środa, 23 maja 2012

Rozdział 6


Powrót do domu zabrał im dwie godziny. Ibiki podtrzymywał Sakure, żeby nie musiała się opierać na prawej stopie. Z początku nie zwracała uwagi na deszcz i wiatr, jednak kiedy dostrzegła przed sobą migotliwą taflę jeziora i mglisty zarys zabudowań Kirigakure, a raczej tego, co z niej zostało, straciła resztkę sił.
W środku Ibiki zaprowadził ją do kuchni, przemokniętą i drżącą. Odsunął krzesło od stołu i odwrócił je przodem w stronę pieca, uważając, by nie stało zbyt blisko, po czym przyniósł jej suche ubranie. Najpierw zdjął jej mokry podkoszulek i zastąpił go grubą bordową bluzą – a potem buty i spodnie. Pomógł jej włożyć odzienie, na jej zdrętwiałe stopy wsunął grube wełniane skarpety, a na końcu owinął jej szyje szalikiem i poszedł sam się przebrać.
Na zewnątrz burza ciągle z wściekłością biła deszczem o szyby.
Sakura powoli dochodziła do siebie. Wracało czucie w palcach rąk i nóg, które zaczynały ją palić. Wypili po dwa kubki gorzkiej herbaty. Potem obejrzał jej kostkę, naciskając ją i obracając. Owinął jej bandażem i nakazał uleczyć, kiedy odzyska siły. Przetarł też zadrapania środkiem dezynfekującym i posmarował maścią. Żadne z nich się nie odezwało. Później zaprowadził ją do łóżka i powiedział, by postarała się zasnąć.

Po południu następnego dnia Sakura ubrała się powoli, z trudem zmuszając bolące ciało do wysiłku. Skumulowała chakre w dłoni i przyłożyła do kostki. Przejaśniło się, a niebo po burzy przybrało odcień głębokiego szafiru. Po upływu dziesięciu minut wyszła z pokoju dalej uważając jednak na prawą stopę. Ibiki siedział przy stole w kuchni patrząc się w okno. Przysiadła się do niego
- Jak twoja kostka?
Wzruszyła ramionami.
- W porządku.
- A cała reszta?
- Słuchaj, to, co się stało…
- Nic nie mów. To nieważne.
- Ważne.
- Teraz to już przeszłość. I lepiej zostawić to w spokoju. – Nie odpowiedziała, więc dodał jeszcze: - Dla nas obojga.
- Mogę cię poprosić, żebyś coś dla mnie zrobił?
- Co?
- Obetnij mi włosy.
Ibiki zmarszczył brwi.
- Kiepski ze mnie fryzjer.
- Nie szkodzi.

Następny poranek był mroźny – rozpoczął się czterodniowy okres bardzo niskich temperatur. Sakura obudziła się późno i powoli wstała z łóżka. Lusterko w drewnianej ramie, które wisiało nad komodą, było tak małe, że widziała tylko połowę swojej twarzy. Musiała pochylić się, by dojrzeć w nim włosy. Przycięte do obojczyków stanowiły niemały kontrast w porównaniu ich stanu przed ścięciem, wtedy sięgały jej do pasa. Doszła do wniosku, że teraz wygląda dziwnie bezbronnie. To znaczy dokładnie tak, jak się czuje. Nie miała nic przeciw temu.
Na zewnątrz szron chrzęścił pod jej butami jak szkło. Niebo przybrało barwę fioletu, poznaczoną gdzieniegdzie pierzastymi, śnieżnobiałymi chmurami. Ibiki poszedł trenować bez niej. Widziała go teraz wysoko na grzbiecie wzgórza po drugiej stronie jeziora, maleńki szarozielony punkcik przesuwający się na tle rdzawego lasu.
Kiedy wrócił, czekała na niego w kuchni. Nie był zdyszany, ale zimne powietrze i wysiłek zabarwiły jego policzki na różowo, a czoło błyszczało od potu.
Spojrzał na kuchenny stół.
- Co to jest?
- A jak myślisz?
- Nie musisz przygotowywać śniadań.
- Wiem.
- Chcę przez to powiedzieć, że nie musisz się poprawiać.
- Wiem.

Suigetsu Hozuki był informatorem Sakury od dobrych czterech lat. Miał bardzo jasną cerę, duże, fioletowe oczy i trochę niesforne białe włosy sięgające do łopatek. Wyglądał na młodszego niż w rzeczywistości, ale tak naprawdę był w jej wieku. Odznaczał się wyjątkowym sprytem i wrodzoną umiejętnością manipulowania ludźmi wokół siebie. Zwykle wesoły, nie potrafił nigdy do końca stłumić iskierek humoru w oczach.
Kiedy Sakura dostrzegła go między drzewami w czasie samotnego treningu w lesie, nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Mimo upływu dziewiętnastu miesięcy od ich ostatniego spotkania, on prawie w ogóle się nie zmienił.
- Czego chcesz?
- Informacji. Tym razem zamienimy się rolami, co ty na to?
Zdziwiona czekała aż powie coś więcej.
- Długo go znasz?
- Ibikiego Morino? Przecież dobrze wiesz, że obydwoje pochodzimy z Konohy, skoro Taka nie posiada takich informacji… Sasuke nie żyje, prawda?
- A kto powiedział, że pracuję dla Taki Sakura-chan. – wyszczerzył się i zniknął w kłębie dymu.

Było to tydzień przed tym, jak Sakura znowu zaczęła trenować wraz z Ibikim. Wybrali się wtedy na czterodniowy wypad w góry.
Sakura, już ze zdrową stopą, miała w sobie niemal tyle energii ile Ibiki, więc szli szybko, niezależne od panujących warunków. Za dnia trzymali się wyższych partii gór, a późnym popołudniem szukali rzeki lub jeziora i schodzili niżej. W tej surowej, dzikiem krainie pożywienia  było niewiele. Rzadko natykali się na zwierzynę lub ptactwo, musieli więc łowić ryby. Okazało się, że Sakura jest w tym do niczego – przez całe cztery dni złowiła tylko jednego pstrąga, a Ibiki całą resztę.
Każdego wieczoru jej sensei zbierał drewno a Sakura rozpalała ognisko. Na ogniu piekli wypatroszone ryby. Dietę uzupełniały zabrane przez Ibikiego kulki ryżowe. Kiedy było bezchmurnie pokazywał jej największe konstelacje na niebie: Wielki Wóz, Kasjopeja, Orion.
Ostatniego ranka Sakura wstała przed Ibikim. Było jeszcze ciemno. Przez chwilę patrzyła na światło rozbłyskujące nad horyzontem i wschód czerwono fioletowego słońca. Nagle usłyszała daleki ryk jelenia na wzgórzu powyżej. Później zobaczyli go, prowadzącego grupkę łani i młodych. Poszli za zwierzętami, starając się, by ich nie zauważyły i nie wyczuły. Ibiki podprowadził ją bardzo blisko stada. Kiedy jelenie ruszyły dalej, Sakura i Ibiki wspięli się na szczyt, skąd już było widać dom. Wydawał się bardzo mały.
Usiedli na skalnej półce, zwieszając nogi nad przepaścią głębokości ponad piętnastu metrów, i zjedli resztki prowiantu. Sakura spojrzała z ukosa na Ibikiego, który przeżuwał kawałek bułki, patrząc w dół, na swoje brudne buty.
- O czym myślisz?
Pokiwał głową.
- Przypomniałem sobie ciebie, kiedy byłaś jeszcze młoda, dumny chuunin Konohy, uczennica Piątej… To przerażające.
- Wielkie dzięki.
- To co się teraz z tobą stało… Z wszystkimi ocalałymi. Wojna drastycznie zmienia ludzi.
Przez chwilę panowała cisza.
- Widzisz mnie w roli żony? Albo matki?
Otworzył usta, ale zaraz je zamknął.
- Już chciałem powiedzieć „nie”, ale prawda jest taka, że naprawdę nie wiem.
- Chciałabym mieć taki dom, jak ten, w którym dorastałam. I zapewnić dzieciom dzieciństwo takie jak moje…


