Sakura
przystanęła przed czerwoną bramą do wejścia hotelowego, udając, że czyta szyld
na oknie. Spojrzała w prawo, potem w lewo i udała się za budynek.
Suigetsu
dostrzegł Sakure, skinął na nią i wszedł do pomieszczenia na tyłach hotelu. Z
trzaskiem zamknął drzwi za kunoichi. Najwyraźniej dalej był w złym nastroju.
- Masz
pieniądze?
- Najpierw
muszę zobaczyć co ty masz dla mnie.
- Nie tu.
- A gdzie?
Wzruszył
ramionami.
- Blisko.
- Więc
chodźmy.
- Najpierw
chce przeliczyć pieniądze.
- Przeliczyć
możesz, ale dostaniesz je dopiero wtedy, kiedy wszystko sprawdzę.
Suigetsu
zdawał się rozważać to przez chwilę.
- Dobra.
Sakura
rozpięła płaszcz, podniosła szarą bluzę i odpięła pas z pieniędzmi, który miała
zamocowany na talii. Otworzyła go i podała Suigetsu owinięte gumką banknoty.
- Masz tu te
swoje dziesięć milionów jenów.
Suigetsu
szybko skończył liczyć i powiedział:
- To jest
bardzo trudne.
- Słucham?
- Dostaniesz
to co chcesz. Ale mam bardzo mało czasu.
- Myślałam,
że już masz wszystko.
- Po części.
Ale trudno było wszystko zdobyć. Potrzebuje więcej pieniędzy.
Sakura
zrobiła krok w jego stronę.
-
Uzgodniliśmy już cenę.
- Tyle nie
wystarczy. Jeśli oczywiście chcesz mieć to na jutro.
- Więc ile?
-
Piętnaście. Nie mogę tego zrobić za mniej.
Sakura
spojrzała na niego lodowato.
- Lepiej nie
próbuj mnie oszukiwać. To kiepski pomysł.
Suigetsu
pozostał niewzruszony.
- To
niełatwe załatwić to w Chmurze. W dodatku niebezpieczne i drogie. Jutro po
południu. W tym miejscu. O czwartej.
Recepcjonistka
przekazała Sakurze wiadomość od Uchihy, że będzie na nią czekał w restauracji
hotelowej. Siedział przy tradycyjnym niskim japońskim stoliku jedząc sushi.
Ubrany był inaczej, strój shinobi był wzorowany na kombinezonach ANBU Konohy i
podkreślał jego umięśnione ciało. Sakura miała na sobie czarne rurki,
bawełnianą bordową koszulkę przylegającą do ciała, tradycyjne buty shinobi i
parę opasek na prawej ręce. Czuła się przy nim trochę niedbale.
Itachi
zawołał kelnera.
- Czego się
napijesz?
W tej chwili
najbardziej przydałoby się jej sake.
- Sake? –
zaproponował Uchiha.
Sakura
zaczęła się zastanawiać czy czasem nie czyta jej w myślach.
- Chcemy coś
uczcić?
- Nie wiem.
A chcemy?
- Może być
sake. Dziękuję.
Kiedy kelner
odszedł, Itachi podał jej złożoną kartkę papieru. Rozłożyła ją. Był na niej adres.
- Kogo mam
szukać?
- On sam cię
znajdzie.
- Jest
pośrednikiem Akatsuki?
- Nie. On
zabierze cię do pośrednika.
- Więc jest
pośrednikiem między tobą a pośrednikiem? Czy to nie lekka paranoja?
- W tych
okolicznościach nie.
- W jakich
okolicznościach?
- Nie mogę
ci ufać.
- Tego nie
wiesz.
-
Szantażowałaś mnie, pamiętasz?
- Myślałam,
że prosiłam o przysługę.
Nie
odpowiedział.
- Jak go
rozpoznam? – spytała. Itachi opisał go, a kiedy skończył, powiedziała:
- Co mu się
stało?
- Wojna.
Oto, co mu się stało. Brygada specjalna Kiri.
- Kiedy mam
się z nim spotkać?
- Jutro o
dziesiątej rano. Jeśli dwadzieścia po nikt się nie pojawi, wracaj. A potem idź
tam znowu następnego dnia, o tej samej godzinie. Jeśli nikt nie przyjdzie trzy
razy… cóż, będę w Chmurze przez cały czas, znajdziesz mnie.
