poniedziałek, 16 lipca 2012

Rozdział 10


Mieszkanie Karui mieściło się w małym budynku w zachodniej części Kumo. Sakura weszła po schodach na pierwsze piętro. Omoi czekał na nią przy końcu korytarza.
Było to małe dwupokojowe mieszkanie. Sakura dojrzała Karui, kunoichi, z którą ramię w ramię walczyła przeciw wrogom Liścia i Chmury.
Wiedziała, że Omoi ma dwadzieścia dziewięć lat i że Karui jest w tym samym wieku. Rzecz w tym, że wyglądała na co najmniej dziesięć lat starszą niż powinna.
Była niższa i drobniejsza niż Sakura ją zapamiętała na polu bitwy. Blizny, zmarszczki na jej twarzy i przebarwienia cery mocno dawały jej się we znaki. Karui zauważyła jej zdziwione spojrzenie i zwróciła się do Omoi’ego.
- Nie powiedziałeś jej, Omoi? – Zachrypiała.
Spojrzała na Sakure i przewróciła oczami.
- Nie powiedział ci, w jakim jestem stanie?
- Nie.
Sakura uśmiechnęła się uprzejmie. Nie tego się spodziewała widząc ją po sześciu latach.
- Otrząsnęłaś się po śmierci przyjaciół i jesteś jedną z najdroższych kunoichi na zlecenie. To dwa powody, dla których nigdy nie zrozumiesz. Omoi uważa, że po takim czasie to śmieszne. Ale dla mnie, utracić tyle ważnych osób… Może nie powinnam zostawać shinobi. Nie mogę zapomnieć. Czuję, że nie powinnam zapomnieć. – Sakura otworzyła buzię z zamiarem wtrącenia jej się w zdanie ale nie zdążyła, bo Karui znów zaczęła mówić. – Wiem, że każdy z nas przeżył podobną stratę, ale mi nie udało się przetrwać. Nigdy nie zapomnę twarzy tych martwych ludzi. Wiem, co sobie myślisz. Teraz, kiedy jest już lepiej w świecie shinobi, mogę przestać patrzeć wstecz i zacząć zapominać. Dla tych, którzy żyją teraz, tutaj, ale czuję, że powinnam zginąć wtedy na polu bitwy. Wśród ogromu trupów, niewinnych kobiet i dzieci zostawiłam tam coś ważnego, cząstkę siebie. Żeby mnie zrozumieć nie wystarczy przeżyć tej rzezi. Trzeba jeszcze nauczyć się żyć, tak, jak się chcę. A ja nie chcę więcej żyć zabijając, już nigdy.
Nastała ciężka cisza. Sakura powstrzymywała chęć podejścia i przytulenia jej.
- Ale mniejsza o to, chciałam tylko krótko wytłumaczyć mój stan, którym jak widziałam byłaś zdziwiona. Mogę ci pomóc z twoją misją.
Różowo włosa kunoichi spojrzała karcąco na Omoi’ego.
- Tak, wiem, miał nic nikomu nie mówić, ale ja naprawdę mogę pomóc. Chociażby przez wzgląd na stare interesy.
Sakura skinęła głową na znak, że się zgadza.
- Ci członkowie, których znamy, czyli prawdopodobnie osobnicy, których widziano żywych po największych bitwach: Deidara, Hidan oraz Kisame. Jak wszyscy wiemy, Uchiha Itachi oficjalnie nie należy już do żadnej z organizacji, jednak nigdy nic nie wiadomo. Co do Konan, kunoichi z Amegakure. Odłączyła się od brzasku, przez dwa lata przebywała w Ame a potem przyłączyła się do Taki. Ponoć tak jak ty, przez jakiś czas wykonywała zlecenia. Szczegóły nieznane. Reszta… Cóż, Sasori umarł z twojej ręki, Kakuzu poległ w czasie ataku na Sune, Zetsu, ten nieudany eksperyment, również długo nie żył w czasie ostatecznego ataku na Konohe. Madara ostatecznie dobity przez Naruto, który dopełnił ten czyn swoim jakże widowiskowym samobójstwem i wypuszczeniem dziewięcioogoniastego na wolność demolując jednocześnie Liścia.
