„Nawet
niewinni ludzie posiadają rany,
zadane
przez beznamiętny deszcz.”
Ruiny Kirigakure pojawiają się bez ostrzeżenia. Wszystko jest
szare i zimne jak ołów.
Od czasu, kiedy byłam z Itachim w Chmurze, minęło sześć dni. Sześć
dni, odkąd przysięgłam sobie, że nikt nigdy nie będzie dla mnie ważniejszy niż
on.
Omijam to, co zostało z Mgły i kieruje się w stronę jednej z
większych wiosek na terenie Kraju Wody. Tam, gdzie czeka już na mnie Itachi.
Wyruszył dwa dni przede mną by nikt niczego nie podejrzewał. Melduję się w
pierwszym lepszym hotelu, wiedząc, że to i tak tylko przykrywka. Rozpakowuję
ubrania i zmieniam je na gruby, brązowy kostium.
Wychodzę z pokoju zamykając go na klucz i schodzę na dół by wyjść
na zewnątrz. Przechodzę między budynkami, gdzie na wydeptanych do gołej ziemi
trawnikach rośnie kilka bezlistnych drzew, a przy czymś, co kiedyś było
niewątpliwie parkiem stoi jedna samotna ławka. Wejście do jednego z długich i
wysokich budynków okupuje trzech shinobi. Nie wyglądają nawet na osiemnaście
lat. Jeden z nich krzyczy coś w moim kierunku i nagle wszyscy wybuchają
głośnym, nieprzyjemnym śmiechem.
W holu jest parę spróchniałych drzwi i schody. Idę na drugie
piętro. Moje drzwi znajdują się na końcu długiego, ciemnego korytarza, świeci
się tylko jedna z czterech żarówek. W środku jest ciepło i duszno. W tym
budynku, podobnie jak we wszystkich innych w Kiri, jest ogrzewanie centralne.
Bardzo centralne, tak bardzo, że nie można go wyłączyć, nawet gdyby się
chciało.
Właściciel mieszka na wyspach w Kraju Fal i wraca tutaj tylko na
jeden miesiąc w roku.
Jedna sypialnia, jeden salon, mała łazienka i jeszcze mniejsza
kuchnia z wąskim balkonikiem. Ściany są cienkie. Staję przy oknie i patrzę na południe.
Nagle przyłapuje się na tym, że myślę o Iwie i o bezproblemowym życiu z Sai’em.
Oglądam mieszkanie dokładnie, szukając miejsc, które nadawałyby się na skrytki,
ale nie ma tu ani jednego naprawdę bezpiecznego miejsca. Później wychodzę kupić
coś do jedzenia. Widzę jednak stoisko z książkami, wszystkie mają koszmarne
ilustracje na okładkach. Na targu kupuję kilka przedmiotów codziennego użytku
oraz jedzenie i wracam do hotelu.
Sakura nogą
zamknęła drzwi, przycisnęła go do nich, a potem pocałowała.
- Tęskniłam
za tobą.
- Nie mamy
czasu, Sakura.
- Nic mnie
to nie obchodzi.
Wsunęła
język w jego usta i zaczęła błądzić dłońmi po jego torsie. Opierał się przez
chwilę, ale potem przyciągnął ją do siebie. Weszli do pokoju i padli na łóżko.
Ściągnął jej legginsy i zsunął majtki.
- Pocałuj
mnie – wydyszała. Kiedy nachylił się nad jej twarzą, dodała: - Niżej.
- Kiedy
wyjdziemy z tego pokoju, będziemy musieli postępować tak, jakbyśmy się prawie
nie znali.
Sakura
wciągała bieliznę.
- Co? Żadnych
numerów pod stołem w restauracji?
- Żadnych
numerów, żadnych spojrzeń, nic. Musimy się zachowywać bardzo ostrożnie.
Jakbyśmy nie mieli do siebie odrobiny zaufania. Jakbyśmy byli wobec siebie
zupełnie obojętni. A później ty wrócisz tutaj, a ja pojadę do siebie.
- Dobrze
wyglądam? Nie widziałam się z Sasuke z sześć lat.
- Wyglądasz
doskonale.
Stał przy
oknie i patrzył na ulicę.
- Nawet na
mnie nie spojrzałeś. Więc skąd wiesz?
Odwrócił
głowę i uśmiechnął się do niej lekko.
- W moim
mniemaniu wyglądasz za dobrze, żeby być ze mną. A to oznacza, że nikt nie
będzie niczego podejrzewał.
W łazience
Sakura przejrzała się w lustrze, przeczesała włosy i poprawiła lekki makijaż.
Mała
restauracja przypominała bardziej bar niż rzeczywiście restauracje.
Sasuke
siedział przy stoliku w kącie sali. Sakura wiedziała, że mają się tu z nim
spotkać, ale dopiero teraz, gdy go zobaczyła, zdała sobie sprawę z
absurdalności tej sytuacji. Przez lata ukrywania się w Iwie, była święcie
przekonana, że Sasuke nie żyje.
Miał na
sobie czarny, dopasowany strój shinobi. Był mniej więcej takiej samej postury
co Itachi. Dłuższe włosy niż zapamiętała, były teraz postrzępione po bokach.
Oczywiście cholernie przystojny, to się nie zmieniło. Uwagę Sakury przykuła też
osoba siedząca obok. Konan, która przyłączyła się do Taki całkiem niedawno
towarzyszyła młodszemu z braci. Miała na sobie obcisły czarny strój
uwydatniający jej doskonałą figurę, smukłą, ale odznaczającą się pełną siłą.
Była bardziej umięśniona od Sakury i wyższa.
Usiedli
naprzeciwko Sasuke i Konan, którzy ani na chwilę nie spuścili z niej wzroku.
Ani razu nie mrugnęli. Młody Uchiha uśmiechnął się lodowato do Sakury.
- Ile to już
lat, Sakura?
- Sześć,
odkąd ostatnim razem natknęłam się na ciebie w Kraju Fal. Myślałam, że nie
żyjesz.
- I
wzajemnie. Słyszałem o tobie wiele plotek, szczególnie w ostatnim tygodniu.
Mimo wszystko nie myślałem, że się spotkamy. Nawet biorąc pod uwagę naszą
wspólną przeszłość.
Jego głos
niemal ginął w gwarze, jaki panował w pomieszczeniu, mimo że siedzieli pół
metra od siebie. Sakura podchwyciła wzrok Konan. Był równie ostry jak jej.
- Wykonując
moją pracę, nigdy nie wiadomo, kogo się spotka na swojej drodze.
Sasuke znów
się uśmiechnął. Sakura zdziwiła się, nie pamiętała by wyrażał tak często
pozytywne emocje.
- Prawda.
Słyszałem, że lepiej nie wchodzić ci w drogę. Zwłaszcza ostatnio. Zdaje się, że
Kraj Ognia trochę ucierpiał przez twój powrót na scenę.
Twarz Sakury
nie zmieniła wyrazu.
- Dobrze
słyszałem?
- Nie
omawiam swojej pracy z ludźmi, którym nie ufam.
Błysk
irytacji w jego oczach znikł tak szybko, jak się pojawił.
- Kraj Ognia
to gówno, od którego coraz bardziej cuchnie. Świat z pewnością na tym zyskał.
- Nie zrobiłam
tego z powodów humanitarnych.
Sasuke
prychnął.
- W takim
razie powiedzmy, że zyskała na tym twoja kieszeń.
- To prawda.
Teraz to ona
wbiła w niego nieruchomy, zimny wzrok. Sasuke chwycił buteleczkę sake leżącą na
stole i wypił całą zawartość na jeden raz.
- Itachi
wspominał, że moglibyśmy zrobić razem interes.
Skinęła
głową.
- Mam
nadzieję, że tak.
- Jaki?
- Działam w
imieniu zleceniodawcy. Szukamy broni. Chemicznej lub biologicznej.
Sakura
spojrzała ukradkiem na Itachiego sprawdzając jego reakcje. Nie omawiała z nim
tego, o czym będzie rozmawiać z jego bratem. Na szczęście pozostał
niewzruszony.
- Więc
której?
- Jeśli to
możliwe, biologicznej.
- Kim jest
twój pracodawca?
- Nikim.
- Nie ma
nazwiska, nie ma interesu.
- Rozumiem.
Oni także rozumieją. Ale zgodzą się ujawnić swoją tożsamość, dopiero kiedy
dobijemy targu. Jeśli nie dojdziemy do porozumienia, woleliby, żebyś nic o nich
nie wiedział. Jeśli się dogadamy, dowiesz się, kim są, więc będziesz mógł się
wycofać.
- Czego dokładnie
chcą?
- Nie
wiedzą. Dlatego właśnie tu jestem.
- Znasz się
na broni wysokiego rażenia?
- Nie, ale
znam moich zleceniodawców. Potrzebują czegoś łatwego w obsłudze. Szczerze
mówiąc, połowie z nich bałabym się dać do ręki kunai. – Sakura zaśmiała się w
duchu.
- To Suna?
Dźwięk? Samuraje?
- Nikt kto
by wam zagroził.
- Broń
biologiczna to ciężka sprawa.
- Wiem.
Wyjaśniłam im to.
- Jeśli się
dogadamy, na kiedy to chcą?
- Wkrótce.
- To znaczy?
-
Natychmiast?
- Nie mogę
się spieszyć. Trzeba dotrzeć do różnych ludzi. Przekonać ich… wiesz, jak to
jest.
-
Oczywiście. Ty świadczysz usługi. My dostajemy to, za co płacimy.
- Właśnie. A
to, o czym mówisz, nie będzie tanie. Chcesz załatwić to szybko? Cóż, ta suma
będzie miała jedenaście cyfr.
- Dziesięć.
- Jedenaście.
Małe jedenaście.
- Dziesięć.
- Duże
dziesięć.
- Może.
Jeśli wszystko będzie jak trzeba, zapłacą. Pieniądze nie stanowią problemu.
- Dobrze.
Dam znać jeśli coś się ruszy w tej sprawie. A tymczasem… Możemy się przejść na
spacer? Sami? – spytał Sasuke, spoglądając na kunoichi.
- Jasne.
Pochwyciła
wzrok Itachiego, obok którego siedziała Konan. Nie mógłby chyba wyglądać
bardziej obojętnie. Poczuła ukłucie gniewu. Konan natomiast odprowadzała
wzrokiem młodszego z braci, ale spojrzenie to było lodowate jak zimowa noc w
Yukigakure.
Sasuke
zabrał ją na tyły baru. Przez chwilę milczał, aż w końcu powiedział:
- Itachi
mówił, że zameldowałaś się w hotelu.
- Tak.
- Więc
zostajesz na dłużej w Kiri. Jeśli czułabyś się samotna, zawsze mogę do ciebie
wpaść i dotrzymać ci towarzystwa. – Chwycił jej podbródek i zmusił ją by
popatrzyła mu w oczy. – Tak jak za dawnych lat, kiedy byliśmy młodzi.
Była
wstrząśnięta propozycją. Nawet nie ze względu na treść, ale swobodny,
konwersacyjny ton, jakim została wypowiedziana. Odmówiła, starając się, by
zabrzmiało to zdecydowanie.
- Nie.
Odsunęła
jego rękę od siebie.
- Mogę
zjawić się kiedy chcesz.
- Nie
dzisiaj.
- Więc może
innym razem?
- Nie sądzę.
- Może być
tak jak kiedyś, Sakura…
- Już
powiedziałam, nie.
Sakura
popatrzyła na niego pogardliwie i weszła z powrotem do baru, skierowała się do
łazienki. Spojrzała w lustro. Nie dziwiła się, że Sasuke zwrócił na nią uwagę.
Pełne, miękkie wargi, blada skóra, niezgłębione zielone oczy. Przeczesała
palcami gęste włosy. Nieźle, pomyślała, zwłaszcza biorąc pod uwagę
okoliczności. Ale czuła się jak najstarsza dwudziestosiedmiolatka pod słońcem.
Wyszła z
toalety. To jego karnacja zwróciła jej uwagę. I kontrastujące z nią jasne
włosy. Zatrzymała się i spojrzała na niego przez innych ludzi. Patrzył wprost
na nią; widział ją, jeszcze zanim ona zauważyła jego.
Omoi.
Sakura nie
miała pojęcia, ile mogło upłynąć sekund. Żadne z nich nie odwróciło wzroku.
Dopóki nie otrząsnęła się i nie ruszyła w jego stronę. Mimo odległości
widziała, że wpadł w panikę. I zaczął uciekać. Wybiegł z baru, a ona nie miała
zamiaru go gonić. Itachi i Konan wbili w nią wzrok.
Sasuke już
nie wrócił, a Konan rzuciła coś na pożegnanie do starszego Uchihy i wyszła z
baru. Itachi i Sakura odczekali jeszcze piętnaście minut i również opuścili to
miejsce.
- Wiem, że
już późno, ale muszę coś załatwić, chcę żebyś mi towarzyszyła. Masz coś przeciw
temu?
Sakura
wzruszyła ramionami, zbyt zmęczona, by cokolwiek mogło ją obchodzić. Kierowali
się na południe wioski. Panował przenikliwy chłód. Podniosła kołnierz płaszcza.
Było ciemno, w tej części osady nie było żadnego oświetlenia.
Ruszyli
ścieżką między dwoma rzędami drewnianych domków, za którymi rosły topole i
brzozy. Po chwili dotarli do trzypiętrowego budynku mieszkalnego. Od frontu
były tam dwa wejścia, ale Itachi poprowadził ją wzdłuż bocznej ściany. Tuż
przed nią pojawiła się jasna szczelina. Itachi otworzył ciężkie metalowe drzwi.
Zeszli po
wąskich metalowych schodach i znaleźli się w dużym pokoju, słabo oświetlonym
przez wiszące na jednej ścianie świece.
Itachi odwrócił się do Sakury i położył palec na ustach. W przyćmionym
świetle dostrzegła dwa rzędy stojących pod ścianami łóżek polowych. Na
wszystkich widziała ciemne, przykryte kocami kształty. W pokoju było ciepło i
unosił się dziwny, ledwie wyczuwalny zapach. Nagle poczuła go w gardle. Poszła
za Itachim w stronę drzwi po przeciwnej stronie sali. Drugi pokój był mały i
chłodny. Pod jedną ze ścian stały sterty kartonów. W trzecim pokoju znowu było
ciepło.
-
Itachi-sama!
Na oko
wyglądała na piętnaście lat. Była gruba, ostrzyżona na pazia z przepasaną
chustą na głowie. Miała na nosie wielkie okulary. Na grubą szarą bluzę miała narzucony
ciemnozielony rozpinany sweter. Jej zaokrąglony podbródek przecinała długa,
nieregularna blizna.
- Co
słychać, Raicho?
- Dziś jest
nawet dość spokojnie.
- Ktoś
rozrabiał?
- Mashashi,
Akishisa i Omitsu znowu się pobili.
- Śpią?
Potwierdziła
ruchem głowy.
- Zjecie
coś?
Itachi
spojrzał na Sakure, która zaprzeczyła.
- Herbaty?
- Tak –
odparł. – Zawsze.
W kolejnym
pomieszczeniu znajdowała się prowizoryczna kuchnia.
- Co to
jest? – spytała Sakura.
-
Schronisko.
- Dla?
- Dla
dzieci.
- A co my tu
robimy?
- Mam tu coś
do załatwienia.
Rozpięła
płaszcz.
- W
porządku. Gdybym wszystko o tobie wiedziała, mogłabym się znudzić.
Herbata była
mocna i gorzka. Itachi wyszedł z pokoju i na kwadrans zostawił Sakure samą.
Pomyślała o Konan i Sasuke.
Itachi
wrócił i wyszli z na dwór ruszając z powrotem na północ.
- Jeszcze
dziesięć lat temu, kiedy Mgła została całkowicie zniszczona, ta wioska liczyła
nie więcej niż ponad dwa tysiące mieszkańców. Teraz ma szanse stać się drugą
główną osadą Kraju Wody. W ciągu ostatnich trzech lat wiele się zmieniło.
- Na lepsze?
Itachi
uśmiechnął się i milczał przez chwilę.
- Tak, jeśli
jesteś shinobi.
- A jeśli
nie?
-
Podporządkowujesz się silniejszym. Jak było z Sasuke?
- Odezwie
się, kiedy uda mu się poczynić pierwsze kroki z bronią.
-
Powiedziałaś mu, że szukasz Lidera Akatsuki?
Sakura
zesztywniała.
- Nie.
- Ale
szukasz go, prawda?
Skłamać?
Powiedzieć prawdę? Część prawdy? Nie mogła się zdecydować.
- Dlaczego
go szukasz?
- Nie pytaj.
Musiałabym skłamać.
- Spotkajmy
się jutro wieczorem w lesie na wschód od wioski.
Było po
piątej nad ranem, kiedy weszła do swojego pokoju w hotelu. Sama.