starsza. Była w drużynie z Omoim i Karui. W czasie działań wojennych, ona
i jej brat, Atsui, byli członkami Dywizjonu I. Ojciec shinobi, nie żyje. O
matce brak informacji.
Robię sobie herbatę, kiedy za oknem zaczyna już świtać. O ósmej
zwijam się w kłębek na kanapie i chcąc nie chcąc zaczynam myśleć o Iwie i Saiu.
W końcu zasypiam, a gdy się budzę, herbata już jest zimna, a ja
leżę na kanapie. Schodzę na dół by coś zjeść. Później nie będę jadła, aż do czasu,
kiedy będzie po wszystkim. Ze zdenerwowania już ściska mnie w żołądku. Za kilka
godzin nie będę w stanie nic przełknąć. Wczesne popołudnie mija mi na
studiowaniu planu budynku. Koło czwartej biorę długą, gorącą kąpiel, która ma
mnie zrelaksować, ale zupełnie nie działa. Ubieram się, ale czuję, że to już
nie to samo co sprzed dwóch lat.
Nie mając zbyt wielkiego wyboru ubieram czarny strój shinobi
zasłaniający moją twarz.
Wychodzę z hotelu o szóstej.
Sakura
zabezpieczyła wyrzutnie senbon na nadgarstku, kaburę z tantou zawiesiła na
prawym udzie.
Zamknęła
oczy i przypomniała sobie plan budynku. Jeszcze raz przeszła w myślach całą
drogę, usiłując przygotować się na każdą ewentualność.
Pierwsza w
nocy. Kunoichi zwinnie przeskoczyła przez wysokie ogrodzenie. Piętrowy budynek
wydawał się z tej odległości jeszcze większy niż z okna jej hotelu. W ciemności
znalazła klapę od szybu. Zebrała trochę chakry w koniuszkach palców i za ich
pomocą odkręciła śruby trzymające wejście. Z trudem przeciskała się w wąskim otworze.
Było ciemno, nic nie widziała, ale znając plany szybu na pamięć wiedziała,
gdzie podążać. Teraz powinna znajdować pod ostatnim piętrem apartamentu.
Niespodziewanie kichnęła.
Z dołu
dochodziły męskie głosy, słyszała również kroki i szybki rytm jej serca.
Całkowita ciemność. Shinobi opuścili pomieszczenie, drzwi zasunęły się z
trzaskiem. Zgrzyt. Sakura leżała bez ruchu, z twarzą przyciśniętą do zimnej,
brudnej ścianki. Kiedy zapadła cisza, kunoichi odchyliła się lekko, by spojrzeć
w górę szybu na wejście na dach – widziała je na planach – stąd jednak nie była
w stanie go zobaczyć.
Dotarcie do
górnego końca szybu zajęło jej pięć minut. Znajdowała się tam mała platforma
otoczona barierką. Przeszła przez nią i spróbowała otworzyć drzwi. Były
zamknięte na klucz, odkręciła więc zawiasy chakrą. Dziewięćdziesiąt sekund
później wskoczyła na dach. Przykucnęła i rozejrzała się szybko dookoła.
Słyszała daleki, stłumiony przez odległość szum osady. Mimo nocnego chłodu
skórę miała lepką od potu. Czuła, że ma podwyższony poziom adrenaliny we krwi,
ale jak zwykle panowała nad sobą.
Na krawędzi
budynku zorientowała się, w którym miejscu się znajduje. Kucnęła i otworzyła
klapę wstawioną w podłodze. Za pomocą chakry w stopach i dłoniach poruszała się
w dół przez pionową ścianę. Przepaść wyglądała niesamowicie.
Przez chwilę
patrzyła w dół na ziejącą pod niej otchłanią, od czasu do czasu widziała drzwi,
które prowadziły do różnych pomieszczeń w apartamencie. Kiedy zeszła
dostatecznie nisko, skoczyła na przeciwległą ścianę i znów użyła chakry, by nie
spać w dół. Chwyciła klamkę i uchyliła nieco drzwi. Drugą ręką wyciągnęła
ostrze tanto i weszła do środka cicho zamykając za sobą wejście.
