środa, 29 sierpnia 2012

Rozdział 13



Była wyczerpana, ale nie mogła zasnąć. W swoim mieszkaniu podarowanym przez Kabuto w Dźwięku dawno zostały zgaszone wszystkie światła. Sakura wybrała książkę z regału, ale niemal natychmiast straciła zainteresowanie. Podciągnęła roletę. Noc była bezchmurna, księżyc w pełni świecił jasno na usianym gwiezdnym pyłem niebie.
Położyła się na łóżku, podciągnęła koc pod brodę i zwinęła się w kłębek. Bolało ją całe ciało; ale ten ból był słodki. Nie wiedziała dokładnie, ile razy się kochali; przedwczorajsze popołudnie zdawała się spowijać mgła. Wykorzystali każdą chwilę, by nie roztrwonić nic z tego krótkiego czasu, który mieli dla siebie. Była pewna, że zintensyfikowało to doznania.
W drzwiach pocałowali się na pożegnanie.
Na razie było za wcześnie, by umiała stwierdzić, co czuje – poza wyczerpaniem i odurzeniem. Nie panowała nad emocjami i nic ją to nie obchodziło.
Ból w ramieniu ciągle jej dokuczał, zdjęła więc bandaż by uleczyć ranę do końca.
Przez pięć minut delikatnie obracała i kręciła swoim lewym ramieniem, od czasu do czasu uciskając mięśnie, by odnaleźć najbardziej bolące miejsca, a potem zaczęła terapię leczniczą chakrą.

Po południu Sakura dotarła do jaskiń Dźwięku. Kabuto był w swojej grocie, bardzo niezadowolony.
- Ani Lidera, ani zwoju, Darui, Samui i Aburame nie żyją. Gratulacje.
- Drobiazg.
- Uważasz, że ich śmierć to dobry dowcip?
- Uważam, że to żałosne. To wszystko.
Kabuto pokiwał głową i odwrócił się do niej tyłem.
- To takie typowe dla ciebie, Sakura. Doprawdy, nie powinienem być zaskoczony. Zawsze szłaś po linii najmniejszego oporu.
- Twoim zdaniem powinnam się przejąć Akatsuki? Albo zwojem?
- Mówię o tych zabójstwach.
- Dzisiejszy świat jest barbarzyński i nieprzewidywalny. Ale ja ich nie zabiłam.
- Nie wierzę ci.
Kabuto westchnął.
- Aburame żył, kiedy go znaleziono.
O tym Sakura nie słyszała.
- Jesteś pewny?
- Zdumiewające, ale był w stanie mówić. Rolnik, który go znalazł spisał jego słowa. Zdaje się, że przed śmiercią chciał oczyścić sumienie.
Sakura była zła i zmęczona. Spędziła ostatnią noc na bezproduktywnej analizie Uchihy, podczas gdy miała ochotę tylko położyć się do łóżka i zasnąć.
- Co powiedział?
- Niewiele, ale wystarczy. Wiemy kto chce kupić broń nuklearną. To Taka prowadzi rozmowy z shinobi Akatsuki, a Brzask próbuję zakończyć transakcje z Ame i Kuso.
- Dobrze zrozumiałam? Akatsuki dostaje broń od bezpośrednich wykonawców – Ame i Kuso – a następnie sprzedaje ją Tace? Gdzie tu sens?
- Najwyraźniej Akatsuki bardziej potrzebne są pieniądze niż broń. Prócz mało upierdliwej Suny nie prowadzą z nikim konfliktu, a z Taką od niedawna prowadzą sojusz. Nie mają nic do stracenia. Poza tym jeśli Taka znajdzie kogoś, kto kupi od nich broń za dużą sumę… Nigdy nic nie wiadomo.
- Jest coś jeszcze?
Kabuto skrzywił się, jakby bolały go zęby.