Sakura skrzywiła się nieznacznie na dźwięk imienia Naruto.
- Intryguje mnie Konan. Naprawdę nie mam pojęcia dlaczego przyłączyła się do Taki. I to odłączenie się od Brzasku. To trochę dziwne.
- Dziwne? Nie, ani trochę. Konan jest przywódczynią Deszczu, a to Akatsuki przyczyniło się do tak znaczących strat w tym rejonie. Nie powiesz mi przecież, że ta osada nie ucierpiała… Pewnie miała żal do Brzasku.
Jak na tak niemrawą osobę, Karui była dość wygadana. Pewnie nie często miała gości innych niż Omoi’ego.
- Dobrze. A masz jakieś informacje na temat Sasuke?
- Jeśli o to chodzi, wiem niewiele więcej co ty. Owszem, żyje. Jest przywódcą Taki i utrzymuje z bratem zdrowe – jak na klan Uchiha – relacje.
Rozmawiały jeszcze przez chwilę, kiedy Omoi dobierał się do jedzenia w kuchni Karui.
Sakura obiecała, że jeśli będzie miała wolny czas, jeszcze odwiedzi schorowaną kobietę, na co ta, bardzo się ucieszyła. Wyszła i wolnym krokiem wracała do hotelu patrząc na migoczące w ciemności gwiazdy. Piętnaście minut przed północą weszła do pokoju. Stopą zamknęła za sobą drzwi i zrzuciła płaszcz.
- Nie mówiłaś, że pochodzisz z Konohy.



Podskakuję, przestraszona. A ponieważ jestem zmęczona, zaskoczenie szybko przekształca się w złość.
- Co ty tu robisz, do cholery? Zabieraj się stąd.
Itachi siedzi na krześle przy oknie. Zasłony są zaciągnięte. Poczęstował się sake. Nie rusza się.
- Ładnie to tak się włamywać?
Idiotyczne pytanie, biorąc pod uwagę, że zostało zadane człowiekowi, który prawdopodobnie przez całe swoje życie zabił dwa razy tylu ludzi co ja.
- Byłaś uczennicą Tsunade.
- A kto to Tsunade?
Uśmiecha się, ale nie jest rozbawiony.
- To ty zabiłaś Sasoriego. Mam swoich informatorów.
Nie mam siły się opierać.
- Co mam ci powiedzieć? Jestem nieśmiała, nie lubię mówić o sobie.
- No, to wszystko wyjaśnia. W takim razie pójdę już. – Ale nie idzie. Siedzi, patrzy na mnie, a ja z każdą chwilą czuję się coraz bardziej niezręcznie. – Zastanawiasz się, po co tu przyszedłem. A ja zastanawiam się, po co ty poszłaś do Karui. Nie ma zbyt dobrej opinii wśród mieszkańców Chmury.
Nie chcę dać się w to wciągnąć.
- Nie mówiłaś również, że znasz mojego brata. A właściwie, że spędziliście razem urocze dzieciństwo. W każdym razie rozmawialiśmy o tobie z Shino. Powiedział, że ci nie ufa. Sądzi, że jesteś podstawiona przez Dźwięk, Sune lub inną zagrażającą nam wioskę.
Czuję, jak moje ciało sztywnieje.
- A co ty mu powiedziałeś?
- Że moim zdaniem tak nie jest. Ale nie miałem pewności – Pociąga łyk sake z butelki. – To jednak było, zanim cię zauważyłem wychodzącą z budynku, w którym mieszka ta konfidentka  o dość kiepskiej opinii. Byłaś tam z jeszcze jednym shinobi pochodzącym z Chmury: jak on się nazywa?
Milczę.
- Wydaje mi się, że już go kiedyś widziałem. Na pewno walczył po stronie  Liścia.
- Byłam u Karui bo musiałam cię jeszcze sprawdzić.
Zaskakuje go prostota tych słów.
- Dlaczego?