Na końcu
trzy metrowego pomieszczenia, w którym się znalazła były tylko jedne drzwi.
Wiedziała, że za nimi będzie jakaś ochrona w postaci pułapek lub shinobi.
Jednak myliła się. Nikogo nie było ani też nic się nie wydarzyło. Teraz
znajdowała się w pokoju Darui’ego i Samui. Nie było nikogo. W pomieszczeniu
znajdowały się jeszcze dwoje innych drzwi prowadzących do innych pokoi. Zza
jednych z nich dobiegły ją męskie głosy. Sakura nigdy nie była dobra w
wyczuwaniu obcej chakry, ale po krótkim skupieniu się, wywnioskowała, że jest
ich co najmniej dwóch.
Poszła więc
drugimi drzwiami, ciekawa co się za nimi znajduje. Do następnego pokoju
prowadził mały przedpokój. A potem otworzyła drzwi. Nikt się nie poruszył ani
nie wydał żadnego dźwięku.
Żadne z
nich.
Sakura
wymacała ręką włącznik światła, a potem stała chwilę, czekając, by jej wzrok
przyzwyczaił się do ostrego światła i dominującego w pokoju jaskrawego koloru.
Wszystko w pokoju pokrywała krew.
Samui była
przywiązana do krzesła, które leżało na boku. Nie miała na sobie nic. Darui
leżał na łóżku. On także był nagi. Oba ciała zostały pozbawione oczu i nosiły
ślady wielu ran kutych a kunoichi miała poderżnięte gardło.
Pod Sakurą
ugięły się kolana. Widziała już gorsze rzeczy, ale wrażenie było zawsze takie
samo. Przez chwilę myślała, że zemdleje.
Fakt, że
Samui była przywiązana do krzesła, sugerował, że torturowano najpierw ją,
zapewne po to, by rozwiązać język Darui’emu. Sakura założyła, że nie przyniosło
to spodziewanych rezultatów, wobec czego napastnik zabrał się za Darui’ego.
Chwila
słabości minęła i Sakura zapanowała nad sobą. Minęła ciała i zaczęła szukać
zwoju, po który tutaj przyszła.
Zaczęła od
szuflad. Koperty, listy, zdjęcia, pieniądze. Nie było go tutaj.
Jeszcze raz
przejrzała całą zawartość pokoju. Nic. Darui’ego i Samui miało tu nie być, a
byli.
Miał być
zwój, a go nie było.
Wyjęła z
szuflady wszystkie jeny, wróciła do przedpokoju, kucnęła i włożyła pieniądze do
kabury. Napiwek. Tak właśnie postąpiłaby parę lat temu.
Zwykły
odruch. Ale nie po tym, kiedy zdecydowała rzucić tę robotę w cholerę i kiedy to
sobie uświadomiła, zrobiło jej się niedobrze. Wyjęła pieniądze i rzuciła na
podłogę.
Była w
połowie korytarza, kiedy usłyszała kroki. Zmartwiała.
Teraz Sakura
całkowicie ustąpiła staremu instynktowi.
Przycisnęła
plecy do ściany korytarza, wyciągnęła kunai z kabury i zaczęła przesuwać się w
stronę drzwi do holu. Zobaczyła dwóch shinobi i usłyszała trzeciego, dalej, po
prawej stronie, za półotwartymi drzwiami wejściowymi. Wyjęła trzy kunai z
notkami wybuchającymi i noktowizor, który zaraz potem założyła. Wycelowała w
przeciwników. Serce podeszło jej do gardła. Notki wybuchły jednocześnie,
wypełniając apartament piekielnym hukiem. Trzy fale uderzeniowe zderzyły się ze
sobą. Z okien wypadły szyby. Rzuciła jeszcze jednym w stronę drzwi wyjściowych,
które po chwili eksplodowały.
Krzyki,
kaszel, ciemność i chaos. Wszędzie. Ninja pojawili się jakby znikąd. Było ich
znacznie więcej, niż przypuszczano w Otogakure. Sakura usiłowała oszacować ich
liczbę na podstawie wyczuwanej chakry. Ośmiu? Dwunastu? Nie była w stanie ich
policzyć. I w jaki sposób zostali zaalarmowani? Nagle zobaczyła sylwetki trzech
shinobi, którzy kaszląc zmierzali korytarzem, odcinając jej drogę ucieczki.
