czwartek, 25 października 2012

Rozdział 17



„Nawet niewinni ludzie posiadają rany,
zadane przez beznamiętny deszcz.”


Ruiny Kirigakure pojawiają się bez ostrzeżenia. Wszystko jest szare i zimne jak ołów.
Od czasu, kiedy byłam z Itachim w Chmurze, minęło sześć dni. Sześć dni, odkąd przysięgłam sobie, że nikt nigdy nie będzie dla mnie ważniejszy niż on.
Omijam to, co zostało z Mgły i kieruje się w stronę jednej z większych wiosek na terenie Kraju Wody. Tam, gdzie czeka już na mnie Itachi. Wyruszył dwa dni przede mną by nikt niczego nie podejrzewał. Melduję się w pierwszym lepszym hotelu, wiedząc, że to i tak tylko przykrywka. Rozpakowuję ubrania i zmieniam je na gruby, brązowy kostium.
Wychodzę z pokoju zamykając go na klucz i schodzę na dół by wyjść na zewnątrz. Przechodzę między budynkami, gdzie na wydeptanych do gołej ziemi trawnikach rośnie kilka bezlistnych drzew, a przy czymś, co kiedyś było niewątpliwie parkiem stoi jedna samotna ławka. Wejście do jednego z długich i wysokich budynków okupuje trzech shinobi. Nie wyglądają nawet na osiemnaście lat. Jeden z nich krzyczy coś w moim kierunku i nagle wszyscy wybuchają głośnym, nieprzyjemnym śmiechem.
W holu jest parę spróchniałych drzwi i schody. Idę na drugie piętro. Moje drzwi znajdują się na końcu długiego, ciemnego korytarza, świeci się tylko jedna z czterech żarówek. W środku jest ciepło i duszno. W tym budynku, podobnie jak we wszystkich innych w Kiri, jest ogrzewanie centralne. Bardzo centralne, tak bardzo, że nie można go wyłączyć, nawet gdyby się chciało.
Właściciel mieszka na wyspach w Kraju Fal i wraca tutaj tylko na jeden miesiąc w roku.
Jedna sypialnia, jeden salon, mała łazienka i jeszcze mniejsza kuchnia z wąskim balkonikiem. Ściany są cienkie. Staję przy oknie i patrzę na południe. Nagle przyłapuje się na tym, że myślę o Iwie i o bezproblemowym życiu z Sai’em. Oglądam mieszkanie dokładnie, szukając miejsc, które nadawałyby się na skrytki, ale nie ma tu ani jednego naprawdę bezpiecznego miejsca. Później wychodzę kupić coś do jedzenia. Widzę jednak stoisko z książkami, wszystkie mają koszmarne ilustracje na okładkach. Na targu kupuję kilka przedmiotów codziennego użytku oraz jedzenie i wracam do hotelu.


Sakura nogą zamknęła drzwi, przycisnęła go do nich, a potem pocałowała.
- Tęskniłam za tobą.
- Nie mamy czasu, Sakura.
- Nic mnie to nie obchodzi.
Wsunęła język w jego usta i zaczęła błądzić dłońmi po jego torsie. Opierał się przez chwilę, ale potem przyciągnął ją do siebie. Weszli do pokoju i padli na łóżko. Ściągnął jej legginsy i zsunął majtki.
- Pocałuj mnie – wydyszała. Kiedy nachylił się nad jej twarzą, dodała: - Niżej.


- Kiedy wyjdziemy z tego pokoju, będziemy musieli postępować tak, jakbyśmy się prawie nie znali.
Sakura wciągała bieliznę.
- Co? Żadnych numerów pod stołem w restauracji?
- Żadnych numerów, żadnych spojrzeń, nic. Musimy się zachowywać bardzo ostrożnie. Jakbyśmy nie mieli do siebie odrobiny zaufania. Jakbyśmy byli wobec siebie zupełnie obojętni. A później ty wrócisz tutaj, a ja pojadę do siebie.
- Dobrze wyglądam? Nie widziałam się z Sasuke z sześć lat.
- Wyglądasz doskonale.
Stał przy oknie i patrzył na ulicę.
- Nawet na mnie nie spojrzałeś. Więc skąd wiesz?
Odwrócił głowę i uśmiechnął się do niej lekko.
- W moim mniemaniu wyglądasz za dobrze, żeby być ze mną. A to oznacza, że nikt nie będzie niczego podejrzewał.
W łazience Sakura przejrzała się w lustrze, przeczesała włosy i poprawiła lekki makijaż.