- Z tego samego powodu, dla którego ty przyszedłeś tutaj. Mam co do ciebie pewne przeczucie, ale nie jestem pewna…
To odruchowe kłamstwo i jak wszystkie najlepsze kłamstwa ma w sobie ziarno prawdy. Cokolwiek planował, porzucił swoje plany. Poznaję to z jego twarzy. Milczymy przez całą minutę, a ja czuję się w tym czasie lepiej niż kiedykolwiek odkąd weszłam do pokoju.
- Jesteś głodna? – mówi w końcu.
Jedzenie to ostatnia rzecz, o jakiej bym w tej chwili pomyślała.

Kiedy wyszli z hotelu, pod wejściem stał Shino. Itachi powiedział Sakurze, że musi z nim chwilę porozmawiać. Odparła, że nie ma nic przeciwko temu, i usiadła na ławce nieopodal, udając, że zupełnie jej to nie interesuje. Z dobiegających ją strzępów zdań domyśliła się o czym rozmawiali. Taka i Kirigakure. Czyżby tam się ukrywali? Rozmowa zajęła im jakieś trzy minuty, potem Aburame spojrzał wymownie na Sakure i zniknął w chmurze dymu.
Restauracja Tomoko w Kumo była jedną z lepszych w tej wiosce. Kobieta, która ich przywitała zaprowadziła ich do prywatnego pokoju. Itachi zdjął buty i usiadł ze skrzyżowanymi nogami na jedwabnej poduszce. Sakura usiadła naprzeciw niego. Pozwoliła, żeby wybrał potrawy. Zamówił sushi i sashimi oraz dwie butelki kirinu.
Kunoichi spytała go, co dokładnie robi. Powiedział, że aktualnie jest pośrednikiem pomiędzy Taką a Akatsuki. Potem on zapytał ją o jej pracodawców i o to, czym się zajmuje. Sakura odparła, że z pewnością może ich sobie wyobrazić i że zajmuję się tym, co aktualnie się nawinie.
- Prawdopodobnie ich znasz. – Skłamała gładko, dobrze wiedziała, że zna i to nawet zbyt dobrze.
- Domyślam się. Powiedz mi, dlaczego ukrywałaś się w Iwie pod innym nazwiskiem.
- Chciałam trochę  normalności. Pod nazwiskiem Haruno raczej bym jej nie zaznała. Poza tym nie chciałam zostawiać śladów.
Trawił to przez chwilę.
- Jesteś niezależna?
- Co masz na myśli?
- Ktoś ci pomaga? Działasz sama?
Sakura uniosła jedną brew.
- Jak my wszyscy, prawda?
Zapadła cisza. Itachi najwyraźniej nie miał ochoty jej przerwać, a Sakurze to odpowiadało. Zawsze była w tym dobra.
- Mówiłeś, że jesteś pośrednikiem pomiędzy Akatsuki a Taką. - Skinął głową.  – Wykonujesz dla nich jakieś… misje?
Spodziewała się wymijającej odpowiedzi i miała rację.
- Obecnie mam mniej powodów, żeby robić z nimi cokolwiek. Mniej powodów i mniej chęci. Słuchaj, Sakura… - Zawahał się. – Ty i ja… cóż, nie będę udawał niewiniątka. Robiąc interesy z Akatsuki lub Taką podejmujesz pewne ryzyko. Jeśli im się w jakikolwiek sposób narazisz…
- Więc jednak należysz do któregoś z ugrupowań.
- Nie. To ludzie, którym coś zawdzięczam, ludzie, którzy mi pomogli i którym udało się przetrwać. Ktoś z zewnątrz może zniszczyć zaufanie jakim siebie nawzajem darzymy.
- Ja jestem kimś z zewnątrz?
- Oczywiście. Oboje jesteśmy.
- Wiesz, o czym mówię.
- Tak, jesteś.
Była mu wdzięczna za to, że nie skłamał. Mówił o życiu, które dobrze znała; o podróżach, bezustannym zmęczeniu, o wioskach, które po pewnym czasie zaczynają się wydawać łudząco do siebie podobne. I wtedy zrozumiała. Przyjmował zlecenia, był zabójcą. Takim samym, jakim ona  była jeszcze dwa lata temu.