Tego dnia padał deszcz. Do chaty Ibikiego dostarczono przesyłkę dla Sakury.
- Co to jest?
- Informacje o Daruim z Kumogakure.
Shinobi, który ma zwój.
- Wiadomo coś o zabójcy Sinobiego Gashira? Albo o Liderze Akatsuki?
- Jeszcze nie.
- O co chodzi z Daruim?
- Zwój jest, albo będzie, w jego posiadłości w Chmurze. To są materiały których będziemy potrzebować.
Otworzyli paczkę i rozłożyli jej zawartość na stole. Darui, w czasie wojny generał I dywizjonu, spokrewniony z Killer Bee i byłym Raikage, aktualnie kandydat na nowego.
Żona Daruiego, kunoichi o imieniu Samui. Sakura pamiętała ją tak samo dobrze jak Daruiego z sojuszu Kumo. Wyszła za Daruiego sześć lat temu.
Po lunchu obejrzeli plany ich posiadłości w Chmurze. Były też tam zdjęcia budynku z bliska i z daleka, trzy strony uwag, dwanaście stron notatek technicznych. Czytanie zajęło Ibikiemu i Sakurze godzinę.
- Jak wrażenie?
Sakura patrzyła na pionowy rzut budynku.
- Wrażenie… cóż, jeśli zwój jest na sprzedaż, może łatwiej byłoby go kupić.
- Obawiam się, że cena przekroczy możliwości Kabuto. Ninja tacy jak ty są bardzo kosztowni.
- Nie wiedziałam, że jestem takim luksusem.
- Nazwałbym to raczej przykrą koniecznością.
Sakura znowu spojrzała na plan.
- Nie sądzę, by udało mi się dotrzeć do środka od dołu, więc będę musiała wejść tam od góry.
- Zgadzam się. Jak?
- Cóż, jestem szybka, ale i tak mnie zauważą jeśli po prostu zacznę się tam wspinać, rezydencja jest naprawdę wysoka i na sto procent strzeżona z każdej strony.
- Nie możesz też wejść od środka bo możesz zostać rozpoznana.
- I nie mogę zeskoczyć na dach z innego, wyższego budynku, ponieważ to najwyższy budynek w okolicy, to w praktyce niemożliwe. – Sakura zmarszczyła brwi. – Wentylacja…
- Nie. Sprawdziłem, nie udałoby ci się dotrzeć na właściwe piętro.
- Wystarczy, że dostanę się do środka, potem zobaczymy…









Docieramy tam po czterdziestu pięciu minutach. Wielka ociekająca deszczem skała czarnego granitu wyrasta z mokrej trawy, na niej wśród kęp zielska leżą zwalone pnie drzew, a nad nimi, na wysokość ponad trzydziestu metrów wznosi się granitowa ściana.
Patrzę na Ibikiego, który uśmiecha się złośliwie
- Wiem, że twoją robotą jest zabić, porwać, nie zwracać na siebie uwagi świadków, ale…
- Ale?
- Ale pomyślałem, że może chciałabyś.
Podchodzę do ściany i kładę na niej dłonie. Jest twarda, mokra i lodowato zimna. Szpary, pęknięcia, występy na tyle duże, żeby rozsypała się w pył jednym mocnym uderzeniem…


