„Jeżeli
miłość jest czymś, do czego się przyzwyczajasz, dlaczego w ogóle się rodzimy?”
Dwa dni
później. Było po północy, kiedy dotarła do swojego skromnego mieszkania na
północy Kraju Ognia. Z racji drastycznej zmiany pogody, jej lokum było zimne i
wilgotne. Odkręciła ogrzewanie. W kuchni znalazła tylko zaschniętą bułkę,
paczkę ryżu i wodę.
Nie
rozpakowała się ani nawet nie umyła po podróży. Zdjęła tylko ubranie, wpełzła
pod kołdrę i zwinęła się w kłębek. Ale zasnęła dopiero po godzinie. A wtedy
śniła absurdalny sen, o Itachim z innymi kobietami. Gdy się obudziła, krótko po
ósmej rano, nie mogła pozbyć się goryczy po obrazach, jakie zobaczyła.
Kraj Wody
był biały od śniegu. Kraj Ognia ociekał deszczem.
Sakura
puściła wodę do wanny, a po kąpieli zagotowała ryż dodając resztki przypraw
jakie miała. Resztę poranka spędziła, sprzątając mieszkanie. Czasami proste
domowe czynności działały na nią jak katharsis. Pozwalały zakotwiczyć na chwilę
w rzeczywistości i udawać, że ma normalne życie. Była to tylko gra, ale nie
przeszkadzało jej to specjalnie. Wyszorowała wannę, pozmiatała podłogę,
pozmywała brudne naczynia – jeden talerz i kubek – i mimo chłodu otworzyła
okna, żeby przewietrzyć pomieszczenia. Poza tym zawsze lubiła słuchać deszczu.
Następnego
ranka Sakura wstała o szóstej. Przez dwie godziny biegała wokół lasu, który
otaczał małą wioskę, w której mieszkała. Zmęczona, wróciła do domu by wziąć
ciepły prysznic i zjeść lekkie śniadanie. Na zewnątrz wyszła po dziewiątej,
ubrana odpowiednio do sytuacji, czyli na spacer w deszczu.
O jedenastej nogą zatrzaskuję za sobą drzwi do mieszkania. Jestem
przemoczona, zziębnięta i zmęczona. Zrzucam płaszcz i idę do kuchni. Nalewam
sobie szklankę sake, idę do łazienki, odkręcam kurek i zdejmuję mokre legginsy,
które przylgnęły mi do nóg jak druga skóra. O dwunastej jestem już znowu w
kuchni, sucha i rozgrzana, i zaczynam czuć się niemal jak ludzka istota. Piję
drugą szklankę sake, woda zaczyna wrzeć, palce mam lepkie od sosu. Siekam rybę
i wrzucam ją do panierki wraz z odrobiną bazylii. Potem dolewam trochę trunku.
Myślę o Itachim. Pewnie przeklina pogodę w Kiri, nienawidzi
śniegu.
Niespodziewanie wyczuwam znajomą chakre. Moje zmysły wyostrzyły
się w razie nagłego ataku i zobaczyłam… Suigetsu. Za oknem. Całego mokrego.
Zostawiam gotowanie na później i podchodzę by mu otworzyć dalej jednak mając
się na baczności. Suigetsu nie jest mi wrogi, jak mógłby, zarabia na mnie, ale
nie jest też moim przyjacielem. Z gracją wskakuje do środka mocząc mi podłogę.
Nie tylko wodą. Z jego lewego uda sączy się krew.
- Co ci się stało?
- Ja też się stęskniłem, Sakura.
Kulejąc siada na krześle. Westchnęłam lekko.
- Jeśli mi pomożesz, ja będę w stanie pomóc ci za darmo przez
pewien czas.
Prawdopodobnie pomogłabym mu tak czy inaczej, nawet bez
odpowiadającej mi oferty. Suigetsu był dobry w tym, co robił. Jeszcze nigdy się
nie zawiodłam na jego informacjach czy kontaktach.
- Coś ciekawego działo się w Kraju Wody? Dawno nie byłem na
starych śmieciach.
Kumuluje chakre w dłoniach i kucam. Mając nadzieje, że nie wdało
się żadne zakażenie, rozpoczynam proces leczenia.
