czwartek, 25 października 2012

Rozdział 17



„Nawet niewinni ludzie posiadają rany,
zadane przez beznamiętny deszcz.”


Ruiny Kirigakure pojawiają się bez ostrzeżenia. Wszystko jest szare i zimne jak ołów.
Od czasu, kiedy byłam z Itachim w Chmurze, minęło sześć dni. Sześć dni, odkąd przysięgłam sobie, że nikt nigdy nie będzie dla mnie ważniejszy niż on.
Omijam to, co zostało z Mgły i kieruje się w stronę jednej z większych wiosek na terenie Kraju Wody. Tam, gdzie czeka już na mnie Itachi. Wyruszył dwa dni przede mną by nikt niczego nie podejrzewał. Melduję się w pierwszym lepszym hotelu, wiedząc, że to i tak tylko przykrywka. Rozpakowuję ubrania i zmieniam je na gruby, brązowy kostium.
Wychodzę z pokoju zamykając go na klucz i schodzę na dół by wyjść na zewnątrz. Przechodzę między budynkami, gdzie na wydeptanych do gołej ziemi trawnikach rośnie kilka bezlistnych drzew, a przy czymś, co kiedyś było niewątpliwie parkiem stoi jedna samotna ławka. Wejście do jednego z długich i wysokich budynków okupuje trzech shinobi. Nie wyglądają nawet na osiemnaście lat. Jeden z nich krzyczy coś w moim kierunku i nagle wszyscy wybuchają głośnym, nieprzyjemnym śmiechem.
W holu jest parę spróchniałych drzwi i schody. Idę na drugie piętro. Moje drzwi znajdują się na końcu długiego, ciemnego korytarza, świeci się tylko jedna z czterech żarówek. W środku jest ciepło i duszno. W tym budynku, podobnie jak we wszystkich innych w Kiri, jest ogrzewanie centralne. Bardzo centralne, tak bardzo, że nie można go wyłączyć, nawet gdyby się chciało.
Właściciel mieszka na wyspach w Kraju Fal i wraca tutaj tylko na jeden miesiąc w roku.
Jedna sypialnia, jeden salon, mała łazienka i jeszcze mniejsza kuchnia z wąskim balkonikiem. Ściany są cienkie. Staję przy oknie i patrzę na południe. Nagle przyłapuje się na tym, że myślę o Iwie i o bezproblemowym życiu z Sai’em. Oglądam mieszkanie dokładnie, szukając miejsc, które nadawałyby się na skrytki, ale nie ma tu ani jednego naprawdę bezpiecznego miejsca. Później wychodzę kupić coś do jedzenia. Widzę jednak stoisko z książkami, wszystkie mają koszmarne ilustracje na okładkach. Na targu kupuję kilka przedmiotów codziennego użytku oraz jedzenie i wracam do hotelu.


Sakura nogą zamknęła drzwi, przycisnęła go do nich, a potem pocałowała.
- Tęskniłam za tobą.
- Nie mamy czasu, Sakura.
- Nic mnie to nie obchodzi.
Wsunęła język w jego usta i zaczęła błądzić dłońmi po jego torsie. Opierał się przez chwilę, ale potem przyciągnął ją do siebie. Weszli do pokoju i padli na łóżko. Ściągnął jej legginsy i zsunął majtki.
- Pocałuj mnie – wydyszała. Kiedy nachylił się nad jej twarzą, dodała: - Niżej.


- Kiedy wyjdziemy z tego pokoju, będziemy musieli postępować tak, jakbyśmy się prawie nie znali.
Sakura wciągała bieliznę.
- Co? Żadnych numerów pod stołem w restauracji?
- Żadnych numerów, żadnych spojrzeń, nic. Musimy się zachowywać bardzo ostrożnie. Jakbyśmy nie mieli do siebie odrobiny zaufania. Jakbyśmy byli wobec siebie zupełnie obojętni. A później ty wrócisz tutaj, a ja pojadę do siebie.
- Dobrze wyglądam? Nie widziałam się z Sasuke z sześć lat.
- Wyglądasz doskonale.
Stał przy oknie i patrzył na ulicę.
- Nawet na mnie nie spojrzałeś. Więc skąd wiesz?
Odwrócił głowę i uśmiechnął się do niej lekko.
- W moim mniemaniu wyglądasz za dobrze, żeby być ze mną. A to oznacza, że nikt nie będzie niczego podejrzewał.
W łazience Sakura przejrzała się w lustrze, przeczesała włosy i poprawiła lekki makijaż.

