Mówisz sobie, że to nie może być prawda. Choć raz jesteś uczciwy
wobec siebie, ale pierwszą reakcją i tak jest wyparcie. To na pewno jakaś
pomyłka. Błąd. Twój albo kogoś innego, to bez znaczenia. Człowiekowi, który nie
jest w stanie stanąć twarzą w twarz z prawdą o samym sobie, przyda się każda
wymówka.
Wszyscy mają jakiś talent. Tak mówi stare powiedzenie. Ale to
chyba zależy od tego, co rozumiemy przez to słowo. Jeśli najniższy wspólny
mianownik określa próg tego talentu, niemal wszystko może mieć znaczenie; ładny
uśmiech, fakt, że potrafi się dobrze kłamać, brak skłonności do tycia.
Osobiście jednak nie wierzę, że każdy ma jakiś talent. To tak, jakby
powiedzieć, że „sztuka jest dla ludzi”. Nie jest. Jest dla tych, którzy
potrafią ją docenić i zrozumieć. Jest czymś elitarnym. Tak jak talent.
Większość ludzi nie ma żadnych szczególnych zdolności.
Przeciętność to jedyna cecha, której im nie brakuje. Wiem coś o tym. Przez
długi czas do nich należałam. Ale to było, zanim odkryłam, że bylejakość jest
dla mnie alternatywą; że istnieje inny świat, w którym mogę wznieść się ponad
przeciętność, przejść samą siebie.
Odkryć, że jest się kimś wyjątkowym, to jedno, zrozumieć, że to,
co czyni cię wyjątkowy jest nieakceptowane, to drugie. Co zrobić, kiedy w końcu
nie można już uciekać od tego, kim – a raczej czym – jesteś, i że uosabiasz
wszystko, co społeczeństwo uważa za złe? Mówisz sobie, że to nie może być
prawda. To pierwsza myśl, jaka przychodzi ci do głowy. I może ty właśnie tej
myśli trzymasz się aż do końca. Ale ja nie. Ja okłamywałam się już
wystarczająco długo. Kiedy nadeszła odpowiednia chwila, przestałam udawać, że
jestem kimś innym, i postanowiłam stać się sobą. Postanowiłam być uczciwa.
Aż do bólu.
- Co
słychać, Sakura?
Odwrócił się
powoli, a z pamięci kunoichi wypłynęła jego twarz; ogorzała, sucha, napięta
skóra, żółte, cienkie jak u węża oczy i białe włosy.
- Słyszałem
pogłoski, oczywiście. Że Sakura Haruno wróciła. To jasne, że w nie wierzyłem. A
kiedy okazało się, że może w nich być ziarno prawdy, założyłem, że ktoś podszył
się pod nią, by chronić własną tożsamość. – Spojrzał na nią z ukosa, zdumiony,
urażony. – Nigdy nie przyszło mi do głowy, że to naprawdę możesz być ty.
Kabuto
przyglądał jej się uważnie. Czekał na odpowiedź.
- Byłem
pewny, że jeśli zniknęłaś, już nigdy o tobie nie usłyszę, nie mówiąc już o tym,
bym miał cię kiedyś zobaczyć. Ale ty, przez ponad dwa lata wypełniałaś
najtrudniejsze zlecenia w Kraju Wody. Pozostaje tylko pytanie, dlaczego?
Uciekłaś z Dźwięku na rzecz samobójczych misji w Kiri?
Sakura
milczała.
- A potem
nagle znowu zniknęłaś. Jakieś osiemnaście miesięcy temu, prawda? Bez
uprzedzenia, bez żadnych wyjaśnień. I znowu nasuwa się pytanie, dlaczego?
Yakushi
Kabuto. Człowiek, o którym od czterech lat usiłowała zapomnieć.
- O co
chodzi? Straciłaś mowę? To do ciebie niepodobne.
Sakura nie
mogła się już dłużej powstrzymać.
- Odpieprz
się.
A tak się
starała. Teraz Kabuto dostał to, na co czekał.
Przycisnęła
kunai do jego szyi.
- Spadaj
stąd.
- Znasz
takie powiedzenie „co nagle to po diable”?
- Znasz
takie powiedzenie „liczę do trzech”?
Nawet nie
mrugnął.
-
Przesiadujesz tu od równo osiemnastu miesięcy, kiedyś mieszkał tu Seiji
Asahara, ale został przeniesiony do Kiry, by zainwestować w nowe gospodarstwa.