- Dowiedziałem się, że Aburame i młody Uchiha nigdy nie byli w najlepszych stosunkach. Gdyby Sasuke był Liderem Akatsuki lub byłby z nimi w jakiś sposób powiązany, Aburame już dawno wyśpiewałby to Sunie. A tego nie zrobił.
- No i Taka zmieniła zdanie. Nie są już zainteresowani bronią nuklearną. Teraz chcą biologicznej. Dojdzie do transakcji.
- Kiedy?
- Nie wiadomo.
- I nie wiadomo, kto jest liderem Taki oraz Akatsuki ani w jaki sposób chcą użyć tej broni?
- Nie.
- Coś jeszcze?
Kabuto kiwnął głową.
- Masz dowiedzieć się, kto rozkazuje Akatsuki. Jak ci się to nie uda, musisz udaremnić transakcję. Jeśli broń wpadnie w ich ręce, już jej nie przejmiemy. O Liderze Taki wiemy tylko tyle, że ma bliski kontakt z Itachim Uchihą. Stawiam na jego brata, chociaż oczywiście to nie jest sprawdzona informacja.
- Jeśli to Sasuke, to rzeczywiście kontakt jest bliski. A co ze zwojem?
- W świetle wyznania Akatsuki zwój i tak nie ma już żadnej wartości. Dotyczył broni nuklearnej. To przeszłość.
Sakura pomyślała o zabitej parze z Kumogakure. Nigdy się nie dowiedzą jak bezsensowną śmiercią zginęli, jednak nie czuła się przez to ani trochę lepiej.
- Wiesz, gdzie jest ten zwój?
- Nie. Ale wiem, że Darui nie miał zamiaru go sprzedać. Chciał oddać go Sunie w ramach układu, który z nimi wynegocjował. W Piasku jednak nie wiedzą, że teraz zagrożeniem jest broń biologiczna, a nie nuklearna. Więc nadal są przekonani, że zwój ma znaczenie.
Sakura analizowała tę informacje przez chwilę.
- Co sądzisz o Itachim Uchiha? – spytał.
Sakura poczuła się tak, jakby dostała cios w splot słoneczny.
- Co masz na myśli?
Brakowało jej tchu, a w głosie zabrzmiała nuta winy. Kabuto zdawał się tego nie zauważać.
- Często robił interesy z Akatsuki i Taką. I jest bratem Sasuke.
- Nie wydaje mi się, żeby miał coś z tym wspólnego. Raczej trzyma się na uboczu.
- Prawdopodobnie masz rację. To był tylko taki pomysł.
Sakura przez chwilę milczała nie wiedząc jak ubrać myśli w słowa.
- Jeśli to ma się udać, muszę działać niezależnie.
- Słucham?
- Wywiążę się z tego zadania. Zwój zniknął, ale dowiem się kto jest Liderem Akatsuki. I Sinobi Gashir zostanie pomszczony. Ale nie będę związana z Oto. Nie mogę przerywać tak ważnej misji po to, żeby złożyć ci raport i podróżować z jednego kraju do drugiego.
Kabuto tylko prychnął z pogardą.
- To absurd.
- Ja nie proszę, tylko oświadczam.
- Więc pozwól, że ja oświadczę, iż…
- Jeśli ci się to nie podoba, możesz wziąć Akatsuki i wsadzić ich sobie w dupę. Ciasno tam już pewnie, ale za to znajdą się w dobrym towarzystwie.
Kabuto wyglądał tak, jakby przeżył mały szok.
Sakura wycelowała w niego palec wskazujący.
- Nie daję ci wyboru. Mówię jak będzie. Chcesz mojej pomocy? Świetnie. Ale nie będę się z nią z tobą dzielić. Zrobię to po swojemu, ty dostaniesz to, czego chcesz, i oboje będziemy zadowoleni. Jeśli będę czegoś potrzebowała, dam ci znać przez Hanabi. Poza tym nie będziemy się kontaktować. A kiedy to się skończy, już nigdy się nie spotkamy.
Kabuto analizował to co powiedziała.