Mała restauracja przypominała bardziej bar niż rzeczywiście restauracje.
Sasuke siedział przy stoliku w kącie sali. Sakura wiedziała, że mają się tu z nim spotkać, ale dopiero teraz, gdy go zobaczyła, zdała sobie sprawę z absurdalności tej sytuacji. Przez lata ukrywania się w Iwie, była święcie przekonana, że Sasuke nie żyje.
Miał na sobie czarny, dopasowany strój shinobi. Był mniej więcej takiej samej postury co Itachi. Dłuższe włosy niż zapamiętała, były teraz postrzępione po bokach. Oczywiście cholernie przystojny, to się nie zmieniło. Uwagę Sakury przykuła też osoba siedząca obok. Konan, która przyłączyła się do Taki całkiem niedawno towarzyszyła młodszemu z braci. Miała na sobie obcisły czarny strój uwydatniający jej doskonałą figurę, smukłą, ale odznaczającą się pełną siłą. Była bardziej umięśniona od Sakury i wyższa.
Usiedli naprzeciwko Sasuke i Konan, którzy ani na chwilę nie spuścili z niej wzroku. Ani razu nie mrugnęli. Młody Uchiha uśmiechnął się lodowato do Sakury.
- Ile to już lat, Sakura?
- Sześć, odkąd ostatnim razem natknęłam się na ciebie w Kraju Fal. Myślałam, że nie żyjesz.
- I wzajemnie. Słyszałem o tobie wiele plotek, szczególnie w ostatnim tygodniu. Mimo wszystko nie myślałem, że się spotkamy. Nawet biorąc pod uwagę naszą wspólną przeszłość.
Jego głos niemal ginął w gwarze, jaki panował w pomieszczeniu, mimo że siedzieli pół metra od siebie. Sakura podchwyciła wzrok Konan. Był równie ostry jak jej.
- Wykonując moją pracę, nigdy nie wiadomo, kogo się spotka na swojej drodze.
Sasuke znów się uśmiechnął. Sakura zdziwiła się, nie pamiętała by wyrażał tak często pozytywne emocje.
- Prawda. Słyszałem, że lepiej nie wchodzić ci w drogę. Zwłaszcza ostatnio. Zdaje się, że Kraj Ognia trochę ucierpiał przez twój powrót na scenę.
Twarz Sakury nie zmieniła wyrazu.
- Dobrze słyszałem?
- Nie omawiam swojej pracy z ludźmi, którym nie ufam.
Błysk irytacji w jego oczach znikł tak szybko, jak się pojawił.
- Kraj Ognia to gówno, od którego coraz bardziej cuchnie. Świat z pewnością na tym zyskał.
- Nie zrobiłam tego z powodów humanitarnych.
Sasuke prychnął.
- W takim razie powiedzmy, że zyskała na tym twoja kieszeń.
- To prawda.
Teraz to ona wbiła w niego nieruchomy, zimny wzrok. Sasuke chwycił buteleczkę sake leżącą na stole i wypił całą zawartość na jeden raz.
- Itachi wspominał, że moglibyśmy zrobić razem interes.
Skinęła głową.
- Mam nadzieję, że tak.
- Jaki?
- Działam w imieniu zleceniodawcy. Szukamy broni. Chemicznej lub biologicznej.
Sakura spojrzała ukradkiem na Itachiego sprawdzając jego reakcje. Nie omawiała z nim tego, o czym będzie rozmawiać z jego bratem. Na szczęście pozostał niewzruszony.
- Więc której?
- Jeśli to możliwe, biologicznej.
- Kim jest twój pracodawca?
- Nikim.
- Nie ma nazwiska, nie ma interesu.
- Rozumiem. Oni także rozumieją. Ale zgodzą się ujawnić swoją tożsamość, dopiero kiedy dobijemy targu. Jeśli nie dojdziemy do porozumienia, woleliby, żebyś nic o nich nie wiedział. Jeśli się dogadamy, dowiesz się, kim są, więc będziesz mógł się wycofać.
- Czego dokładnie chcą?
- Nie wiedzą. Dlatego właśnie tu jestem.
- Znasz się na broni wysokiego rażenia?
- Nie, ale znam moich zleceniodawców. Potrzebują czegoś łatwego w obsłudze. Szczerze mówiąc, połowie z nich bałabym się dać do ręki kunai. – Sakura zaśmiała się w duchu.
- To Suna? Dźwięk? Samuraje?
- Nikt kto by wam zagroził.
- Broń biologiczna to ciężka sprawa.
- Wiem. Wyjaśniłam im to.
- Jeśli się dogadamy, na kiedy to chcą?
- Wkrótce.
- To znaczy?
- Natychmiast?
- Nie mogę się spieszyć. Trzeba dotrzeć do różnych ludzi. Przekonać ich… wiesz, jak to jest.
- Oczywiście. Ty świadczysz usługi. My dostajemy to, za co płacimy.
- Właśnie. A to, o czym mówisz, nie będzie tanie. Chcesz załatwić to szybko? Cóż, ta suma będzie miała jedenaście cyfr.
- Dziesięć.
- Jedenaście. Małe jedenaście.
- Dziesięć.
- Duże dziesięć.
- Może. Jeśli wszystko będzie jak trzeba, zapłacą. Pieniądze nie stanowią problemu.
- Dobrze. Dam znać jeśli coś się ruszy w tej sprawie. A tymczasem… Możemy się przejść na spacer? Sami? – spytał Sasuke, spoglądając na kunoichi.
- Jasne.
Pochwyciła wzrok Itachiego, obok którego siedziała Konan. Nie mógłby chyba wyglądać bardziej obojętnie. Poczuła ukłucie gniewu. Konan natomiast odprowadzała wzrokiem młodszego z braci, ale spojrzenie to było lodowate jak zimowa noc w Yukigakure.
Sasuke zabrał ją na tyły baru. Przez chwilę milczał, aż w końcu powiedział:
- Itachi mówił, że zameldowałaś się w hotelu.
- Tak.
- Więc zostajesz na dłużej w Kiri. Jeśli czułabyś się samotna, zawsze mogę do ciebie wpaść i dotrzymać ci towarzystwa. – Chwycił jej podbródek i zmusił ją by popatrzyła mu w oczy. – Tak jak za dawnych lat, kiedy byliśmy młodzi.
Była wstrząśnięta propozycją. Nawet nie ze względu na treść, ale swobodny, konwersacyjny ton, jakim została wypowiedziana. Odmówiła, starając się, by zabrzmiało to zdecydowanie.
- Nie.
Odsunęła jego rękę od siebie.
- Mogę zjawić się kiedy chcesz.
- Nie dzisiaj.
- Więc może innym razem?
- Nie sądzę.
- Może być tak jak kiedyś, Sakura…
- Już powiedziałam, nie.
Sakura popatrzyła na niego pogardliwie i weszła z powrotem do baru, skierowała się do łazienki. Spojrzała w lustro. Nie dziwiła się, że Sasuke zwrócił na nią uwagę. Pełne, miękkie wargi, blada skóra, niezgłębione zielone oczy. Przeczesała palcami gęste włosy. Nieźle, pomyślała, zwłaszcza biorąc pod uwagę okoliczności. Ale czuła się jak najstarsza dwudziestosiedmiolatka pod słońcem.
Wyszła z toalety. To jego karnacja zwróciła jej uwagę. I kontrastujące z nią jasne włosy. Zatrzymała się i spojrzała na niego przez innych ludzi. Patrzył wprost na nią; widział ją, jeszcze zanim ona zauważyła jego.
Omoi.
Sakura nie miała pojęcia, ile mogło upłynąć sekund. Żadne z nich nie odwróciło wzroku. Dopóki nie otrząsnęła się i nie ruszyła w jego stronę. Mimo odległości widziała, że wpadł w panikę. I zaczął uciekać. Wybiegł z baru, a ona nie miała zamiaru go gonić. Itachi i Konan wbili w nią wzrok.