Ale to tylko przykrywka, tak naprawdę stary dobry Tsuchikage przed śmiercią
kazał deportować wszystkich podejrzanych o zdradę w czasie sojuszu Pięciu
Wielkich Nacji, także nie wiadomo gdzie twój gospodarz aktualnie przebywa,
kiedy wróci i czy w ogóle…
- Jeden.
-
Przypuszczałem, że o tym nie masz pojęcia – kontynuował Kabuto. – Ale to
dlatego, że nie sprawdziłaś wszystkiego tak dokładnie jak my. A wiesz, jacy
jesteśmy skrupulatni. Ja wiem, na przykład, że rzadko zapuszczasz się dalej niż
do zachodnio północnej części Iwy. Wiem, że trzymasz swoje pieniądze w banku
Shonai w Amegakure, co miesiąc wpływa tam sto milionów jenów jenów, co wydaje
się sporą sumą, biorąc pod uwagę twój obecny tryb życia. Za każdym razem
pieniądze wpływają z innego źródła. Sprytna sztuczka. Wiem również, że masz
romans z Saiem z naszej rodzinnej wioski, który również się tu ukrywa…
- Dwa.
- …ale
ciekaw jestem, czy powiedział ci dla kogo zbierał żniwa w trakcie wojny. –
Wyraz twarzy zdradził Sakure. – Tak właśnie myślałem. – Przez jakiś czas był
szpiegiem Mgły, przekazywał informacje o poszczególnie uzdolnionych ninja
Konohy i Suny.
Sakura
przycisnęła ostrze do jego szyi jeszcze mocniej.
Kabuto
spojrzał jej prosto w oczy.
- Trzy.
Był moment,
w którym potrafiłaby to zrobić. Jej umysł na ułamek sekundy osiągnął stan
idealnej równowagi. Każde rozwiązanie miało dokładnie pięćdziesiąt procent
szans. Kabuto także to wyczuł, ale się nie ugiął.
Odsunęła
kunai.
- Co tu
robisz?
- Domyślam
się, że Sai sądził, iż w Iwie nikt nie będzie go niepokoił. Że zdoła tu odbudować
swoje życie. Tak jak ty. Prawda? Mam dla ciebie propozycje…
- Mowy nie
ma.
- Jeszcze
jej nie wysłuchałaś.
- To bez
znaczenia. Nie jestem zainteresowana.
- Ale
będziesz. Więc może usiądziesz i posłuchasz?
Sakura nawet
się nie poruszyła.
Kabuto przybrał
znudzony wyraz twarzy.
- Nie wyjdę
stąd, dopóki mnie nie wysłuchasz.
- Więc mów.
- Nie masz
prawa oczekiwać ode mnie pobłażania… Jedno zlecenie w dwóch albo trzech
częściach…
- Nie.
Kabuto
ciągnął, jakby jej nie usłyszał.
- A potem…
cóż, będziesz wolna. Nigdy więcej się nie spotkamy. Co bez wątpienia będzie
ulgą dla nas obojga.
- Nie.
- Sakura…
- Nie
rozumiesz. Nie mogę znowu dla ciebie pracować.
- To znaczy,
że nie chcesz.
- To znaczy,
że nie mogę. Zmieniłam się.
- Wszyscy
się zmieniliśmy, jedni bardziej, inni mniej. Ale nikt nie zmienił się tak jak
ty. To coś, co potrafisz najlepiej. Wystarczy, że jeszcze raz załatwisz kilka
spraw dla Dźwięku, a będziesz wolna i staniesz się znowu osobą, którą jesteś
teraz, albo kim tylko zechcesz.
- Nie
słyszałeś, co powiedziałam? Już nigdy więcej nie będę dla ciebie pracować.
Prędzej umrę.
- Nie
przypuszczałem, że się zgodzisz. Nie tu, nie teraz. Masz swoją dumę. Ale kiedy
zdołasz zapomnieć o niej na chwilę, zobaczysz, że to bardzo dobra oferta. Dziś
jest poniedziałek. Oczekuję, że pojawisz się w Oto do końca tego tygodnia.
- Chyba
oszalałeś.
- Zdaje się,
że żyłaś tu sobie całkiem przyjemnie. Po co to rujnować? Po co znowu uciekać?
Bo przecież to właśnie będziesz musiała robić. Pomyśl o tym. Możesz się
uwolnić. Naprawdę miałaś zamiar poderżnąć mi gardło?
- Tak.
