czwartek, 21 marca 2013

Rozdział 22




W Kraju Wody było minus piętnaście stopni, więc kiedy dotarła do wioski shinobi na wschód od ruin Kirigakure pierwsze co zrobiła, to weszła do pubu, by napić się gorącej herbaty. Wyszła stamtąd jednak tak samo szybko jak weszła i ruszyła w stronę lokum Itachiego. W połowie drogi zwątpiła. On się domyśli. Zobaczy to w moich oczach, wyczuje w zapachu skóry.
Na powitanie pocałował ją w usta i podał kieliszek kirinu. Tak, to się stanie zaraz…
- Jak podróż?
Sakura powiedziała prawdę.
- Czułam się samotna. – Upiła łyk - Zanim poznałam ciebie, nigdy nie czułam się samotna, nawet kiedy byłam sama.
- Też tęskniłem.
Kiedy ją rozbierał, pomyślała o sińcach, które mogły ją zdradzić. W rzeczywistości nigdy nie były zbyt widoczne, a teraz już prawie zniknęły. Kiedy kochali się pierwszy raz tego wieczoru, była spięta i zawstydzona. Później dużo piła, by zapomnieć o poczuciu winy. Za drugim razem prawie udało jej się przekonać siebie, że to się nigdy nie stało.
Jedli domowe jedzenie przygotowywane przez Sakure. Leżeli na podłodze w salonie na swoich rozrzuconych rzeczach, owinięci w dwa prześcieradła. Sakura chciała, żeby ta chwila trwała wiecznie. Milczeli bardzo długo, kiedy zapytał ją nagle, o czym myśli.
- Myślałam o czasie, który spędziłeś w Akatsuki po wybiciu swojego klanu. Tyle lat. Straconych lat. Myślałam o tym, jak znosiłeś myśl, że pozbawiłeś Sasuke rodziny i zastanawiałam się, jak mogłeś to przetrwać w wieku czternastu lat.
Odpowiedział niemal obojętnie.
- Poświęciłem rodzinę dla Konohy i musiałem to zaakceptować.
Sakura podparła się na łokciu i spojrzała na niego, zaskoczona.
- Zaakceptowałeś to?
- Im prędzej zaakceptujesz rzeczywistość, tym szybciej mija czas. Nie mogłem z tym walczyć. Kiedy cierpiałem, dzień wydawał się dwa razy dłuższy.
- Jak można coś takiego zaakceptować?
- Nie myślisz o tym. Zamykasz się. Nie zastanawiasz się nad przeszłością ani nad przyszłością, nie myślisz o tym, co cię omija. Starasz się w ogóle nie myśleć. Musisz żyć chwilą obecną i nic nie czuć. Hibernujesz się psychicznie. Zamrażasz emocje.
Pogłaskał ją po głowie.
- Myślę, że skądś to znasz, Sakura.

Było jeszcze ciemno, kiedy Itachi wstał z łóżka i zaczął się ubierać. Sakura, ciągle zaspana, zapytała go, co się stało. Nic, odparł. Musi się z kimś spotkać. To tylko interesy.
- Która godzina?
- Dwadzieścia po piątej.
- Załatwiasz interesy dwadzieścia po piątej rano?
- Muszę dotrzeć do Kraju Fal.
- Wyruszasz do Kraju Fal?
Pochylił się nad łóżkiem i ją pocałował.
- Tak. Zobaczymy się wkrótce.
Ale się nie zobaczyli. Sakura przeniosła się z jego mieszkania do hotelu.

Trzy dni po opuszczeniu wioski przez Itachiego, Sakura postanowiła spotkać się z jego bratem. Wieczorem ruszyła dobrze jej znaną drogą w stronę wschodniego lasu. O tej porze większość shinobi, w tym także Taka, zbierała się by oglądać walki, pić i dobrze się bawić.
Sakura miała wrażenie, że tym razem kobiet jest więcej niż ostatnio, ale natychmiast zorientowała się, iż nie są one kunoichi. Ktoś sprowadził je tutaj dla użytku mężczyzn.
Naokoło paliło się parę ognisk, nad którymi smażono mięso i ryby. Sasuke znalazł ją pierwszy, ubrany cały na czarno wyglądał smutno i poważnie. Odeszli z tłumu, który oglądał walkę dwóch kunoichi.
- Szukałaś mnie?
- Tak. Co z transakcją?
- Dam ci znać, kiedy ustalimy ostateczny termin.
Sakura kiwnęła głową bacznie mu się przyglądając, kiedy wspomnienia ich młodości zaczęły bombardować jej myśli.
- Dobrze.


