Świeciło
ostre słońce, na niebie nie było ani jednej chmury, ale w lodowatym powietrzu
zamarzał oddech. Sakura przemieszczała się najszybciej jak mogła, żeby tylko wczesnym
rankiem dotrzeć do Kumo. Gdy minęła bramy wioski sprawdziła adres, który
zanotowała. Ośrodek pomocy chorym. Znalazła ten opuszczony budynek pomiędzy
jakimś barem a obskurną chałupą.
W środku
było ciemno, w powietrzu unosił się słodki zapach pomarańczy. Na ścianach
wisiały obrazy martwej natury, na podłodze, pod nimi, leżały drewniane i
szklane pudełka pełne suchych traw i liści, korzonków, sproszkowanych ziół.
Każde z pudełek było opatrzone karteczką z listą schorzeń, które leczy jego
zawartość. Dalej, przy końcu pomieszczenia znajdowała się ciemna drewniana
lada.
- Czy
zastałam Omoi’ego?
Mężczyzna w
czarnym zapinanym na guziki swetrze podniósł głowę i spojrzał na Sakure poczym
rozsunął wiszącą za nim fioletową zasłonę i rzucił w ciemność z tyłu kilka
niezrozumiałych słów.
Chwilę
później przejście wypełniła postać Omoi’ego. Raczej był taki, jakim go
zapamiętała. Ciemna karnacja i kontrastujące z nią prawie białe, nastroszone
włosy. Trzydniowy zarost na jego twarzy był trochę ciemniejszy. Ubrany był w
bordowy strój shinobi.
Omoi gdy
tylko zobaczył Sakure przez moment wydawał się zaskoczony, ale zaraz pojawiła
się irytacja.
- Co tu
robisz?
Sakura
uśmiechnęła się, ale nie odpowiedziała. Wspomnienia z tych ciężkich dni wróciły
natychmiastowo, kiedy tylko go zobaczyła. Po powstaniu Połączonych Sił Shinobi
został przydzielony do oddziału Ataku Z Zaskoczenia.
- Chodźmy
stąd – powiedział.
Wyszli na
dość zatłoczone o tej porze ulice Chmury.
-
Zatrzymałaś się teraz na dłużej w Iwie, mam racje?
- Nie.
- To gdzie?
- Nigdzie.
Uśmiechnął
się szeroko, ukazując rząd równych białych zębów.
- Wszyscy
jesteście tacy sami.
- Podoba ci
się tu, Omoi?
- Jasne. To
w końcu moja wioska, najmniej poszkodowana z wszystkich. Zniszczenia są
widoczne, ale to kwestia jeszcze paru lat.
- A Mgła?
- Co Mgła?
Mam tam lokum. Ale tu jest mój dom.
- A jednak
cztery razy do roku pojawiasz się w Kiri.
Wzruszył
ramionami.
- Mam tam
przyjaciół…
-
Naturalnie.
Dotarli do
deptaka i skręcili w lewo, mijając parę sklepów.
- Co wiesz o
Itachim Uchiha?
- Wiem, że
wzbogacił się przez ostatnie lata. Słyszałem, że ma mieszkanie w Deszczu.
- A tu się
czasami pojawia?
- Tak.
- Co go
interesuje?
-
Import-eksport…
-
Import-eksport?
- Uhm.
- Czyli, z
grubsza biorąc, wszystko, nawet ludzi, prawda?
Zatrzymali
się przed słabo oświetloną restauracją przy deptaku. Wielki zielony szyld
wiszący nad nią był zepsuty. Weszli do środka, Omoi zamówił dwie filiżanki
herbaty i usiedli do stolika pod przyciemnioną okienną szybą, która ciągnęła
się przez całą długość lokalu od strony deptaka.
- Jaki jest
Uchiha?
- Nie
poznałem go osobiście przez te wszystkie lata.
- A ze
słyszenia?
- Teraz sika
sake i sra jenami. Doprawdy, zauważyłaś jak zmieniły się nasze wartości przez
ostatnie parę lat? Odkąd większość osad nie ma już kage, nie ma żadnego
człowieka sprawującego władzę, a duża część shinobi zginęła, wszystkich
interesują tylko pieniądze, żeby odbudować to, co zostało zniszczone...
Omoi
skrzywił się nieznacznie.
- Coś
jeszcze?
- Słyszałem
historie, że jakieś dwa lata temu, kiedy przesiadywał w Mgle, wtrącił się w
sprawy pomiędzy Akatsuki a Taką. Poszło o tereny wkoło Kraju Wody, wiesz, te
okoliczne wyspy i tak dalej. W każdym razie zrobiła się z tego grubsza chryja.