- Ale tego
nie zrobiłaś. – Ruszył w stronę tarasu, ale zatrzymał się jeszcze. Na kuchennym
blacie, przy zlewie, leżały rysunki, które robiła poprzedniego dnia. Kabuto
podniósł jeden i przyglądał mu się przez chwilę.
- To twoje?
- Wynoś się.
Rzucił szkic
na blat ze swobodnym lekceważeniem.
- Powinnaś
trzymać się zabijania, Sakura. Jesteś w tym fachu wybitnie uzdolnioną kunoichi.
- Przeszłam
na emeryturę.
Kabuto
uśmiechnął się tylko. Nie była pewna, czy kiedykolwiek wcześniej widziała na
jego twarzy tak szeroki uśmiech.
- Masz dwadzieścia siedem lat. Jesteś
jeszcze za młoda na emeryturę.
Sakura
patrzyła, jak Kabuto wychodzi i znika w kłębie dymu. Klon. Jak zwykle ostrożny.
„Możesz
stworzyć sobie dom, możesz zorganizować życie, ale nie rób nic, od czego nie
będziesz mogła odejść w ciągu sekundy”.
Nie musiała
się zastanawiać. Procedura uruchomiła się sama.
Chwyciła
kunai i poszła na górę do swojego pokoju. Pod łóżkiem leżała stara mosiężna
skrzynka, otworzyła ją. Paszport ninja Wioski Chmur, wystawiony na nazwisko
Junko Hamada i dwieście tysięcy jenów. Dość, by mogła uciec.
Otworzyła
szafę po prawej stronie łóżka i stanęła na krześle, by sięgnąć do najwyższej
półki. Tam, za pustym pudełkiem po butach, leżał czarny plecak. Wszystko było
już spakowane: trochę bielizny, skarpetki, czyste ubrania i cienki czary
płaszcz z kapturem. Była też tam kosmetyczka zawierająca przybory toaletowe i
mała podręczna apteczka ze środkiem dezynfekującym, opatrunkami i tabletkami przeciwbólowymi.
Sakura
spojrzała na zegarek. Było dopiero wpół do jedenastej. Jutro o tej porze po
Kiyo Mitsuwa nie zostanie żaden ślad.
Siódma
piętnaście. Sai wszedł do kuchni od strony tarasu, jak to czasem robił, i
stanął jak wryty. Podłoga była zasłana sztućcami, odłamkami szkła i kawałkami
potłuczonych naczyń. Drewniane krzesło, które stało przy lodówce, było
połamane. Nie pęknięte, ale roztrzaskane w drobny mak.
Zawołał
Sakure po imieniu, ale odpowiedziała mu cisza.
W salonie
wszystkie książki zostały zrzucone z półek i rozsypane po pokoju. Sai wbiegł po
schodach do sypialni; pokój był nietknięty, ale pusty. Wrócił do kuchni i
dopiero teraz zauważył krew. Drobne krople prowadziły do tylnych drzwi, a za
nimi nikły w uschniętej trawie. Podniósł wzrok i dostrzegł Sakure. Siedziała na
wysokiej kamiennej górze pod drzewem oliwkowym.
- Sakura!
Była gotowa
do wyjazdu. Ale nie wyjechała. Zaczęła się wahać. Teraz nie pamiętała nawet
dlaczego. Minęła godzina. Gonitwa myśli ustała. W jej umyśle zapanował spokój.
Ale po południu psychologiczna narkoza przestała działać. Najpierw pojawił się
smutek, potem nieokiełznana wściekłość.
- Twoja ręka
– szepnął Sai, kiedy do niej dotarł i usiadł obok. – Co ci się stało?
Trzymała
obie dłonie na kolanach. Wierzch lewej był pokaleczony, spod zdartej skóry
wystawały ostre fragmenty kości.
- Co się
stało?
Sakura nie
była w stanie przypomnieć sobie dokładnie, co wydarzyło się między późnym
popołudniem a wczesnym wieczorem. Czarny plecak leżał przy frontowych drzwiach.
Nie pamiętała, kiedy go tam umieściła, wiedziała jednak, że w bocznej kieszeni
znajduje się paszport Junko Hamady i dwieście tysięcy jenów.
- Muszę ci
to opatrzyć.
Poczuła
nagle, że obraca się szybko. W nagłym porywie furii, ze wzrokiem zamglonym
przez łzy wściekłości i frustracji, zamachnęła się i uderzyła na oślep. Nie
wiedziała w co, ale ból, który ją przeszył, miał oczyszczające działanie.
Wiedziała, że tak będzie.