- Możemy porozmawiać?
Konan zaczepia mnie, kiedy oddaje się okrutnej rozrywce Kraju Wody oglądając sparing dwóch młodych kunoichi. Zwracam uwagę na jej bladą, mleczną skórę, która wydaje się nieskazitelnie gładka. Jest ubrana całkiem normalnie, granatową bluzkę z siateczką po bokach i legginsy o tym samym kolorze. Ma delikatny makijaż i idealnie ułożone włosy. Nie wiem dlaczego, ale przy niej czuję się trochę zaniedbana.
- Porozmawiać?
Znajdujemy trochę spokojniejsze miejsce na uboczu, bez żadnych ciekawskich uszu czy spojrzeń. Nagle zaskakuje mnie dziwnym pytaniem. Jak to jest zabić bezbronnego człowieka? Pytanie pojawia się ni stąd, ni zowąd.
Gram na zwłokę.
- Dlaczego nie zapytasz o to samej siebie? Jestem pewna, że dobrze wiesz.
Konan kiwa głową i odwraca wzrok.
- Wiem.
Jestem pewna, że wie. Uczucie to samo. Uznaję, że też mogę zadać jej pytanie.
- Dlaczego dołączyłaś do Taki?
- Bo po odbudowie Deszczu, Akatsuki nie miało mi już nic do zaoferowania.
Mam nadzieję, że moja twarz wyraża współczucie.
- Słyszałam, jakie straty poniosło Ame.
Konan wzrusza ramionami.
- Nie byłam naiwna, wiedziałam, że jeśli wojna wybuchnie, Ame bardzo na tym ucierpi, ale nigdy nie przypuszczałam, że tyle czasu zajmie mi odbudowa osady.
Konan wpatruje się we mnie intensywnie, co irytuje mnie i rozczula jednocześnie.
- Może to zabrzmi dziwnie, ale cię lubię.
Ma rację. Ja też ją lubię. Ale przed oczami mam obraz, który nie chce zniknąć. Widzę, jak przeszkodziła mi w zdobyciu broni biologicznej, a ja ją zabijam, pozbawiając Amegakure wspaniałej przywódczyni, anioła stróża.

Następnego dnia. Szare, metaliczne niebo, nieprzerwanie padający śnieg, dziesięć stopni poniżej zera i ani śladu po Itachim. Poszła do jego mieszkania, ale nie było go tam. Próbowała wymyślić coś, co mogłoby wyjaśnić sytuację, ale nic wiarygodnego nie przychodziło jej do głowy.
Biegła w śniegu przez las, dotarła do niewielkiego jeziora, skręciła na południe aż znalazła się w okolicy zabudowań. Kiri dostarczył jej adres, musiała tylko jeszcze znaleźć ten dom. Minęło pięć minut i znalazła się pod dwupiętrową chatką. Weszła przez bramkę i zapukała.
- Kto tam?
- Haruno Sakura.
Po drugiej stronie przez chwilę panowała cisza.
- Widziałam się z Kirim kilka dni temu. Przysłał mnie do ciebie.
Znowu zapadła cisza, w której Sakura słyszała tylko zgrzyt zamka i łańcucha. Hana Inuzuka również wyglądała na starszą niż powinna. Była zdecydowanie zbyt chuda i przygarbiona. Na ramiona miała zarzucony szary wełniany szal. Gestem zaprosiła kunoichi do środka.
Mieszkanie było ciemne. W zagraconym saloniku ciężkie szafirowe zasłon częściowo zasłaniały okno. Na zielonych ścianach widniały czarne smugi wilgoci.
- Co słychać o Kiri’ego? Od dawna nie miałam od niego żadnego listu. Myślałam nawet, że może już umarł.
- Odniosłam wrażenie, że żyje na przekór.
Hana uśmiechnęła się lekko.
- Tak, to cały on.
Poszła do kuchni i wróciła po chwili z dwiema szklankami herbaty. Zaczęły rozmawiać o Kitou.
- To prawda. Byłam blisko z Kitou, głównie przez to, że obydwoje pochodziliśmy z Liścia. Parę miesięcy przed naszą dymisją popadł w depresje.
- To przez tę broń? Przeszłość?
- Nie wiem. Ale wyglądał okropnie. Zapuszczony, wyczerpany…
- Kiedy zniknął?
- Od kiedy odszedł z Trawy.
- Wiesz, gdzie go znajdę?
- Mówił, że będzie bezpieczniej dla mnie, jeśli nie będę wiedziała.
- Kontaktował się z tobą od tego czasu?
- Czasami wysyła listy. Rzadko. Zawsze wysyła innego jastrzębia. W listach pyta, czy ktoś był u niego w mieszkaniu. Albo czy ktoś pytał o niego.
- A czy ktoś pytał?
- Ostatnio nie. Po tym, jak przepadł, raz czy dwa razy Akatsuki przysłało do mnie jakiegoś shinobi, żeby mnie wypytał. Ale przestali się tym interesować. Od tego czasu cisza.
- Ale on nadal pisze?
- Od czasu do czasu.
- Widziałaś go?
- Nie.
Sakura upiła łyk herbaty.
- Muszę z nim porozmawiać. Osobiście.
- Nie sądzę, żeby…
- Jest jakiś sposób, żebyś mogła się z nim skontaktować?
Hana wbiła wzrok w swoją szklankę.