niedziela, 1 lipca 2012

Rozdział 9


Sakura przystanęła przed czerwoną bramą do wejścia hotelowego, udając, że czyta szyld na oknie. Spojrzała w prawo, potem w lewo i udała się za budynek.
Suigetsu dostrzegł Sakure, skinął na nią i wszedł do pomieszczenia na tyłach hotelu. Z trzaskiem zamknął drzwi za kunoichi. Najwyraźniej dalej był w złym nastroju.
- Masz pieniądze?
- Najpierw muszę zobaczyć co ty masz dla mnie.
- Nie tu.
- A gdzie?
Wzruszył ramionami.
- Blisko.
- Więc chodźmy.
- Najpierw chce przeliczyć pieniądze.
- Przeliczyć możesz, ale dostaniesz je dopiero wtedy, kiedy wszystko sprawdzę.
Suigetsu zdawał się rozważać to przez chwilę.
- Dobra.
Sakura rozpięła płaszcz, podniosła szarą bluzę i odpięła pas z pieniędzmi, który miała zamocowany na talii. Otworzyła go i podała Suigetsu owinięte gumką banknoty.
- Masz tu te swoje dziesięć milionów jenów.
Suigetsu szybko skończył liczyć i powiedział:
- To jest bardzo trudne.
- Słucham?
- Dostaniesz to co chcesz. Ale mam bardzo mało czasu.
- Myślałam, że już masz wszystko.
- Po części. Ale trudno było wszystko zdobyć. Potrzebuje więcej pieniędzy.
Sakura zrobiła krok w jego stronę.
- Uzgodniliśmy już cenę.
- Tyle nie wystarczy. Jeśli oczywiście chcesz mieć to na jutro.
- Więc ile?
- Piętnaście. Nie mogę tego zrobić za mniej.
Sakura spojrzała na niego lodowato.
- Lepiej nie próbuj mnie oszukiwać. To kiepski pomysł.
Suigetsu pozostał niewzruszony.
- To niełatwe załatwić to w Chmurze. W dodatku niebezpieczne i drogie. Jutro po południu. W tym miejscu. O czwartej.

Recepcjonistka przekazała Sakurze wiadomość od Uchihy, że będzie na nią czekał w restauracji hotelowej. Siedział przy tradycyjnym niskim japońskim stoliku jedząc sushi. Ubrany był inaczej, strój shinobi był wzorowany na kombinezonach ANBU Konohy i podkreślał jego umięśnione ciało. Sakura miała na sobie czarne rurki, bawełnianą bordową koszulkę przylegającą do ciała, tradycyjne buty shinobi i parę opasek na prawej ręce. Czuła się przy nim trochę niedbale.
Itachi zawołał kelnera.
- Czego się napijesz?
W tej chwili najbardziej przydałoby się jej sake.
- Sake? – zaproponował Uchiha.
Sakura zaczęła się zastanawiać czy czasem nie czyta jej w myślach.
- Chcemy coś uczcić?
- Nie wiem. A chcemy?
- Może być sake. Dziękuję.
Kiedy kelner odszedł, Itachi podał jej złożoną kartkę papieru. Rozłożyła ją. Był na niej adres.
- Kogo mam szukać?
- On sam cię znajdzie.
- Jest pośrednikiem Akatsuki?
- Nie. On zabierze cię do pośrednika.
- Więc jest pośrednikiem między tobą a pośrednikiem? Czy to nie lekka paranoja?
- W tych okolicznościach nie.
- W jakich okolicznościach?
- Nie mogę ci ufać.
- Tego nie wiesz.
- Szantażowałaś mnie, pamiętasz?
- Myślałam, że prosiłam o przysługę.
Nie odpowiedział.
- Jak go rozpoznam? – spytała. Itachi opisał go, a kiedy skończył, powiedziała:
- Co mu się stało?
- Wojna. Oto, co mu się stało. Brygada specjalna Kiri.
- Kiedy mam się z nim spotkać?
- Jutro o dziesiątej rano. Jeśli dwadzieścia po nikt się nie pojawi, wracaj. A potem idź tam znowu następnego dnia, o tej samej godzinie. Jeśli nikt nie przyjdzie trzy razy… cóż, będę w Chmurze przez cały czas, znajdziesz mnie.