Paru shinobi zostało zabitych, a do tego wtrącili się neutralni ninja z Mgły. I
wtedy zajął się tym Uchiha. Nie dla siebie, dla wszystkich. W ciągu paru dni
doszło do porozumienia. Uzgodniono kwotę odszkodowania za zmarłych shinobi.
Ponoć Sasuke Uchiha, lub ktoś kto przewodził wtedy Taką, zgodził się zapłacić
Akatsuki dwadzieścia miliardów jenów za prawo do ziem wokół Kraju Wody.
Poprosili więc Itachiego, żeby załatwił transport i zabezpieczenie dla tak
dużej sumy pieniędzy. Obie strony mu ufały. Uchiha zatrudnił swojego zaufanego
ninje, któremu wcześniej zlecał już takie sprawy. Rzecz w tym, że nigdy nie z
taką dużą sumą pieniędzy. Dwadzieścia miliardów! Wyobraź to sobie. W każdym
razie ten szczur wystawił Uchihe. Rozpłynął się w powietrzu.
- Razem z
pieniędzmi Taki.
- Tak.
Zrobił Uchihe w bambuko. Ale Itachi i tak dostarczył Akatsuki tę kasę. To było
tak ważne, że oddał własne pieniądze. Dwadzieścia miliardów. Które miał gdzieś
na boku, jak to czasem bywa. Tak czy inaczej, Itachi zapłacił i wszyscy byli
zadowoleni. Ponoć nigdy nawet nie powiedział o tym Tace i Akatsuki. Dowiedzieli
się później. A tymczasem Itachi dał zlecenie na kuriera, który miał przekazać
pieniądze. Pięćset milionów jenów. Nikt jednak go nie znalazł. Więc Uchiha
wrócił do swoich interesów, bogacił się coraz bardziej, a ten shinobi pewnie
myślał, że mu się upiecze. Ale nic z tego. Rok później był w Trawie i tam natknął
się…
- Na Uchihe.
- Tak. No
więc ten ninja jest sobie w Trawie i pewnego ranka obsługa hotelowa znajduje go
w łazience. Martwego. Wszędzie pełno krwi. Wiesz, jak Uchiha go zabił?
- Jak?
- Jednym
ciosem. Facet był martwy, zanim jeszcze upadł na podłogę. Uderzył go w brzuch z
taką siłą, że pięść przeszła przez jamę brzuszną i przebiła się przez ciało.
Bez żadnych technik, zwykłe taijutsu.
Na stole
pojawiły się dwie szklanki z herbatą w mosiężnych uchwytach na okrągłej
trzcinowej tacy.
- Chcesz
czegoś jeszcze?
- Darui’ego.
Twojego kamrata z Chmury. Zaprowadzisz mnie do niego?
Przez chwilę
Omoi patrzył na nią niepewnie, potem skinął głową.
- Dobra. Nie
ma problemu.
Sakura
uśmiechnęła się lekko. Upiła łyk herbaty. Była mocna i gorzka.
Sakura
szukała w Chmurze miejsca, do którego klientela nie przywiązuje zbyt wielkiej
wagi do jakości zakwaterowania, a obsługa nie przejmuje się klientelą. Hotel
Tobu wydawał się idealnym lokum.
Biorąc pod
uwagę fakt, że dalej mogą być wystawione na nią listy gończe, zameldowała się
pod nazwiskiem Hitomo Iwahara. Człowiek siedzący w recepcji dał jej klucz do
pokoju na szóstym piętrze. Poszła na górę, weszła do pokoju i zamknęła się od
środka. Potem przez chwilę siedziała nieruchomo na łóżku, słuchając
przytłumionych dźwięków wydobywających się z dworu. Materac był nierówny,
sprężysty i skrzypiały.
Kiedy weszła
do pokoju, okna były zasłonięte. Rozsunęła nieco zasłony i wyjrzała na
zewnątrz. Sprawdziła szafę, szuflady i grubość ścian, zajrzała pod łóżko. W
łazience obejrzała sedes, zbiornik na wodę i listwę wokół wanny. Potem wróciła
do sypialni i podniosła wykładzinę w rogu. Pod spodem były tylko gołe deski.
Rzuciła
kaburę na łóżko i wyszła z hotelu.
Zamówiłam posiłek do pokoju i zaczęłam przeglądać plany
apartamentu Darui’ego. Niemal widzę dach tego budynku z mojego okna, które
wychodzi na jego południowo-wschodni róg.