Sasuke już nie wrócił, a Konan rzuciła coś na pożegnanie do starszego Uchihy i wyszła z baru. Itachi i Sakura odczekali jeszcze piętnaście minut i również opuścili to miejsce.
- Wiem, że już późno, ale muszę coś załatwić, chcę żebyś mi towarzyszyła. Masz coś przeciw temu?
Sakura wzruszyła ramionami, zbyt zmęczona, by cokolwiek mogło ją obchodzić. Kierowali się na południe wioski. Panował przenikliwy chłód. Podniosła kołnierz płaszcza. Było ciemno, w tej części osady nie było żadnego oświetlenia.
Ruszyli ścieżką między dwoma rzędami drewnianych domków, za którymi rosły topole i brzozy. Po chwili dotarli do trzypiętrowego budynku mieszkalnego. Od frontu były tam dwa wejścia, ale Itachi poprowadził ją wzdłuż bocznej ściany. Tuż przed nią pojawiła się jasna szczelina. Itachi otworzył ciężkie metalowe drzwi.
Zeszli po wąskich metalowych schodach i znaleźli się w dużym pokoju, słabo oświetlonym przez wiszące na jednej ścianie świece.  Itachi odwrócił się do Sakury i położył palec na ustach. W przyćmionym świetle dostrzegła dwa rzędy stojących pod ścianami łóżek polowych. Na wszystkich widziała ciemne, przykryte kocami kształty. W pokoju było ciepło i unosił się dziwny, ledwie wyczuwalny zapach. Nagle poczuła go w gardle. Poszła za Itachim w stronę drzwi po przeciwnej stronie sali. Drugi pokój był mały i chłodny. Pod jedną ze ścian stały sterty kartonów. W trzecim pokoju znowu było ciepło.
- Itachi-sama!
Na oko wyglądała na piętnaście lat. Była gruba, ostrzyżona na pazia z przepasaną chustą na głowie. Miała na nosie wielkie okulary. Na grubą szarą bluzę miała narzucony ciemnozielony rozpinany sweter. Jej zaokrąglony podbródek przecinała długa, nieregularna blizna.
- Co słychać, Raicho?
- Dziś jest nawet dość spokojnie.
- Ktoś rozrabiał?
- Mashashi, Akishisa i Omitsu znowu się pobili.
- Śpią?
Potwierdziła ruchem głowy.
- Zjecie coś?
Itachi spojrzał na Sakure, która zaprzeczyła.
- Herbaty?
- Tak – odparł. – Zawsze.
W kolejnym pomieszczeniu znajdowała się prowizoryczna kuchnia.
- Co to jest? – spytała Sakura.
- Schronisko.
- Dla?
- Dla dzieci.
- A co my tu robimy?
- Mam tu coś do załatwienia.
Rozpięła płaszcz.
- W porządku. Gdybym wszystko o tobie wiedziała, mogłabym się znudzić.
Herbata była mocna i gorzka. Itachi wyszedł z pokoju i na kwadrans zostawił Sakure samą. Pomyślała o Konan i Sasuke.
Itachi wrócił i wyszli z na dwór ruszając z powrotem na północ.
- Jeszcze dziesięć lat temu, kiedy Mgła została całkowicie zniszczona, ta wioska liczyła nie więcej niż ponad dwa tysiące mieszkańców. Teraz ma szanse stać się drugą główną osadą Kraju Wody. W ciągu ostatnich trzech lat wiele się zmieniło.
- Na lepsze?
Itachi uśmiechnął się i milczał przez chwilę.
- Tak, jeśli jesteś shinobi.
- A jeśli nie?
- Podporządkowujesz się silniejszym. Jak było z Sasuke?
- Odezwie się, kiedy uda mu się poczynić pierwsze kroki z bronią.
- Powiedziałaś mu, że szukasz Lidera Akatsuki?
Sakura zesztywniała.
- Nie.
- Ale szukasz go, prawda?
Skłamać? Powiedzieć prawdę? Część prawdy? Nie mogła się zdecydować.
- Dlaczego go szukasz?
- Nie pytaj. Musiałabym skłamać.
- Spotkajmy się jutro wieczorem w lesie na wschód od wioski.