Zdrętwiała.
Opanowała
ogarniającą ją panikę, wiedząc, że nie może jej ulec. Musi tu być jakieś inne
wyjście – z głównych drzwi nie mogła skorzystać, a więc dwie wcześniej
opracowane drogi ucieczki zostały zablokowane.
W jednym z
pokojów rozległy się krzyki, ktoś wypadł z kuchni, ruszył w stronę holu i
teraz… szedł prosto na nią. Wyciągnęła dwa tantou z kabury i rzuciła we wroga,
ale ten z łatwością uniknął ostrzy.
Widziała jak
kuca i składa dłonie pieczęcie, zaraz potem duża kula ognia leciała wprost na
nią. W szybkim tempie sparowała atak elementem wody, przez co wytworzyła się
para utrudniająca widoczność.
Sakura
rzuciła w jego stronę kunai z wybuchającą notką. Eksplodował u jego stóp.
Shinobi zawył i cofnął się niepewnie, przyciskając dłonie do twarzy. Sakura
biegiem wróciła do pokoju Darui’ego, w pełni świadoma faktu, że liczba
możliwości ucieczki gwałtownie się skurczyła. Zdążyła już pojąć, że wewnątrz
budynku nie ma żadnej drogi. Zdjęła noktowizor. Na zewnątrz będzie ciemno,
wiedziała jednak, że jest łatwiej, kiedy widać wszystko w naturalnych barwach.
W pokoju
rozsunęła zakrwawione zasłony za Samui i otworzyła okno. Pokój zadziałał jak
płuco, wsysając gwałtownie lodowate powietrze. Sakura cisnęła jeszcze jedną
wybuchającą notką w stronę przedpokoju i wyszła na zewnątrz.
Była
zdecydowanie zbyt wysoko by zeskoczyć. Skumulowała chakre w stopach i dłoniach
i stanęła ostrożnie na wąskim występie ściany. Uniosła ręce nad głowę
wyczuwając palcami górną krawędź kamiennego nadproża. Chwyciła się jej i
podciągnęła.
Za nią, w
dole, przy oknie sypialni rozległy się krzyki. W chwili, kiedy wreszcie znalazła
się na dachu ktoś rzucił w nią paroma shurikenami. Uświadamiając sobie, że
pościg ją dogania błyskawicznie pobiegła do drzwi, gdzie znajdowało się wyjście
awaryjne. Schodząc po schodach natknęła się na dwóch shinobi Darui’ego. Skumulowała
chakre w pięści i uderzyła pierwszego z nich w twarz co spowodowało pęknięcie
czaszki przeciwnika. Potem odwróciła się i z całej siły kopnęła drugiego w
szyję prawą stopą. Obaj runęli tyłem w dół metalowych schodów, na podest
znajdujący się na piętrze budynku. Ruszyła za nimi chcąc zabrać ich broń, kiedy
na podeście pojawili się inni ninja. Było ich na oko z dziesięciu. Spojrzeli w
górę i zaatakowali Sakure katon. Kunoichi uciekła z powrotem na dach. Skok
wydawał się jej ostatnią szansą. Walka z tyloma shinobi wydawała się bez sensu
chociaż brała pod uwagę tę możliwość. Sakura rozpędziła się i skoczyła w
ciemność w momencie, kiedy wrodzy ninja wbiegli na dach.
Przez
sekundę leciała w dół myśląc jak zamortyzować siłę uderzenia o ziemię, kiedy
kunai wbił się głęboko w jej ramię. Eksplodował ból – zapiszczała głośno nie
spodziewając się ataku spadając – a potem znowu zaczęła opadać. Niefortunnie
spadła na ramię z dalej wbitym ostrzem rozdzierając skórę jeszcze bardziej.
Sakura wstrzymała oddech, w każdej chwili oczekując ponownego ataku, nic jednak
takiego nie miało miejsca. Minutę zajęło jej wstanie z zimnej ziemi, była cała
obolała po upadku z najwyższego budynku w Kumogakure. Kulejąc kierowała się w
stronę hotelu.
