Jest piąta trzydzieści rano. Stoję przy oknie w salonie Itachiego
i patrzę w dół. Zdumiewa mnie cisza w wiosce.
Mam na sobie tylko podkoszulkę, ale jest mi ciepło, mimo że kilka
centymetrów ode mnie, za szybą, pada śnieg. To by było na tyle, jeśli chodzi o
dyskrecję. Spędziliśmy tę noc razem, tutaj. Ale to coś więcej niż tylko
nierozsądny impuls. To deklaracja. Bo to, co nas łączy, to nie przelotny
związek dwójki shinobi. To coś znacznie głębszego. Żadne z nas nie musi mówić
tego na głos, by wiedzieć, że to prawda.
To mieszkanie jest mniejsze niż jego lokum w Chmurze i
zdecydowanie mniej komfortowe. Jedna sypialnia, maleńka kuchnia i salonik.
Jest spartańskie i wygląda, jakby nikt o nie nie dbał. Nic nie
mówi o swoim właścicielu.
Połowę półek zajmują książki, druga połowa jest pusta. Podchodzę i
przeglądam tytuły. Wiele z nich to książki medyczne.
Słyszę za sobą jakiś dźwięk i podskakuję, zaskoczona. Stoi w
drzwiach i patrzy na mnie. Na biodrach ma zawiązany ręcznik.
- Nie możesz spać?
- Spałam doskonale. – Mówię akurat prawdę. – Tyle że niezbyt
długo.
Było po
siódmej, kiedy Sakura wróciła do swojego hotelu. Itachi powiedział, że może
spotkają się później. Zapytała, dlaczego „może”. Odparł, że to zależy. Od
czego? Od jego spraw, jak zawsze. Zapytała, dlaczego jest wobec niej taki
tajemniczy. Odpowiedział wymijająco.
- Z tego
samego powodu, dla którego ty jesteś tajemnicza wobec mnie. Tak jest
bezpieczniej.
Zrobiła
herbatę i wzięła prysznic.
Za pięć
dziewiąta ktoś zapukał do drzwi. Shinobi, którego nie znała powiedział, że ma
wiadomość od Sasuke. O jedenastej w tym
barze co ostatnio.
Jej były
kompan z drużyny siódmej wyglądał w dziennym świetle dziwnie smutno. Miała
wrażenie, że całą noc nie spał. Blada, ziemista skóra i nabiegłe krwią oczy.
Pił kawę.
- Możemy się
dogadać. Ale najpierw trzeba się zająć stroną techniczną przedsięwzięcia, a shinobi,
który jest za to odpowiedzialny, jest akurat w Kraju Ziemi.
- Kiedy
wróci?
- Trudno
powiedzieć. Na pewno nieprędko. Może wcale. W każdym razie transakcje chce przeprowadzić
w Kraju Ognia.
- Bez
różnicy, może być Kraj Ognia.
- Wiesz,
Sakura, nie wierzyłem plotkom na twój temat. Że stałaś się tak silna. Pamiętam
cię jako dziecko, byłaś zwykłym utrapieniem. Uwierzyłem dopiero po spotkaniu
cię.
- Do rzeczy
Sasuke…
- Mam na
myśli to, że taka utalentowana kunoichi przydałaby się Tace.
Sakura
uśmiechnęła się chłodno.
- Wybacz,
ale mam lepsze zajęcia.
- Dobrze
płatne zajęcia?
- Inne mnie
nie interesują.
Spotkała się
z Omoim w jego mieszkaniu i wzięła od niego lek.
- Dostarczę
to, daję ci moje słowo. A teraz już rób, co chcesz, Omoi.
- Nadal nic
nie chcesz?
- Nic, poza
twoim słowem.
Postanowiła
dowiedzieć się dlaczego Itachi jest dzisiaj tak zajęty. Ze swojego mieszkania
wyszedł przed drugą pogrążony w rozmowie z Kisame. Sakura była po drugiej
stronie uliczki. Za pomocą jutsu zamiany ciała przeobraziła się w jedną z
kobiet, która tu mieszkała. Miała ciemne włosy, piegi, nie rzucała się w oczy.
Kisame i
Itachi rozeszli się. Posiadacz sharingana kierował się na południe, w stronę
schroniska. Minął je jednak i poszedł wgłąb lasu.
Musiała
zachować duży odstęp, miała nadzieje, że Uchiha nie jest zbyt dobry w
wyczuwaniu chakry. Mroźne powietrze szczypało ją w policzki, a pod stopami
skrzypiał śnieg.
Sakura
dotarła do budynku. Rozejrzała się dookoła, ale nie dostrzega żadnych śladów
życia. Minęła niewielką zjeżdżalnie, z jej metalowych szczebli zwisały długie
sople lodu. Za nią stały dwie huśtawki przymocowane do konaru drzewa. Tylko
jedna z nich miała siedzenie. Wszystkie okna budynku na parterze osłaniały
kraty z kutego żelaza. Sakura sięgnęła między kratami, przetarła brudną szybę i
zajrzała do środka. Martwy, smutny pokój – szara olejna farba na ścianach,
betonowa posadzka, trzy stoły z ławkami po obu stronach. Ruszyła dalej po
śladach Itachiego, chociaż czuła, że nie powinna. Nacisnęła klamkę i weszła.
Pusty
korytarz – żadnego oświetlenia, kremowe ściany, goła drewniana podłoga.
Wyczuwała w powietrzu lekki zapach środków dezynfekujących. Instynktownie
zacisnęła palce na kaburze, która opasała jej talie. W budynku było bardzo
zimno, widziała swój parujący oddech. Minęła jakiś pokój.
Światło na
końcu korytarza padało z dużego pomieszczenia. Pod ścianą piętrzyły się sterty
plastikowych krzeseł, w kącie stał drewniany wieszak na płaszcze, a po prawej
stronie stały dwa stoły. Żadnych ludzi.
Nagle, w
pokoju pojawił się Itachi.
- Znalazłaś
to, po co tu przyszłaś?
Nie
poruszyła się, o niczym nie pomyślała. Anulowała Henge no Jutsu i wróciła do
swojego wcześniejszego wyglądu. Ogarnęła ją złość – jak zawsze jej pierwsza
reakcja na wstyd.
- Nie wiesz,
co zrobiłaś, przychodząc tutaj.
Nie
potrafiła spojrzeć mu w oczy.
- Myślałem,
że mogę ci ufać.
- Możesz –
wyszeptała. – Przecież już wcześniej tutaj byłam.
- Co tu
robisz?
Bezradnie
rozłożyła ręce.
- Przyszłam
za tobą.
Ciągle stali
na dwóch końcach pokoju.
- Po co?
Sakura
przygryzła wargę.
- Po co?
Nie była w
stanie tego wykrztusić.
- Po co,
Sakura? Czy jestem twoim celem?
- Nie! –
Wiedziała, że zaprzeczyła zbyt szybko, zbyt gwałtowanie. Zbyt desperacko. – Nie
jesteś celem. Przysięgam. Nigdy bym tego nie zrobiła. Nie mogłabym.
- W takim
razie po co tu za mną przyszłaś?
- Bo gdybym
zapytała, nie powiedziałbyś mi. A ja chciałam się dowiedzieć. Musiałam się
dowiedzieć.
Ale to było
kłamstwo. Itachi miał rację – to była kwestia zaufania. Czy też raczej jego
braku. Mimo że rozpaczliwie tego pragnęła, nie umiała całkowicie mu zaufać.
Musiała go sprawdzić. A teraz czuła się przez to brudna i niewiele warta.
W drzwiach
po drugiej stronie pokoju pojawiła się dziewczyna, ta sama co ostatnio. Miała
na sobie ręcznie robiony sweter z wycięciem w serek i grafitowy płaszcz, za
duży o kilka rozmiarów.
Itachi
pokręcił głową – bardziej ze smutkiem niż ze złością – i powiedział:
- Witaj,
Raicho.
I odszedł.
Sakura chciała coś powiedzieć – przeprosić, błagać o wybaczenie – ale
wiedziała, że to nie jest odpowiednia chwila.
Raicho
oprowadziła ją po pomieszczeniach na parterze. Jadalnia, kiepsko wyposażona
kuchnia i łazienka. Dzieci siedziały w jednym z pokoi. Sakura i Raicho
obserwowały je przez chwilę. Blade i niedożywione, wszystkie miały ogolone
głowy.
- Wszy –
wyjaśniła Raicho. – Brzytwa i środek dezynfekujący… to był najtańszy sposób.
Na piętrze
były sypialnie, długie, zimne, nagie pokoje z rzędami łóżek po obu stronach.
Wilgotne materace, szare, cienkie kołdry, wytarte, dziurawe koce. Między
łóżkami stały tanie drewniane szafki. Większość nie miała drzwiczek, w połowie
brakowało półek. We wspólnej łazience cztery z sześciu umywalek nie było
podłączone. Z prysznica nieprzerwaną cienką strużką wyciekała woda, a w całym
pomieszczeniu unosił się zapach gnijącego gipsu. Szyby w oknach pokrywał szron.
Raicho
zaproponowała herbatę. Schodami na tyłach budynku zeszli na parter.
- To
miejsce…
- Było to
schronisko dla bezdomnych wybudowane jakieś osiemdziesiąt lat temu. Teraz
znalazły tutaj schronienie dzieci, które zostały pozbawione opieki lub uciekły
z domu.
- A co łączy
z tym miejscem Itachiego?
Raicho spojrzała
na nią, zdumiona.
- Od
jakiegoś miesiąca się nami zajmuje. Planuje remont, dostarcza ubrania,
jedzenie, opiekę medyczną. Gorąca woda i mydło to też jego zasługa. Nie
wiedziałaś?
- Nie.
Raicho
uśmiechnęła się.
- To dobrze.
- Dlaczego?
- Bo tak
powinno być.
Zalała
herbatę wrzątkiem i podała Sakurze jeden z dwóch dużych kubków.
- Długo tu
jesteś?
- Dopiero
rok.
- A skąd
jesteś?
- Z Kraju
Fal.
- Dlaczego
znalazłaś się tutaj?
- Kiedy
miałam pięć lat, matka uciekła wraz ze mną do Kirigakure co okazało się największym
błędem w jej życiu. W wiosce toczyła się wtedy bitwa. Zginęła.
- A ten
drugi budynek?
- Wszystkie
dzieci się tutaj nie mieszczą… Na zmianę jestem raz tutaj, raz tam…
Sakura upiła
łyk ze swojego kubka. Napój był gorzki, ale przyjemnie rozgrzewał.
- Kiedy
przybyłam tu rok temu, chowała się tutaj tylko dwójka rodzeństwa, która
przebywa teraz w drugim schronie. Na początku była to tylko noclegownia, wolne
od śniegu i deszczu miejsce. Sprowadzałam tutaj też jedzenie. I towarzystwo. W
Kraju Wody nie brakuje osieroconych dzieci. Aż w końcu miesiąc temu przybył tu
Itachi. Na początku myślałam, że chce zrobić nam krzywdę. Okazało się jednak,
że wyciągnął do nas pomocną dłoń.
- Nie miałam
o tym wszystkim pojęcia.
- Nikt nie
ma.
Itachi
czekał na nią w swoim mieszkaniu. Miał na sobie szaro-biały strój shinobi
podobny do tego, w jaki kiedyś ubierali się ANBU Konohy. Sprawiał wrażenie
zmęczonego. Na stoliku ujrzała szklankę z przezroczystą cieczą. Wodą lub sake.
- Nie byłem pewny,
czy przyjdziesz.
- Nie byłam
pewna, czy rzeczywiście chciałeś, żebym przyszła.
Itachi wstał
z łóżka i otworzył okno wpuszczając zimne powietrze do pokoju.
- Dlaczego
mnie szpiegowałaś?
- Ja cię nie
szpiegowałam, Itachi.
- Owszem,
szpiegowałaś.
- Nie.
- Tak.
Sakura
wstała z krzesła.
- Jeśli masz
zamiar zachowywać się tak przez cały wieczór, wychodzę.
- Siadaj.
- Odpieprz
się.
- Usiądź.
Myślami
wybiegła już na zewnątrz. Ale jej ciało znowu usiadło na krześle. Itachi
chwycił szklankę stojącą na stoliku, podszedł do niej i podał. Sakura upiła łyk.
Sake.
- Sądziłam,
że w Mgle mamy być dyskretni.
Kiwnął
głową. Sprawiał przy tym wrażenie pokonanego.
- Jestem
zmęczony, Sakura. Zmęczony tym wszystkim. – Położył się na łóżku i rozłożył
ręce. – Jeśli to ryzyko… trudno. Co z tego? Jako shinobi codziennie podejmujemy
ryzyko.
- A te
dzieci na południu wioski, czy to też ryzyko?
Nie
odpowiedział.
- Dlaczego
to musi być tajemnicą?
- Bo te
dzieci łatwo skrzywdzić. I, co ważniejsze, one są znakiem słabości.
- Jak to?
- Najłatwiej
byłoby wywrzeć presję na mnie, wywierając ją na nich.
- Więc
dlaczego się w to zaangażowałeś?
Zmarszczył
brwi.
- Nie wiem.
Chyba mam coś z głową. Nic dziwnego skoro w wieku trzynastu lat wyrżnąłem swoją
całą rodzinę. Prócz brata. Tak naprawdę to chyba jest mi tych dzieci po prostu
szkoda.
Sakura upiła
łyk sake. Było słodsze niż normalnie.
- Więc masz
zamiar pomóc tym dzieciom, żeby uleczyć się z przeszłości.
- To
niezupełnie tak, Sakura.
- Opowiedz
mi o tym jak dołączyłeś do Brzasku po ucieknięciu z Liścia.
Itachi
uśmiechnął się lekko.
- To było
nieuniknione. Musiałem dawać co jakiś czas znać o mnie Kraju Ognia, by
starszyzna o mnie nie zapomniała. W przeciwnym wypadku mogliby zabić Sasuke.
- Mówisz o
wybiciu klanu tak lekko.
- Lekko nie
było. Ale też nie było alternatywy. Albo moja rodzina, albo cała reszta wioski.
Najgorsze było zabicie matki.
Sakura
wypiła ciurkiem alkohol i oblizała wargi.
- Opowiedz
mi coś o sobie.
I zaczęła
mówić. Urodziła się dwudziestego ósmego marca w szpitalu Konohy. Jej ojciec,
Eiji Haruno, prowadził sklep z owocami. Miał czterdzieści pięć lat, kiedy na
świat przyszło jego jedyne dziecko. Jego żona, Miyako, była dziesięć lat
młodsza od męża i po otrzymaniu rangi genina w wieku szesnastu lat,
zrezygnowała z dalszej kariery jako shinobi. Teraz oboje rodzice nie żyją,
podsumowała. Potem opowiedziała mu o metamorfozie jaką przeszła; po zabiciu jej
przyjaciół i zniszczeniu Liścia, jej poglądy na temat świata ninja drastycznie
się zmieniły a wraz z nimi wartości moralne. I wtedy nastąpiła zdrada.
- Jaka
zdrada? – spytał Itachi.
- Zostałam
kunoichi na zlecenie, porzuciłam ruiny Konohy wraz z jej ideałami żeby przeżyć
To nie była
do końca prawda.
- Dlaczego?
Sakura
dłuższą chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią.
- Bo doszłam
do wniosku, że to bez różnicy – odparła w końcu. – Nie było nic, w co mogłabym
wierzyć.
- Mogłaś
odejść. Żyć w spokoju, bez ryzyka.
- Nigdy nie
stań się słabsza niż jesteś - to moja droga ninja, Itachi. Równie dobrze
mógłbyś poradzić medical-nin by rzucił medycynę.
Uchiha wstał
z łóżka i podszedł do Sakury głęboko patrząc jej w oczy.
- I co my
teraz zrobimy, Itachi?
- Nie wiem.
Ale musisz obiecać mi jedno.
- Co tylko
chcesz.
- Po tym
wszystkim, co powiedzieliśmy sobie dzisiaj, po tym, co dzisiaj widziałaś, nie
sądź, że jestem dobrym shinobi. Byłby to błąd, bo ja nie jestem dobry.
***
Wybaczcie tak długą przerwę! :)