Mała restauracja przypominała bardziej bar niż rzeczywiście restauracje.
Sasuke siedział przy stoliku w kącie sali. Sakura wiedziała, że mają się tu z nim spotkać, ale dopiero teraz, gdy go zobaczyła, zdała sobie sprawę z absurdalności tej sytuacji. Przez lata ukrywania się w Iwie, była święcie przekonana, że Sasuke nie żyje.
Miał na sobie czarny, dopasowany strój shinobi. Był mniej więcej takiej samej postury co Itachi. Dłuższe włosy niż zapamiętała, były teraz postrzępione po bokach. Oczywiście cholernie przystojny, to się nie zmieniło. Uwagę Sakury przykuła też osoba siedząca obok. Konan, która przyłączyła się do Taki całkiem niedawno towarzyszyła młodszemu z braci. Miała na sobie obcisły czarny strój uwydatniający jej doskonałą figurę, smukłą, ale odznaczającą się pełną siłą. Była bardziej umięśniona od Sakury i wyższa.
Usiedli naprzeciwko Sasuke i Konan, którzy ani na chwilę nie spuścili z niej wzroku. Ani razu nie mrugnęli. Młody Uchiha uśmiechnął się lodowato do Sakury.
- Ile to już lat, Sakura?
- Sześć, odkąd ostatnim razem natknęłam się na ciebie w Kraju Fal. Myślałam, że nie żyjesz.
- I wzajemnie. Słyszałem o tobie wiele plotek, szczególnie w ostatnim tygodniu. Mimo wszystko nie myślałem, że się spotkamy. Nawet biorąc pod uwagę naszą wspólną przeszłość.
Jego głos niemal ginął w gwarze, jaki panował w pomieszczeniu, mimo że siedzieli pół metra od siebie. Sakura podchwyciła wzrok Konan. Był równie ostry jak jej.
- Wykonując moją pracę, nigdy nie wiadomo, kogo się spotka na swojej drodze.
Sasuke znów się uśmiechnął. Sakura zdziwiła się, nie pamiętała by wyrażał tak często pozytywne emocje.
- Prawda. Słyszałem, że lepiej nie wchodzić ci w drogę. Zwłaszcza ostatnio. Zdaje się, że Kraj Ognia trochę ucierpiał przez twój powrót na scenę.
Twarz Sakury nie zmieniła wyrazu.
- Dobrze słyszałem?
- Nie omawiam swojej pracy z ludźmi, którym nie ufam.
Błysk irytacji w jego oczach znikł tak szybko, jak się pojawił.
- Kraj Ognia to gówno, od którego coraz bardziej cuchnie. Świat z pewnością na tym zyskał.
- Nie zrobiłam tego z powodów humanitarnych.
Sasuke prychnął.
- W takim razie powiedzmy, że zyskała na tym twoja kieszeń.
- To prawda.
Teraz to ona wbiła w niego nieruchomy, zimny wzrok. Sasuke chwycił buteleczkę sake leżącą na stole i wypił całą zawartość na jeden raz.
- Itachi wspominał, że moglibyśmy zrobić razem interes.
Skinęła głową.
- Mam nadzieję, że tak.
- Jaki?
- Działam w imieniu zleceniodawcy. Szukamy broni. Chemicznej lub biologicznej.
Sakura spojrzała ukradkiem na Itachiego sprawdzając jego reakcje. Nie omawiała z nim tego, o czym będzie rozmawiać z jego bratem. Na szczęście pozostał niewzruszony.
- Więc której?
- Jeśli to możliwe, biologicznej.
- Kim jest twój pracodawca?
- Nikim.
- Nie ma nazwiska, nie ma interesu.
- Rozumiem. Oni także rozumieją. Ale zgodzą się ujawnić swoją tożsamość, dopiero kiedy dobijemy targu. Jeśli nie dojdziemy do porozumienia, woleliby, żebyś nic o nich nie wiedział. Jeśli się dogadamy, dowiesz się, kim są, więc będziesz mógł się wycofać.