Kiedy zaczęłam czytać twojego bloga byłam trochę sceptycznie nastawiona. Chodziło mi głównie o postać Sakury, która dotychczas kojarzyła mi się z infantylnym dzieckiem, a nie wartościową kobietą. Niemniej twój blog zmienił moje podejście do jej osoby, no i jestem autentycznie zauroczona tą historią! Strasznie dobrze się to czyta i nie mogę się doczekać nowego rozdziału!
OdpowiedzUsuńByłabym bardzo wdzięczna, gdybyś poinformowała mnie o nim, na http://foxakatsuki.blogspot.com/ , o ile to nie jest problem oczywiście :-)
Dziękuję za opinię, również dodaję do linków ;)!
OdpowiedzUsuńDobra, jestem. Nie powiem, sporo mi to zajęło, wiele razy byłaś w zakładkach, a ja nie mogłam się przemóc. Teraz skończyłam swoją robotę i nie mogę usprawiedliwiać się pisaniem.
OdpowiedzUsuńWięc jestem.
Mogę zacząć od szablonu? Lubię komentować wszystko po kolei. Mam nadzieję, że nie zniechęci Cię to (bardziej nie zanudzi). Pamiętam szablon onetowski - trochę wchodzący w fiolet, z Sakurą i Itachi'm w nagłówku (bardzo gorący art). Schludny i prosty. Bardzo ładny. Ten, który masz tutaj, jest dla mnie w złych kolorach (nie lubię połączenia czerni i bieli). I art mi się też nie podoba. Jednogłośnie (ja i moja nienormalna psychika) dochodzimy do wniosku, że tamten nam się bardziej podobał. Jakby Cię to interesowało.
Nie kocham Sakury. Właściwie, to nie przepadam za nią. Nigdy też jakoś pozytywnie nie myślałam o pairingu ItaSaku. Co ja więc tutaj robię? Kurcze, nie wiem. Po prostu przeczytałam prolog, to był impuls. I ten impuls zaprowadził mnie do jedenastego rozdziału. Ale od początku.
Pierwsze, co się rzuca w oczy, to banalny wręcz styl. Nie, to nie obelga, tylko Ty po prostu zupełnie wyplułaś z zasoby słów wszelkiego rodzaju środki literackie. Widać, że pisać potrafisz, ładnie składasz zdania, nic nie zgrzyta i nie wydaje się być nie na miejscu, a jednak jest przejrzyście aż do bólu. Skupiasz się na charakterach postaci, nie bawisz się w bezsensowne opisy uczuć i miejsc. Jasne, takowe występują, ale nie jest ich specjalnie dużo, ani specjalnie mało. Tak w sam raz.
Dialogi. Chyba Twój konik. Często mają drugie dno, bardzo trafnie oddają charakter postaci. Moment, w którym Sakura prosi Ibiki'ego o seks - geniusz. Jesteś moim geniuszem.
Jak już doszłam do tej przeklętej Sakury, to, kurna, muszę Ci przyznać, że wyszła. Że jest zniszczona przez wojnę, okaleczona psychicznie, że jest tchórzem, że jest silna fizycznie, że wystarczy jeden bodziec, a ona runie. Rozsypie się. Tak myślę. Jest Sakurą doświadczoną, ale nie dorosłą. Jak sama stwierdziłaś, wciąż nie dorosła do związku.
Dalej. Mamy Kabuto, którego nie pokazałaś za bardzo, bo i po co - jest wścibski i wszystko wiedzący jak w mandze. To dobrze. Jakoś specjalnie za nim nie przepadam i nie ubolewam, że nie poświęciłaś mu więcej miejsca. Hyuuga. Cieszę się, że ją wykorzystałaś, bo raczej ludzie omijają ją w opowiadaniach. A ja lubię ten klan prawie tak bardzo, jak Uchihów ;p
W ogóle podoba mi się, że wybrałaś mało znane postaci. Że są mało znane Wioski. Że bardzo zaznaczasz politykę. Że to wszystko jest logiczne, a trudno wykreować coś po wojnie, coś, co trzymałoby się kupy. Nie można przecież przewidzieć, jak to będzie wyglądało.