Sakura rozsunęła zasłony. Ranek był wietrzny, podmuchy marszczyły wodę na powierzchni jeziora. Trawę pokrywał szron. Ubrała się szybko. Podkoszulek, który poprzedniego dnia zostawiła, żeby wysechł, był sztywny i pachniał torfem. Włożyła bawełnianą bluzę i wzięła buty.
Ibiki był w kuchni, oparty o zlewozmywak pił kawę. Miał na sobie stare bojówki i grubą czarną bluzę, spod której wystawała szara koszulka.
- Nie idziemy potrenować?
- Twój trening dobiegł końca. A przynajmniej ta jego część.
Sakura chciała coś powiedzieć. Chciała zaprotestować. Ale nie mogła.
Ibiki chyba to wyczuł.
- Wczoraj wieczorem dostałem zwój z poleceniami. Ty już spałaś. Jutro rano wyruszasz do domu.
- To nie jest dom.
- Możesz pójść potrenować, jeśli chcesz, ale pomyślałem, że dzisiaj damy sobie z tym spokój. Jesteś już w dobrej formie.
- Ale za to gorzej wyglądam?
Uśmiechnął się.
- Rzeczywiście. Nabrałaś masy mięśniowej, straciłaś krągłości.
- Przejdzie ci to.


Poczuła w ustach smak wojny, jeszcze zanim weszli na tereny cmentarza. Szli powoli drogą. Malutka kamienna chatka nie miała dachu, a jej ściany porastał gęsty bluszcz. Cmentarz zapełniały kamienne nagrobki. Większość była stara, z napisami zatartymi przez wiatr i deszcz ale było też sporo nowych grobów.
W tym także grób Shizune.
Znajdował się w najdalszym rogu przy kamiennym murze. Na małym, niewyróżniającym się niczym kamieniu widniało kilka słów. „Zmarła w wieku trzydziestu trzech lat”. Nie było żadnej wzmianki o przyczynie zgonu. Data wskazywała jednoznacznie, nie trzeba było używać słów. Dolna część kamienia była pusta, jakby czekała na kolejny zapis.
Sakura spojrzała na Ibikiego. Patrzył w las.
- W Kusagakure, długo przed akcją z Mizukage, ukrywał się Shikamaru. Kochałam go. On też mnie chyba kochał. Ale to była dziwna miłość. Nie mogłam mu powiedzieć nic osobistego. Ta miłość była zbudowana na potrzebie bliskości po tym co wydarzyło się w Liściu. Pod koniec naszego związku powiedziałam mu, że morduje na zlecenie, jako że przez wojnę jest teraz popyt na shinobi, kiedy wielu z nich zginęło. Powiedziałam mu wszystko, a on to zaakceptował. Wiedział, że coś takiego przed nim ukrywam, to przecież Shikamaru. – Pokręciła głową. – Po Mizukage zniknęłam. Ale wysłałam mu kilka wiadomości przez jastrzębia podarowanego mi przez Kabuto. Mógł pójść ze mną, mógł się ze mną spotkać. Zniknąć razem ze mną.
- Ale nie zrobił tego?
- Nie.
- Domyślasz się, dlaczego?
- Pewnie nie kochał mnie tak, jak myślałam. Albo nie tak, jak ja jego.
- Może miał za dużo do stracenia.
- Wierz mi, nie miał.
- Próbowałaś skontaktować się z nim teraz, po powrocie do Oto?
- Nie. Minęły cztery lata. On należy do innej części mojego życia. Części, która… cóż, to dość skomplikowane.
- Wiem, o co ci chodzi.
Sakura wzięła głęboki oddech.
- Tak czy inaczej, kiedy zdałam sobie sprawę, że nie będzie przyszłości z Shikamaru, wydało mi się, że w ogóle nie będzie przyszłości. Nie zniknęłam, żeby uciec od Oto. Nie. Zniknęłam, żeby być z nim. Mój trzeci zawód miłosny. Miałam dwadzieścia trzy lata a przeżywałam to jak ten pierwszy, jak trzynastolatka.
- I dlatego stałaś się tak bezwzględna w swoim fachu?
- Nie stałam się bezwzględna, ja już taka byłam.
- Chyba nie rozumiem.
- Nie zaczęłam żyć życiem zabójcy z powodu złamanego serca. Ale byłam zagubiona i zła. Jeśli jest coś, czego naprawdę nie znoszę, to użalania się nad sobą, ale teraz kiedy patrzę na to, jaka wtedy byłam, widzę że niespecjalnie miałam wybór. Zostałam wyszkolona do perfekcji, do niszczenia, więc prędzej czy później coś musiało pęknąć.
- Prawdopodobnie – zgodził się Ibiki.
- W końcu ja tylko się nie zmieniłam. Nie podejmowałam decyzji. Zamiast Kabuto były pieniądze, choć właściwie wcale o nie nie chodziło. Życie z dnia na dzień, odrzucanie zleceń, przyjmowanie zleceń, planowanie, wykonywanie, unikanie odpowiedzialności… Praca nad każdym szczegółem.
- Czego szukałaś?
- Mechanicznej doskonałości. Chciałam być maszyną. Nic nie czuć, zupełnie nic.
- I udało ci się  to?
- Tak sądzę. Na chwilę…
- Dlaczego z tym zerwałaś?
- Nie wiem, dlaczego to się stało. Stało się i już. Przez kilka pierwszych tygodni sądziłam, że to rodzaj załamania nerwowego. Ale teraz, kiedy patrzę na to wstecz, myślę raczej, że to był przełom. Załamanie nerwowe miałam przed zadaniem zabicia dwuletniego syna jakiegoś urzędnika z Iwy. Po porwaniu Mizukage.
- I trwało to dwa i pół roku?
- Tak. Myślę, że cała moja niezależna kariera w roli psa Dźwięku była jednym długim załamaniem nerwowym. I  że zabicie tego dziecka było punktem zwrotnym.