- W takim razie trzeba zorganizować twój powrót na scenę.
- Co sugerujesz?
- Kilka akcji w Kraju Ognia, żeby nagłośnić sprawę.
Pokręciła głową.
- Ja tego nie zrobię.
- Nie będziesz musiała. Wyślę kogoś innego. Ty masz być tylko gdzieś w pobliżu. Pokazać się parę razy, żeby ludzie zaczęli gadać.
- Jak chcesz to zorganizować?
- Hanabi cię poinstruuje.
- Ale poza tym jestem niezależna?
- Tak.
- W porządku.
- Prócz tego Ibiki prosił, żebym ci przekazał, że będzie jutro w Oto.
- Dobrze.
- Teraz możesz już iść – powiedział Kabuto. – Od tej chwili zmierzamy w dwie różne strony.


Zamykam drzwi mojego mieszkania. Jestem sama i piekielnie zmęczona po dotarciu tutaj. Rzucam torbę na podłogę w sypialni, ale nie zawracam sobie głowy wyciąganiem z niej czegokolwiek. Przez chwilę leżę na łóżku bez ruchu, o niczym nie myśląc, niemal nie oddychając. Pokój oświetlają tylko uliczne latarnie, widoczne za oknem. Rzucają na sufit duże prostokąty o rozmytych krawędziach.
On prawdopodobnie nadal jest w Chmurze albo w drodze do Mgły. Myślę o nim pode mną, nade mną, za sobą, przed sobą. W sobie. Stał się częścią mnie, nawet jeśli już nigdy go nie zobaczę.
Gotuję gyouza. Przed jedenastą kładę się do łóżka.

Rano czuję się inaczej. Jest wpół do dziesiątej. Środki przeciwbólowe, które wczoraj wzięłam zapewniły mi dziesięć godzin snu. Napuszczam wody do wanny i biorę kąpiel. Teraz mam wrażenie, że Itachi był tylko snem. Odległym, nierealnym snem, tak ulotnym jak para, która wypełnia łazienkę i sprawia, że na moje policzki wypływa rumieniec.
Znowu jestem niezależna. To nawet ekscytujące samemu podejmować decyzje.
Siedzę w wannie pół godziny. Potem ubieram się i zaparzam dzbanek herbaty.

Po porannej toalecie, Sakura wyszła na opuszczone ulice Dźwięku. Mżyło. Kierowała się do jedynego baru w Oto, gdzie mieszkańcy chętnie spędzali czas po pracy. Zobaczyła Ibikiego na tyłach sali. Miał na sobie szary, wystrzępiony strój shinobi, który rzucał się w oczy na tle zwykło ubranych mieszkańców.
W knajpie było dość ciemno, a w powietrzu unosił się słodkawy zapach tytoniu. Dosiadła się do stolika dość zakłopotana. Nie sądziła, że tak szybko spotka go ponownie. Czuła się trochę jak uczennica, która coś przeskrobała, stojąca przed nauczycielem.
- Chyba nie wpadłaś w jakieś kłopoty, co?
W pierwszej chwili nie przyszła jej do głowy żadna stosowna odpowiedź. Ibiki spojrzał na nią wyczekująco.
- Próbuję zostawić wszystkie swoje kłopoty za sobą. To będzie moja ostatnia akcja, pamiętasz?
- Więc jednak masz kłopoty.
- Dam sobie radę.
Spojrzał przelotnie na jej lewe ramię, gdzie widniała duża blizna po zdarciu skóry, której wcześniej nie było.
- Naprawdę?
- Poczujesz się lepiej, jeśli ci powiem, że oparzyłam się przy gotowaniu?
Uśmiechnął się.
- Twój informator cię szukał, aż w końcu dotarł do mnie. Będzie za godzinę na tyłach baru.
- Suigetsu?
- Tak.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza.
- Pamiętasz jak opowiadałam ci o porwaniu Mizukage?
- Jak mógłbym zapomnieć?