Klimat - jest! Jest mrocznie, brudno i szalenie. Jest dużo śmierci i brutalności ale dzięki temu, że masz taki przejrzysty styl, nie jest to przesadne. Ładnie się komponuje, idealnie wpasowuje w moje wymagania.
Itachi. Zostawiłam go sobie na prawie-koniec, bo jak zapewne się domyśliłaś, uwielbiam go. Tutaj Itachi jest... trochę żywszy i rozmowniejszy, niż w moim wyobrażeniu. Jest sprawiedliwy i przebiegły, ale jednak, z tego, co zdołałaś pokazać,w pewien sposób ciepły. Nie pytaj mnie w jaki sposób, po prostu tak poczułam się, gdy zaprosił Sakurę na kolację.
Za mało go, zdecydowanie. Chciałabym, by namieszał. I wiesz co? Nie mam pojęcia, co będzie dalej. Nie wiem, jak to się potoczy - czy połączy ich pożądanie, przyjaźń, fascynacja czy miłość. Czy może staną się oficjalnymi wrogami? Czy Sakura do samego końca będzie zwodziła go za nos? Cholera, nie wiem, i w sumie to jest takie fajne. Że nie mam pojęcia, co będzie w kolejnym rozdziale.
O, skoro poruszyłam temat rozdziałów, to mogę jeszcze wspomnieć, że są strasznie krótkie. I to chyba jedyny minus. No i Sai, którego nie lubię, więc jak tylko o nim przeczytałam, to chciałam krzyczeć "Uciekaj Wisienko w ramiona ślicznego Kruka". Ot, zboczenie zawodowe.
To chyba tyle, jak mi się coś jeszcze przypomni, to dopiszę. Jak już pewnie zdołałaś wywnioskować, czekam na nowy rozdział. I jestem stałą czytelniczką. I lubię czytać, jak piszesz.
Do zmiany szablonu zabieram się już dobry miesiąc, jeśli nie dłużej. Art zostawię na pewno, kolory się zmienią, myślałam jeszcze nad zmianą układu strony. Po długim blogowaniu na Onecie jestem przyzwyczajona do menu z prawej strony... Czas to zmienić.
UsuńBanalny styl - parę osób mi już o tym mówiło. Z doświadczenia jednak wiem, że pisanie po swojemu wychodzi mi lepiej, niż wpychanie na siłę wyszukanych eufemizmów i opisów rodem z Pana Tadeusza (moje skłonności do przesady).
Cieszę się, że Sakura przypadła ci do gustu. W fandomie jest to postać zazwyczaj nielubiana, jednak moim zdaniem dla fanfiction powinno się zrobić wyjątek. Można przecież wykreować tę postać jak się tylko chce i o ile nie przepadam za mangowym Sasuke, tak w ff jest często spotykany i z chęcią czytam, czy to one shot'y, czy to tasiemce z jego udziałem.
Czasami, gdy pracuję nad nowym rozdziałem, wcale nie jestem taka pewna, czy wszystko trzyma się kupy. Przede wszystkim - Sakura dużo podróżuje. Brak środków transportu w świecie ninja? Tu nasuwa się problem. Zdecydowanie skróciłam czas przemieszczania się pomiędzy krajami. ZDECYDOWANIE bo podróż z przykładowo Północy Kraju Ognia do Kirigakure wynosi.. jakieś trzy-cztery dni. Nie mam pojęcia jak duży jest świat wykreowany przez pana Kishimoto, ale na pewno o wiele, wiele większy. Czasami zastanawiam się, czy czytelnicy mają zakodowaną mapę shinobi w głowie, tak jak ja, czy też nie wiedzą gdzie co jest ^^'.
Oj, Itachi namiesza, o to nie musisz się martwić. W miarę dodawania kolejnych rozdziałów, będzie go oczywiście więcej.
Tutaj mnie zdziwiłaś. Strasznie krótkie rozdziały? Naprawdę? A ja się tak dwoję i troję, żeby były jak najdłuższe, a tu proszę, zostałam brutalnie ściągnięta na ziemie - w dalszym ciągu piszę za krótkie rozdziały, cholera.
W każdym razie - dzięki za wyczerpujący komentarz, który jak każda dobra opinia poprawił mi humor.