Kelner
przyniósł sake dla Sakury. Upiła łyk i rozejrzała się dookoła. Odwróciła się do
Itachiego, który nie spuszczał z niej wzroku.
- Mogłeś
zostawić mi te informacje w recepcji.
- Tak –
odparł. – Wiem.
Sakura
weszła do budki Ichiraku Ramen i zajęła miejsce. Była trochę większa niż ta,
którą zapamiętała w Liściu. Zamówiła zupę. Była za dziesięć dziesiąta.
Poprzedniego
dnia spędziła z Itachim zaledwie pół godziny, ale później przez cały wieczór
nie potrafiła przestać o nim myśleć. Rozmowa się nie kleiła, mówili, ale nic
nie powiedzieli. Jakby oboje nie chcieli zadać drugiej stronie jakiegokolwiek
pytania ze strachu przed tym, co mogliby usłyszeć w odpowiedzi. Po spotkaniu
Sakura wróciła do pokoju zupełnie wytrącona z równowagi.
Teraz, po
nocy pełnej niespokojnych snów, nadal nie wiedziała, dlaczego Uchiha w ogóle
zadał sobie trud, by się z nią spotkać. Dwadzieścia po dziesiątej do budki
wszedł krępy mężczyzna w niebieskim płaszczu. Podszedł do Sakury.
Blizny
wyglądały dokładnie tak, jak opisał je Itachi: półkoliste nacięcia wokół lewego
oka, głęboki, siny ślad na lewym policzku ciągnący się w dół aż do linii żuchwy, lśniąca różowa
skóra tuż przed uchem. Spojrzała na jego lewą dłoń; brakowało dwóch palców.
Usiadł obok niej i podał jej karteczkę.
- To od
Omoi’ego.
Sakura
przeczytała wiadomość. Omoi miał informacje, o które prosiła. Miała być dzisiaj
o dwudziestej pod Ośrodkiem Pomocy Chorym, jego lokum. Dała znać mężczyźnie
obok, że przyjęła wiadomość i wyszli z Ichiraku Ramen.
Szli jakieś
pół godziny w stronę zachodniej części Kumo. Zatrzymali się przed potężnym
budynkiem przypominającym dawną siedzibę Raikage. Na parterze wszystkie okna i
drzwi były zabite deskami. Shinobi oderwał parę desek i weszli do środka
barykadując otwór tymi samymi kawałkami drewna odcinając dopływ światła i
dźwięki z zewnątrz. Potem chwycił leżącą na ziemi deskę i układając rękę w znak
tygrysa i smoka wypluł małą kule ognia, która zamieniła drewno w pochodnie.
Sakura zdziwiła się widząc ninje, który
potrafi posługiwać się ninjutsu składając pieczęcie tylko jedną ręką. Mało
zostało tak uzdolnionych shinobi. Ruszyli przed siebie wąskimi korytarzami. W
końcu dotarli do wielkiego pomieszczenia, do którego trochę światła wpadało
przez szpary między deskami w oknach.
Znajdowali
się w holu. Powietrze było zimne, nieruchome i wilgotne, a po podłodze walały
się pozostałości po tych, którzy się tu ostatnio gnieździli: zgniecione puszki,
mokre gazety, shurikeny, porzucone strzykawki.
Pośrednik
ruszył w stronę szerokich schodów, które na poziomie pierwszego piętra
rozchodziły się na prawo i lewo. Ciągnęły się aż do piątego piętra, gdzie
przechodziły przez długi korytarz. Wszystkie drzwi były otwarte. Na tej wysokości okien nie zasłaniały już deski,
szyby oblepiał brud. Światło wpadające do środka było szare i płaskie. Sakura
słyszała ciche skrobanie szczurów pod podłogą.
Przy końcu korytarza shinobi wprowadził ją do pomieszczenia
składającego się z połączonych ze sobą pokoi. Odwróciła się. Pośrednik cofnął
się i zamknął drzwi, przez które właśnie weszli. Już miała zapytać, po co to
zrobił, kiedy zobaczyła, że trzyma w ręku kunai.
Wyciągnęła katanę z kabury na plecach – nie potrafiła się
opanować – i natychmiast tego pożałowała.