- A potem jak opowiedziałam ci o moich byłych relacjach z Shikamaru…
- Oczywiście.
- Jak sądzisz, dlaczego on uciekł?
- Nie wiem.
- Musiałeś przecież o tym myśleć.
- To było ponad cztery lata temu, Sakura… Zostaw to w spokoju, to już przeszłość.
- Może on mnie nie kochał.
- Myślę, że cię kochał.
- Może więc nie kochał mnie dość mocno.
- A może kochał cię zbyt mocno?
- To znaczy?
- Nic.
- Ibiki…
Był wyraźnie zdenerwowany.
- Może bał się, że jeśli z tobą zostanie, będziesz w niebezpieczeństwie. Może myślał, że najważniejsze jest to, byś była wolna.
- Tak myślisz? Czy po prostu wiesz, że tak było?
Patrzyli na siebie przez chwilę. Sakura miała wrażenie, że trwało to jakiś czas, ale nie zdołała dotrzeć do tego, co kryło się w jego oczach.
W końcu wyszeptał:
- Tak tylko sobie pomyślałem. To wszystko.


Suigetsu. Diler informacji. Dziś był najwyraźniej w dobrym humorze.
- Co porabiałaś, Sakura? Mam nadzieję, że nie zatrudniłaś kogoś innego. Niewierność bardzo boli.
- To towarzyska pogawędka? Czego chcesz?
- Bardziej interesuje mnie to, czego ty chcesz.
- Interesuje mnie kim jest Lider Akatsuki, kto nimi kieruje. I kto zabił Shino Aburame.
- A, Aburame. Jeszcze jedno dobre źródło przychodów. Sporo na nim zarobiłem.
- Wiesz, kto go zabił? Zapłacę za nazwisko.
- Zapłacisz za wszystko…

wtorek, 14 sierpnia 2012

Rozdział 12



Padał ulewny deszcz. Osada Chmury lśniła pod niebem, ciemnym i sinym jak ramię Sakury. Spojrzała przez okno. Z wybitych okien apartamentu Darui’ego wydobywały się kłęby czarnego dymu, a pomarańczowe płomienie szalejącego ognia lizały gzyms powyżej. Pod budynkiem zebrali się mieszkańcy zastanawiając się pewnie, co się stało i kim mogą być sprawcy. Sakura zerknęła na zegar w rogu pokoju. Siódma trzydzieści dziewięć.
Jeśli lokalne władze Chmury zainteresują się tą sprawą będą zakładać, że akcja została przeprowadzona nie przez jednego shinobi ale przez grupę. Zawsze było też założenie, że napastnikami są mężczyźni, jeśli dowody nie wskazują jednoznacznie na kobietę. Ona, jako kunoichi, zawsze uważała to przypuszczenie za najlepszą przykrywkę, jaka mogłaby jej się przytrafić. No i wreszcie motyw. Od czego zacząć?
Prawda była więc taka, że nikt nie wiedział, kto stoi za zabójstwem Darui’ego i Samui. Sakura także tego nie wiedziała. Wiedziała jednak, komu zabójstwo zostanie przypisane. Akatsuki.
Dopiero teraz, po dwugodzinnej drzemce poziom adrenaliny w jej krwi zaczął opadać i odezwał się przeszywający ból w ramieniu – zdołała tylko powierzchownie uleczyć paskudną ranę. Połknęła trzy tabletki przeciwbólowe i popiła je wodą z kranu. Potem ponownie wpełzła do łóżka i zapadła w niespokojny sen.
Zegar wskazywał dwunastą. Połknęła kolejne trzy tabletki i puściła gorącą wodę do wanny. Ani pigułki, ani kąpiel nie uśmierzyły bólu. Kiedy leczyła otarcie na dłoni ktoś zapukał do drzwi. Był to Omoi.

