niedziela, 1 lipca 2012

Rozdział 9


Sakura przystanęła przed czerwoną bramą do wejścia hotelowego, udając, że czyta szyld na oknie. Spojrzała w prawo, potem w lewo i udała się za budynek.
Suigetsu dostrzegł Sakure, skinął na nią i wszedł do pomieszczenia na tyłach hotelu. Z trzaskiem zamknął drzwi za kunoichi. Najwyraźniej dalej był w złym nastroju.
- Masz pieniądze?
- Najpierw muszę zobaczyć co ty masz dla mnie.
- Nie tu.
- A gdzie?
Wzruszył ramionami.
- Blisko.
- Więc chodźmy.
- Najpierw chce przeliczyć pieniądze.
- Przeliczyć możesz, ale dostaniesz je dopiero wtedy, kiedy wszystko sprawdzę.
Suigetsu zdawał się rozważać to przez chwilę.
- Dobra.
Sakura rozpięła płaszcz, podniosła szarą bluzę i odpięła pas z pieniędzmi, który miała zamocowany na talii. Otworzyła go i podała Suigetsu owinięte gumką banknoty.
- Masz tu te swoje dziesięć milionów jenów.
Suigetsu szybko skończył liczyć i powiedział:
- To jest bardzo trudne.
- Słucham?
- Dostaniesz to co chcesz. Ale mam bardzo mało czasu.
- Myślałam, że już masz wszystko.
- Po części. Ale trudno było wszystko zdobyć. Potrzebuje więcej pieniędzy.
Sakura zrobiła krok w jego stronę.
- Uzgodniliśmy już cenę.
- Tyle nie wystarczy. Jeśli oczywiście chcesz mieć to na jutro.
- Więc ile?
- Piętnaście. Nie mogę tego zrobić za mniej.
Sakura spojrzała na niego lodowato.
- Lepiej nie próbuj mnie oszukiwać. To kiepski pomysł.
Suigetsu pozostał niewzruszony.
- To niełatwe załatwić to w Chmurze. W dodatku niebezpieczne i drogie. Jutro po południu. W tym miejscu. O czwartej.

Recepcjonistka przekazała Sakurze wiadomość od Uchihy, że będzie na nią czekał w restauracji hotelowej. Siedział przy tradycyjnym niskim japońskim stoliku jedząc sushi. Ubrany był inaczej, strój shinobi był wzorowany na kombinezonach ANBU Konohy i podkreślał jego umięśnione ciało. Sakura miała na sobie czarne rurki, bawełnianą bordową koszulkę przylegającą do ciała, tradycyjne buty shinobi i parę opasek na prawej ręce. Czuła się przy nim trochę niedbale.
Itachi zawołał kelnera.
- Czego się napijesz?
W tej chwili najbardziej przydałoby się jej sake.
- Sake? – zaproponował Uchiha.
Sakura zaczęła się zastanawiać czy czasem nie czyta jej w myślach.
- Chcemy coś uczcić?
- Nie wiem. A chcemy?
- Może być sake. Dziękuję.
Kiedy kelner odszedł, Itachi podał jej złożoną kartkę papieru. Rozłożyła ją. Był na niej adres.
- Kogo mam szukać?
- On sam cię znajdzie.
- Jest pośrednikiem Akatsuki?
- Nie. On zabierze cię do pośrednika.
- Więc jest pośrednikiem między tobą a pośrednikiem? Czy to nie lekka paranoja?
- W tych okolicznościach nie.
- W jakich okolicznościach?
- Nie mogę ci ufać.
- Tego nie wiesz.
- Szantażowałaś mnie, pamiętasz?
- Myślałam, że prosiłam o przysługę.
Nie odpowiedział.
- Jak go rozpoznam? – spytała. Itachi opisał go, a kiedy skończył, powiedziała:
- Co mu się stało?
- Wojna. Oto, co mu się stało. Brygada specjalna Kiri.
- Kiedy mam się z nim spotkać?
- Jutro o dziesiątej rano. Jeśli dwadzieścia po nikt się nie pojawi, wracaj. A potem idź tam znowu następnego dnia, o tej samej godzinie. Jeśli nikt nie przyjdzie trzy razy… cóż, będę w Chmurze przez cały czas, znajdziesz mnie.
Kelner przyniósł sake dla Sakury. Upiła łyk i rozejrzała się dookoła. Odwróciła się do Itachiego, który nie spuszczał z niej wzroku.
- Mogłeś zostawić mi te informacje w recepcji.
- Tak – odparł. – Wiem.