Sakura wróciła do hotelu. Chciała, żeby zbudził ją Itachi. Chciała poczuć na policzku jego delikatny pocałunek, jego ciepłe ciało tuż przy niej pod kołdrą. Ale zbudził ją niepokój. Spojrzała na zegarek. Siódma piętnaście. Mógł być wszędzie.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Wstała i odkryła, że boi się je otworzyć. A kiedy to zrobiła, poczuła się strasznie zawiedzona. Sasuke. Wściekły Sasuke.
- Muszę ci coś pokazać, zbieraj się.
Sakura zmarszczyła brwi, miała złe przeczucia. Poprosiła go, by poczekał. Chwyciła kaburę i obmyła twarz.
Ruszyli przez las, w którym wieczorami zbierali się shinobi Kirigakure. Po dwudziestu minutach dotarli do skalnej groty. Sasuke chwycił kawałek dużej gałęzi drzewa i złamał ją w pół. Używając katon podpalił ją tworząc pochodnie. W środku panował przenikliwy chłód.
Dalej, w mroku, dostrzegła grupę shinobi. Echo zniekształcało ich stłumione przez odległość głosy. Kiedy podeszła bliżej, spróbowała ich policzyć. Stali w nieregularnym kółku. Było ich dwunastu. Może piętnastu. Dopiero gdy zbliżyła się na tyle, by móc rozpoznać ich twarze, zauważyła jeszcze jednego człowieka.
Ręce miał związane na plecach nićmi chakry, które następnie podciągnięto do góry. Jego stopy zwisały kilka centymetrów nad podłogą. Chakra, która go obezwładniła wrzynała mu się w nadgarstki pokryte teraz krwią, która ściekając, tworzyła na podłodze kałużę. Sakura podejrzewała, że musiało już dojść do dyslokacji kości w jego barkach. Twarz miał tak opuchniętą i posiniaczoną, że nie potrafiła jej rozpoznać. Nie od razu. Stopniowo jednak zaczęło do niej docierać, kto to jest.
Na Piątą Hokage, nie. Nie on. Proszę, nie on…


Omoi wyglądał tak, jakby był nieprzytomny. Głowa opadała mu na jedną stronę. Sasuke podszedł do niego i aktywował sharingana.
Sakura nie pozwoliła sobie na żadną widoczną reakcję. W środku jednak odczuwała kombinację różnych emocji: szoku, odrazy, litości. I ulgi. To nie był Itachi. Chociaż on pewnie nie dałby się złapać.
Pierwszy odezwał się Sasuke.
- Jak widzisz, mamy problem.
Chwycił Omoi’ego za włosy i odchylił jego głowę do tyłu, przekręcając twarz do światła. Sakurze żołądek podszedł do gardła. Prawe oko było tylko wąską szparą w fioletowo-czerwonej kuli. Wargi – zawsze dość mięsiste – teraz były groteskowo opuchnięte. Oddychał ciężko przez otwarte usta, w których dostrzegła fragmenty wybitych zębów. Złamany nos był nienaturalnie skrzywiony w lewo.
- Poznajesz go?
Kłamstwa spływały z jej ust gładko, niemal bez wysiłku.
- Walczył w Dywizji Ataku z Zaskoczenia na wojnie. Razem z Sai’em.
- Nie o to pytam, Sakura.
- Od tego czasu spotkałam go w Chmurze.
- Gdzie?
- W jednym z okolicznych pubów.
- Kiedy go ostatni raz widziałaś?
- Kiedy tu ostatnio byłam.
- To znaczy kiedy?
- Jakiś miesiąc temu.
Sasuke uniósł jedną brew.
- Wiesz, co on mówi? Mówi, że jesteś naszym wrogiem.
- Jeśli będziesz torturował słabego ninje dostatecznie długo, powie ci wszystko, co zechcesz.
- Byliśmy w jego mieszkaniu. Ma tam twoje dwa zdjęcia i informacje z nieznanego źródła.
- Sądził, że pracuję dla Suny. Czy coś z tego brzmi znajomo?
Cisza, która nagle zapadła, wskazywała, że tak.
- Wiesz, co jeszcze powiedział?
- Co?
- Że pomogłaś mu przeszmuglować leki do Suny.
- Więc co robię tutaj?
- Powiedział, że się zaprzyjaźniliście. Że naprawdę go lubiłaś.
- A gdyby ci powiedział, że w poprzednim wcieleniu był Hashiramą Senju, też byś mu uwierzył?
Sasuke uśmiechnął się chłodno, ale była to tylko fasada. Sięgnął do kabury na plecach i wyciągnął katanę. Sakura zastanawiała się, jak długo trwały cierpienia Omoi’ego. Cokolwiek miał do powiedzenia, powiedział to między pierwszym a drugim ciosem. Sasuke rzucił jej ostrze, a ona złapała je zgrabnie.
- Może ty to zrobisz?