Otworzyła mu w samym ręczniku i poinstruowała go, by poczekał na nią w restauracji hotelowej. Sakura ubrała się i zeszła na dół. Omoi miał na sobie znoszony szary kombinezon shinobi, przy którym jego karnacja wydawała się jeszcze ciemniejsza niż zwykle. Kunoichi usiadła naprzeciw niego, wydawał się w dobrym nastroju.
- Co porabiałaś wczoraj wieczorem?
- Nie twoja sprawa.
- Co ci się stało w ramię?
- Mieliśmy się więcej nie spotykać. Czego chcesz?
Pochylił się nad stolikiem i konspiracyjnie zniżył głos.
- Kiedy usłyszałem, że Darui nie żyje, nie wierzyłem własnym uszom.
- I nie powinieneś wierzyć. Kiedy się tam pojawiłam, oboje byli już martwi.
- Chrzanisz.
- Ja ich nie zabiłam.
- Więc kto to zrobił?
- Nie mam pojęcia.
Omoi wzruszył ramionami.
- A zresztą… Co to za różnica?
Kelnerka przyniosła im dwie filiżanki herbaty i jajka na twardo z rybą dla Omoi’ego.
Kunoichi patrzyła, jak Omoi atakuje swoje śniadanie, połowa zniknęła niemal natychmiast. Potem zwolnił, ale nie na tyle, by przerwać przeżuwanie, kiedy chciał coś powiedzieć.
- Czego chcesz? – powtórzyła Sakura.
- Zastanawiałem się czy Suna nie potrzebuje jakiegoś shinobi albo szpiega w Chmurze…
- Suna?
- Przecież dla nich pracujesz.
Ale kiedy to mówił, w jego głosie pojawiła się nuta niepewności. Sakura milczała, czekając, aż cisza zrobi za nią resztę.
W końcu Omoi zwerbalizował swoje podejrzenie.
- Nie wykonujesz zadania dla Suny?
Sakura milczała.
- Więc dla kogo, kurwa, pracujesz?
- Dla nikogo, kto powinien cię niepokoić. Dziś wieczorem już mnie tu nie będzie. Najlepiej zrobisz, jak zapomnisz o moim istnieniu. W ten sposób oboje będziemy czyści.
Omoi najpierw był zaskoczony, potem zły, w końcu spojrzał na nią niepewnie.
- A co z Karui?
- Nie mieszajmy jej do tego.
Patrzył na nią z niedowierzaniem.
- Cholera!
- Dokończ śniadanie, Omoi.
On stracił jednak apetyt. Przez chwilę pili herbatę w milczeniu i Omoi powoli się uspokoił. Sakurze było go żal, ale nic nie powiedziała i w żaden sposób tego nie okazała. Była pewna, że ten czarnoskóry shinobi nie był żadnym zagrożeniem dla Dźwięku. Miał jednak rację co do jednego: nie nadawał się do tej roboty, był zbyt emocjonalny.
Patrzył niewidzącym wzrokiem w przestrzeń za oknem.
- Co za noc…
- Pamiętam lepsze – zgodziła się Sakura.
- On pewnie powiedziałby to samo, gdyby mógł.
- Ona też.
Omoi zmarszczył brwi.
- Kto?
- Samui.
- Nie mówiłem o Daruim.
- A o kim?
- Pamiętasz tego shinobi od robali?
Doskonale wiedziała, o kogo mu chodzi.
- Shino Aburame?
- Zgadza się.
Sakura zesztywniała.
- Co z nim?
- Nie słyszałaś? Nie żyje. Zginął tej nocy. Okazało się, że był szpiegiem Suny, a przez jego osobę wiele osób kontaktowało się z Akatsuki. Prawdopodobnie Uchiha również.
Przez chwilę patrzyła na niego w milczeniu.
- Znaleźli jego ciało parę kilometrów na południe stąd.
- Co mu się stało?
- Znalazł go miejscowy rolnik i wysłał jastrzębia do osady. Leżał martwy pod jakimś drzewem, związany i z obciętym językiem. Bezpośrednia przyczyna zgonu nieznana, stawiam na jakieś wyjątkowo silne genjutsu.
- Kto za tym stoi?
Omoi zmarszczył brwi.
- Pytasz poważnie?
- Tak. Kto?
- Chcesz powiedzieć, że nie wiesz?
Zaprzeczyła ruchem głowy.
- A ty wiesz?
- Jasne. To Akatsuki.
- Skąd wiesz?
- Metoda. Nieznana przyczyna zgonu i odcięty język. To podpis.
- Podpis Akatsuki?
Kiwnął głową.
- To nie znaczy, że nie zabijają normalnie. Ale jeśli chcesz przekazać wiadomość, musisz się podpisać.
- Kto o tym wie?
- Poza nami?
- Tak.
- Tylko shinobi z Suny, połowa mieszkańców Kiri i cała osada Kumo.


Wschodnia część Chmury, południe. Weszła do budynku, w którym pierwszy raz spotkała się z Uchihą. Nie wątpiła w to, że należał cały do niego.
Poprzednim razem gdy tu była miała na sobie elegancki strój kunoichi. Teraz przyszła w swoim najgorszym pozadzieranym komplecie. Włosy, ostatnio ładnie uczesane, były brudne i w paru miejscach poplątane. Weszła po schodach na górę i bez pukania wtargnęła na teren Uchihy, który siedział na fotelu i czytał jakąś książkę. Drgnął, wyraźnie zaskoczony.
Sakura zamknęła za sobą drzwi. Podeszła do niego zachowując jednak bezpieczną odległość.
- Co ci się stało w ramię? – spytał.
Sakura zawsze miała przygotowane kłamstwo.
- Sparzyłam się. A co się stało z Shino Aburame?
- On też się sparzył.
- Wydaje ci się to zabawne?
- Dzisiaj nic nie wydaję mi się zabawne. Co ty tu robisz?
Sakure, którą do tej pory podtrzymywała adrenalina, teraz ogarnęła zimna furia.
- Zgadnij.
- Myślisz, że miałem z tym coś wspólnego.
- Bardzo dobrze. Dalej.
- Ponieważ między innymi przez Shino kontaktowałem się z Akatsuki.
- Naprawdę jestem pod wrażeniem. Nie przerywaj. Świetnie ci idzie.
- Ja go nie zabiłem.
- Wiem. Zrobiło to Akatsuki.
- Nie zleciłem też jego zabójstwa. Ani Akatsuki, ani nikomu innemu. Znałem Shino od jakichś dwóch lat. Zdziwiła mnie jego zdrada. To wszystko, co mam na ten temat do powiedzenia. Może sądzisz, że Darui’ego też zabiłem?
To nazwisko było dla niej jak policzek.
Sakure aż mdliło ze zmęczenia, i wiedziała, że to widać.
- Po co tu przyszłaś?
Żeby zapytać wprost o Shino. Tak miała zamiar mu odpowiedzieć. Ale to nie była prawda, i czuła, że Itachi by się tego domyślił. W ogóle nie powinna tu przychodzić. Postąpiła impulsywnie, pozwoliła, by kierowały nią gniew i zmęczenie. Ibiki byłby na nią wściekły. Ta myśl sprawiła, że na jej usta wypłynął w końcu słaby, znużony uśmiech.
-  Sama nie wiem…


Poszli do jednej z knajp w Chmurze. Było pełno ludzi, udało im się jednak znaleźć miejsca na tyłach sali. On zamówił sake, ona herbatę, ale zaraz zmieniła zdanie.
- Dla mnie też sake.
Alkohol na chwilę postawił ją na nogi. Sakura przyglądała mu się spod oka. Kto spośród innych gości mógłby się domyślić, kim jest ten człowiek? Tu, wśród tych biednych mieszkańców Chmury czuł się jak ryba w wodzie. Ujęła butelkę obiema dłońmi, oparła łokcie na stole i upiła łyk.
- Gdy byłam młodsza, w życiu bym nie pomyślała, że moja rodzinna wioska zostanie zniszczona – wypaliła niespodziewanie.
Przez chwilę żadne z nich się nie odzywało.
- Młody człowiek nigdy nie jest dość wdzięczny za to, co ma. Nawet jeśli nie ma nic.
- Ty nic nie miałeś?
- Miałem silną rodzinę, będącą częścią historii, z której byliśmy dumni. Koniec tej historii chyba jednak znasz… W każdym razie, gdziekolwiek się znajdowałem, cokolwiek się ze mną działo, zawsze wiedziałem, skąd pochodzę. Wiedziałem, kim jestem. Miałem więcej niż większość ludzi, którzy mieli mniej niż ja. A ty?
- Kiedyś wiedziałam, kim jestem. Gdy byłam młoda. Gdy oni żyli.
Itachi, który podniósł właśnie butelkę do ust, znieruchomiał.
- Nie mówisz o rodzinie, prawda?
Sakura pokiwała głową i umilkła nagle. Oczywiście śmierć rodziców też w jakiś sposób ją dotknęła. Jednak nie była z nimi tak zżyta jak z przyjaciółmi.
Itachi przyjął jej milczenie za smutek i zmienił temat.
- Jak długo zostajesz jeszcze w Chmurze?
- Mam zamiar wyruszyć jeszcze dzisiaj w nocy. A ty?
- Jutro. Dokąd zmierzasz?
- A dokąd ty?
Itachi się uśmiechnął.
- To właśnie cały problem, prawda?
- Przykro mi.
- Musimy podjąć jakąś decyzję, Sakura. Może jednak moglibyśmy sobie zaufać?
- Naprawdę nie wiem.
- Bo jeśli nie, jaki to ma sens?
Nareszcie potwierdzenie przypuszczeń… Sakura miała wrażenie, że w jej wnętrzu chmara motyli poderwała się do lotu. Ale co z zaufaniem? Było jeszcze za wcześnie, by mogła zdobyć się na całkowitą szczerość, zrobiła więc to, co potrafiła najlepiej.
- Wyruszam do Kraju Ognia.
Itachi wyraźnie odczuł ulgę.
- A ja do Kraju Wody.
Przypomniała sobie rozmowę z Shino, którą odbył pewnego wieczora, kiedy chciał ją zabrać na kolacje. Mówił prawdę. Była jednocześnie szczęśliwa i rozczarowana: chciała móc cofnąć wypowiedziane kłamstwo i zdobyć się na tyle wiary, na ile zdobył się on.


Całuje mnie, a ja znów mam siedemnaście lat; wiem że nie powinnam tego robić, ale czuję się wspaniale. Jestem tak zmieszana jak jeszcze nigdy. Wiem, że jestem tu dziś, bo jutro już zniknę. To tylko jedna noc – czy też raczej popołudnie – ale myślałam o tym od chwili, kiedy się poznaliśmy. Kiedy moje usta mówiły o Liderze Akatsuki, mój umysł myślał tylko o tym, jak trudno byłoby mi zapanować nad sobą, gdyby pojawiła się sprzyjająca sytuacja. I właśnie nastała. Usprawiedliwia mnie tylko to, że znałam odpowiedź, jeszcze zanim padło pytanie.
Tylko raz, mówię sobie.
Jesteśmy w jego mieszkaniu. Przyszliśmy tu z knajpy, co zajęło nam jakieś pięć minut. Zapytał, czy mam kogoś. Zdziwiło mnie to pytanie.
- Nie. Nie jestem z nikim.
Dom Itachiego wcale nie jest tak duży jak mi się wydawał na początku. Widzę też, że prócz obrazów jego matki i kuzyna nie ma tu osobistych akcentów wystroju. Mam wrażenie, że nic co znajduje się w tym mieszkaniu nie ma dla niego żadnego znaczenia. Z wyjątkiem obrazów. Tylko one zdają się do niego należeć.