Sakura weszła do budki Ichiraku Ramen i zajęła miejsce. Była trochę większa niż ta, którą zapamiętała w Liściu. Zamówiła zupę. Była za dziesięć dziesiąta.
Poprzedniego dnia spędziła z Itachim zaledwie pół godziny, ale później przez cały wieczór nie potrafiła przestać o nim myśleć. Rozmowa się nie kleiła, mówili, ale nic nie powiedzieli. Jakby oboje nie chcieli zadać drugiej stronie jakiegokolwiek pytania ze strachu przed tym, co mogliby usłyszeć w odpowiedzi. Po spotkaniu Sakura wróciła do pokoju zupełnie wytrącona z równowagi.
Teraz, po nocy pełnej niespokojnych snów, nadal nie wiedziała, dlaczego Uchiha w ogóle zadał sobie trud, by się z nią spotkać. Dwadzieścia po dziesiątej do budki wszedł krępy mężczyzna w niebieskim płaszczu. Podszedł do Sakury.
Blizny wyglądały dokładnie tak, jak opisał je Itachi: półkoliste nacięcia wokół lewego oka, głęboki, siny ślad na lewym policzku ciągnący się  w dół aż do linii żuchwy, lśniąca różowa skóra tuż przed uchem. Spojrzała na jego lewą dłoń; brakowało dwóch palców. Usiadł obok niej i podał jej karteczkę.
- To od Omoi’ego.
Sakura przeczytała wiadomość. Omoi miał informacje, o które prosiła. Miała być dzisiaj o dwudziestej pod Ośrodkiem Pomocy Chorym, jego lokum. Dała znać mężczyźnie obok, że przyjęła wiadomość i wyszli z Ichiraku Ramen.
Szli jakieś pół godziny w stronę zachodniej części Kumo. Zatrzymali się przed potężnym budynkiem przypominającym dawną siedzibę Raikage. Na parterze wszystkie okna i drzwi były zabite deskami. Shinobi oderwał parę desek i weszli do środka barykadując otwór tymi samymi kawałkami drewna odcinając dopływ światła i dźwięki z zewnątrz. Potem chwycił leżącą na ziemi deskę i układając rękę w znak tygrysa i smoka wypluł małą kule ognia, która zamieniła drewno w pochodnie. Sakura zdziwiła się  widząc ninje, który potrafi posługiwać się ninjutsu składając pieczęcie tylko jedną ręką. Mało zostało tak uzdolnionych shinobi. Ruszyli przed siebie wąskimi korytarzami. W końcu dotarli do wielkiego pomieszczenia, do którego trochę światła wpadało przez szpary między deskami w oknach.
Znajdowali się w holu. Powietrze było zimne, nieruchome i wilgotne, a po podłodze walały się pozostałości po tych, którzy się tu ostatnio gnieździli: zgniecione puszki, mokre gazety, shurikeny, porzucone strzykawki.
Pośrednik ruszył w stronę szerokich schodów, które na poziomie pierwszego piętra rozchodziły się na prawo i lewo. Ciągnęły się aż do piątego piętra, gdzie przechodziły przez długi korytarz. Wszystkie drzwi były otwarte. Na tej wysokości okien nie zasłaniały już deski, szyby oblepiał brud. Światło wpadające do środka było szare i płaskie. Sakura słyszała ciche skrobanie szczurów pod podłogą.
Przy końcu korytarza shinobi wprowadził ją do pomieszczenia składającego się z połączonych ze sobą pokoi. Odwróciła się. Pośrednik cofnął się i zamknął drzwi, przez które właśnie weszli. Już miała zapytać, po co to zrobił, kiedy zobaczyła, że trzyma w ręku kunai.
Wyciągnęła katanę z kabury na plecach – nie potrafiła się opanować – i natychmiast tego pożałowała.
Przez ostatnie półtora roku, jedynym człowiekiem z którym walczyła był Ibiki, skłamałaby mówiąc, że nie boi się teraz bezpośredniej konfrontacji z innym shinobi. A szczególnie kimś tak doświadczonym jak mężczyzna przed nią.
- Rozbieraj się.
Uznała, że się przesłyszała.
- Co?
- Rzuć broń na ziemię i zdejmij ubranie.
Stała przez chwilę bez ruchu na środku dużego pokoju. Shinobi zrobił krok w jej stronę i zaczął obracać bronią w dłoni.
Zrozumiała, że jeśli chce uniknąć walki i dostać to, czego chce, nie ma wyjścia. Rzuciła katanę na podłogę, ściągnęła kaburę z pleców i płaszcz, który okalał jej ciało. Natychmiast poczuła przenikliwy chłód. Buty, legginsy, spodenki, bluza, podkoszulka. Pośrednik patrzył na nią, nieprzenikniony. Stała przed nim ubrana tylko w czarną bieliznę, z  gęsią skórką na całym ciele.
- Wszystko.
Nie tylko jej ciało było zlodowaciałe, umysł także. Rozpięła stanik i pozwoliła, by opadł na podłogę. Wsunęła palce pod gumkę majtek i nagle znieruchomiała. Ale zrobiła to i postarała się, by jej twarz nie wyrażała przy tym absolutnie nic.
Shinobi znowu poruszył bronią.
- Ściana. Między okna. Idź. Jeśli użyjesz ninjutsu bądź pewna, że nie wyjdziesz stąd żywa.
Odwróciła się i podeszła do ściany. Pod stopami czuła szorstkie deski. Odwróciła się i zobaczyła, że podszedł do jej ubrania. Podniósł kaburę i włożył w nią katanę, następnie przerzucił sobie broń przez ramię. Wziął jej stanik i obejrzał go dokładnie. Niepokój Sakury ustąpił zdumieniu. Rzucił go na podłogę i podniósł bluzkę, przeszukał kieszenie. Sakura odetchnęła z ulgą, szukał broni dalekiego zasięgu, zapewne senbon lub jakichś bomb.
Kiedy skończył, cofnął się pod ścianę i gwizdnął. Przenikliwy dźwięk odbił się echem od pustych ścian. Po lewej stronie pokoju coś poruszyło się w ciemności i z pokoju obok wyszedł mężczyzna. Zatrzymał się w drzwiach i skrzyżował ręce na piersi.
Sakura rozpoznała go od razu.
- Możesz się ubrać.
Shino. Shino Aburame. Był jeszcze bardziej zakryty niż widziała go jakieś pięć lat temu. Praktycznie nie było mu widać twarzy. Sakura była w szoku. Jeden z shinobi Liścia, tutaj, przed nią, w roli pośrednika.
Nie poruszyła się, ku zaskoczeniu Aburame.
- Jeśli nie chcesz się ubrać, nie ma problemu.
Opanowała się szybko i ruszyła w stronę swoich rzeczy.
- Itachi mówił, że chcesz się spotkać z Liderem Brzasku.
Sakura wciągnęła legginsy i zaczęła ubierać stanik.
- Zgadza się.
- Po co?
- Powiem mu, kiedy się z nim spotkam.
- Jeśli nie powiesz mnie, nie spotkasz się z nim. Mówię w jego imieniu.
- Reprezentuję grupę…
- Więc czego oni chcą?
Uznała, że teraz powinna zagrać w otwarte karty.
- Purutoniumu-239. Co najmniej dziewięćdziesiąt trzy procent czystości.
- Ile?
- Minimum osiem kilo.
- To będzie dużo kosztowało.
- Pieniądze nie stanowią problemu.
- Kiepsko się targujesz. Może twoi zleceniodawcy zrobiliby lepszy interes, gdyby spotkali się z Akatsuki osobiście. Może ja powinienem się z nimi spotkać osobiście.
Sakura wyobraziła sobie spotkanie Kabuto i Shino, zaśmiała się w duchu.
- Korzystają z moich usług z tego samego powodu, z jakiego Lider korzysta z twoich. Są nieśmiali.
- Ale to nie Lider czegoś potrzebuje.
- Akatsuki zarobi na tym setki milionów jenów. Może…
- Akatsuki będzie musiało poznać tożsamość docelowego odbiorcy. Nie chciałoby się przecież już po fakcie dowiedzieć, że sprzedało broń nuklearną Otogakure albo Sunie.
- Moi pracodawcy nie utożsamiają się z  żadną wioską lub organizacją. – Skłamała gładko.
- Wybacz, Sakura, ale potrzebuję czegoś więcej niż tylko twojego słowa. Nawet biorąc pod uwagę naszą wspólną przeszłość.
- Dostaniesz coś więcej, kiedy nadejdzie czas. Na razie nie wiem nawet, czy tak zwany Lider istnieje. Ani czy może dostarczyć nam to, czego chcemy.