Kelner przyniósł sake dla Sakury. Upiła łyk i rozejrzała się dookoła. Odwróciła się do Itachiego, który nie spuszczał z niej wzroku.
- Mogłeś zostawić mi te informacje w recepcji.
- Tak – odparł. – Wiem.

Sakura weszła do budki Ichiraku Ramen i zajęła miejsce. Była trochę większa niż ta, którą zapamiętała w Liściu. Zamówiła zupę. Była za dziesięć dziesiąta.
Poprzedniego dnia spędziła z Itachim zaledwie pół godziny, ale później przez cały wieczór nie potrafiła przestać o nim myśleć. Rozmowa się nie kleiła, mówili, ale nic nie powiedzieli. Jakby oboje nie chcieli zadać drugiej stronie jakiegokolwiek pytania ze strachu przed tym, co mogliby usłyszeć w odpowiedzi. Po spotkaniu Sakura wróciła do pokoju zupełnie wytrącona z równowagi.
Teraz, po nocy pełnej niespokojnych snów, nadal nie wiedziała, dlaczego Uchiha w ogóle zadał sobie trud, by się z nią spotkać. Dwadzieścia po dziesiątej do budki wszedł krępy mężczyzna w niebieskim płaszczu. Podszedł do Sakury.
Blizny wyglądały dokładnie tak, jak opisał je Itachi: półkoliste nacięcia wokół lewego oka, głęboki, siny ślad na lewym policzku ciągnący się  w dół aż do linii żuchwy, lśniąca różowa skóra tuż przed uchem. Spojrzała na jego lewą dłoń; brakowało dwóch palców. Usiadł obok niej i podał jej karteczkę.
- To od Omoi’ego.
Sakura przeczytała wiadomość. Omoi miał informacje, o które prosiła. Miała być dzisiaj o dwudziestej pod Ośrodkiem Pomocy Chorym, jego lokum. Dała znać mężczyźnie obok, że przyjęła wiadomość i wyszli z Ichiraku Ramen.
Szli jakieś pół godziny w stronę zachodniej części Kumo. Zatrzymali się przed potężnym budynkiem przypominającym dawną siedzibę Raikage. Na parterze wszystkie okna i drzwi były zabite deskami. Shinobi oderwał parę desek i weszli do środka barykadując otwór tymi samymi kawałkami drewna odcinając dopływ światła i dźwięki z zewnątrz. Potem chwycił leżącą na ziemi deskę i układając rękę w znak tygrysa i smoka wypluł małą kule ognia, która zamieniła drewno w pochodnie. Sakura zdziwiła się  widząc ninje, który potrafi posługiwać się ninjutsu składając pieczęcie tylko jedną ręką. Mało zostało tak uzdolnionych shinobi. Ruszyli przed siebie wąskimi korytarzami. W końcu dotarli do wielkiego pomieszczenia, do którego trochę światła wpadało przez szpary między deskami w oknach.
Znajdowali się w holu. Powietrze było zimne, nieruchome i wilgotne, a po podłodze walały się pozostałości po tych, którzy się tu ostatnio gnieździli: zgniecione puszki, mokre gazety, shurikeny, porzucone strzykawki.
Pośrednik ruszył w stronę szerokich schodów, które na poziomie pierwszego piętra rozchodziły się na prawo i lewo. Ciągnęły się aż do piątego piętra, gdzie przechodziły przez długi korytarz. Wszystkie drzwi były otwarte. Na tej wysokości okien nie zasłaniały już deski, szyby oblepiał brud. Światło wpadające do środka było szare i płaskie. Sakura słyszała ciche skrobanie szczurów pod podłogą.
Przy końcu korytarza shinobi wprowadził ją do pomieszczenia składającego się z połączonych ze sobą pokoi. Odwróciła się. Pośrednik cofnął się i zamknął drzwi, przez które właśnie weszli. Już miała zapytać, po co to zrobił, kiedy zobaczyła, że trzyma w ręku kunai.
Wyciągnęła katanę z kabury na plecach – nie potrafiła się opanować – i natychmiast tego pożałowała.