Przez ostatnie półtora roku, jedynym człowiekiem z którym
walczyła był Ibiki, skłamałaby mówiąc, że nie boi się teraz bezpośredniej
konfrontacji z innym shinobi. A szczególnie kimś tak doświadczonym jak
mężczyzna przed nią.
- Rozbieraj się.
Uznała, że się przesłyszała.
- Co?
- Rzuć broń na ziemię i zdejmij ubranie.
Stała przez chwilę bez ruchu na środku dużego pokoju.
Shinobi zrobił krok w jej stronę i zaczął obracać bronią w dłoni.
Zrozumiała, że jeśli chce uniknąć walki i dostać to, czego
chce, nie ma wyjścia. Rzuciła katanę na podłogę, ściągnęła kaburę z pleców i
płaszcz, który okalał jej ciało. Natychmiast poczuła przenikliwy chłód. Buty,
legginsy, spodenki, bluza, podkoszulka. Pośrednik patrzył na nią,
nieprzenikniony. Stała przed nim ubrana tylko w czarną bieliznę, z gęsią skórką na całym ciele.
- Wszystko.
Nie tylko jej ciało było zlodowaciałe, umysł także. Rozpięła
stanik i pozwoliła, by opadł na podłogę. Wsunęła palce pod gumkę majtek i nagle
znieruchomiała. Ale zrobiła to i postarała się, by jej twarz nie wyrażała przy
tym absolutnie nic.
Shinobi znowu poruszył bronią.
- Ściana. Między okna. Idź. Jeśli użyjesz ninjutsu bądź
pewna, że nie wyjdziesz stąd żywa.
Odwróciła się i podeszła do ściany. Pod stopami czuła
szorstkie deski. Odwróciła się i zobaczyła, że podszedł do jej ubrania.
Podniósł kaburę i włożył w nią katanę, następnie przerzucił sobie broń przez ramię.
Wziął jej stanik i obejrzał go dokładnie. Niepokój Sakury ustąpił zdumieniu.
Rzucił go na podłogę i podniósł bluzkę, przeszukał kieszenie. Sakura odetchnęła
z ulgą, szukał broni dalekiego zasięgu, zapewne senbon lub jakichś bomb.
Kiedy skończył, cofnął się pod ścianę i gwizdnął.
Przenikliwy dźwięk odbił się echem od pustych ścian. Po lewej stronie pokoju
coś poruszyło się w ciemności i z pokoju obok wyszedł mężczyzna. Zatrzymał się
w drzwiach i skrzyżował ręce na piersi.
Sakura rozpoznała go od razu.
- Możesz się ubrać.
Shino. Shino Aburame. Był jeszcze bardziej zakryty niż
widziała go jakieś pięć lat temu. Praktycznie nie było mu widać twarzy. Sakura
była w szoku. Jeden z shinobi Liścia, tutaj, przed nią, w roli pośrednika.
Nie poruszyła się, ku zaskoczeniu Aburame.
- Jeśli nie chcesz się ubrać, nie ma problemu.
Opanowała się szybko i ruszyła w stronę swoich rzeczy.
- Itachi mówił, że chcesz się spotkać z Liderem Brzasku.
Sakura wciągnęła legginsy i zaczęła ubierać stanik.
- Zgadza się.
- Po co?
- Powiem mu, kiedy się z nim spotkam.
- Jeśli nie powiesz mnie, nie spotkasz się z nim. Mówię w
jego imieniu.
- Reprezentuję grupę…
- Więc czego oni chcą?
Uznała, że teraz powinna zagrać w otwarte karty.
- Purutoniumu-239. Co najmniej dziewięćdziesiąt trzy procent
czystości.
- Ile?
- Minimum
osiem kilo.
- To będzie
dużo kosztowało.
- Pieniądze
nie stanowią problemu.
- Kiepsko
się targujesz. Może twoi zleceniodawcy zrobiliby lepszy interes, gdyby spotkali
się z Akatsuki osobiście. Może ja powinienem się z nimi spotkać osobiście.
Sakura
wyobraziła sobie spotkanie Kabuto i Shino, zaśmiała się w duchu.
- Korzystają
z moich usług z tego samego powodu, z jakiego Lider korzysta z twoich. Są
nieśmiali.
- Ale to nie
Lider czegoś potrzebuje.
- Akatsuki
zarobi na tym setki milionów jenów. Może…
- Akatsuki
będzie musiało poznać tożsamość docelowego odbiorcy. Nie chciałoby się przecież
już po fakcie dowiedzieć, że sprzedało broń nuklearną Otogakure albo Sunie.
- Moi
pracodawcy nie utożsamiają się z żadną
wioską lub organizacją. – Skłamała gładko.
- Wybacz,
Sakura, ale potrzebuję czegoś więcej niż tylko twojego słowa. Nawet biorąc pod
uwagę naszą wspólną przeszłość.
- Dostaniesz
coś więcej, kiedy nadejdzie czas. Na razie nie wiem nawet, czy tak zwany Lider
istnieje. Ani czy może dostarczyć nam to, czego chcemy.
Sakura była
spóźniona. Omoi miał na sobie spłowiały kombinezon ninja luźnego kroju. Od razu
pomyślała o tym, by też załatwić sobie jakiś tradycyjny ubiór shinobi, po
półtora roku ukrywania się wśród zwykłych ludzi prawie nic ze starych ubrań jej
nie zostało. W dzisiejszy wieczór Chmura tętniła życiem, uliczkami szło mnóstwo
ludzi: biegali, spacerowali, młode matki pchały wózki z dziećmi, wariaci
mamrotali coś do siebie. Drzewa mieniły się czerwienią, złotem, szmaragdową
zielenią. W dzieciństwie jesień była ulubioną porą roku Sakury: czas chłodnych
wieczorów, fajerwerków i rozgwieżdżonych nocy w Wiosce Liścia. Czas rozkładu,
jak mawiała jej matka.
- Darui
wraca jeszcze dziś wieczorem. Z Kuso.
Sakura
wiedziała, że poprzedniego dnia był w Ame, a dwa dni wcześniej w Takigakure.
- Jakie ma
plany?
- Dziś
wieczorem jest zajęty. Jutro znowu opuszcza Kraj Błyskawic. Nie udało mi się
dowiedzieć dokąd, ale zgaduje że do Kiri, czyli daleko.
- Co
jeszcze?
- Pod koniec
tygodnia ma spotkać się ze starszyzną w Sunie, te stare dziady znów coś
kombinują.
- Doskonale.
Przez chwilę
szli obok siebie w milczeniu.
- Jestem
zmęczony.
- Czym?
Omoi
spojrzał gdzieś daleko, ponad krajobraz wioski i westchnął bezradnie.
- Wszystkim.
Jesteśmy w barze, który szczyci się tym, że nic sobie nie robi z
tego, że w środku toczą się bójki pijanych mieszkańców. Ja sączę herbatę, Omoi
popija wino śliwkowe choya. Właśnie wypił drugą butelkę. Siedzimy tu już ponad
godzinę.
To zdumiewające, jak mylne może być pierwsze wrażenie. Kiedy
zobaczyłam Omoi’ego po około pięciu latach, od razu wiedziałam, kto to jest.
Tak jak powiedziała mi Hanabi – raczej nikt ważny, jednak mający bardzo dobrze
rozwiniętą sieć kontaktów z shinobi po wojnie. Raczej stroni od kłopotów.
Człowiek, który świadomie wybrał jedyną możliwą ścieżkę po upadku wielkich
pięciu nacji ninja. Borykający się z przeszłością. Na pewno dużo pije. Myliłam
się jednak. Nie jest święty, ale też nie jest kimś za kogo ko uważałam. Choć
próbował taki się stać.
- Zabijamy ludzi bo jest na ty popyt. W tych czasach kiedy jesteś
shinobi praktycznie nie masz wyboru, jeśli chcesz przeżyć.
Słucham o jego spędzonym czasie w Sunie.
- To był pieprzony koszmar. Cała społeczność Piasku jest przeciwko
innym nacjom ninja. Pochodzisz z Liścia? Poderżną ci gardło we śnie. Z Chmury?
Na stos z nim. Co do przyjmowania zleceń… Na początku mówisz sobie, że to nic
wielkiego. Wyświadczasz komuś przysługę, załatwiasz jakąś sprawę. I powoli
zaczyna cię to wsysać. Ty chyba wiesz o tym najlepiej.
Był słaby, więc musiał się stoczyć.
- Wysłali mnie do Mgły – mówi kącikiem ust popijając wino. –
Prowadziłem tam burdel. Ja, pewien chuunin z Liścia i Hidan z Akatsuki,
pamiętasz go?
Pokręciłam głową na znak, że tak.
- Teoretycznie robota była prosta. Dziewczyny stawały pod ścianą
na dworze, nawet jak było minus piętnaście. My odbieraliśmy zamówienia od
klientów i wysyłaliśmy do nich panienki. Wszystkie musiały wrócić o określonej
godzinie. Te, które się spóźniły, albo przywoziły za mało kasy, cóż, zdarzało
im się to tylko raz. Potrafiliśmy tego dopilnować. W każdym razie Hidan
potrafił…
Robi mi się zimno. Zamykam oczy, ale zaraz znowu je otwieram, bo
nie podoba mi się to, co widzę pod powiekami.
- Skąd pochodziły te dziewczyny?
- Z różnych krajów.
- I co się stało?
- W końcu nie byłem już w stanie tego wytrzymać. Znęcanie się…
rozumiesz, powinnaś zobaczyć niektóre z tych dziewczyn. To były właściwie
dzieci. Skóra i kości, nie wiem jakim cudem trzymały się żywe. – Pokręcił
głową. – Hidan nie miał nic przeciwko temu. Uwielbiał przemoc. Dopóki nie pociął
kogoś na kawałki, nie czuł, że żyje. Jest prawdziwym psycholem. Wiesz, jak
można było poznać, czy dziewczyna jest nowa, czy nie?
- Jak?
- Bezpośrednio po przyjeździe bała się mnie. Ale po pewnym czasie
zaczynała się bać Hidana.
Omoi zdradza mi resztę sekretów swojego życia po wojnie. Wydaje mi
się strasznie niekompetentny, ale nie jest idiotą. Pyta mnie czy chciałabym się
zobaczyć jutro z Karui, jego partnerką w czasie wojny. Nie mam nic przeciwko
odnowieniu starych znajomości. Kiedy wychodzimy z kafejki, czuję, że
przekroczyliśmy jakąś niewidzialną barierę. Nie jesteśmy przyjaciółmi, nie
ufamy sobie nawzajem, ale też nie jesteśmy już sobie całkiem obcy
Weszła do
pomieszczenia na tyłach hotelu Tobu, które prawdopodobnie służyło jako magazyn.
Ubrany był w zwykły uniform shinobi z cienkiego materiału w kolorze fioletu.
Wyglądał na zmartwionego.
- Masz
pieniądze?
- Gdzie mój
towar? – spytała.
Suigetsu
złożył dłonie w parę pieczęci a przed Sakurą, w kłębach dymu, pojawiła się
czarna paczka
- Najpierw
sprawdzę, potem dam ci pieniądze.
- Piętnaście
milionów jenów?
- Piętnaście
milionów.
Cofnął się o
krok i wskazał paczkę ręką. Sakura otworzyła ją i wyłożyła zawartość na
zakurzoną podłogę. Najpierw kilkanaście kunai, shurikeny typu makibishi,
pigułki z zakrzepniętą krwią, kastety – wszystko to zapieczętowane w zwojach,
czekające na przywołanie we właściwym momencie.
Sprawdziła
resztę. Dziesięć granatów gazowych dostępnych tylko w Kusogakure i noktowizor.
To powinno jej wystarczyć do końca tego zlecenia.
Sakurze nie
podobało się oszustwo Suigetsu. Wiedziała, że nie zapłaciłaby tyle za to
wszystko, ale zdawała sobie sprawę, że nie ma wyboru. Pięć milionów jenów nie
było warte ryzyka. Włożyła wszystko do paczki, zamknęła ją, wręczyła Suigetsu
pas z pieniędzmi i czekała na reakcję.
- Tu jest
tylko dziesięć.
Powoli
sięgnęła do kieszeni płaszcza i wyjęła z niego zwitek banknotów. Podniosła go
na wysokość jego twarzy.
- To dodatek
– powiedziała. – Przelicz. I uważaj się za szczęściarza. – Rzuciła pieniądze na
stół. – Mimo wszystko wiedz, że popełniłeś błąd.
kurde. świetna notka.
OdpowiedzUsuńale akcja z tym rozbieraniem się :D no w szoku byłam :D niezle wymyśliłaś ;) Podobało mi się wszystko. Będziesz mnie informować? Dodałam do linków ;) pozdrawiam.
www.strong-kunoichi.blogspot.com