Sakura była spóźniona. Omoi miał na sobie spłowiały kombinezon ninja luźnego kroju. Od razu pomyślała o tym, by też załatwić sobie jakiś tradycyjny ubiór shinobi, po półtora roku ukrywania się wśród zwykłych ludzi prawie nic ze starych ubrań jej nie zostało. W dzisiejszy wieczór Chmura tętniła życiem, uliczkami szło mnóstwo ludzi: biegali, spacerowali, młode matki pchały wózki z dziećmi, wariaci mamrotali coś do siebie. Drzewa mieniły się czerwienią, złotem, szmaragdową zielenią. W dzieciństwie jesień była ulubioną porą roku Sakury: czas chłodnych wieczorów, fajerwerków i rozgwieżdżonych nocy w Wiosce Liścia. Czas rozkładu, jak mawiała jej matka.
- Darui wraca jeszcze dziś wieczorem. Z Kuso.
Sakura wiedziała, że poprzedniego dnia był w Ame, a dwa dni wcześniej w Takigakure.
- Jakie ma plany?
- Dziś wieczorem jest zajęty. Jutro znowu opuszcza Kraj Błyskawic. Nie udało mi się dowiedzieć dokąd, ale zgaduje że do Kiri, czyli daleko.
- Co jeszcze?
- Pod koniec tygodnia ma spotkać się ze starszyzną w Sunie, te stare dziady znów coś kombinują.
- Doskonale.
Przez chwilę szli obok siebie w milczeniu.
- Jestem zmęczony.
- Czym?
Omoi spojrzał gdzieś daleko, ponad krajobraz wioski i westchnął bezradnie.
- Wszystkim.


Jesteśmy w barze, który szczyci się tym, że nic sobie nie robi z tego, że w środku toczą się bójki pijanych mieszkańców. Ja sączę herbatę, Omoi popija wino śliwkowe choya. Właśnie wypił drugą butelkę. Siedzimy tu już ponad godzinę.
To zdumiewające, jak mylne może być pierwsze wrażenie. Kiedy zobaczyłam Omoi’ego po około pięciu latach, od razu wiedziałam, kto to jest. Tak jak powiedziała mi Hanabi – raczej nikt ważny, jednak mający bardzo dobrze rozwiniętą sieć kontaktów z shinobi po wojnie. Raczej stroni od kłopotów. Człowiek, który świadomie wybrał jedyną możliwą ścieżkę po upadku wielkich pięciu nacji ninja. Borykający się z przeszłością. Na pewno dużo pije. Myliłam się jednak. Nie jest święty, ale też nie jest kimś za kogo ko uważałam. Choć próbował taki się stać.
- Zabijamy ludzi bo jest na ty popyt. W tych czasach kiedy jesteś shinobi praktycznie nie masz wyboru, jeśli chcesz przeżyć.
Słucham o jego spędzonym czasie w Sunie.
- To był pieprzony koszmar. Cała społeczność Piasku jest przeciwko innym nacjom ninja. Pochodzisz z Liścia? Poderżną ci gardło we śnie. Z Chmury? Na stos z nim. Co do przyjmowania zleceń… Na początku mówisz sobie, że to nic wielkiego. Wyświadczasz komuś przysługę, załatwiasz jakąś sprawę. I powoli zaczyna cię to wsysać. Ty chyba wiesz o tym najlepiej.
Był słaby, więc musiał się stoczyć.
- Wysłali mnie do Mgły – mówi kącikiem ust popijając wino. – Prowadziłem tam burdel. Ja, pewien chuunin z Liścia i Hidan z Akatsuki, pamiętasz go?
Pokręciłam głową na znak, że tak.
- Teoretycznie robota była prosta. Dziewczyny stawały pod ścianą na dworze, nawet jak było minus piętnaście. My odbieraliśmy zamówienia od klientów i wysyłaliśmy do nich panienki. Wszystkie musiały wrócić o określonej godzinie. Te, które się spóźniły, albo przywoziły za mało kasy, cóż, zdarzało im się to tylko raz. Potrafiliśmy tego dopilnować. W każdym razie Hidan potrafił…
Robi mi się zimno. Zamykam oczy, ale zaraz znowu je otwieram, bo nie podoba mi się to, co widzę pod powiekami.
- Skąd pochodziły te dziewczyny?
- Z różnych krajów.
- I co się stało?
- W końcu nie byłem już w stanie tego wytrzymać. Znęcanie się… rozumiesz, powinnaś zobaczyć niektóre z tych dziewczyn. To były właściwie dzieci. Skóra i kości, nie wiem jakim cudem trzymały się żywe. – Pokręcił głową. – Hidan nie miał nic przeciwko temu. Uwielbiał przemoc. Dopóki nie pociął kogoś na kawałki, nie czuł, że żyje. Jest prawdziwym psycholem. Wiesz, jak można było poznać, czy dziewczyna jest nowa, czy nie?
- Jak?
- Bezpośrednio po przyjeździe bała się mnie. Ale po pewnym czasie zaczynała się bać Hidana.
Omoi zdradza mi resztę sekretów swojego życia po wojnie. Wydaje mi się strasznie niekompetentny, ale nie jest idiotą. Pyta mnie czy chciałabym się zobaczyć jutro z Karui, jego partnerką w czasie wojny. Nie mam nic przeciwko odnowieniu starych znajomości. Kiedy wychodzimy z kafejki, czuję, że przekroczyliśmy jakąś niewidzialną barierę. Nie jesteśmy przyjaciółmi, nie ufamy sobie nawzajem, ale też nie jesteśmy już sobie całkiem obcy