Przez ostatnie półtora roku, jedynym człowiekiem z którym walczyła był Ibiki, skłamałaby mówiąc, że nie boi się teraz bezpośredniej konfrontacji z innym shinobi. A szczególnie kimś tak doświadczonym jak mężczyzna przed nią.
- Rozbieraj się.
Uznała, że się przesłyszała.
- Co?
- Rzuć broń na ziemię i zdejmij ubranie.
Stała przez chwilę bez ruchu na środku dużego pokoju. Shinobi zrobił krok w jej stronę i zaczął obracać bronią w dłoni.
Zrozumiała, że jeśli chce uniknąć walki i dostać to, czego chce, nie ma wyjścia. Rzuciła katanę na podłogę, ściągnęła kaburę z pleców i płaszcz, który okalał jej ciało. Natychmiast poczuła przenikliwy chłód. Buty, legginsy, spodenki, bluza, podkoszulka. Pośrednik patrzył na nią, nieprzenikniony. Stała przed nim ubrana tylko w czarną bieliznę, z  gęsią skórką na całym ciele.
- Wszystko.
Nie tylko jej ciało było zlodowaciałe, umysł także. Rozpięła stanik i pozwoliła, by opadł na podłogę. Wsunęła palce pod gumkę majtek i nagle znieruchomiała. Ale zrobiła to i postarała się, by jej twarz nie wyrażała przy tym absolutnie nic.
Shinobi znowu poruszył bronią.
- Ściana. Między okna. Idź. Jeśli użyjesz ninjutsu bądź pewna, że nie wyjdziesz stąd żywa.
Odwróciła się i podeszła do ściany. Pod stopami czuła szorstkie deski. Odwróciła się i zobaczyła, że podszedł do jej ubrania. Podniósł kaburę i włożył w nią katanę, następnie przerzucił sobie broń przez ramię. Wziął jej stanik i obejrzał go dokładnie. Niepokój Sakury ustąpił zdumieniu. Rzucił go na podłogę i podniósł bluzkę, przeszukał kieszenie. Sakura odetchnęła z ulgą, szukał broni dalekiego zasięgu, zapewne senbon lub jakichś bomb.
Kiedy skończył, cofnął się pod ścianę i gwizdnął. Przenikliwy dźwięk odbił się echem od pustych ścian. Po lewej stronie pokoju coś poruszyło się w ciemności i z pokoju obok wyszedł mężczyzna. Zatrzymał się w drzwiach i skrzyżował ręce na piersi.
Sakura rozpoznała go od razu.
- Możesz się ubrać.
Shino. Shino Aburame. Był jeszcze bardziej zakryty niż widziała go jakieś pięć lat temu. Praktycznie nie było mu widać twarzy. Sakura była w szoku. Jeden z shinobi Liścia, tutaj, przed nią, w roli pośrednika.
Nie poruszyła się, ku zaskoczeniu Aburame.
- Jeśli nie chcesz się ubrać, nie ma problemu.
Opanowała się szybko i ruszyła w stronę swoich rzeczy.
- Itachi mówił, że chcesz się spotkać z Liderem Brzasku.
Sakura wciągnęła legginsy i zaczęła ubierać stanik.
- Zgadza się.
- Po co?
- Powiem mu, kiedy się z nim spotkam.
- Jeśli nie powiesz mnie, nie spotkasz się z nim. Mówię w jego imieniu.
- Reprezentuję grupę…
- Więc czego oni chcą?
Uznała, że teraz powinna zagrać w otwarte karty.
- Purutoniumu-239. Co najmniej dziewięćdziesiąt trzy procent czystości.
- Ile?
- Minimum osiem kilo.
- To będzie dużo kosztowało.
- Pieniądze nie stanowią problemu.
- Kiepsko się targujesz. Może twoi zleceniodawcy zrobiliby lepszy interes, gdyby spotkali się z Akatsuki osobiście. Może ja powinienem się z nimi spotkać osobiście.
Sakura wyobraziła sobie spotkanie Kabuto i Shino, zaśmiała się w duchu.
- Korzystają z moich usług z tego samego powodu, z jakiego Lider korzysta z twoich. Są nieśmiali.
- Ale to nie Lider czegoś potrzebuje.