Ibiki dorzucił drewno do dogasającego kominka. Potem wstał i wziął z gzymsu swój kubek z sake. Odwrócił się i zobaczył Sakure. Wyjęła kubek z jego dłoni i postawiła go z powrotem na kominku.
- Powtórzysz Kabuto to, co ci dzisiaj powiedziałam?
- Nie, jeśli tego nie chcesz.
- On będzie chciał wiedzieć.
- On chce tylko wiedzieć, czy jesteś dobrze przygotowana.
- A jestem?
- Teraz wydajesz się delikatniejsza, niż byłaś kiedyś.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie. Czy jestem przygotowana?
- Tak. Obawiam się, że tak.
Pocałowała go.
- Chcę się z tobą kochać – wyszeptała Sakura.
- Nie.
- To nie tak, jak wtedy…
- Wiem.
Trzymał ją w objęciach. Sakura spojrzała mu prosto w oczy i zapytała:
- Czy chodzi o Shizune?
- W pewnym sensie, tak.
Powoli, niechętnie, zaczęła się od niego odsuwać.
- W takim razie przepraszam. Nie chcę, żeby coś się między nami zepsuło.
- Nic się nie psuje, Sakura. Ja tylko nie chcę znowu znaleźć się w takiej sytuacji.
- W jakiej?
Odwrócił się i wziął do ręki swój kubek.
- Kochałem Shizune. Oboje sądziliśmy, że mamy przed sobą wspólne życie. Ale nie mieliśmy… - Upił łyk sake. – Świat do którego należymy, my, ninja… oboje wiemy, jaka jest stawka. Ja już utraciłem kogoś, kogo kochałem. I za nic nie chcę przechodzić przez coś takiego po raz drugi.









***








 I kolejny rozdział za mną! Następny będzie prawdopodobnie szybciej ale krótszy.

2 komentarze:

  1. Ja tu nic nowego nie muszę pisać. Ty wiesz co ja sądzę o tym opowiadaniu. Po prostu jestem załamana faktem, że muszę czekać na kolejny! ;( Ale jest coraz bardziej warto z każdym kolejnym rozdziałem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Serdecznie zapraszam na nowy rozdział, który ukazał się na www.Shukketsu.blog.onet.pl ! Pozdrawiam gorąco
    Chihiro.
    ps. Przeczytałam opowiadanie i niedługo zabiorę się za komentarz : )

    OdpowiedzUsuń