Weszła do pomieszczenia na tyłach hotelu Tobu, które prawdopodobnie służyło jako magazyn. Ubrany był w zwykły uniform shinobi z cienkiego materiału w kolorze fioletu. Wyglądał na zmartwionego.
- Masz pieniądze?
- Gdzie mój towar? – spytała.
Suigetsu złożył dłonie w parę pieczęci a przed Sakurą, w kłębach dymu, pojawiła się czarna paczka
- Najpierw sprawdzę, potem dam ci pieniądze.
- Piętnaście milionów jenów?
- Piętnaście milionów.
Cofnął się o krok i wskazał paczkę ręką. Sakura otworzyła ją i wyłożyła zawartość na zakurzoną podłogę. Najpierw kilkanaście kunai, shurikeny typu makibishi, pigułki z zakrzepniętą krwią, kastety – wszystko to zapieczętowane w zwojach, czekające na przywołanie we właściwym momencie.
Sprawdziła resztę. Dziesięć granatów gazowych dostępnych tylko w Kusogakure i noktowizor. To powinno jej wystarczyć do końca tego zlecenia.
Sakurze nie podobało się oszustwo Suigetsu. Wiedziała, że nie zapłaciłaby tyle za to wszystko, ale zdawała sobie sprawę, że nie ma wyboru. Pięć milionów jenów nie było warte ryzyka. Włożyła wszystko do paczki, zamknęła ją, wręczyła Suigetsu pas z pieniędzmi i czekała na reakcję.
- Tu jest tylko dziesięć.
Powoli sięgnęła do kieszeni płaszcza i wyjęła z niego zwitek banknotów. Podniosła go na wysokość jego twarzy.
- To dodatek – powiedziała. – Przelicz. I uważaj się za szczęściarza. – Rzuciła pieniądze na stół. – Mimo wszystko wiedz, że popełniłeś błąd.



1 komentarz:

  1. kurde. świetna notka.
    ale akcja z tym rozbieraniem się :D no w szoku byłam :D niezle wymyśliłaś ;) Podobało mi się wszystko. Będziesz mnie informować? Dodałam do linków ;) pozdrawiam.

    www.strong-kunoichi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń