sobota, 22 grudnia 2012

Rozdział 19



Jest piąta trzydzieści rano. Stoję przy oknie w salonie Itachiego i patrzę w dół. Zdumiewa mnie cisza w wiosce.
Mam na sobie tylko podkoszulkę, ale jest mi ciepło, mimo że kilka centymetrów ode mnie, za szybą, pada śnieg. To by było na tyle, jeśli chodzi o dyskrecję. Spędziliśmy tę noc razem, tutaj. Ale to coś więcej niż tylko nierozsądny impuls. To deklaracja. Bo to, co nas łączy, to nie przelotny związek dwójki shinobi. To coś znacznie głębszego. Żadne z nas nie musi mówić tego na głos, by wiedzieć, że to prawda.
To mieszkanie jest mniejsze niż jego lokum w Chmurze i zdecydowanie mniej komfortowe. Jedna sypialnia, maleńka kuchnia i salonik.
Jest spartańskie i wygląda, jakby nikt o nie nie dbał. Nic nie mówi o swoim właścicielu.
Połowę półek zajmują książki, druga połowa jest pusta. Podchodzę i przeglądam tytuły. Wiele z nich to książki medyczne.
Słyszę za sobą jakiś dźwięk i podskakuję, zaskoczona. Stoi w drzwiach i patrzy na mnie. Na biodrach ma zawiązany ręcznik.
- Nie możesz spać?
- Spałam doskonale. – Mówię akurat prawdę. – Tyle że niezbyt długo.


Było po siódmej, kiedy Sakura wróciła do swojego hotelu. Itachi powiedział, że może spotkają się później. Zapytała, dlaczego „może”. Odparł, że to zależy. Od czego? Od jego spraw, jak zawsze. Zapytała, dlaczego jest wobec niej taki tajemniczy. Odpowiedział wymijająco.
- Z tego samego powodu, dla którego ty jesteś tajemnicza wobec mnie. Tak jest bezpieczniej.
Zrobiła herbatę i wzięła prysznic.
Za pięć dziewiąta ktoś zapukał do drzwi. Shinobi, którego nie znała powiedział, że ma wiadomość od Sasuke.  O jedenastej w tym barze co ostatnio.

Jej były kompan z drużyny siódmej wyglądał w dziennym świetle dziwnie smutno. Miała wrażenie, że całą noc nie spał. Blada, ziemista skóra i nabiegłe krwią oczy. Pił kawę.
- Możemy się dogadać. Ale najpierw trzeba się zająć stroną techniczną przedsięwzięcia, a shinobi, który jest za to odpowiedzialny, jest akurat w Kraju Ziemi.
- Kiedy wróci?
- Trudno powiedzieć. Na pewno nieprędko. Może wcale. W każdym razie transakcje chce przeprowadzić w Kraju Ognia.
- Bez różnicy, może być Kraj Ognia.
- Wiesz, Sakura, nie wierzyłem plotkom na twój temat. Że stałaś się tak silna. Pamiętam cię jako dziecko, byłaś zwykłym utrapieniem. Uwierzyłem dopiero po spotkaniu cię.
- Do rzeczy Sasuke…
- Mam na myśli to, że taka utalentowana kunoichi przydałaby się Tace.
Sakura uśmiechnęła się chłodno.
- Wybacz, ale mam lepsze zajęcia.
- Dobrze płatne zajęcia?
- Inne mnie nie interesują.


Spotkała się z Omoim w jego mieszkaniu i wzięła od niego lek.
- Dostarczę to, daję ci moje słowo. A teraz już rób, co chcesz, Omoi.
- Nadal nic nie chcesz?
- Nic, poza twoim słowem.

Postanowiła dowiedzieć się dlaczego Itachi jest dzisiaj tak zajęty. Ze swojego mieszkania wyszedł przed drugą pogrążony w rozmowie z Kisame. Sakura była po drugiej stronie uliczki. Za pomocą jutsu zamiany ciała przeobraziła się w jedną z kobiet, która tu mieszkała. Miała ciemne włosy, piegi, nie rzucała się w oczy.
Kisame i Itachi rozeszli się. Posiadacz sharingana kierował się na południe, w stronę schroniska. Minął je jednak i poszedł wgłąb lasu.
Musiała zachować duży odstęp, miała nadzieje, że Uchiha nie jest zbyt dobry w wyczuwaniu chakry. Mroźne powietrze szczypało ją w policzki, a pod stopami skrzypiał śnieg.
Sakura dotarła do budynku. Rozejrzała się dookoła, ale nie dostrzega żadnych śladów życia. Minęła niewielką zjeżdżalnie, z jej metalowych szczebli zwisały długie sople lodu. Za nią stały dwie huśtawki przymocowane do konaru drzewa. Tylko jedna z nich miała siedzenie. Wszystkie okna budynku na parterze osłaniały kraty z kutego żelaza. Sakura sięgnęła między kratami, przetarła brudną szybę i zajrzała do środka. Martwy, smutny pokój – szara olejna farba na ścianach, betonowa posadzka, trzy stoły z ławkami po obu stronach. Ruszyła dalej po śladach Itachiego, chociaż czuła, że nie powinna. Nacisnęła klamkę i weszła.
Pusty korytarz – żadnego oświetlenia, kremowe ściany, goła drewniana podłoga. Wyczuwała w powietrzu lekki zapach środków dezynfekujących. Instynktownie zacisnęła palce na kaburze, która opasała jej talie. W budynku było bardzo zimno, widziała swój parujący oddech. Minęła jakiś pokój.
Światło na końcu korytarza padało z dużego pomieszczenia. Pod ścianą piętrzyły się sterty plastikowych krzeseł, w kącie stał drewniany wieszak na płaszcze, a po prawej stronie stały dwa stoły. Żadnych ludzi.
Nagle, w pokoju pojawił się Itachi.
- Znalazłaś to, po co tu przyszłaś?
Nie poruszyła się, o niczym nie pomyślała. Anulowała Henge no Jutsu i wróciła do swojego wcześniejszego wyglądu. Ogarnęła ją złość – jak zawsze jej pierwsza reakcja na wstyd.
- Nie wiesz, co zrobiłaś, przychodząc tutaj.
Nie potrafiła spojrzeć mu w oczy.
- Myślałem, że mogę ci ufać.
- Możesz – wyszeptała. – Przecież już wcześniej tutaj byłam.
- Co tu robisz?
Bezradnie rozłożyła ręce.
- Przyszłam za tobą.
Ciągle stali na dwóch końcach pokoju.
- Po co?
Sakura przygryzła wargę.
- Po co?
Nie była w stanie tego wykrztusić.
- Po co, Sakura? Czy jestem twoim celem?
- Nie! – Wiedziała, że zaprzeczyła zbyt szybko, zbyt gwałtowanie. Zbyt desperacko. – Nie jesteś celem. Przysięgam. Nigdy bym tego nie zrobiła. Nie mogłabym.
- W takim razie po co tu za mną przyszłaś?
- Bo gdybym zapytała, nie powiedziałbyś mi. A ja chciałam się dowiedzieć. Musiałam się dowiedzieć.
Ale to było kłamstwo. Itachi miał rację – to była kwestia zaufania. Czy też raczej jego braku. Mimo że rozpaczliwie tego pragnęła, nie umiała całkowicie mu zaufać. Musiała go sprawdzić. A teraz czuła się przez to brudna i niewiele warta.
W drzwiach po drugiej stronie pokoju pojawiła się dziewczyna, ta sama co ostatnio. Miała na sobie ręcznie robiony sweter z wycięciem w serek i grafitowy płaszcz, za duży o kilka rozmiarów.
Itachi pokręcił głową – bardziej ze smutkiem niż ze złością – i powiedział:
- Witaj, Raicho.
I odszedł. Sakura chciała coś powiedzieć – przeprosić, błagać o wybaczenie – ale wiedziała, że to nie jest odpowiednia chwila.
Raicho oprowadziła ją po pomieszczeniach na parterze. Jadalnia, kiepsko wyposażona kuchnia i łazienka. Dzieci siedziały w jednym z pokoi. Sakura i Raicho obserwowały je przez chwilę. Blade i niedożywione, wszystkie miały ogolone głowy.
- Wszy – wyjaśniła Raicho. – Brzytwa i środek dezynfekujący… to był najtańszy sposób.
Na piętrze były sypialnie, długie, zimne, nagie pokoje z rzędami łóżek po obu stronach. Wilgotne materace, szare, cienkie kołdry, wytarte, dziurawe koce. Między łóżkami stały tanie drewniane szafki. Większość nie miała drzwiczek, w połowie brakowało półek. We wspólnej łazience cztery z sześciu umywalek nie było podłączone. Z prysznica nieprzerwaną cienką strużką wyciekała woda, a w całym pomieszczeniu unosił się zapach gnijącego gipsu. Szyby w oknach pokrywał szron.
Raicho zaproponowała herbatę. Schodami na tyłach budynku zeszli na parter.
- To miejsce…
- Było to schronisko dla bezdomnych wybudowane jakieś osiemdziesiąt lat temu. Teraz znalazły tutaj schronienie dzieci, które zostały pozbawione opieki lub uciekły z domu.
- A co łączy z tym miejscem Itachiego?
Raicho spojrzała na nią, zdumiona.
- Od jakiegoś miesiąca się nami zajmuje. Planuje remont, dostarcza ubrania, jedzenie, opiekę medyczną. Gorąca woda i mydło to też jego zasługa. Nie wiedziałaś?
- Nie.
Raicho uśmiechnęła się.
- To dobrze.
- Dlaczego?
- Bo tak powinno być.
Zalała herbatę wrzątkiem i podała Sakurze jeden z dwóch dużych kubków.
- Długo tu jesteś?
- Dopiero rok.
- A skąd jesteś?
- Z Kraju Fal.
- Dlaczego znalazłaś się tutaj?
- Kiedy miałam pięć lat, matka uciekła wraz ze mną do Kirigakure co okazało się największym błędem w jej życiu. W wiosce toczyła się wtedy bitwa. Zginęła.
- A ten drugi budynek?
- Wszystkie dzieci się tutaj nie mieszczą… Na zmianę jestem raz tutaj, raz tam…
Sakura upiła łyk ze swojego kubka. Napój był gorzki, ale przyjemnie rozgrzewał.
- Kiedy przybyłam tu rok temu, chowała się tutaj tylko dwójka rodzeństwa, która przebywa teraz w drugim schronie. Na początku była to tylko noclegownia, wolne od śniegu i deszczu miejsce. Sprowadzałam tutaj też jedzenie. I towarzystwo. W Kraju Wody nie brakuje osieroconych dzieci. Aż w końcu miesiąc temu przybył tu Itachi. Na początku myślałam, że chce zrobić nam krzywdę. Okazało się jednak, że wyciągnął do nas pomocną dłoń.
- Nie miałam o tym wszystkim pojęcia.
- Nikt nie ma.

Itachi czekał na nią w swoim mieszkaniu. Miał na sobie szaro-biały strój shinobi podobny do tego, w jaki kiedyś ubierali się ANBU Konohy. Sprawiał wrażenie zmęczonego. Na stoliku ujrzała szklankę z przezroczystą cieczą. Wodą lub sake.
- Nie byłem pewny, czy przyjdziesz.
- Nie byłam pewna, czy rzeczywiście chciałeś, żebym przyszła.
Itachi wstał z łóżka i otworzył okno wpuszczając zimne powietrze do pokoju.
- Dlaczego mnie szpiegowałaś?
- Ja cię nie szpiegowałam, Itachi.
- Owszem, szpiegowałaś.
- Nie.
- Tak.
Sakura wstała z krzesła.
- Jeśli masz zamiar zachowywać się tak przez cały wieczór, wychodzę.
- Siadaj.
- Odpieprz się.
- Usiądź.
Myślami wybiegła już na zewnątrz. Ale jej ciało znowu usiadło na krześle. Itachi chwycił szklankę stojącą na stoliku, podszedł do niej i podał. Sakura upiła łyk. Sake.
- Sądziłam, że w Mgle mamy być dyskretni.
Kiwnął głową. Sprawiał przy tym wrażenie pokonanego.
- Jestem zmęczony, Sakura. Zmęczony tym wszystkim. – Położył się na łóżku i rozłożył ręce. – Jeśli to ryzyko… trudno. Co z tego? Jako shinobi codziennie podejmujemy ryzyko.
- A te dzieci na południu wioski, czy to też ryzyko?
Nie odpowiedział.
- Dlaczego to musi być tajemnicą?
- Bo te dzieci łatwo skrzywdzić. I, co ważniejsze, one są znakiem słabości.
- Jak to?
- Najłatwiej byłoby wywrzeć presję na mnie, wywierając ją na nich.
- Więc dlaczego się w to zaangażowałeś?
Zmarszczył brwi.
- Nie wiem. Chyba mam coś z głową. Nic dziwnego skoro w wieku trzynastu lat wyrżnąłem swoją całą rodzinę. Prócz brata. Tak naprawdę to chyba jest mi tych dzieci po prostu szkoda.
Sakura upiła łyk sake. Było słodsze niż normalnie.
- Więc masz zamiar pomóc tym dzieciom, żeby uleczyć się z przeszłości.
- To niezupełnie tak, Sakura.
- Opowiedz mi o tym jak dołączyłeś do Brzasku po ucieknięciu z Liścia.
Itachi uśmiechnął się lekko.
- To było nieuniknione. Musiałem dawać co jakiś czas znać o mnie Kraju Ognia, by starszyzna o mnie nie zapomniała. W przeciwnym wypadku mogliby zabić Sasuke.
- Mówisz o wybiciu klanu tak lekko.
- Lekko nie było. Ale też nie było alternatywy. Albo moja rodzina, albo cała reszta wioski. Najgorsze było zabicie matki.
Sakura wypiła ciurkiem alkohol i oblizała wargi.
- Opowiedz mi coś o sobie.
I zaczęła mówić. Urodziła się dwudziestego ósmego marca w szpitalu Konohy. Jej ojciec, Eiji Haruno, prowadził sklep z owocami. Miał czterdzieści pięć lat, kiedy na świat przyszło jego jedyne dziecko. Jego żona, Miyako, była dziesięć lat młodsza od męża i po otrzymaniu rangi genina w wieku szesnastu lat, zrezygnowała z dalszej kariery jako shinobi. Teraz oboje rodzice nie żyją, podsumowała. Potem opowiedziała mu o metamorfozie jaką przeszła; po zabiciu jej przyjaciół i zniszczeniu Liścia, jej poglądy na temat świata ninja drastycznie się zmieniły a wraz z nimi wartości moralne. I wtedy nastąpiła zdrada.
- Jaka zdrada? – spytał Itachi.
- Zostałam kunoichi na zlecenie, porzuciłam ruiny Konohy wraz z jej ideałami żeby przeżyć
To nie była do końca prawda.
- Dlaczego?
Sakura dłuższą chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią.
- Bo doszłam do wniosku, że to bez różnicy – odparła w końcu. – Nie było nic, w co mogłabym wierzyć.
- Mogłaś odejść. Żyć w spokoju, bez ryzyka.
- Nigdy nie stań się słabsza niż jesteś - to moja droga ninja, Itachi. Równie dobrze mógłbyś poradzić medical-nin by rzucił medycynę.
Uchiha wstał z łóżka i podszedł do Sakury głęboko patrząc jej w oczy.
- I co my teraz zrobimy, Itachi?
- Nie wiem. Ale musisz obiecać mi jedno.
- Co tylko chcesz.
- Po tym wszystkim, co powiedzieliśmy sobie dzisiaj, po tym, co dzisiaj widziałaś, nie sądź, że jestem dobrym shinobi. Byłby to błąd, bo ja nie jestem dobry.









***



















Wybaczcie tak długą przerwę! :)