Było po piątej nad ranem, kiedy weszła do swojego pokoju w hotelu. Sama.

czwartek, 11 października 2012

Rozdział 16



„Piękna ty, ze smukłymi ramionami i swoimi kłamstwami.
Moknąc w deszczu zastanawiałem się, czy moje nadzieje również są kłamstwem.”


Sakura Haruno potrzebowała sześciu tygodni w Kraju Ognia, by w pełni zmartwychwstać. Jeśli byli tacy, którzy wątpili, że to ona była odpowiedzialna za zabójstwa w Chmurze, to teraz nie wątpił już prawie nikt.
- Powinnaś usłyszeć niektóre plotki, Sakura – powiedział Suigetsu. Była właśnie w drodze do Hayase, kiedy natknęła się  na niego, zmierzającego w tym samym kierunku. Oczywiście nie pytała, po co wybiera się na południe, i tak by jej nie powiedział.
- Już i tak płacę ci fortunę, Suigetsu.
- To dostaniesz gratis.
- Miękniesz z wiekiem. W takim razie, mów.
- Powody, dla których przez trzy lata nie było o tobie słychać: poważna kontuzja, nieplanowana ciąża, emerytura w Kraju Wodospadów, więzienie w Sunie, Dźwięku, Iwie lub Kiri – niepotrzebne skreślić, nieudany związek, udany związek, nawiązanie współpracy z Akatsuki lub Taką!
Sakura parsknęła głośnym śmiechem.
Przez cały miesiąc podróżowała po Kraju Ognia, tylko po to, żeby ludzie zaczęli gadać, by mogła stać się niezależna. Tanie hotele i pensjonaty, zimne noce spędzone na dworze, stęchły smród papierosów w jadłodajniach. Na zachód od Konohy czymś się zatruła i spędziła trzydzieści sześć godzin zgięta w lesie. Zaraziła się też grypą i w czasie przemieszczenia się z jednej wioski do drugiej czuła się jak narkoman, który próbuję zerwać z uzależnieniem: miała wysoką gorączkę, mdłości, łamało ją w kościach, bolały mięśnie i nie była w stanie zebrać myśli. Osady Kraju Ognia zawsze były wyczekiwanym przystankiem podróży: wymiana ubrań, pranie, noc przespana w łóżku. Jadała w wiosce lub kupowała gotowe dania na wynos. Sformułowanie „zatrzymać się gdzieś nie dłużej” oznaczało dwadzieścia cztery godziny.
Z Dźwiękiem kontaktowała się przez Hanabi, zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami.
Kiedy jej podróż po wszystkich większych osadach w Kraju Ognia dobiegła końca, Sakura spotkała się z Itachim. Znalazł ją w jednej z większych wiosek położonej na wschód od ruin Konohy, gdzie zameldowała się w jednym z pensjonatów. Sakura, półżywa z wyczerpania, nie była tym zachwycona. Powiedziała, że mieszka tu paru shinobi i że to nieostrożne i głupie, zatrzymywać się w tym pensjonacie. Itachi zgodził się i pocałował ją w usta.
- Itachi, myślałam, że mamy się ukrywać.
- Bo tak jest. Dlatego właśnie aż do wyruszenia w dalszą drogę nie możemy wychodzić z tego hotelu.
Uśmiechnął się a ona nie potrafiła się na niego gniewać.
- A kiedy wyruszasz?
- Pojutrze.

Następnego ranka, Sakura brała odprężającą kąpiel w wannie, na wpół pogrążona we śnie, kiedy Itachi pojawił się w zaparowanej łazience.
- Dotarły do mnie plotki o paru morderstwach w Kraju Ognia. To twoja robota?
- Nie pytaj.
Następnego dnia spakował się i wyruszył do Chmury.
- Będę tutaj za tydzień – powiedział na pożegnanie.

 Parę dni później Sakura złożyła wizytę Hayase, który stał akurat w drzwiach budynku i zbladł, widząc ją na ulicy. Tak jak poprzednio nawet nie próbował stawiać oporu ani uciekać. Sakura ujęła go pod ramię, zaprowadziła do pokoju na piętrze i zamknęła drzwi.
- Czego chcesz?
Sakura poczuła, jak wracają stare przyzwyczajenia. Teraz Hayase wzbudzał w niej już tylko pogardę.
- Transakcja do której nie doszło. Dlaczego nie wspomniałeś o Hidanie?
- Nie… nie wiem.
- Naprawdę? Więc może ja ci powiem? Nie wspomniałeś o nim, bo boisz się go bardziej niż mnie.
- Nie!
Spędziła z nim dziesięć minut. Odpowiedział na wszystkie jej pytania. Im więcej mówił, tym bardziej nim pogardzała. Słyszała o burdelu w Kiri od Omoi’ego, i wiedziała, jakim był człowiekiem. Uważał się za ofiarę i to była jego największa słabość.
Sakura wstała.
- Widzę, że opuchlizna już zeszła. Boli jeszcze?
Kość została nastawiona, siniak zbladł, ale na grzbiecie nosa zostały blizny po trzech szwach. Hayase nie był w stanie odpowiedzieć. Pochyliła się i przytknęła koniec palca wskazującego do nowej różowej skóry. Skumulowała ckakre w palcach i pstryknęła.
- Następnym razem, kiedy nie będziesz wiedział, kogo się bać, wybierz raczej mnie.
Później żałowała trochę, że po raz drugi złamała mu nos. Nie dlatego, że zrobiło jej się go żal, ale dlatego, żeby było to niepotrzebne i, co gorsza, pokazało, że nie potrafiła nad sobą zapanować. Za najlepszych czasów nie chciałoby się jej tego robić. Wystarczyłaby groźba.
Nie miała siły na podróż więc zatrzymała się w jednym z hoteli w wiosce, gdzie mieszkał Hayase. Pokój był beznadziejny: zepsute ogrzewanie i wilgoć na jednej ścianie. Rano wstała jeszcze bardziej zmęczona niż, kiedy się kładła.
Swoje urodziny spędziła z Itachim, w wiosce, w której spotkali się ostatni raz.
- Chodź ze mną do Chmury, Sakura.
- Nie mogę. Muszę pojawić się w Mgle.
- Myślałem, że możesz robić, co zechcesz.
- To nie znaczy, że nie mam zobowiązań.
- Wobec kogo?
- Daj spokój…
- Zleceniodawcy?
Nie spodobał jej się ton jego głosu.
- Tak. Wobec zleceniodawcy.
- Więc odwołaj tą misje. Zmień plany. Zrób coś.
- Dlaczego ja? Dlaczego nie ty?
- Bo w moim przypadku to nie takie proste.
- Nie? Dlaczego?
- Ty jesteś niezależna. Ja mam większą odpowiedzialność…
Sakura zaśmiała się sucho.
- Oczywiście. Sławny Uchiha Itachi.
- Co to ma znaczyć?
- Czy powiedziałbyś, że to związek dwojga równych sobie partnerów?
- Zwykle nie marnuję czasu na zastanawianie się nad takimi rzeczami.
- Cóż, zmarnuj na to trochę czasu teraz.
- Nie.
- Dlaczego nie?
- Bo nie jestem typem człowieka, który przez cały czas rozmyśla nad tym, co czuje.
- A w ogóle coś czujesz?
- Płaskie pytanie.
- Czujesz?
- A jak myślisz?
- Cóż, mam wrażenie, że jest ci przyjemnie, kiedy się pieprzymy, ale poza tym trudno powiedzieć. Kto wie? Może udajesz. Może nic nie czujesz.
Zrobił krok w jej stronę i się zatrzymał. Jego twarz wyrażała gniew.
- Co się stało Itachi? Boisz się mnie uderzyć?
Cisza.
- Bo to właśnie chciałeś zrobić, prawda? Zachować się jak prawdziwy mężczyzna. Pokazać swojej pyskatej babie, gdzie jest jej miejsce, choćby miała potem podbite oko.
Patrzył jej prosto w oczy.
- Bo o to właśnie chodzi, prawda? O płeć. O kontrolę.
Itachi wydawał się szczerze zaskoczony.
- Dlaczego się tak zachowujesz?
- Dlaczego spotykamy się tam, gdzie ty chcesz? I tylko wtedy, kiedy nie koliduje to z twoimi planami?
- Bo tylko w ten sposób mogę się z tobą spotykać. Alternatywą byłoby w ogóle cię nie widywać. To byłoby jeszcze gorsze.
- To za mało. Nie chcę być w takim związku. Za kogo ty mnie masz? Za jakąś smarkulę, która z kataną w ręku ugania się po Kraju Ognia i rozkłada nogi na hotelowym łóżku, kiedy masz na nią ochotę? Co to za związek?
Pokręcił głową.
- Nie wiem, ale mogę powiedzieć ci jedno.
- Co?
- Nie ma drugiego takiego związku. Ten związek jest niepodobny do niczego, co znam. Czy choćby słyszałem. Jest inny. Ponieważ my nie jesteśmy jak inni shinobi, nie żyjemy według ich zasad, nie akceptujemy ich standardów. Jak więc można tę sytuacje porównywać z życiem innych? Ich kryteria nie znajdują tu zastosowania. Musimy stworzyć własne.
- Chrzań się.
Sakura odwróciła się do drzwi.
- Zanim odejdziesz – powiedział Itachi – chcę, żebyś wiedziała o mnie jedno. Nigdy nie zaatakowałem kunoichi pierwszy, nigdy nie zraniłem kobiety bez powodu. Nigdy nie miałem takiego zamiaru. Nawet w ciągu ostatnich sześćdziesięciu sekund.