czwartek, 7 marca 2013

Rozdział 21




Tydzień później, Kraj Wody.
Drżała na całym ciele i powtarzała sobie, że to naprawdę nic wielkiego. Mdliło ją ze zdenerwowania. Itachi był na wschód od Kiri, w osadzie Taki. Ona jednak skierowała się na północ. Rozdzielili się już w Kraju Fal, tak na wszelki wypadek. W drodze do Wody niewiele rozmawiali. Nie musieli.
Itachi miał rację. To nie mogło trwać. Nie tak.
Nie spała. Nie dlatego, że tęskniła za Uchihą, ale dlatego, że wiedziała, co ją teraz czeka. Przewracała się z boku na bok. Mdliło ją, mięśnie miała obolałe i sztywne z napięcia. Godzina między trzecią a czwartą była najczarniejszą godziną tej nocy. Chciało jej się wyć, skakać z okna. Chciała zniknąć. Krótko po piątej poddała się i wstała z łóżka. Dalsza walka nie miała sensu. Teraz mogła już tylko przygotować się na to, co miało się stać. Próbowała się więc skoncentrować, skupić na tym, by znowu wyzbyć się wszystkich emocji. Przypomniała sobie, jaka była na południu Kraju Ognia i z czystą satysfakcją złamała nos Hayase – dwukrotnie. Mogłaby to zrobić jeszcze raz.
Teraz jednak walczyła z ogarniającą ją paniką. Oddychaj powoli. Nie wpadniesz w panikę, jeśli zapanujesz nad oddechem. Wiedziała, że to prawda. Wzięła kąpiel, żeby się trochę zrelaksować i uspokoić umysł. Właśnie tego, pięć lat temu nauczył ją Ibiki. Oddech, wizualizacja. „Zobacz to, co chcesz, by się stało, a wówczas to się stanie”.
Założyła lekko obcisły czarny strój shinobi i fioletowy płaszcz. Podmalowała lekko oczy, nałożyła trochę podkładu na twarz i pociągnęła wargi szkarłatną szminką. W lustrze zobaczyła kobietę dziesięć lat starszą niż ona.
Kraj Wody był dziwnie cichy. Gdy dotarła na miejsce poczuła, że panika wraca, lecz uspokoiła się po chwili. Weszła do środka.
- Wiedziałem, że wrócisz – odezwał się Hidan.
Sakura milczała.
- Napijesz się czegoś?
- Sake. I na twoim miejscu nie byłabym taka pewna siebie. Będziesz musiał mnie przekonać, że masz coś, po co warto było wrócić.
- Oczywiście.
- Więc co masz?
- A co ty masz?
Niczego po sobie nie pokazuj. Nawet, kiedy będziesz naga.
Sakura zdjęła płaszcz.
- Chcę wiedzieć, o czym rozmawiamy. W przeciwnym wypadku zrobimy to inaczej.
Hidan szeroko otworzył oczy.
- Wiesz, że zarżnęłabym cię jak psa, gdybym czuła, że nie masz żadnych ważnych dla mnie informacji.
Pokiwał głową.
- Mogę ci powiedzieć, kto stworzył tę broń i gdzie, podać dokładny adres, wiem też kiedy odbędzie się transakcja pomiędzy Brzaskiem a Taką. Mogę też rzucić parę podstawowych informacji o Akatsuki, ale nie gwarantuję, że są sprawdzone.
- Data transakcji Taki i Akatsuki interesuje mnie najbardziej.
- Wiem.
Sakura rozejrzała się po pokoju. Na biurku leżał kunai. Hidan sprawiał wrażenie zdenerwowanego. Zapewne jednak nie był tak zdenerwowany jak ona.
Wybór. Ponownie poczuć się jak śmieć dla informacji? A Itachi? Z drugiej strony jednak alternatywa jest bez wątpienia gorsza. Nie dostanie tego, po co tu przyszła, łamiąc nos Hidanowi, tak jak Hayase. Hidan był uzdolnionym shinobi klasy S i zupełnie innym typem człowieka.
Wziął jej milczenie za zgodę i powiedział:
- Zdejmuj ubrania.