Od chwili,
kiedy się ocknęła, żadne z nich się nie odezwało. Sakura miała teraz na lewej
dłoni cztery szwy. Mniejsze rozcięcia zostały oczyszczone i zdezynfekowane.
Tyle był w stanie zrobić dla niej Sai. W końcu nie był medic ninja. Odmówiła
przyjęcia środka przeciwbólowego.
Weszli do
kuchni i wzrok Saia przyciągnęło coś, co wcześniej przeoczył: leżący przy
drzwiach plecak. Podniósł go, a na jego twarzy pojawił się niepokój.
- Uciekasz?
Widziała,
jak rozpaczliwie chciał usłyszeć, że nie.
- Tak.
- Dlaczego?
- Nie pytaj.
- Pytam.
Pytam też, co się tu wydarzyło.
- Mogę
udzielić ci odpowiedzi, jeśli chcesz. Ale nie będzie miała ona wiele wspólnego
z prawdą.
- Chyba
jesteś mi winna coś więcej.
- Nic ci nie
jestem winna – rzuciła. – Żadnych zobowiązań, pamiętasz?
- Nie
sądzisz, że sytuacja się zmieniła?
- Sądzę, że
wszyscy mamy swoje tajemnice, Sai. Historie z przeszłości, które lepiej
zostawić w spokoju – Umilkła, pozwalając mu przez chwilę nad tym się
zastanowić. – I co ty na to?
Odwrócił
się.
- Wracasz do
zawodu, czyż nie? – Sakura nie odpowiedziała. – Myślę, że trochę tu posprzątam.
- Nie teraz.
To może zaczekać.
- Gdybyś
czegokolwiek potrzebowała… możesz mi zaufać.
- Nie mogę,
nie po tym co usłyszałam.
Sai
westchnął.
Przebrnęli
jakoś przez wtorek i środę. Sakura prawie nie spała i nie jadła. Czasami
wpadała w panikę, czasami w bliski katatonii letarg. Jej myśli krążyły po linii
błędnego koła; nowe życie warte było tego, by o nie walczyć, warto było dla
niego wrócić do przeszłości, ale przecież tego nic nie było warte, nic poza
szansą na to, by w końcu raz na zawsze zostawić tę przeszłość za sobą.
Całą środę
spędziła na wzgórzach, w palącym słońcu, wśród poszarpanych skał i ciernistych
krzewów. Mogłaby uciec, wiedziała o tym. I może nawet udałoby jej się
wyprowadzić Dźwięk w pole, ale na jak długo? Gdyby tylko się zatrzymała, znowu
by ją znaleźli. Widziała teraz wyraźnie, to była kwestia czasu. A nawet gdyby
jej nie znaleźli, cały czas żyłaby pod groźbą tej możliwości. Bez względu na
to, jak bardzo starałaby się udawać, że tak nie jest, niebezpieczeństwo zawsze
by istniało.
Bardziej niż
czegokolwiek innego pragnęła przestać uciekać. Przynajmniej tego dowiedziała
się o sobie, mieszkając na tym bezludziu. Nie wiedziała, gdzie chciałaby osiąść
na stałe. Ale to było bez znaczenia. Chodziło o fakt, nie o miejsce.
Gra dobiegła
końca, wspomnienia zostały wskrzeszone. Tej nocy nie mogła zasnąć, nie
pozwoliły jej na to strach, gniew i odraza. Później, już o świcie, chwilami
była niemal zdolna przekonać samą siebie, że nie będzie źle. Tylko jedno
zadanie. Wiedziała jednak, że to nieprawda. Przekonało ją o tym osiemnaście
miesięcy prawdziwego życia. Żadnym, nawet największym wysiłkiem nie zdoła
wrócić do tego, kim kiedyś była.
Otogakure. Wioska, która nie powinna istnieć, rządzona przez
ludzi, którzy nie powinni żyć. W erze trzeciej wielkiej wojny shinobi, gdzie
wiele osad zostało doszczętnie zniszczonych, nie trudno zatuszować byt jednej z
nich.
Nie wiem, ilu zabójców pracuje dla Dźwięku – czterech, może pięciu
czy sześciu – ale wiem, że ja byłam wśród nich kimś wyjątkowym. Tamci zostali
wyszkoleni do zabijania. Mnie przygotowywano do czegoś więcej. Działając pod
swoim prawdziwym nazwiskiem nauczyłam się, jak zdobywać informacje, uwodzić,
kłamać, podsłuchiwać, kraść i mordować o wiele skuteczniej niż zwyczajny ninja.