- Akatsuki zarobi na tym setki milionów jenów. Może…
- Akatsuki będzie musiało poznać tożsamość docelowego odbiorcy. Nie chciałoby się przecież już po fakcie dowiedzieć, że sprzedało broń nuklearną Otogakure albo Sunie.
- Moi pracodawcy nie utożsamiają się z  żadną wioską lub organizacją. – Skłamała gładko.
- Wybacz, Sakura, ale potrzebuję czegoś więcej niż tylko twojego słowa. Nawet biorąc pod uwagę naszą wspólną przeszłość.
- Dostaniesz coś więcej, kiedy nadejdzie czas. Na razie nie wiem nawet, czy tak zwany Lider istnieje. Ani czy może dostarczyć nam to, czego chcemy.



Sakura była spóźniona. Omoi miał na sobie spłowiały kombinezon ninja luźnego kroju. Od razu pomyślała o tym, by też załatwić sobie jakiś tradycyjny ubiór shinobi, po półtora roku ukrywania się wśród zwykłych ludzi prawie nic ze starych ubrań jej nie zostało. W dzisiejszy wieczór Chmura tętniła życiem, uliczkami szło mnóstwo ludzi: biegali, spacerowali, młode matki pchały wózki z dziećmi, wariaci mamrotali coś do siebie. Drzewa mieniły się czerwienią, złotem, szmaragdową zielenią. W dzieciństwie jesień była ulubioną porą roku Sakury: czas chłodnych wieczorów, fajerwerków i rozgwieżdżonych nocy w Wiosce Liścia. Czas rozkładu, jak mawiała jej matka.
- Darui wraca jeszcze dziś wieczorem. Z Kuso.
Sakura wiedziała, że poprzedniego dnia był w Ame, a dwa dni wcześniej w Takigakure.
- Jakie ma plany?
- Dziś wieczorem jest zajęty. Jutro znowu opuszcza Kraj Błyskawic. Nie udało mi się dowiedzieć dokąd, ale zgaduje że do Kiri, czyli daleko.
- Co jeszcze?
- Pod koniec tygodnia ma spotkać się ze starszyzną w Sunie, te stare dziady znów coś kombinują.
- Doskonale.
Przez chwilę szli obok siebie w milczeniu.
- Jestem zmęczony.
- Czym?
Omoi spojrzał gdzieś daleko, ponad krajobraz wioski i westchnął bezradnie.
- Wszystkim.


Jesteśmy w barze, który szczyci się tym, że nic sobie nie robi z tego, że w środku toczą się bójki pijanych mieszkańców. Ja sączę herbatę, Omoi popija wino śliwkowe choya. Właśnie wypił drugą butelkę. Siedzimy tu już ponad godzinę.
To zdumiewające, jak mylne może być pierwsze wrażenie. Kiedy zobaczyłam Omoi’ego po około pięciu latach, od razu wiedziałam, kto to jest. Tak jak powiedziała mi Hanabi – raczej nikt ważny, jednak mający bardzo dobrze rozwiniętą sieć kontaktów z shinobi po wojnie. Raczej stroni od kłopotów. Człowiek, który świadomie wybrał jedyną możliwą ścieżkę po upadku wielkich pięciu nacji ninja. Borykający się z przeszłością. Na pewno dużo pije. Myliłam się jednak. Nie jest święty, ale też nie jest kimś za kogo ko uważałam. Choć próbował taki się stać.
- Zabijamy ludzi bo jest na ty popyt. W tych czasach kiedy jesteś shinobi praktycznie nie masz wyboru, jeśli chcesz przeżyć.
Słucham o jego spędzonym czasie w Sunie.
- To był pieprzony koszmar. Cała społeczność Piasku jest przeciwko innym nacjom ninja. Pochodzisz z Liścia? Poderżną ci gardło we śnie. Z Chmury? Na stos z nim. Co do przyjmowania zleceń… Na początku mówisz sobie, że to nic wielkiego. Wyświadczasz komuś przysługę, załatwiasz jakąś sprawę. I powoli zaczyna cię to wsysać. Ty chyba wiesz o tym najlepiej.