- Czego dokładnie chcą?
- Nie wiedzą. Dlatego właśnie tu jestem.
- Znasz się na broni wysokiego rażenia?
- Nie, ale znam moich zleceniodawców. Potrzebują czegoś łatwego w obsłudze. Szczerze mówiąc, połowie z nich bałabym się dać do ręki kunai. – Sakura zaśmiała się w duchu.
- To Suna? Dźwięk? Samuraje?
- Nikt kto by wam zagroził.
- Broń biologiczna to ciężka sprawa.
- Wiem. Wyjaśniłam im to.
- Jeśli się dogadamy, na kiedy to chcą?
- Wkrótce.
- To znaczy?
- Natychmiast?
- Nie mogę się spieszyć. Trzeba dotrzeć do różnych ludzi. Przekonać ich… wiesz, jak to jest.
- Oczywiście. Ty świadczysz usługi. My dostajemy to, za co płacimy.
- Właśnie. A to, o czym mówisz, nie będzie tanie. Chcesz załatwić to szybko? Cóż, ta suma będzie miała jedenaście cyfr.
- Dziesięć.
- Jedenaście. Małe jedenaście.
- Dziesięć.
- Duże dziesięć.
- Może. Jeśli wszystko będzie jak trzeba, zapłacą. Pieniądze nie stanowią problemu.
- Dobrze. Dam znać jeśli coś się ruszy w tej sprawie. A tymczasem… Możemy się przejść na spacer? Sami? – spytał Sasuke, spoglądając na kunoichi.
- Jasne.
Pochwyciła wzrok Itachiego, obok którego siedziała Konan. Nie mógłby chyba wyglądać bardziej obojętnie. Poczuła ukłucie gniewu. Konan natomiast odprowadzała wzrokiem młodszego z braci, ale spojrzenie to było lodowate jak zimowa noc w Yukigakure.
Sasuke zabrał ją na tyły baru. Przez chwilę milczał, aż w końcu powiedział:
- Itachi mówił, że zameldowałaś się w hotelu.
- Tak.
- Więc zostajesz na dłużej w Kiri. Jeśli czułabyś się samotna, zawsze mogę do ciebie wpaść i dotrzymać ci towarzystwa. – Chwycił jej podbródek i zmusił ją by popatrzyła mu w oczy. – Tak jak za dawnych lat, kiedy byliśmy młodzi.
Była wstrząśnięta propozycją. Nawet nie ze względu na treść, ale swobodny, konwersacyjny ton, jakim została wypowiedziana. Odmówiła, starając się, by zabrzmiało to zdecydowanie.
- Nie.
Odsunęła jego rękę od siebie.
- Mogę zjawić się kiedy chcesz.
- Nie dzisiaj.
- Więc może innym razem?
- Nie sądzę.
- Może być tak jak kiedyś, Sakura…
- Już powiedziałam, nie.
Sakura popatrzyła na niego pogardliwie i weszła z powrotem do baru, skierowała się do łazienki. Spojrzała w lustro. Nie dziwiła się, że Sasuke zwrócił na nią uwagę. Pełne, miękkie wargi, blada skóra, niezgłębione zielone oczy. Przeczesała palcami gęste włosy. Nieźle, pomyślała, zwłaszcza biorąc pod uwagę okoliczności. Ale czuła się jak najstarsza dwudziestosiedmiolatka pod słońcem.
Wyszła z toalety. To jego karnacja zwróciła jej uwagę. I kontrastujące z nią jasne włosy. Zatrzymała się i spojrzała na niego przez innych ludzi. Patrzył wprost na nią; widział ją, jeszcze zanim ona zauważyła jego.
Omoi.
Sakura nie miała pojęcia, ile mogło upłynąć sekund. Żadne z nich nie odwróciło wzroku. Dopóki nie otrząsnęła się i nie ruszyła w jego stronę. Mimo odległości widziała, że wpadł w panikę. I zaczął uciekać. Wybiegł z baru, a ona nie miała zamiaru go gonić. Itachi i Konan wbili w nią wzrok.