Teraz, w sypialni, ujmuje moje zabandażowane ramię i całuje w koniuszki palców. Pozwalam mu się rozebrać. Kiedy przykuca, żeby zdjąć mi buty, opieram zdrową rękę na jego ramieniu, by nie stracić równowagi. Bose stopy kleją mi się do podłogi. Kiedy zaczyna zsuwać moje legginsy, mam wrażenie, jakby cienki materiał był naładowany elektrycznością. Czuję jego palce między gumką majtek a moją skórą.
Nie wiem, co tu robię. Jest wiele powodów, dla których powinnam być gdzie indziej. Potem myślę o wszystkich mężczyznach, których miałam. Dziesiątki rozmytych twarzy. Oni mogliby to zepsuć. Ale nie pozwolę im na to.
Chyba oszalałam.
Czarna bawełna spływa w dół moich ud i łydek na podłogę. Wstrzymuję oddech. Wszystkie zmysły mam w tej chwili maksymalnie wyostrzone. On staje przede mną i ujmuje brzeg mojej bluzki. Podnoszę ramiona nad głowę i syczę z bólu. Nieruchomieje i patrzy na mnie.
- Wszystko w porządku – mówię.
Koszulka zostaje zdjęta; widzi, że wcale nie jest w porządku. Teraz z niewytłumaczalnego powodu wstydzę się sińców na swoim lewym ramieniu. On nie może oderwać wzroku od barwnego kolażu. Potem przenosi wzrok na opatrunek na drugim ramieniu. Dobrze, że go założyłam, skóra w tym miejscu jest całkiem zdarta. Potem kieruję wzrok na bliznę pod piersią. Na lewym barku, z przodu i z tyłu, widnieje okrągły ślad i nieregularnych krawędziach. Popatrzył na mnie z czułością i pocałował delikatnie.
Zdejmuje mój czarny stanik i teraz jestem zupełnie naga. Jeszcze nigdy, w całym moim życiu nie czułam się tak bardzo naga. Mam wrażenie, że nie tyle mnie rozebrał, ile odarł ze wszystkiego.
Całuje mnie, a wtedy ja zaczynam rozbierać jego. Podciągam lekko jego bluzkę. Jego oczy ani przez chwilę nie odrywają się od mojej twarzy; wkrótce zaczynam rozumieć, dlaczego. Wyłaniają się stopniowo; w płaskim świetle ponurego popołudnia niewiele widać. Zsuwam ubranie z jego lewego barku. Skóra na nim jest pokryta bliznami. Wszędzie.
Nie powinnam być zaskoczona. Ale jestem. Dotychczas udawało mi się unikać myślenia o przeszłości Itachiego. Zapomniałam o latach, które spędził na wykonywaniu samobójczych misji w Akatsuki, teraz jednak muszę sobie o tym przypomnieć. Przesuwam palcami po jego brzuchu. Nigdzie nie ma ani grama tłuszczu. Ten człowiek od stóp do głów zdaje się wykuty w marmurze.
Koszulka upada na podłogę. Ramiona, pierś i brzuch pokryte są szaroniebieskimi sińcami. Wyglądają gorzej niż moje.
Patrzy na mnie, czekając na moją reakcję. Całuję go w usta. Chcę, żeby przejął inicjatywę, a on zdaje się czytać w moich myślach. Kładzie mnie na łóżku i zaczyna wędrować ustami po moim ciele. Kiedy ściska mnie za ramię, wydaję zduszony pisk bólu.
- Przepraszam.
- Nie przerywaj.
Całuje moje piersi, ja widzę w mroku jego ramiona: barwną mozaikę siniaków połączonych z bliznami różnego kształtu.
Potem kładzie dłonie na moich udach i delikatnie je rozchyla. Patrzę w sufit i czekam na jego usta. On także czeka, zwleka, drażni się ze mną. Wydaje mi się, że mija wieczność. Potem czuję jego język między nogami. Ktoś wzdycha. Przypuszczam, że ja.