Analizuje raz jeszcze spotkanie z Suigetsu, które odbyło się
dosłownie godzinę temu w pobliskim barze.
- Kiedy widzieliśmy się ostatnio, byłeś w lepszym nastroju.
Długa chwila ciszy. A później:
- Czego chcesz?
Podaję mu listę.
- Na kiedy to potrzebujesz?
- Jak najszybciej.
- Trzy dni?
- Spróbuj na pojutrze.
- Za wcześnie.
- Spróbuj.
Wzdycha ciężko, co było do przewidzenia.
- Spróbuję…
- Ile?
- Dziesięć.
- Dobra.
Pojawia się mój posiłek, ale czuję, że nagle straciłam apetyt.
Potem rozbieram się do bielizny i wykonuję zestaw ćwiczeń rozciągających,
czerpiąc trochę przyjemności z rozgrzanych ruchem mięśni. Pół godziny później
biorę kąpiel i staram się rozluźnić. Wychodzę z wanny i ubieram się powoli.
Wybrałam jedwabną tunikę w odcieniu tak głębokiego szafiru, że pod
pewnym kątem wydaje się fioletowa albo czarna. Do tego legginsy, doskonale
skrojone, całość wygląda dość elegancko. Jestem przyjemnie zaskoczona faktem,
że tak dobrze wyglądam. I natychmiast zaczynam czuć się jak oszustka. Ja nie
jestem elegancka. Z drugiej strony, przed kim ja tu udaję? Jestem oszustką.
Sakura
została wprowadzona do małego pomieszczenia, które urządzone było w zachodnim
stylu. Poproszono ją by chwilę poczekała, i zaproponowano jej herbatę.
Podziękowała. Kiedy drzwi się zamknęły podeszła do okna. Ludzie mali jak mrówki
tłoczyli się na chodniku. Miała wrażenie, że dzieli ją od nich znacznie więcej
niż tylko pięć pięter.
Na ścianach
pokoju wisiało kilkanaście utrzymanych w jednym stylu obrazów. Nawet nieprawne
oko Sakury dostrzegło, że mogły być pędzla tego samego malarza. Oleje na
płótnie, przedstawiały krajobrazy wioski Liścia; lasy, rozkwitłe letnie ogrody,
złote jesienne drzewa, rozświetlony słońcem staw. Spojrzała na podpis na jednym
z pejzaży.
- Uchiha
Mikoto – odezwał się za nią męski głos.
Odwróciła
się szybko.
- Słucham?
Na jego
widok odczuła nagły skurcz w klatce piersiowej, jakby spotkała kogoś, kogo już
znała. I wydawało jej się, że on doświadczył czegoś podobnego. Dziwne,
wcześniej, kiedy oglądała jego zdjęcia, nie miała takie wrażenia. Był
oczywiście bardzo podobny do brata, typowy Uchiha.
Miał na
sobie zwyczajny strój ninja w odcieniu bardzo ciemnego granatu. Był równie
szczupły jak na fotografiach i blady.
- Moja
matka. Tak się nazywa. Uchiha Mikoto.
- To ona
namalowała te obrazy?
- Połowę.
Druga połowa to dzieła Uchiha Shisui’ego, mojego kuzyna, nawiasem mówiąc. –
Podszedł bliżej. – Wioska Ukryta w Liściach. Nie wszystkim się podobają te
obrazy. Niektórzy uważają, że są zbyt kolorowe, zbyt uproszczone, ale ja
odnajduję w tym coś, co dobrze znam.
- To znaczy
co?
- Coś, czego
prawdopodobnie nie zrozumiesz. Itachi Uchiha.
Podali sobie
ręce. Jego dłoń była sucha i szorstka. Kiedy usiedli, spojrzał na Sakurę.
Przez chwilę
rozmawiali o wszystkim i o niczym, Sakura automatycznie wypowiadała swoje
banalne kwestie, dokładnie tak, jak trzeba. Potem Itachi zaczął mówić o Tace.
- Taka
niewiele potrafiła mi powiedzieć na temat twojego pracodawcy. Musiałem się sam
dowiadywać, a możesz mi wierzyć, nie było to łatwe, ponieważ – ciężko mi się do
tego przyznać – niczego się nie dowiedziałem.
- Mojemu zleceniodawcy
zależy na anonimowości.
Milczał,
jakby czekał na właściwe wyjaśnienie. Cóż jednak mogła mu powiedzieć? Czuła się
zdezorientowana. Było coś w tym człowieku – i w jego reakcji na niego – co
wytrąciło ją z równowagi. Otwartość, jaką na początku w nim dostrzegła, znikła
i teraz był całkowicie nieprzenikniony.
- Czy masz
coś przeciw temu, żebym zadał parę pytań?
Nie
spodziewała się dobrych manier. Sama właściwie nie wiedziała, czego się
spodziewała, ale z całą pewnością nie tego. Ktoś musiał się chyba pomylić…
Usiłowała wyobrazić sobie człowieka naprzeciw niej mordującego z zimną krwią
tysiące shinobi w trakcie Czwartej Wielkiej Wojny.
-
Rozmawiałem ze swoim informatorem i mam pewien pomysł na to, jak mógłbym ci
pomóc. On mówi, że reprezentujesz grupę, która chciałaby zainwestować pewną
kwotę.
- Tak.
- Unikając
pytań na temat pochodzenia tych pieniędzy.
- Zgadza
się.
- I domyślam
się, że ludziom tym bardzo zależy też na zachowaniu anonimowości.
- Tak.
- Czy ta
grupa jest teraz na terenie Kraju Błyskawic?
- Nie.
- A w Kraju
Ognia?
- Można tak
powiedzieć.
- Interesy
mieszane?
- Mieszane?
- Morderstwa,
kupno.
Przez cały
kwadrans bezskutecznie usiłowała się skupić na tym, co mówił Uchiha. Patrzyła
jak poruszają się jego usta, ale prawie nie słyszała słów. Wiedziała, że się na
niego gapi, ale nie dbała o to.
Jestem pewna, że już go kiedyś spotkałam, choć nie mam cienia
wątpliwości, że nigdy się wcześniej nie widzieliśmy. Nie wiem o nim nic, a
jednak wiem wystarczająco dużo. Nie jest tak przystojny jak jego brat, ale
pociąga mnie fizycznie w sposób, jakiego nigdy przedtem nie doświadczyłam. Nie
czuję tego w sercu, raczej w żołądku. Słucham go, bo chcę zapamiętać tembr jego
głosu, a nie to, co do mnie mówi. Gdyby w tej chwili poprosił mnie, żebym go
pocałowała, zrobiłabym to bez wahania. Gdyby powiedział, że chce się ze mną
kochać, pozwoliłabym mu na to.
Nie wiem czy on czuje coś podobnego, czy nie. Patrzymy na siebie –
nie odrywamy od siebie nawzajem wzroku – ale nie mam pojęcia, co on sobie
myśli. Czuję się absurdalnie. Wiem o nim tylko tyle, ile przeczytałam i
usłyszałam, a nie były to same superlatywy. Nie ma powodu, bym się tak czuła.
Ale nie umiem nic na to poradzić i to mnie irytuje. To nie w moim stylu;
powinnam być ponad takimi emocjami. Czyż nie byłam kiedyś wzorem samokontroli?
Nie potrafię tego wyjaśnić. Nagle robi mi się niedobrze ze
zdenerwowania. I wtedy przypominam sobie, po co tu przyszłam.
- Ludzie,
których reprezentuję, chcieliby coś kupić.
Itachi
zmarszczył brwi.
- Sądziłem,
że o tym właśnie rozmawiamy. W pewnym sensie…
- Chcieliby
kupić coś przez jednego z twoich znajomych.
- Kto to?
- Lider
Akatsuki
Żadnej
widocznej reakcji.
- Co chcą
kupić?
- Powiem to drogiemu
Liderowi, kiedy się z nim spotkam.
- Nie znam
nikogo takiego, od kiedy Akatsuki ma oficjalnego przywódcę?
- A czy
znasz shinobi, który nazywa się Aoi Rokushou?
Tym razem
Itachi zesztywniał.
-
Oczywiście, że tak – powiedziała Sakura. – Kiedy został zabity, był z nim
Sinobi Gashir. On także zginął. Zabójca zbiegł i nie został schwytany.
Zidentyfikowano jednak shinobi, który stał za tym zabójstwem. Chciałbyś
wiedzieć, kto to jest?
Teraz
wydawał się niepewny i lekko zirytowany.
- Nie
rozumiem, co to ma do rzeczy…
- Chcesz
wiedzieć, czy nie?
Itachi
wzruszył ramionami z udawaną obojętnością.
- W
porządku. Więc kto to jest?
- Ty.
- Ja?
Sakura
skinęła głową.
- Wynająłeś
kogoś, by zamordował tę dwójkę shinobi.