Hidan opadł na kanapę, ciężko dysząc. Zaproponował jej prysznic – kolejny prysznic, wcześniej zażądał, by wzięła dwa – ale Sakura odmówiła. Chciała jak najszybciej wyjść. Drżała na całym ciele. Hidan sięgnął po sake, które stało przy kanapie, i patrzył jak wstawała. Kiedy schyliła się by podnieść majtki, powiedział, by zostawiła je tam, gdzie są. Dodał, że zachowuje jej bieliznę na pamiątkę. Sakura wiedziała, co próbował osiągnąć, i ugryzła się w język. Włożyła bluzkę, która lepiła się jej do skóry. Czuła na sobie jego zapach, ciężki i nekrotyczny. Była jak automat i dzięki temu właśnie przetrwała jakoś minione godziny. Nie dała mu nic. Możliwe, że jej obojętność przedłużyła udrękę, ale Sakura nie dbała o to. Mógł z nią robić, co tylko chciał, ona nie miała zamiaru płakać ani jęczeć.
Kiedy wkładała legginsy, spróbował jeszcze raz.
- Wiesz, powinniśmy znowu to zrobić.
- Następnym razem, kiedy spróbujesz mnie dotknąć, zabiję cię.
- To właśnie najbardziej w ciebie lubię. Nie tylko świetnie się pieprzysz, ale naprawdę jesteś twardą suką i świetną kunoichi. Przysięgam, drugiej takiej nie ma na całym świecie.
- Za to takich jak ty jest niestety zbyt wielu.
- Daj spokój, Sakura. To ty podjęłaś decyzję. Postanowiłaś to zrobić. Tak, jak przewidziałem.
Było wpół do siódmej, kiedy Sakura wyszła z budynku i ruszyła w stronę hotelu. Czuła się całkowicie otępiała, wiedziała jednak, że ten stan nie będzie trwał długo. Że nie może trwać długo.
Postanowiła wysłać jastrzębia do Dźwięku. Chciała spotkać się z Hanabi.


Zatrzaskuję drzwi wejściowe, wchodzę do pokoju hotelowego i otwieram butelkę sake. Wychylam ją i piję do dna. Chcę pozbyć się z ust smaku tego człowieka. Potem idę do łazienki, gdzie pół godziny stoję pod bardzo gorącym prysznicem. Namydlam całe ciało i szoruję, po czym spłukuję pianę wymieszaną z krwią. Rany na plecach, choć płytkie, w dalszym ciągu krwawiły. Moja skóra przybiera barwę ostrego różu – poza tymi miejscami, w których zaczynają się pojawiać sińce. Wychodzę spod prysznica i owijam się wielkim ręcznikiem. Wyciągam z jednej z szafek duży czarny worek na śmieci i wrzucam do niego wszystko to, co miałam na sobie, łącznie z płaszczem i butami. Niczego nie chcę zatrzymać. Dodaję jeszcze kredkę do oczu, podkład, szminkę. Potem stawiam worek pod drzwiami. Nie mogę nawet znieść świadomości, że mam go w tym pomieszczeniu.
To jest dowód – gdyby potrzebne były dowody – że tak naprawdę nie wróciłam do przeszłości. Po ucieczce z Dźwięku, uprawiałam seks z różnymi shinobi, jeśli wymagała tego sytuacja. Kiedyś, zrobiłabym to co teraz tego popołudnia, a potem spokojnie piłabym herbatę. Zrób co trzeba, rozpraw się z tym i ruszaj dalej. Wtedy nie przejmowałabym się, bo nie pozwoliłabym sobie na to. To była moja istota: umiałam perfekcyjnie funkcjonować, nic nie czuć, wyeliminować czynnik ludzki ze swoich działań, by stać się piękną, niezawodną maszyną.
Wtedy Hidan był jednym z tych shinobi. W przeszłości pozwalałam mu na to, na co miał ochotę, i dawałam mu to, na co miał ochotę; jęczałam z rozkoszy albo krzyczałam z bólu, w zależności od sytuacji. To właśnie sprawiało, że byłam taka dobra w tym co robiłam: kłamałam, kradłam, pieprzyłam się i zabijałam. Wszystko to robiłam tak samo doskonale.
Teraz czuję się zdezorientowana i rozbita, co powinno być dobrym znakiem, bo pokazuje, że nie jestem taka jak kiedyś. Pokazuje, że jestem człowiekiem. Mówiłam sobie, że to cena, jaką warto zapłacić za wolność. Próbowałam się pocieszać, powtarzając sobie, że przecież nie zrobię niczego, czego nie robiłabym już wcześniej. Pomyślałam sobie, że nie pozwolę, by mnie to zraniło. Próbowałam się przekonać, że nie zdradzę Itachiego, bo cokolwiek zrobię, nie będzie to miało żadnego emocjonalnego znaczenia. Jakież to było naiwne.


Tydzień później – dwudziestego dziewiątego grudnia – Hanabi dotarła do Kraju Wody. W hotelu pojawiła się o świcie. Sakura wciągnęła dresowe spodnie i różową podkoszulkę.
- Na Piątą, wyglądasz okropnie. Wszystko w porządku?
Za dużo sake, za dużo poczucia winy, za dużo bólu – za mało snu.
- Złapałam tutaj jakieś przeziębienie – powiedziała. – Kawy, herbaty?
- Nie, dziękuje. Do rzeczy: kiedy nastąpi transakcja?
- Równo za miesiąc. Nie wiedział jednak, gdzie dokładnie, więc niewiele nam to daje. Trzeba przejąć tę broń podstępem, skoro Dźwięk nie może sobie na nią pozwolić pod względem finansowym. A co ty masz dla mnie?
Hanabi podała jej zwój.
- Pracowałam nad tym przez ostatnie dwa tygodnie. Śpieszyłam się i nie jest tego wiele, ale na więcej i tak nie miałabyś czasu, bo wieczorem masz spotkanie.
- Z kim?
- Z Kiri. Nie, nie chodzi mi o osadę, tylko o shinobi. To jego adres.
- Pamiętam go. To ten uzdolniony medyczny ninja. Był w oddziale Ataku Z Zaskoczenia razem z Omoim, Saiem i Kankurou.
- Tak. I przez sześć lat pracował przy tworzeniu broni biologicznej w Trawie. Wszystko, co powinnaś o nim wiedzieć, znajdziesz w zwoju.
Kiedy Hanabi wyszła, Sakura otworzyła zwój. Syn medic-ninja, jego ojciec zmarł, gdy Kiri miał dwanaście lat, został zabity przez shinobi z Iwy. Kiri uzyskał rangę medic-ninja w wieku piętnastu lat, był bardzo biegły w dziedzinie medycyny, biologii i chemii. Po trzech latach walki na linii frontu przyłączył się do grupy badaczy w Kusagakure. Wrócił do Kraju Wody całkiem niedawno, bo jakiś rok temu. W zwoju umieszczono dwa zdjęcia. Na jednym z nich, z czasów pokoju, Sakura zobaczyła młodego, przystojnego shinobi o poważnym wyrazie twarzy i czarnych, nastroszonych włosach. Na fotografii wykonanej później nadal był przystojny, nadal miał poważny wyraz twarzy, ale był blondynem.

Kiri mieszkał w dość dużym domu w północnej części Mgły, nad morzem. Okna na parterze były zasłonięte firankami. Spomiędzy płyt prowadzącej do wejścia ścieżki wyrastały chwasty, na frontowych drzwiach łuszczyła się zielona farba. Kiedy je otworzył, Sakura przeżyła wstrząs. Według informacji, które dostała był dwa lata starszy od niej. Miał dwadzieścia dziewięć lat, ale wyglądał na dużo więcej. Resztki jego włosów były teraz prawie zupełnie siwe. Skórę miał suchą jak pergamin i pokrytą przebarwieniami, a szyję całą w plamach wątrobowych.
Zaprowadził ją do małej kuchni na tyłach domu. Była wąska i ciemna. Szafki wyglądały tak, jakby miały trzydzieści lat; z całą pewnością znalazły się tu, zanim Kiri wrócił do Kraju Wody.
- Napijesz się herbaty?
- Tak, proszę.
Postawił zniszczony czajnik na gazie.
- Nie wiem czy mnie pamiętasz ale na pewno o mnie czytałaś, jak przypuszczam.
- Tak.
- Domyślam się, jakie mogłem zrobić wrażenie. Raczej nie wygrałbym konkursu na dobroczyńcę roku pomagając stworzyć broń biologiczną.
Sakurze żołądek podszedł do gardła. Przełknęła ślinę.
- Biorąc pod uwagę mój własny życiorys, staram się nie oceniać innych. Mogę zapytać o coś, czego w aktach nie było?
- Zapytać możesz.
- Dlaczego opuściłeś Trawę rok temu?
Wyjął z kieszeni papierosa. Dłonie mu drżały, miał problem z zapalniczką. Płomień błysnął dopiero przy szóstej próbie.
- Wróciłem tutaj z powodu prawdy. Kimkolwiek się stałem, byłem medic-ninja, mój ojciec również i w głębi serca zawsze najważniejsi byli dla mnie inni ludzie. Ty również jesteś medykiem, nie mylę się? Składaliśmy przysięgę i złożyłem ją w dobrej wierze.
- Chcesz powiedzieć, że przez sześć lat pracowałeś nad bronią biologiczną, nie wiedząc, co robisz?
- Chcę powiedzieć, że w Kusagakure mówiło się jedno, a robiło się drugie. Powiedziano mi, że będę pracował nad lekami i szczepionkami przydatnymi w zwalczaniu broni biologicznej produkowanej przez Sune. Wierzyłem w to. I wierzyłem, że musimy dotrzymać Sunie kroku, by powstrzymać ich przed użyciem takiej broni. Wszyscy w to wierzyliśmy. Refleksja przyszła później, kiedy stało się jasne, że wykorzystują moją wiedzę, żeby tworzyć broń.
Nalał herbaty do dwóch szklanek w mosiężnych koszyczkach, rozchlapując wrzątek dookoła.
- Na początku byliśmy bardzo dumni z tej pracy, nie przeczę. Ekscytacja nauką przeważyła nad względami moralnymi. Byliśmy młodzi, byliśmy pionierami. Nikt nas nie znał, ale wszyscy o nas wiedzieli. W całej Trawie i Deszczu. Niczego nam nie brakowało. Nie mówię o pieniądzach, oczywiście. Wtedy pieniądze jeszcze nie miały takiego znaczenia jak teraz. Mówię o zaszczytach. O aprobacie. Mieliśmy potężny budżet i potężne wpływy. W końcu wykonywaliśmy pracę dla Akatsuki, jak się potem dowiedziałem. Harowaliśmy jak woły, ale nikt nie narzekał. Mimo to jednak zacząłem mieć wątpliwości. Jeszcze zanim poznałem prawdę. Może był to efekt opóźnionego procesu dojrzewania, a może rosnącego rozczarowania władzą. A  może faktu, że pracowałem zbyt ciężko i zbyt długo.
- Co się stało?
Patrzył w oszklone drzwi wychodzące na maleńki ogródek. Sakurze wydawało się, że jest otoczony płotem, nie było go jednak widać, bo ogródek całkowicie zarosły krzaki i chwasty. Była pewna, że Kiri nigdy nawet nie próbował o niego zadbać.
- Odwiedziłem szpital w Kusagakure. Sterylizowano igły parą, ponieważ brakowało nowych i nie było możliwości zakupienia sterylizatora, kiedy stary się zepsuł. Gdy odwiedziłem to miejsce rok później, igły trzeba było ostrzyć.
- Ostrzyć?
- Tak, ponieważ końcówki się stępiły w wyniku wielokrotnego użycia. – Pokręciła głową. – A to tylko jeden przykład na to, jak musieli cierpieć ludzie, kiedy my mieliśmy pełen dostęp do wszystkiego, czego chcieliśmy. Mógłbym przytoczyć dziesiątki innych.
- I to właśnie tobą pokierowało?
- Głównie tak.
Zaprowadził ją do salonu. Ściany pokrywała ciemnozielona tapeta, brudne firanki, które widziała z zewnątrz, prawie nie przepuszczały dziennego światła. Dwóm fotelom bardzo przydałoby się nowe obicie, a w kominku trochę drewna. Lampy miały ciemnofioletowe abażury ze złotymi wzorkami. Pokój był martwy i ciemny.
Sakura usiadła i natychmiast poczuła ból. Poruszyła się niezgrabnie, szukając wygodniejszej pozycji i odruchowo przypomniała sobie przyczynę bólu – Hidana. Jego brutalne uściski, niepohamowaną agresję. Na samo wspomnienie wzdrygnęła się z obrzydzeniem.
Nieświadomy niczego Kiri ujął swoją szklankę obiema dłońmi i podniósł ją do ust.
- Jesteś rozgoryczony?
- Nie tak, jak kiedyś. Ale czasami tak, owszem. Dałem im wszystko. Zaufanie, intelekt, najlepsze lata mojego życia. Zdrowie. Cierpię na największy zestaw alergii, jaki można sobie wyobrazić. Nie mogę jeść wieprzowiny, drobiu ani jaj. Nie mogę nawet dotykać produktów mlecznych: mleka, sera, masła. Jestem uczulony na owoce cytrusowe i pszenicę. Trzy razy dziennie muszę nacierać całe ciało specjalną maścią, ponieważ moja skóra nie ma już żadnych naturalnych substancji natłuszczających. Cztery razy dziennie łykam pięć tabletek antyhistamowych. Z powodu szczepionek, które brałem, mam znacznie obniżoną naturalną odporność organizmu. Przeziębiam się średnio raz w miesiącu i muszę nosić specjalne przyciemniane okulary, żeby moje źrenice nie były wystawione na działanie promieni słońca.
- To wszystko z powodu tej pracy?
Przytaknął.
- Dopóki nie zacząłem siwieć i włosy nie zaczęły wypadać, przez cztery lata byłem blondynem.
- Zauważyłam to na zdjęciu.
- A wiesz, dlaczego tak było?
- Nie.
- Były miejsca, w których rozpylano w powietrzu wodę utlenioną jako środek dezynfekujący. Na samo wspomnienie tego zapachu, tego smaku, ciągle robi mi się niedobrze. Przez sześć lat woda utleniona nie tylko odbarwiała mi włosy, ale wnikała też do płuc, ilekroć wciągałem powietrze. Biorąc to wszystko pod uwagę, uważam, że to cud, iż w ogóle jeszcze jestem w stanie oddychać.
- Nie chciałabym cię urazić, ale to dziwne, że przy tym wszystkim palisz papierosy.
- Ha! Coś ci powiem. Kiedy zrezygnowałem z dalszej pracy, wiesz, jak pożegnali mnie koledzy?
- Jak?
- Ciepło i szczerze. Ściskali mi dłonie, obejmowali mnie, dziewczyny całowały w oba policzki. A potem mi powiedzieli, że za dwa lata nie będzie mnie już wśród żywych. Czyli został mi jeszcze jakiś rok. Nie sądzę, żeby kilka papierosów, a nawet bardzo dużo papierosów, mogło jeszcze coś zmienić.
Sakura przytaknęła.
- Testowaliście tę broń na ludziach?
- Nie. Nie celowo. Trzy lata temu doszło do wybuchu. Zarażony został jeden z biologów, pracujących w oddziale zamkniętym. Nie było mnie wtedy w budynku, kiedy doszło do tego incydentu. Zarażony zdążył zarazić trzy inne osoby zanim ktoś zorientował się o wypadku.
- Czy ci ludzie zmarli?
- Tak. I to w taki sposób, z jakim nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia. Ich stan pogarszał się znacznie szybciej niż przypuszczaliśmy. W ciągu kilku godzin trucizna doprowadziła do pękania komórek ich organizmów. Wymiotowali. Mieli czarną biegunkę, której nie można było powstrzymać. Krwawili z nosa, uszu, odbytu, genitaliów. Nawet z sutków. Ich organy wewnętrzne przeszły w stan płynny, krztusili się nimi na naszych oczach. Takie były właśnie efekty tej broni. Pod koniec płakali krwią…
Kiri zapalił kolejnego papierosa.
- Co byś zrobił na moim miejscu?
Kiri milczał przez chwilę, zastanawiając się nad odpowiedzią, a Sakura słuchała jego świszczącego oddechu. W końcu powiedział:
- Jest ktoś, kto mógłby ci pomóc. Kitou, medic-nin z Konohy. Był moim zastępcą w Trawie, odszedł dwa miesiące po mnie. Jeśli uda ci się go odszukać, będziesz mogła mu zaufać.
- Gdzie on teraz jest?
- Gdzieś w Kraju Wody. Słyszałem, że się ukrywa.
- Dlaczego?
- Tego nie wiem.
- A jak mogę go znaleźć?
- Najpierw musisz znaleźć Hane Inuzuke. Jeśli ktokolwiek wie, gdzie jest Kitou, to właśnie ona. Powiedz jej, że to ja cię przysłałem. Jeśli nie będzie wiedziała, gdzie on jest, możliwe, że już nie żyje.
- Hana Inuzuka pracowała z wami przy broni biologicznej? – Sakura nie zdołała ukryć zdziwienia.
- Znasz ją?
- Bardziej jej młodszego brata, ale tak, również pochodzi z Konohy.
- Zajmowała się testowaniem trucizn na zwierzętach.
Sakura zaniemówiła.