Pada od rana. Idę przed siebie przez ruiny Kirigakure. Jestem tu dłużej niż jedną noc i dziwnie się z tym czuję. Cóż, wcześnie czy później musiałam tu wrócić.
Budynek jest upiorny. Wchodzę do środka. Korytarz o ścianach i podłodze w kolorze brudnej czerwieni prowadzi do pokoju.
Siedzi w fotelu przy drewnianych przesuwanych drzwiach, prowadzących na taras. Luźny, czarny strój shinobi sprawia, że jego skóra jest bledsza niż normalnie. Włosy miał ułożone tak jak zawsze, zaczesane do tyłu. Na szyi miał łańcuszek ze znakiem jego boga, Jashina. Raczej nie zmienił się przez te lata, dalej prezentował się całkiem przystojnie.
Ja zrobiłam wszystko, żeby wyglądać jak najgorzej, co nie było trudne. Włożyłam najbrzydszy, sprany strój kunoichi w szarym kolorze i płaszcz, z którego ciągle ścieka woda, wsiąkając w drewnianą podłogę. Do czoła lepią mi się kosmyki mokrych włosów. Mam czerwony nos i drżę z zimna.
- Nie masz parasola, Haruno?
Hidan. Członek Brzasku. Handlarz żywym towarem. Shinobi, który potrafiłby udusić cię gołymi rękami i pociąć kosą, nie przestając się uśmiechać.
- Ile to już czasu?
Nie dość. Stłumiłam odrazę, ale w głębi ducha zawsze będę ją czuła. Kiedy Shikaku sugerował, żebym spotkała się z Hidanem, zignorowałam jego radę. Pomyślałam, że znajdę inny sposób. Ale nie znalazłam. A moja powtórna wizyta u Hayase tylko potwierdziła to, co usłyszałam od Shikaku.
- Ładne sobie uwiłeś gniazdko, Hidan.
- Prawda? Tylko pół kilometra od burdelu, który prowadzę. Ale co u ciebie, Sakura? Słyszałem różne historie…
- Powinieneś wiedzieć, że lepiej ich nie słuchać.
- Szukałem cię. Przez dwa lata, nic. A potem, nagle, wszędzie cię pełno.
Hidan wstaje z fotela. Jest takiego samego wzrostu co Itachi, a przynajmniej tak jest podane w jego aktach
Otwiera przesuwane drzwi i wychodzimy na taras. Jest zimno, nasze oddechy zamarzają w powietrzu, ale Hidanowi zdaje się to nie przeszkadzać.
- Więc czego chcesz?
- Informacji. I jestem skłonna dobrze za nie zapłacić
Mówię mu o Akatsuki, Tace, broni biologicznej i zabójcy Aburame. Nie odpowiada na moje pytania, stara się tyko zawęzić obszar moich zainteresowań. Stoimy na tarasie przez dziesięć minut. Deszcz uderzający w drewnianą posadzkę niemal zagłusza nasze głosy.
Wracamy do środka.
- Możesz mi pomóc? – pytam.
Kiwa głową.
- Trochę mogę powiedzieć od razu, resztę w ciągu jakiegoś czasu.
- Ile?
- A ile masz?
- Po prostu podaj mi kwotę i jak chcesz ją otrzymać. Mogę dostarczyć pieniądze w ciągu dwóch godzin.
- Nie potrzebuję pieniędzy, Sakura. I tak mam ich już aż za dużo. Nie mógłbym ci powiedzieć dokładnie ile, ale wierz mi, Akatsuki jest szczodre.
- Więc czego chcesz?
- Jak mnie znalazłaś?
- Przez starego znajomego.
- Kto to?
Nigdy nie mogłabym poświęcić Shikaku. Ale Hayase… to nie byłoby takie złe.
- Jeśli podam ci nazwisko i adres, czy dobijemy targu?
Patrzy na mnie przez dłuższą chwilę. A potem bez słowa dotyka moich pleców, gdzie znajdują się blizny jego autorstwa. Krew ścina mi się w żyłach.
- Nie zapomniałaś, prawda?
Próbowałam.
- Tylko tak dobijemy targu
- Te czasy już się skończyły, Hidan. Wymyśl coś innego.
- Nie martw się, Sakura. Nie jestem idiotą. Wiem kim jesteś i co możesz zrobić. Nie zamierzam cię naciskać. Chcę, żebyś sama zdecydowała. Tak jak kiedyś.
- Chyba nie wierzysz, że miałam na to ochotę? Nie zrobię tego.
- Bądźmy szczerzy. Przyszłaś tu, bo to twoja ostatnia szansa. A ja chcę d ciebie tylko jednego. – Uśmiecha się szeroko. – Nie masz nic więcej do zaoferowania.
Kręcę głową.
- Nie po raz pierwszy tak się przeceniasz – mruczę.