Nauczyłam się jak znosić ból i jak go zadawać.
Od chwili, kiedy zniknęłam, minęły cztery lata. Przez cały ten
czas uciekałam, najpierw jako Sakura, potem jako Kiyo. Nawet teraz, mimo że
mieszkam w Iwie ponad rok, nadal uciekam. Propozycja Kabuto może pozwolić mi
się w końcu zatrzymać.
Na pierwszy rzut oka wybór wydaje się prosty. Jedno zadanie może kupić mi przyszłość, jaka
tylko mi się zamarzy. Ale odkąd uciekłam, bardzo się zmieniłam. Myślę, że
powoli staje się osobą, którą powinnam być. I w tym właśnie tkwi problem. Mogłam
być trudna i samolubna, mogłam być dziwką – ale nie byłam zabójczynią. W
przeciwieństwie do mnie z czterech lat wstecz – nie byłam niczym innym.
Myślę o ludziach takich, jak ja, ludziach bez twarzy. Zastanawiam
się, co oni wszyscy robią w tej chwili, gdziekolwiek się znajdują. To, co
robiłam, nigdy nie było niczym nadzwyczajnym. Ninja, zabijających dla
pieniędzy, można znaleźć w całym kraju ognia. Ale ci z nas, którzy tworzą elitę
tej profesji, są zaledwie garstką, nie więcej niż tuzin osób. Pochodzimy z
różnych wiosek i środowisk, ale łączy nas jakość usług.
Czasem docierały do mnie plotki. Zazwyczaj ich źródłem był
Suigetsu - ninja Taki, której przywódcą był Sasuke, mój pierwszy zawód miłosny
i nieprzyjemne wspomnienie z czasów świetności Konohy. Od informatora Taki wiem
na przykład, że była starszyzna Suny jest odpowiedzialna za zamach w Kiri, w
którym zginęło kilku ich najlepszych medic-ninja. Wiem też, że to TenTen
zamordowała Temari z Suny. Zgodnie z tym co twierdzi Suigetsu, był to jeden
celny kunai wymierzony w głowę z odległości trzydziestu metrów.
Kiedy pracowałam, nie dotyczyły mnie żadne troski ani żadne
rozterki związane z moją profesją. Nie myślałam o moralności. Interesowała mnie
tylko skuteczność. Nie zastanawiałam się nad tym, kto był moim celem. Jeśli
dostałam zadanie do wykonania, ten człowiek był już martwy, bo gdybym ja nie
przyjęła zlecenie, zrobiłby to ktoś inny. Patrząc w oczy ofiary nigdy nie
widziałam osoby. Nigdy nie myślałam też o pieniądzach; to przyszło później.
Myślałam właściwie tylko o jednym… czy ktoś inny zrobiłby to lepiej?
Czwartek
rano. Sakura patrzyła z tarasu na wschodzące słońce. Przez chwilę było chłodno.
Później pojawił się Sai z kubkiem kawy w ręce.
- Słuchaj…
jesteś pewna, że wiesz, co robisz?
- Szczerze
mówiąc, nie bardzo. Ale wiem, co się stanie, jeśli nie stawie się w Oto, i to
jest coś, czemu nie potrafię stawić czoła. Ostatni rok był dla mnie naprawdę
dobry, ale wcześniej, cóż…
- Co?
Sakura
westchnęła
- Dość długo
było bardzo źle.
- Nie tobie
jednej – odparł, raczej tonem licytacji niż współczucia.
- Wiem.
Bardzo się cieszę, że przeniosłaś się na blogspot. Na razie nie mam czasu tego na spokojnie przeczytać, ale zrobię to niebawem. Mam nadzieję, że póki co będą tu tylko te dwa rozdziały i prolog, żeby to szybko nadrobić. Czy ta wersja będzie się bardzo różnić od poprzedniej na Onecie?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Ja również bardzo się z tego cieszę, onet był ostatnio nie do wytrzymania. Tak, będzie się różnić szczegółami ale jednak będzie, więc zalecam zapoznać się z tymi rozdziałami, żeby potem się nie zdziwić :)
UsuńWchodzę na bloga, a tu jaka miła niespodzianka! Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam :)
OdpowiedzUsuńJak już pisałam ostatnio masz świetny styl pisania. Dobrze oddajesz emocje, panującą atmosferę, opisy, wszystko jest po prostu cacy. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, życzę weny!
Dziękuję! Kolejny rozdział już jutro :)
UsuńJuż nie mogę się doczekać! ;D
Usuń