- Wiedziałeś, że tamtejsi podrzędni shinobi walczą ze sobą za
pieniądze dla rozrywki innych?
- Tak.
Kiwam głową i skupiam się na ranie. Gdybym go nie znała, byłabym
prawie pewna, że sprowokował niedźwiedzia grizzly. Chociaż i tak stawiam na
jakieś zwierze.
- Poznałam sympatycznego medic-nin na wschód od ruin Kiri.
- Jak się nazywa?
- C. Jest z Chmury, pracował w tamtejszym szpitalu. Mówię o tym w
razie gdybyś był w Kraju Wody a miał jakieś problemy ze zdrowiem.
- Ktoś wprowadził cię w błąd.
- Słucham?
- Owszem, C jest medycznym shinobi, ale tak jak ty przez ostatnie
siedem lat wykonywał zlecenia.
Zmarszczyłam brwi. Dlaczego Omoi mnie okłamał?
- Możesz mi się odwdzięczyć, Suigetsu. Potrzebuję kogoś, kto
dostarczy coś ważnego do Suny…
Trzy dni
później, ruiny Konohy. W powietrzu unosił się zapach śmierci.
Sasuke
czekał na nią u szczytu góry, w której niegdyś wyryte były twarze Hokage. Razem
z nim, stała postać w płaszczu Akatsuki. Sakura rozpoznała Deidare już z daleka
i ruszyła w ich stronę. Nie zauważyła jednak jeszcze jednej osoby. Itachi był
razem z nimi.
- To miejsce
zostało wybrane specjalnie. Ruiny Liścia to dokładnie to, czego możesz się
spodziewać po tej broni – Zaczął mówić członek Brzasku. – Miło cię znów
widzieć, Haruno Sakura. Szkoda, że Sasori no Danna nie dożył kolejnego
spotkania z tobą, yhm.
Sakura skrzywiła
się przypominając sobie swoją walkę z Sasorim w wieku szesnastu lat. Zmierzyła
Deidare wzrokiem. Mógł być wyższy od niej o jakieś siedem centymetrów, wydawało
jej się że przybrał nieco masy mięśniowej, kiedy ostatnim razem go widziała, a
jego włosy były minimalnie dłuższe. Bladoniebieskie oczy, podejrzliwe i chciwe,
miały przekrwione białka. Płaszcz Akatsuki był nieco rozpięty ukazując pod nim
zwyczajny strój shinobi w kolorze piasku. Pamiętała go zbyt dobrze z misji
uratowania Gaary.
Sasuke
zmrużył oczy.
- Deidara
jest tutaj z nami w roli pośrednika pomiędzy Akatsuki a Taką w celu sprzedania
broni, która interesuje twoich pracodawców. Chciałby ci zadać parę pytań.
Sakura
zaśmiała się w duchu. Nikt nie znał się tak dobrze na bombach jak Deidara, nie
dziwiło ją więc jednak, że Lider wysłał akurat jego.
- A on? –
spytała patrząc na Itachiego beznamiętnie.
- Mój brat
czuje się odpowiedzialny za tę sprawę z racji tego, że ją zainicjował, poprosił
mnie o towarzyszenie.
Sakura
kiwnęła głową.
- Muszę
wiedzieć, co twój zleceniodawca ma zamiar zrobić z tą bronią. W ten sposób będę
mógł dobrać właściwe urządzenie i czynnik. Związek to jedno, nadanie mu
kształtu to drugie, to już jest moja działka, yhm. Jaki typ obszaru?
- Rzadko
zaludniony, płaska otwarta przestrzeń, małe wioski.
- Chodzi im
o jakąś konkretną liczbę?
- Liczbę?
- Liczbę
ofiar.
- Nigdy o
tym nie wspominali.
Deidara
zaczął mówić o współczynnikach śmiertelności i infekcyjności. Powiedział, że
trucizna ma stuprocentowy współczynnik śmiertelności, co brzmiało wręcz
perwersyjnie. Sakura wcale nie dziwiła się, że Kabuto chciał mieć to w swoich
rękach. Jeśli Tace lub Akatsuki wpadłby kiedykolwiek użycia broni o takiej sile
rażenia… Deidara omówił też okresy inkubacji, objawy, ryzyko, systemy przekazu
i koszty.
- Przetworzona
na broń czarna ospa to także jakaś opcja. Widziałaś kiedyś, co taka ospa robi z
twarzą dziecka? Jeśli znaczenie ma rozgłos, to może być warte rozważenia, yhm.
Mówił o tym
tak lekko. Jakby pomagał jej wybrać co dzisiaj ugotuje na obiad. Wołowina z
ryżem czy sushi? Trucizna, która zacznie działać po dwunastu godzinach czy
dopiero po tygodniu? Sos grzybowy czy czosnkowy? Możliwość powikłań czy może
natychmiastowa śmierć?
Sakura
próbowała grać w tę grę. Słyszała ptaki, które akurat przelatywały nad nimi,
cichy oddech braci Uchiha, beznamiętny głos Deidary. Prawdziwy świat trwał
wokół nich. A może był to tylko sztuczny świat Mangekyou Sharingana, może
Itachi nałożył na nią technikę Tsukuyomi? W tym świecie życie ludzkie było nic
nie warte. Narodziny, mgnienie oka, śmierć.
Rozmawiali
godzinę, upewniając się że broń nie będzie użyta przeciwko nim. Kiedy
skończyli, Deidara odwrócił się do Sasuke i pokiwał głową.
- Wygląda na
to, że coś z tego będzie – powiedział Uchiha.
- Kiedy?
- Jutro rano
wracam do Mgły. Odwiedź mnie to ustalimy szczegóły.
Sakura
spojrzała na Deidare, który oznajmił:
- Mam
nadzieje, że już się więcej nie spotkamy. Od tej pory Taka będzie się wszystkim
zajmowała. – Uśmiechnął się zimno. – Ale będę miał tę sprawę na oku, Haruno.
Itachi
powiedział bratu, że ma coś do załatwienia na północ od ruin Konohy, Sasuke na
tę wiadomość wzruszył ramionami i odszedł wraz z Deidarą, na południe.
Zostali
sami. Minęło piętnaście minut od ich odejścia, a oni dalej nie wiedzieli czy
mogą już się do siebie odezwać. W końcu Sakura po prostu ruszyła do przodu, a
on za nią. Szli wolno. Pięć godzin później pocałowali się w jej mieszkaniu.
- Tęskniłam
od chwili, kiedy się rozstaliśmy – odezwała się do niego pierwszy raz od kiedy
się dzisiaj zobaczyli
- Ja też.
Pokazała mu
mieszkanie. Zapytał, czy należy do niej. Nie, odparła, jest wynajęte.
Tymczasowe lokum. Zapytał, czy ma coś na własność. Powiedziała, że kiedyś
miała, i w przyszłości także chciałaby mieć, ale teraz przenosi się z miejsca
na miejsce.
Zrobiła dla
niego kolację. Pierwszy raz. Miło było nie musieć jeść w hotelu albo
restauracji. Baranina nadziewana grzybami z ryżem i fasolką szparagową. Pili
kirin. Po jedzeniu leżeli na kanapie pijąc dalej i rozmawiając.
Rano Sakura
oznajmiła mu, że jej mieszkanie jest na dłuższy okres czasu dość ryzykowną
alternatywą dla ich związku. Powiedziała mu, że parę osób, w tym jej
informator, wie gdzie się znajduje i gdyby ktoś chciałby złożyć jej wizytę to
mogłoby się to źle skończyć. Wyruszyli więc następnego dnia o szóstej rano. Do
Kraju Wodospadu.
Zameldowali
się w najlepszym hotelu jaki znaleźli w Takigakure. Sakura jako Ayano Hideaki,
Itachi jako Hisayuki Kawataba. Dostali pokój z pięknym widokiem na osadę.
Ziemia
opadała, a potem wznosiła się, przechodząc w wyniosłe wzgórza. Widzieli
porośnięte rzadką trawą łąki, kamienne murki, wijącą się w dole rzekę, drzewa
powyginane przez wiatry. Kiedy zostali sami, Itachi stanął za Sakurą, objął ją
ramionami i pocałował w szyję.
Następnego
dnia Sakura wyciągnęła Itachiego na spacer. Zawsze lubiła wizyty w Taki. Ta
ziemia nie została dosięgnięta wojną, a przynajmniej nie było tego po niej
widać. Czuła się tu wyciszona. Po szafirowym niebie płynęły białe chmury, ostry
wschodni wiatr wyciskał łzy z oczu Sakury. Koniuszek jej nosa poczerwieniał.
Wspięli się na jedną z olbrzymich skał i poszli szczytem góry na zachód, a
potem zatrzymali się na podwyższeniu o wysokości sześćdziesięciu metrów. W dole
widzieli pokrytą szronem trawę i ludzi. Przed nimi ciągnął się surowy
krajobraz: pastwiska, małe domki nad jeziorem, las, dalej szczyty gór Iwy.
- Sakura?
- Tak?
- Kocham
cię.
Stał za nią.
Była zadowolona, że nie mógł widzieć jej twarzy.
- Wszystko
się zmieniło – dodał.
Coś ściskało
ją w gardle. Z trudem opanowała drżenie głosu.
- Dlaczego?
- Bo w moim
życiu nie ma miejsca na miłość. Nie można życ tak, jak ja żyję i kogoś kochać.
Nie, jeśli ma się to udać.
- Co chcesz
przez to powiedzieć?
- Mówię
tylko to, co wiem.
Chciała mu
powiedzieć to, co ona wiedziała. Że ona także go kocha. Ale nie mogła. Te
słowa… w jej ustach nie brzmiałyby tak jak należy. Nie w tej chwili.
- Więc co
możemy zrobić, Itachi?
Położył
dłonie na jej ramionach.
- Moglibyśmy
zniknąć.
Następnego
dnia. Zasłony były rozsunięte, krople deszczu uderzały w okno. Sakura leżała na
łóżku, opierając się o Itachiego. Przesunęła palcami po jego piersi, szyi i
obojczykach, wyczuwając znajome miejsca: dwie małe blizny na jednym z żeber po
lewej stronie, kilka znamion u nasady szyi, suchą, jakby pergaminową skórę na
barku. Chciała zapamiętać każdy szczegół. Wszystko było jednakowo ważne.
Kolacje
zjedli w pubie, gdzie Sakura namówiła Itachiego, by spróbował tutejszych steków
z wołowiny. Uznał, że jest obrzydliwy. Wieczorem było tu dużo ludzi. Mężczyźni
pili kirin, kobiety sake i mocniejsze alkohole. Parę osób paliło fajki
- Kiedy
powiedziałeś, że moglibyśmy zniknąć, co właściwie miałeś na myśli?
Pogłaskał ją
po głowie.
- Mamy
pieniądze. Potrafimy przedsięwziąć środki ostrożności i tak dalej. A potem
moglibyśmy po prostu zniknąć. Wyruszyć dokądkolwiek
- Kiedy?
- Teraz.
Podniosła na
niego oczy.
- Mówisz
poważnie?
-
Absolutnie.
- I zostawiłbyś za sobą cały swój świat?
- Dla
ciebie? Tak.
- W tej
chwili.
- Dzisiaj.
Choćby zaraz.
Ogarnęła ją
fala gorącej miłości do niego, ale uczucie musiało ustąpić wobec
rzeczywistości. Powiedziała, że nie może tego zrobić. Nie teraz. Nic nie
sprawiłoby jej większej przyjemności niż porzucenie zobowiązań wobec Dźwięku,
ale gdzieś tam, w Mgle, Akatsui i Taka były coraz bliżej sfinalizowania
transakcji. Potrafiła sobie wyobrazić konsekwencje jeśli ta broń wpadłaby w
niepowołane ręce: stosy dziecięcych trupów o skórze pokrytej groteskowymi
pęcherzami, ludzie duszący się w oparach toksycznych cieczy, wnikających w
płuca i stopniowo odbierających im powietrze. Swobodne, lekkie słowa Deidary,
znowu zadźwięczały jej w uszach. W rękach Kabuto, ta broń byłaby bezpieczna.
- Muszę
doprowadzić tę transakcję do końca, Itachi.
- Dlaczego?
- Nie chcę
ci powiedzieć.
Wyglądał na
zirytowanego, ale się opanował. Była mu za to wdzięczna i miała nadzieję, że to
zauważył.
- A potem?
- Potem będę
wolna.
- Kiedy to
będzie.
Wkrótce.
Czyż nie taka właśnie jest prawda? Wstrząsnął nią nagły dreszcz. Czasu było
coraz mniej. Akatsuki czy nie Akatsuki, ktoś przygotowywał w tej chwili broń
biologiczną dla kogoś, o kim nawet nic nie wiedział. Nikt nie znał motywu ani
celu, a zatem nikt nie mógł temu zapobiec.
- Nie wiem.
Ale wkrótce. Raczej za kilka dni niż tygodni. Niedługo będę musiała wyruszyć do
Mgły.
- Do Sasuke?
- Tak.
Wyruszasz ze mną?
- Jeśli do
tego czasu z tobą nie ucieknę, tak.
Czuła się
tym zmiażdżona. Nie mogła już bardziej opóźnić tego, co i tak było
nieuniknione. Nadszedł czas, by przejęła kontrolę. Nadszedł czas, by zrobić to,
co trzeba.
Zjedli
śniadanie i wymeldowali się z pensjonatu. Ruszyli wzdłuż jeziora położonego na
wschód od Takigakure.
Szli obok
siebie, on obejmował ją ramieniem. Ostre podmuchy wiatru podrywały piasek u ich
stóp. Jezioro było prawie czarne i spokojne. Mały punkcik żaglówki pojawiał się
i znikał. Minęli kobietę, która próbowała nauczyć psa chodzenia przy nodze. On
jednak zupełnie nie zwracał na nią uwagi i biegał wokół niej, zataczając coraz
ciaśniejsze kręgi. Sakurze przez chwilę zrobiło się ciepło na sercu, a potem
jej duszę przeszył nieznośny ból.
Itachi
patrzył na nią od pewnego czasu w taki sposób, że w końcu się zatrzymała.
- O co
chodzi?
Wzruszył
ramionami.
- Idziemy
razem plażą jak normalna para, a ja cały czas myślę: kim ty naprawdę jesteś?
Kunoichi, którą znam, czy kunoichi, którą wiem, że jesteś? W trakcie tej wojny
widziałem rzeczy… przez całe swoje życie przetrwałem rzeczy, które powinny
ściąć ci krew w żyłach, a jednak kiedy na ciebie patrzę, nie potrafię sobie
wyobrazić, że przeżyłaś to samo, co ja.
- Mój świat
wcale tak bardzo nie różni się od twojego, Itachi.
- W moim
jest łatwiej. Nie tak samotnie. Ani… zimno.
Miała ochotę
zaprzeczyć, ale nie mogła.
- Obiło mi
się o uszy jakie zlecenia przyjmowałaś. Nie robiłaś wyjątku nawet dla
niewinnych dzieci a pochodzisz z Konohy… Jak ty to robisz? Jak możesz z tym
żyć?
- Szczerze
mówiąc, nie wiem.
- Po zabiciu
swojej własnej rodziny prawie straciłem rozum. Jedyne co mnie utrzymywało przy
zdrowych zmysłach to mój brat. Ale ty…
-
Najważniejsze to wyłączyć wyobraźnie.
Itachi
spojrzał na nią sceptycznie.
- Kiedy się
tym zajmowałam, musiałam wyeliminować wyobraźnię, jeśli chciałam przetrwać.
Jeśli nie zrobiłabym tego, postradałabym rozum. Byłam w Iwie przez jakiś czas,
idę przez osadę i nagle dostrzegam na ulicy kogoś, kto patrzy na mnie z dziwnym
wyrazem twarzy. Muszę sobie powiedzieć, że to nic takiego. Że nikt mnie nie
obserwuje. Ale wiem też, że to możliwe, iż jestem obserwowana. Tego wieczoru
idę spać w hotelu. Nagle słyszę skrzypnięcie. Mogłabym łatwo uznać, że ktoś jest
pod moimi drzwiami, choć to zapewne tylko rozeschnięte deski starej podłogi.
Cała rzecz w tym, by umieć dostrzec różnicę i poskromić wyobraźnię. Ten, kto
tego nie potrafi, wypala się po pewnym czasie. Dostaje paranoi, traci
psychiczną równowagę. I staje się bezbronny. A wtedy właściwie już jest martwy.