W czasie spędzonych dni w Kirigakure, Sakura słyszała plotki o zabójstwach w Kraju Ognia, które są jej przypisane. Kabuto powiedział, że jej powrót na scenę zacznie się od paru zabójstw, uznała więc, że teraz jest już czysta i nie ma żadnych powiązań z Dźwiękiem.
Po porażce u Hidana wróciła do Kraju Ognia i spędziła trochę czasu z Itachim, w wiosce na wschód od Konohy. Złość minęła i spędzone wspólnie dni były namiętne i piękne. Uchiha zachowywał się tak, jakby kłótnia nigdy nie miała miejsca.
- Nie mam czasu, żeby przeciągać nieporozumienia, Sakura.
Oczywiście, że nie. Jak mogliby mieć czas, skoro ich związek opierał się na kilku godzinach, które od czasu do czasu udawało im się dla siebie wykraść? Zgodziła się z nim chętnie. Pod koniec pobytu w Kraju Ognia pojawiła się między nimi zażyłość. Sakura doszła do tego etapu tylko z kilkoma mężczyznami. Jednak wówczas zażyłości na ogół towarzyszyły rutyna i nuda. Ale z Itachim było inaczej. Zażyłość przyniosła za sobą ciepło, zadowolenie, poczucie bezpieczeństwa. A Sakura odkryła, że potrzebuje tego coraz więcej.
Oboje opuścili Kraj Ognia. Itachi wrócił do Kumogakure a Sakura musiała się spotkać w Kuso z Hanabi. Przybyła do osady nazajutrz późnym popołudniem i poszła do swojego mieszkania. O ósmej trzydzieści poszła coś zjeść. Kiedy wróciła do domu, Hanabi już na nią czekała.
Sakura w pierwszej chwili jej nie poznała. Włosy miała krótsze, nie sięgały nawet do ramion, i była znacznie szczuplejsza. Na prawym policzku miała rozległe rozcięcie i zabandażowaną prawą dłoń. Sakura spojrzała na nią pytająco.
- Zlecenie w Kraju Żelaza. Nie doceniłam samurajów.
- I co się stało?
Hanabi uśmiechnęła się nieco zakłopotana.
- Prawie dostałam kataną w twarz, przewróciłam się by uniknąć ciosu i chyba złamałam nadgarstek.
Sakura skinęła głową i zaczęła leczyć jej rozcięcie na policzku, by nie została zbyt duża blizna. Gdy skończyła zrobiła herbatę i wróciła z parującym napojem do młodej Hyuugi.
- Więc?
- Jakiś tydzień temu złapaliśmy niezbyt silnego shinobi, który kręcił się po terenie Oto, a który należy do Brzasku. Został przesłuchany i wypuszczony po wyczyszczeniu mu pamięci. Dzięki wyrafinowanym torturom jednego z shinobi Dźwięku, zdołaliśmy wyciągnąć od niego informacje. Wyjawił nam, że w zabójstwo Aburame Shino było zamieszane Akatsuki, choć nie wiedział, kto dokonał tego czynu osobiście. Mówił też, że Brzask ma zamiar sprzedać broń dużego rażenia Tace. Mieli to zrobić w tamtym roku, ale coś nie wyszło i wszystko odwołano. Teraz jest nowy plan. Pytaliśmy kim jest Lider, kto nimi przewodzi. Powiedział, że nigdy się nie ujawnił, ale słyszał plotki, że pochodzi z Kraju Ognia. Ma niezłe kontakty w Kraju Błyskawic i Wody.
Hanabi skończyła mówić i pokazała Sakurze zdjęcie martwego mężczyzny w płaszczu Akatsuki pod drzewem, z twarzy ciekła mu krew a oczy były otwarte. W tle majaczyły zabudowania dalekiej wsi.
- Gdzie to jest? – spytała Sakura.
- Jakieś trzydzieści kilometrów od miejsca, gdzie zostawiliśmy go nieprzytomnego, z usuniętymi wspomnieniami.
- Niech zgadnę: miał obcięty język a przyczyna zgonu nieznana?
Hanabi zmarszczyła brwi.
- Wiedziałaś o tym?
- Znam tę metodę. Jest jak podpis. To Akatsuki. W taki sam sposób został zabity w Chmurze Aburame Shino.
- Powiedział co wiedział. I przez to został zabity.