Odnosiła
wrażenie, że trochę mu ulżyło.
- Zostałaś
wprowadzona w błąd.
Sakura czuła,
że jego świeża odzyskana pewność siebie to tylko gra.
- Jestem
pewna, że naprawdę tak myślisz. W najgorszym wypadku ktoś będzie się chciał za
nich mścić.
- Właśnie.
- Rzecz w
tym, że mam świadka.
- To
niemożliwe.
- Świadek,
który może potwierdzić, że przekazałeś dużą sumę pieniędzy Hidanowi, członkowi
Akatsuki, płatnemu zabójcy.
Spodziewała
się gniewu. Ale Uchiha wydawał się tylko zdezorientowany.
- Nie mam z
tym nic wspólnego.
Sakura
kiwnęła głową.
- Ale to już
bez znaczenia, prawda? Nieważne, kto komu zapłacił. Zabójcą mógł być nawet sam Lider
Akatsuki. Liczy się tylko to, w co wierzą ludzie.
- Mylisz
się.
Spojrzała mu
prosto w oczy.
- Wiem.
Na chwilę
zapadła ciężka cisza.
W końcu
Itachi powiedział:
- Nigdy nie
spotkałem Lidera. Obaj tak zdecydowaliśmy.
- Nie
wierzę.
- Pomyśl o
tym. Zawsze korzystaliśmy z pośrednika.
Układ
podobny do tego, jaki miała z Suigetsu, też nigdy nie spotykała swoich
zleceniodawców.
- Więc
skontaktuj mnie z nim bez pośrednika.
- Jeśli tego
właśnie chcesz.
Sakura wyczuła
w tym zdaniu podtekst.
- Czy tego
właśnie chcesz? – zapytał.
Patrzył na
nią nieruchomym wzrokiem, a ona nie była w stanie niczego wyczytać z jego
twarzy.
- Lepiej
mnie nie szantażować. Inni już próbowali. To nigdy nie działa
Nie
zabrzmiało to jak groźba. Raczej jak prośba. A nawet błaganie.
- Więc co
mam zrobić?
- Poprosić.
- Słucham?
- Poprosić,
żebym wyświadczył ci przysługę.
- Dlaczego?
- Bo wtedy
ja, w ramach rewanżu, będę mógł poprosić o przysługę ciebie.
- Jaką
przysługę?
- Jeszcze
nie wiem. Ale coś wymyślę.
Wiedziała,
że to gra, w którą nie powinna dać się wciągnąć.
- Zgoda. A
więc, proszę…
- Dobrze.
-
Zatrzymałam się w hotelu Tobu. Tam mnie znajdziesz.
Itachi
pozwolił sobie na zimny uśmiech.
- Znajdę
cię. Tego możesz być pewna.
You made my day!
OdpowiedzUsuńDziękuję ci bardzo za ten rozdział, szkoda tylko, że krótszy od poprzedniego, ale cieszę się bardzo, że go napisałaś. Nareszcie wydarzyło się to na co czekałam, czyli spotkanie Sakury i Itachiego! Czytałam to z wypiekami na twarzy i nie mogłam powstrzymać uśmiechu na twarzy. Czytając inne opowiadania z Sakurą jako główną bohaterką jak i jej osoba w anime bardzo mnie denerwują. Nie może sobie z niczym poradzić taka ofiara. A tu proszę. Prawdziwa kobieta, która potrafi o siebie zadbać. Doskonale ukazujesz jej rozterki wewnętrzne, te wahania i jej myśli. Cała rozmowa z Itachim była moim skromnym zdaniem idealna. Itachi tajemniczy, intrygujący i seksowny. Ciekawa jestem czy on odczuwał to samo w stosunku do Sakury.
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, czekam z niecierpliwością i wysyłam ci tony weny! Powtarzam się, ale to najlepszy blog o tej tematyce!
Pozdrawiam gorąco!
Może cię zdziwię, ale ten rozdział był dłuższy od poprzedniego, sprawdziłam ^^
UsuńTak, szczerze powiedziawszy to też nie mogę się doczekać następnego rozdziału i już zaczęłam coś majstrować w Wordzie. Także całkiem możliwe, że rozdział 9 pojawi się szybciej. Pozdrawiam! :)
To przeczytałam go w zadziwiająco szybkim tempie! Haha ;D
UsuńJeśli ty się nie możesz doczekać to pomyśl co twoi czytelnicy muszą przeżywać! Piszę to za każdym razem... zresztą i tak wiesz, że nie mogę się doczekać! ;)