Był słaby, więc musiał się stoczyć.
- Wysłali mnie do Mgły – mówi kącikiem ust popijając wino. – Prowadziłem tam burdel. Ja, pewien chuunin z Liścia i Hidan z Akatsuki, pamiętasz go?
Pokręciłam głową na znak, że tak.
- Teoretycznie robota była prosta. Dziewczyny stawały pod ścianą na dworze, nawet jak było minus piętnaście. My odbieraliśmy zamówienia od klientów i wysyłaliśmy do nich panienki. Wszystkie musiały wrócić o określonej godzinie. Te, które się spóźniły, albo przywoziły za mało kasy, cóż, zdarzało im się to tylko raz. Potrafiliśmy tego dopilnować. W każdym razie Hidan potrafił…
Robi mi się zimno. Zamykam oczy, ale zaraz znowu je otwieram, bo nie podoba mi się to, co widzę pod powiekami.
- Skąd pochodziły te dziewczyny?
- Z różnych krajów.
- I co się stało?
- W końcu nie byłem już w stanie tego wytrzymać. Znęcanie się… rozumiesz, powinnaś zobaczyć niektóre z tych dziewczyn. To były właściwie dzieci. Skóra i kości, nie wiem jakim cudem trzymały się żywe. – Pokręcił głową. – Hidan nie miał nic przeciwko temu. Uwielbiał przemoc. Dopóki nie pociął kogoś na kawałki, nie czuł, że żyje. Jest prawdziwym psycholem. Wiesz, jak można było poznać, czy dziewczyna jest nowa, czy nie?
- Jak?
- Bezpośrednio po przyjeździe bała się mnie. Ale po pewnym czasie zaczynała się bać Hidana.
Omoi zdradza mi resztę sekretów swojego życia po wojnie. Wydaje mi się strasznie niekompetentny, ale nie jest idiotą. Pyta mnie czy chciałabym się zobaczyć jutro z Karui, jego partnerką w czasie wojny. Nie mam nic przeciwko odnowieniu starych znajomości. Kiedy wychodzimy z kafejki, czuję, że przekroczyliśmy jakąś niewidzialną barierę. Nie jesteśmy przyjaciółmi, nie ufamy sobie nawzajem, ale też nie jesteśmy już sobie całkiem obcy


Weszła do pomieszczenia na tyłach hotelu Tobu, które prawdopodobnie służyło jako magazyn. Ubrany był w zwykły uniform shinobi z cienkiego materiału w kolorze fioletu. Wyglądał na zmartwionego.
- Masz pieniądze?
- Gdzie mój towar? – spytała.
Suigetsu złożył dłonie w parę pieczęci a przed Sakurą, w kłębach dymu, pojawiła się czarna paczka
- Najpierw sprawdzę, potem dam ci pieniądze.
- Piętnaście milionów jenów?
- Piętnaście milionów.
Cofnął się o krok i wskazał paczkę ręką. Sakura otworzyła ją i wyłożyła zawartość na zakurzoną podłogę. Najpierw kilkanaście kunai, shurikeny typu makibishi, pigułki z zakrzepniętą krwią, kastety – wszystko to zapieczętowane w zwojach, czekające na przywołanie we właściwym momencie.
Sprawdziła resztę. Dziesięć granatów gazowych dostępnych tylko w Kusogakure i noktowizor. To powinno jej wystarczyć do końca tego zlecenia.
Sakurze nie podobało się oszustwo Suigetsu. Wiedziała, że nie zapłaciłaby tyle za to wszystko, ale zdawała sobie sprawę, że nie ma wyboru. Pięć milionów jenów nie było warte ryzyka. Włożyła wszystko do paczki, zamknęła ją, wręczyła Suigetsu pas z pieniędzmi i czekała na reakcję.
- Tu jest tylko dziesięć.
Powoli sięgnęła do kieszeni płaszcza i wyjęła z niego zwitek banknotów. Podniosła go na wysokość jego twarzy.
- To dodatek – powiedziała. – Przelicz. I uważaj się za szczęściarza. – Rzuciła pieniądze na stół. – Mimo wszystko wiedz, że popełniłeś błąd.