Pod koniec tygodnia Sakura złożyła mu wizytę w Kumogakure. Zarezerwowała pokój w hotelu Tobu, tam, gdzie zameldowała się ostatnio, kiedy tu była. Itachi zauważył, że Sakura sprawia wrażenie wyczerpanej, a ona nie zaprzeczyła. On także wyglądał na zmęczonego. Pierwszą noc oboje przespali mocnym, głębokim snem. Było już po dziesiątej, kiedy następnego ranka Sakura otworzyła oczy. Nad osadą wisiało szare, ciężkie niebo. Deszcz zacinał w okna.
Na śniadanie zjedli rybę takifugu kupioną przez Sakure w sklepie za rogiem, a po południu spędzili czas na wspólnej rozmowie w jadalni na dole. Później wrócili do pokoju, kochali się, ucięli sobie drzemkę, wykąpali się wspólnie i wypili trochę mirinu. Na kolację poszli do małej restauracji w pobliżu hotelu. W środku było gorąco, aż szyby zaparowały, i pachniało dobrą kuchnią. Na niskich drewnianych stolikach paliły się świece na glinianych podstawkach. Itachi wybrał sushi, Sakura okonomiyaki. Do tego wypili butelkę mocnego, wyrazistego sake. A potem zamówili drugą.
- O co chodzi? – spytał. – Wyglądasz, jakbyś chciała coś powiedzieć.
Sakura odwróciła wzrok.
- Nie, nic.
- Sakura…
Wzięła głęboki oddech i powoli wypuściła powietrze.
- Muszę cię o coś zapytać. Wolałabym tego nie robić, ale znalazłam się w takiej sytuacji, że… I nie chcę, żeby coś między nami stanęło.
- Na przykład co?
- Chciałabym, żebyś zabrał mnie do swojego brata. Do Lidera Taki.
Żadnej reakcji.
- Jak najszybciej – dodała.
Poczuła niesmak. Ta prośba zabrzmiała tak tanio. I sądząc po wyrazie twarzy Itachiego, był on tego samego zdania.
- Od kiedy czekałaś, żeby o to poprosić?
Spodziewała się tego pytania, ale nie zamierzała odpowiadać. Wzruszyła ramionami.
- Kilka godzin? Dni? Dłużej?
- Zapomnij o tym.
- Od czasu spotkań w Kraju Ognia? A może planowałaś to już w Kumo?
- Czy to ma jakieś znaczenie?
- Tak, to ma znaczenie.
- Przykro mi, Itachi. Nie powinnam była cię o to prosić.
- Ale to zrobiłaś.
- Nie możemy po prostu o tym zapomnieć?
- Teraz już nie.
- Dlaczego?
- Bo to, o co mnie poprosiłaś, może wszystko zmienić.
- Więc nie rób tego.
- Znam cię od dość niedawna, a Sasuke to mój brat. Gdyby świat był czarno-biały, wybór byłby prosty. Ale świat jest szary.
- Przepraszam.
Itachi uśmiechnął się lekko, a potem zmrużył oczy.
- Zabiłem mu rodziców, nie ma znaczenia jakie były okoliczności, on powinien się na mnie zemścić. A to, że zrozumiał sytuacje i wybaczył mi, to tylko jego dobra wola. Przez ostatnie dziesięć lat powoli traciłem z nim dobry kontakt, ale to nadal mój brat.
- Myślałam, że jesteście sobie bliscy.
- Niezupełnie. Łączy nas ta sama krew i wspólna przeszłość, dość silna więź.
- Więc co mi odpowiesz?
- Nie możesz zakładać, iż fakt, że ze sobą sypiamy, sprawi, że przedłożę ciebie ponad Take czy Akatsuki. Nie, gdy chodzi o zaufanie.
- Nie ufasz mi?
- Tego nie powiedziałem.
- Na Piątą Hokage…
- Nie reaguj tak emocjonalnie, Sakura. Pomyśl o tym. Wiemy, co do siebie czujemy, ale poza tym? Jeśli zrobię to, czego chcesz, podejmę ogromne ryzyko. Chciałbym udawać, że to bez znaczenia, bo chodzi o ciebie. Ale nie mogę. W tym świecie to tak nie działa. Muszę mieć pewność.
Sakura poczuła, jak z upokorzenia zaczynają ją palić policzki. Przeprosiła, ale miała wrażenie, że nawet to zabrzmiało słabo i nieprzekonująco.
- Nie tylko ty nie chcesz, żeby coś między nami stanęło, Sakura.
- W takim razie zapomnij o tym. Znajdę inny sposób.
Sięgnął nad stolikiem i ujął jej dłoń.
- Nie słuchasz mnie. Nie mówię, że tego nie zrobię. Mówię tylko, że jeśli to zrobię… cóż, to nie będzie gra.
- Nigdy nie sądziłam, że to gra.