Powrót do
domu zabrał im dwie godziny. Ibiki podtrzymywał Sakure, żeby nie musiała się
opierać na prawej stopie. Z początku nie zwracała uwagi na deszcz i wiatr,
jednak kiedy dostrzegła przed sobą migotliwą taflę jeziora i mglisty zarys
zabudowań Kirigakure, a raczej tego, co z niej zostało, straciła resztkę sił.
W środku
Ibiki zaprowadził ją do kuchni, przemokniętą i drżącą. Odsunął krzesło od stołu
i odwrócił je przodem w stronę pieca, uważając, by nie stało zbyt blisko, po
czym przyniósł jej suche ubranie. Najpierw zdjął jej mokry podkoszulek i
zastąpił go grubą bordową bluzą – a potem buty i spodnie. Pomógł jej włożyć
odzienie, na jej zdrętwiałe stopy wsunął grube wełniane skarpety, a na końcu
owinął jej szyje szalikiem i poszedł sam się przebrać.
Na zewnątrz
burza ciągle z wściekłością biła deszczem o szyby.
Sakura
powoli dochodziła do siebie. Wracało czucie w palcach rąk i nóg, które
zaczynały ją palić. Wypili po dwa kubki gorzkiej herbaty. Potem obejrzał jej
kostkę, naciskając ją i obracając. Owinął jej bandażem i nakazał uleczyć, kiedy
odzyska siły. Przetarł też zadrapania środkiem dezynfekującym i posmarował
maścią. Żadne z nich się nie odezwało. Później zaprowadził ją do łóżka i
powiedział, by postarała się zasnąć.
Po południu
następnego dnia Sakura ubrała się powoli, z trudem zmuszając bolące ciało do
wysiłku. Skumulowała chakre w dłoni i przyłożyła do kostki. Przejaśniło się, a
niebo po burzy przybrało odcień głębokiego szafiru. Po upływu dziesięciu minut
wyszła z pokoju dalej uważając jednak na prawą stopę. Ibiki siedział przy stole
w kuchni patrząc się w okno. Przysiadła się do niego
- Jak twoja kostka?
Wzruszyła
ramionami.
- W
porządku.
- A cała
reszta?
- Słuchaj,
to, co się stało…
- Nic nie
mów. To nieważne.
- Ważne.
- Teraz to
już przeszłość. I lepiej zostawić to w spokoju. – Nie odpowiedziała, więc dodał
jeszcze: - Dla nas obojga.
- Mogę cię
poprosić, żebyś coś dla mnie zrobił?
- Co?
- Obetnij mi
włosy.
Ibiki
zmarszczył brwi.
- Kiepski ze
mnie fryzjer.
- Nie
szkodzi.
Następny
poranek był mroźny – rozpoczął się czterodniowy okres bardzo niskich
temperatur. Sakura obudziła się późno i powoli wstała z łóżka. Lusterko w
drewnianej ramie, które wisiało nad komodą, było tak małe, że widziała tylko
połowę swojej twarzy. Musiała pochylić się, by dojrzeć w nim włosy. Przycięte
do obojczyków stanowiły niemały kontrast w porównaniu ich stanu przed ścięciem,
wtedy sięgały jej do pasa. Doszła do wniosku, że teraz wygląda dziwnie
bezbronnie. To znaczy dokładnie tak, jak się czuje. Nie miała nic przeciw temu.
Na zewnątrz
szron chrzęścił pod jej butami jak szkło. Niebo przybrało barwę fioletu,
poznaczoną gdzieniegdzie pierzastymi, śnieżnobiałymi chmurami. Ibiki poszedł
trenować bez niej. Widziała go teraz wysoko na grzbiecie wzgórza po drugiej
stronie jeziora, maleńki szarozielony punkcik przesuwający się na tle rdzawego
lasu.
Kiedy
wrócił, czekała na niego w kuchni. Nie był zdyszany, ale zimne powietrze i
wysiłek zabarwiły jego policzki na różowo, a czoło błyszczało od potu.
Spojrzał na
kuchenny stół.
- Co to
jest?
- A jak
myślisz?
- Nie musisz
przygotowywać śniadań.
- Wiem.
- Chcę przez
to powiedzieć, że nie musisz się poprawiać.
- Wiem.
Suigetsu
Hozuki był informatorem Sakury od dobrych czterech lat. Miał bardzo jasną cerę,
duże, fioletowe oczy i trochę niesforne białe włosy sięgające do łopatek.
Wyglądał na młodszego niż w rzeczywistości, ale tak naprawdę był w jej wieku.
Odznaczał się wyjątkowym sprytem i wrodzoną umiejętnością manipulowania ludźmi
wokół siebie. Zwykle wesoły, nie potrafił nigdy do końca stłumić iskierek
humoru w oczach.
Kiedy Sakura
dostrzegła go między drzewami w czasie samotnego treningu w lesie, nie
wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Mimo upływu dziewiętnastu miesięcy od ich
ostatniego spotkania, on prawie w ogóle się nie zmienił.
- Czego
chcesz?
-
Informacji. Tym razem zamienimy się rolami, co ty na to?
Zdziwiona
czekała aż powie coś więcej.
- Długo go
znasz?
- Ibikiego
Morino? Przecież dobrze wiesz, że obydwoje pochodzimy z Konohy, skoro Taka nie
posiada takich informacji… Sasuke nie żyje, prawda?
- A kto
powiedział, że pracuję dla Taki Sakura-chan. – wyszczerzył się i zniknął w
kłębie dymu.
Było to
tydzień przed tym, jak Sakura znowu zaczęła trenować wraz z Ibikim. Wybrali się
wtedy na czterodniowy wypad w góry.
Sakura, już
ze zdrową stopą, miała w sobie niemal tyle energii ile Ibiki, więc szli szybko,
niezależne od panujących warunków. Za dnia trzymali się wyższych partii gór, a
późnym popołudniem szukali rzeki lub jeziora i schodzili niżej. W tej surowej,
dzikiem krainie pożywienia było
niewiele. Rzadko natykali się na zwierzynę lub ptactwo, musieli więc łowić
ryby. Okazało się, że Sakura jest w tym do niczego – przez całe cztery dni
złowiła tylko jednego pstrąga, a Ibiki całą resztę.
Każdego
wieczoru jej sensei zbierał drewno a Sakura rozpalała ognisko. Na ogniu piekli
wypatroszone ryby. Dietę uzupełniały zabrane przez Ibikiego kulki ryżowe. Kiedy
było bezchmurnie pokazywał jej największe konstelacje na niebie: Wielki Wóz,
Kasjopeja, Orion.
Ostatniego
ranka Sakura wstała przed Ibikim. Było jeszcze ciemno. Przez chwilę patrzyła na
światło rozbłyskujące nad horyzontem i wschód czerwono fioletowego słońca.
Nagle usłyszała daleki ryk jelenia na wzgórzu powyżej. Później zobaczyli go,
prowadzącego grupkę łani i młodych. Poszli za zwierzętami, starając się, by ich
nie zauważyły i nie wyczuły. Ibiki podprowadził ją bardzo blisko stada. Kiedy
jelenie ruszyły dalej, Sakura i Ibiki wspięli się na szczyt, skąd już było
widać dom. Wydawał się bardzo mały.
Usiedli na
skalnej półce, zwieszając nogi nad przepaścią głębokości ponad piętnastu
metrów, i zjedli resztki prowiantu. Sakura spojrzała z ukosa na Ibikiego, który
przeżuwał kawałek bułki, patrząc w dół, na swoje brudne buty.
- O czym
myślisz?
Pokiwał
głową.
-
Przypomniałem sobie ciebie, kiedy byłaś jeszcze młoda, dumny chuunin Konohy,
uczennica Piątej… To przerażające.
- Wielkie
dzięki.
- To co się
teraz z tobą stało… Z wszystkimi ocalałymi. Wojna drastycznie zmienia ludzi.
Przez chwilę
panowała cisza.
- Widzisz
mnie w roli żony? Albo matki?
Otworzył
usta, ale zaraz je zamknął.
- Już
chciałem powiedzieć „nie”, ale prawda jest taka, że naprawdę nie wiem.
- Chciałabym
mieć taki dom, jak ten, w którym dorastałam. I zapewnić dzieciom dzieciństwo
takie jak moje…
Tego dnia
padał deszcz. Do chaty Ibikiego dostarczono przesyłkę dla Sakury.
- Co to
jest?
- Informacje
o Daruim z Kumogakure.
Shinobi,
który ma zwój.
- Wiadomo
coś o zabójcy Sinobiego Gashira? Albo o Liderze Akatsuki?
- Jeszcze
nie.
- O co
chodzi z Daruim?
- Zwój jest,
albo będzie, w jego posiadłości w Chmurze. To są materiały których będziemy
potrzebować.
Otworzyli
paczkę i rozłożyli jej zawartość na stole. Darui, w czasie wojny generał I
dywizjonu, spokrewniony z Killer Bee i byłym Raikage, aktualnie kandydat na
nowego.
Żona
Daruiego, kunoichi o imieniu Samui. Sakura pamiętała ją tak samo dobrze jak
Daruiego z sojuszu Kumo. Wyszła za Daruiego sześć lat temu.
Po lunchu
obejrzeli plany ich posiadłości w Chmurze. Były też tam zdjęcia budynku z
bliska i z daleka, trzy strony uwag, dwanaście stron notatek technicznych.
Czytanie zajęło Ibikiemu i Sakurze godzinę.
- Jak
wrażenie?
Sakura
patrzyła na pionowy rzut budynku.
- Wrażenie…
cóż, jeśli zwój jest na sprzedaż, może łatwiej byłoby go kupić.
- Obawiam
się, że cena przekroczy możliwości Kabuto. Ninja tacy jak ty są bardzo
kosztowni.
- Nie
wiedziałam, że jestem takim luksusem.
- Nazwałbym
to raczej przykrą koniecznością.
Sakura znowu
spojrzała na plan.
- Nie sądzę,
by udało mi się dotrzeć do środka od dołu, więc będę musiała wejść tam od góry.
- Zgadzam
się. Jak?
- Cóż,
jestem szybka, ale i tak mnie zauważą jeśli po prostu zacznę się tam wspinać,
rezydencja jest naprawdę wysoka i na sto procent strzeżona z każdej strony.
- Nie możesz
też wejść od środka bo możesz zostać rozpoznana.
- I nie mogę
zeskoczyć na dach z innego, wyższego budynku, ponieważ to najwyższy budynek w
okolicy, to w praktyce niemożliwe. – Sakura zmarszczyła brwi. – Wentylacja…
- Nie.
Sprawdziłem, nie udałoby ci się dotrzeć na właściwe piętro.
- Wystarczy,
że dostanę się do środka, potem zobaczymy…
Docieramy tam po czterdziestu pięciu minutach. Wielka ociekająca
deszczem skała czarnego granitu wyrasta z mokrej trawy, na niej wśród kęp
zielska leżą zwalone pnie drzew, a nad nimi, na wysokość ponad trzydziestu
metrów wznosi się granitowa ściana.
Patrzę na Ibikiego, który uśmiecha się złośliwie
- Wiem, że twoją robotą jest zabić, porwać, nie zwracać na siebie
uwagi świadków, ale…
- Ale?
- Ale pomyślałem, że może chciałabyś.
Podchodzę do ściany i kładę na niej dłonie. Jest twarda, mokra i
lodowato zimna. Szpary, pęknięcia, występy na tyle duże, żeby rozsypała się w
pył jednym mocnym uderzeniem…
Sakura
rozsunęła zasłony. Ranek był wietrzny, podmuchy marszczyły wodę na powierzchni
jeziora. Trawę pokrywał szron. Ubrała się szybko. Podkoszulek, który
poprzedniego dnia zostawiła, żeby wysechł, był sztywny i pachniał torfem.
Włożyła bawełnianą bluzę i wzięła buty.
Ibiki był w
kuchni, oparty o zlewozmywak pił kawę. Miał na sobie stare bojówki i grubą
czarną bluzę, spod której wystawała szara koszulka.
- Nie
idziemy potrenować?
- Twój
trening dobiegł końca. A przynajmniej ta jego część.
Sakura
chciała coś powiedzieć. Chciała zaprotestować. Ale nie mogła.
Ibiki chyba
to wyczuł.
- Wczoraj
wieczorem dostałem zwój z poleceniami. Ty już spałaś. Jutro rano wyruszasz do
domu.
- To nie
jest dom.
- Możesz
pójść potrenować, jeśli chcesz, ale pomyślałem, że dzisiaj damy sobie z tym
spokój. Jesteś już w dobrej formie.
- Ale za to
gorzej wyglądam?
Uśmiechnął
się.
-
Rzeczywiście. Nabrałaś masy mięśniowej, straciłaś krągłości.
- Przejdzie
ci to.
Poczuła w
ustach smak wojny, jeszcze zanim weszli na tereny cmentarza. Szli powoli drogą.
Malutka kamienna chatka nie miała dachu, a jej ściany porastał gęsty bluszcz.
Cmentarz zapełniały kamienne nagrobki. Większość była stara, z napisami
zatartymi przez wiatr i deszcz ale było też sporo nowych grobów.
W tym także
grób Shizune.
Znajdował
się w najdalszym rogu przy kamiennym murze. Na małym, niewyróżniającym się
niczym kamieniu widniało kilka słów. „Zmarła w wieku trzydziestu trzech lat”.
Nie było żadnej wzmianki o przyczynie zgonu. Data wskazywała jednoznacznie, nie
trzeba było używać słów. Dolna część kamienia była pusta, jakby czekała na
kolejny zapis.
Sakura
spojrzała na Ibikiego. Patrzył w las.
- W Kusagakure,
długo przed akcją z Mizukage, ukrywał się Shikamaru. Kochałam go. On też mnie
chyba kochał. Ale to była dziwna miłość. Nie mogłam mu powiedzieć nic
osobistego. Ta miłość była zbudowana na potrzebie bliskości po tym co wydarzyło
się w Liściu. Pod koniec naszego związku powiedziałam mu, że morduje na
zlecenie, jako że przez wojnę jest teraz popyt na shinobi, kiedy wielu z nich
zginęło. Powiedziałam mu wszystko, a on to zaakceptował. Wiedział, że coś
takiego przed nim ukrywam, to przecież Shikamaru. – Pokręciła głową. – Po
Mizukage zniknęłam. Ale wysłałam mu kilka wiadomości przez jastrzębia
podarowanego mi przez Kabuto. Mógł pójść ze mną, mógł się ze mną spotkać.
Zniknąć razem ze mną.
- Ale nie
zrobił tego?
- Nie.
- Domyślasz
się, dlaczego?
- Pewnie nie
kochał mnie tak, jak myślałam. Albo nie tak, jak ja jego.
- Może miał
za dużo do stracenia.
- Wierz mi,
nie miał.
- Próbowałaś
skontaktować się z nim teraz, po powrocie do Oto?
- Nie.
Minęły cztery lata. On należy do innej części mojego życia. Części, która… cóż,
to dość skomplikowane.
- Wiem, o co
ci chodzi.
Sakura
wzięła głęboki oddech.
- Tak czy
inaczej, kiedy zdałam sobie sprawę, że nie będzie przyszłości z Shikamaru, wydało
mi się, że w ogóle nie będzie przyszłości. Nie zniknęłam, żeby uciec od Oto.
Nie. Zniknęłam, żeby być z nim. Mój trzeci zawód miłosny. Miałam dwadzieścia
trzy lata a przeżywałam to jak ten pierwszy, jak trzynastolatka.
- I dlatego
stałaś się tak bezwzględna w swoim fachu?
- Nie stałam
się bezwzględna, ja już taka byłam.
- Chyba nie
rozumiem.
- Nie
zaczęłam żyć życiem zabójcy z powodu złamanego serca. Ale byłam zagubiona i
zła. Jeśli jest coś, czego naprawdę nie znoszę, to użalania się nad sobą, ale teraz
kiedy patrzę na to, jaka wtedy byłam, widzę że niespecjalnie miałam wybór.
Zostałam wyszkolona do perfekcji, do niszczenia, więc prędzej czy później coś
musiało pęknąć.
-
Prawdopodobnie – zgodził się Ibiki.
- W końcu ja
tylko się nie zmieniłam. Nie podejmowałam decyzji. Zamiast Kabuto były
pieniądze, choć właściwie wcale o nie nie chodziło. Życie z dnia na dzień,
odrzucanie zleceń, przyjmowanie zleceń, planowanie, wykonywanie, unikanie
odpowiedzialności… Praca nad każdym szczegółem.
- Czego
szukałaś?
-
Mechanicznej doskonałości. Chciałam być maszyną. Nic nie czuć, zupełnie nic.
- I udało ci
się to?
- Tak sądzę.
Na chwilę…
- Dlaczego z
tym zerwałaś?
- Nie wiem,
dlaczego to się stało. Stało się i już. Przez kilka pierwszych tygodni
sądziłam, że to rodzaj załamania nerwowego. Ale teraz, kiedy patrzę na to
wstecz, myślę raczej, że to był przełom. Załamanie nerwowe miałam przed
zadaniem zabicia dwuletniego syna jakiegoś urzędnika z Iwy. Po porwaniu
Mizukage.
- I trwało
to dwa i pół roku?
- Tak.
Myślę, że cała moja niezależna kariera w roli psa Dźwięku była jednym długim
załamaniem nerwowym. I że zabicie tego
dziecka było punktem zwrotnym.
Ibiki
dorzucił drewno do dogasającego kominka. Potem wstał i wziął z gzymsu swój
kubek z sake. Odwrócił się i zobaczył Sakure. Wyjęła kubek z jego dłoni i
postawiła go z powrotem na kominku.
- Powtórzysz
Kabuto to, co ci dzisiaj powiedziałam?
- Nie, jeśli
tego nie chcesz.
- On będzie
chciał wiedzieć.
- On chce
tylko wiedzieć, czy jesteś dobrze przygotowana.
- A jestem?
- Teraz
wydajesz się delikatniejsza, niż byłaś kiedyś.
- To nie
jest odpowiedź na moje pytanie. Czy jestem przygotowana?
- Tak.
Obawiam się, że tak.
Pocałowała
go.
- Chcę się z
tobą kochać – wyszeptała Sakura.
- Nie.
- To nie
tak, jak wtedy…
- Wiem.
Trzymał ją w
objęciach. Sakura spojrzała mu prosto w oczy i zapytała:
- Czy chodzi
o Shizune?
- W pewnym
sensie, tak.
Powoli,
niechętnie, zaczęła się od niego odsuwać.
- W takim
razie przepraszam. Nie chcę, żeby coś się między nami zepsuło.
- Nic się
nie psuje, Sakura. Ja tylko nie chcę znowu znaleźć się w takiej sytuacji.
- W jakiej?
Odwrócił się
i wziął do ręki swój kubek.
- Kochałem
Shizune. Oboje sądziliśmy, że mamy przed sobą wspólne życie. Ale nie mieliśmy…
- Upił łyk sake. – Świat do którego należymy, my, ninja… oboje wiemy, jaka jest
stawka. Ja już utraciłem kogoś, kogo kochałem. I za nic nie chcę przechodzić
przez coś takiego po raz drugi.
***
I kolejny rozdział za mną! Następny będzie prawdopodobnie szybciej ale krótszy.