Sasuke już nie wrócił, a Konan rzuciła coś na pożegnanie do starszego Uchihy i wyszła z baru. Itachi i Sakura odczekali jeszcze piętnaście minut i również opuścili to miejsce.
- Wiem, że już późno, ale muszę coś załatwić, chcę żebyś mi towarzyszyła. Masz coś przeciw temu?
Sakura wzruszyła ramionami, zbyt zmęczona, by cokolwiek mogło ją obchodzić. Kierowali się na południe wioski. Panował przenikliwy chłód. Podniosła kołnierz płaszcza. Było ciemno, w tej części osady nie było żadnego oświetlenia.
Ruszyli ścieżką między dwoma rzędami drewnianych domków, za którymi rosły topole i brzozy. Po chwili dotarli do trzypiętrowego budynku mieszkalnego. Od frontu były tam dwa wejścia, ale Itachi poprowadził ją wzdłuż bocznej ściany. Tuż przed nią pojawiła się jasna szczelina. Itachi otworzył ciężkie metalowe drzwi.
Zeszli po wąskich metalowych schodach i znaleźli się w dużym pokoju, słabo oświetlonym przez wiszące na jednej ścianie świece.  Itachi odwrócił się do Sakury i położył palec na ustach. W przyćmionym świetle dostrzegła dwa rzędy stojących pod ścianami łóżek polowych. Na wszystkich widziała ciemne, przykryte kocami kształty. W pokoju było ciepło i unosił się dziwny, ledwie wyczuwalny zapach. Nagle poczuła go w gardle. Poszła za Itachim w stronę drzwi po przeciwnej stronie sali. Drugi pokój był mały i chłodny. Pod jedną ze ścian stały sterty kartonów. W trzecim pokoju znowu było ciepło.
- Itachi-sama!
Na oko wyglądała na piętnaście lat. Była gruba, ostrzyżona na pazia z przepasaną chustą na głowie. Miała na nosie wielkie okulary. Na grubą szarą bluzę miała narzucony ciemnozielony rozpinany sweter. Jej zaokrąglony podbródek przecinała długa, nieregularna blizna.
- Co słychać, Raicho?
- Dziś jest nawet dość spokojnie.
- Ktoś rozrabiał?
- Mashashi, Akishisa i Omitsu znowu się pobili.
- Śpią?
Potwierdziła ruchem głowy.
- Zjecie coś?
Itachi spojrzał na Sakure, która zaprzeczyła.
- Herbaty?
- Tak – odparł. – Zawsze.
W kolejnym pomieszczeniu znajdowała się prowizoryczna kuchnia.
- Co to jest? – spytała Sakura.
- Schronisko.
- Dla?
- Dla dzieci.
- A co my tu robimy?
- Mam tu coś do załatwienia.
Rozpięła płaszcz.
- W porządku. Gdybym wszystko o tobie wiedziała, mogłabym się znudzić.
Herbata była mocna i gorzka. Itachi wyszedł z pokoju i na kwadrans zostawił Sakure samą. Pomyślała o Konan i Sasuke.
Itachi wrócił i wyszli z na dwór ruszając z powrotem na północ.
- Jeszcze dziesięć lat temu, kiedy Mgła została całkowicie zniszczona, ta wioska liczyła nie więcej niż ponad dwa tysiące mieszkańców. Teraz ma szanse stać się drugą główną osadą Kraju Wody. W ciągu ostatnich trzech lat wiele się zmieniło.
- Na lepsze?
Itachi uśmiechnął się i milczał przez chwilę.
- Tak, jeśli jesteś shinobi.
- A jeśli nie?
- Podporządkowujesz się silniejszym. Jak było z Sasuke?
- Odezwie się, kiedy uda mu się poczynić pierwsze kroki z bronią.
- Powiedziałaś mu, że szukasz Lidera Akatsuki?
Sakura zesztywniała.
- Nie.
- Ale szukasz go, prawda?
Skłamać? Powiedzieć prawdę? Część prawdy? Nie mogła się zdecydować.
- Dlaczego go szukasz?
- Nie pytaj. Musiałabym skłamać.
- Spotkajmy się jutro wieczorem w lesie na wschód od wioski.

Było po piątej nad ranem, kiedy weszła do swojego pokoju w hotelu. Sama.

6 komentarzy:

  1. Witam, tutaj Nastrinola z Legitur Magis. Chcę poinformować, że w końcu udało mi się opublikować ocenę Twojego bloga. Zapraszam serdecznie do zapoznania się z moją pracą :)

    Pozdrawiam, Nastrinola.

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedziałam na Twój kommentarz pod oceną.
    http://era-krytyki.blogspot.com/2012/10/265wwwshimoonnablogspotcom.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć! Zaprasza Cię na bloga z tłumaczeniem książki Lauren Oliver "Delirium".
    Z góry dziękuję za docenienie mojej pracy ;)
    W komentarzach możesz zgłosić propozycję książki, którą chciałabyś przeczytać.

    http://idylla-hagne.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Nowy rozdział na [porzucony-brzask.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  5. Ponownie odpowiedziałam na komentarz, przepraszam za zwłokę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Propozycja Sasuke była dość zaskakująca, jednak zachowanie mężczyzn już mnie wcale nie zdziwi! Niby nie są przewidywalni, ale często myślą tylko o przyziemnych sprawach. Czekam na nowy rozdział :-)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń