czwartek, 25 lipca 2013

Rozdział 23


„Nikt nie chce słyszeć prawdy, która krzywdzi uszy.”
DIR EN GREY - VINUSHKA


Omoi był martwy, a ona mogła zapomnieć o transakcji. Wiedziała, że ma szczęście, iż wyszła z tego z życiem. Ale nie czuła się szczęśliwa. Czuła się zrujnowana.
Nie mrugnąwszy nawet powieką wzięła katanę i przecięła mu gardło. Wyczuła zdumienie w ciszy, która potem zapadła. Wszyscy byli zaskoczeni – wszyscy poza Sasuke, który tylko patrzył na nią nieufnym wzrokiem. Kiedy oddała mu katanę, powiedział, że nie będzie żadnej transakcji, a ona wiedziała, że lepiej nie oponować. Życzył jej powodzenia w przyszłości, ale w jego oczach dostrzegła chęć mordu.
Teraz otaczał ją jeszcze ochronny kokon adrenaliny. Znała te objawy: uczucie ciepła obejmujące całe ciało, wrażenie oderwania od rzeczywistości i wszechogarniająca dziwna surrealistyczna aura. Wbudowany mechanizm obronny. Jest dobrze, dopóki działa. Problem w tym, że to nigdy nie trwa długo.

Szła przez śnieg w stronę mieszkania Itachiego. Kiedy podeszła pod drzwi usłyszała głos. Serce podskoczyło jej w piersi.
- Itachi?
Cisza. Ale to był jego głos, nie miała co do tego wątpliwości. Zapukała. A może tylko jej się wydawało, że słyszała głos? Nie byłoby to wcale takie dziwne, nie dzisiaj. Zapukała jeszcze raz.
Trzask.
Drzwi się otworzyły.
- Itachi?
Weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi. Był w salonie, siedział zgarbiony na fotelu przy oknie. Na stoliku i podłodze stały butelki, książki i kawałki stłuczonego szkła. Szafka była przewrócona na podłogę.
Itachi wyglądał okropnie. Był blady, jak duch i miał zaczerwienione, podkrążone oczy.
- Itachi?
- Jak poszło z Sasuke?
- Itachi? Co się stało?
- Ty mi powiedz.  – Milczała, więc dodał: - Omoi… kim dla ciebie jest? Czy też raczej powinienem powiedzieć „był”?
- Po prostu shinobi, którego znam…
Itachi parsknął sarkastycznym śmiechem.
- Po prostu shinobi, którego znasz?
- Gdzie byłeś?
- Może to ja powinienem cię o to zapytać?
- O co ci chodzi?
- Spotkałem się trzy dni temu z bratem. Powiedział, że mamy problem. Rozmawialiśmy o Omoim. A potem o tobie. Pytał, jaką mam pewność co do ciebie, sławnej zabójczyni na zlecenie w Kraju Ognia. Widzisz, Sasuke od paru lat jest bardzo ostrożny. Prędzej poderżnie gardło, niż zaufa niewłaściwej osobie.
Sakura nie usiadła ani nie zdjęła płaszcza.
- Chciał mieć gwarancję. Moje słowo, moje kłamstwo. W pierwszym odruchu postanowił cię zabić. Widać, że była to dla niego ciężka decyzja, najwyraźniej ma do ciebie jakiś sentyment. Ale to zawsze jest jego pierwszy odruch. Stuprocentowa ostrożność, stuprocentowa pewność. Ale właśnie ze względu na waszą przeszłość, z tobą było inaczej. Szczerze mówiąc, myślę, że trochę boi się stracić ostatnią osobę, z którą łączyło ją coś więcej za czasów pokoju. Może ten sentyment zrodził się w coś większego. Jedno albo drugie. Więc Sasuke poprosił mnie, żebym w imieniu Taki porozmawiał z jednym z shinobi Akatsuki, który podobno w przeszłości robił z tobą interesy. Zgodziłem się, i jak się okazało, słowo tego człowieka wystarczyło, żeby uratować ci życie, nawet jeśli nie zdołało ocalić twojej transakcji. Powinnaś być mu wdzięczna. Poręczył a ciebie, ale powiedział mi o tobie znacznie więcej. Ciekaw jestem, czy wiesz, o czym mówię.
Wiedziała.
- Itachi…
- Czy to też może… po prostu shinobi, którego znasz?
Miała wrażenie, że świat rozpada się na jej oczach. Najpierw Omoi, a teraz to.
- Sasuke powiedział mi, że wy dwoje robiliście razem jakieś interesy dwa czy trzy lata temu. Kiedy go spytałem, okazało się, że od tego czasu minęły już prawie cztery lata.
Umilkł, czekając na jej reakcję, ale ona nie była w stanie wykrztusić ani słowa.
- Ale załatwialiście też pewne sprawy całkiem niedawno. W pierwszej chwili go nie zrozumiałem, ale wyjaśnił mi wszystko. Bardzo szczegółowo. Jak było wtedy i teraz. Jak pojawiłaś się u niego tuż po tym, kiedy wróciliśmy z Wioski Wodospadu. Było jak za dawnych czasów, powiedział. Może nawet lepiej. A przez cały dzień ja byłem tutaj, czekając na ciebie…
- Musiałam… - wykrztusiła wreszcie.
- Dlaczego?
- Po prostu musiałam. Nie było w tym żadnej przyjemności. Nigdy. – Słyszała w swoim podniesionym głosie desperację. – Przysięgam, Itachi, to nic dla mnie nie znaczyło. Ani razu. To było… obrzydliwe. To były… były tylko… tylko…
Nie była w stanie wypowiedzieć tego na głos.
- Co?
Pokręciła głową.
- Co?
- To bez znaczenia.
- Interesy? To chciałaś powiedzieć?
Wbiła wzrok w podłogę i pociągnęła nosem. Łza spadła na koniuszek jej buta.
- Itachi… proszę…
Miała wrażenie, że czuje zapach alkoholu wydzielany przez jego skórę.
- Opowiadał mi o tym, jak rozcinał ci plecy, Sakura. O tym, co dla niego robiłaś. Potrafisz sobie wyobrazić, co czułem, kiedy musiałem tego słuchać?
Spojrzała na ręce Itachiego. Kostki lewej dłoni były otarte i pokryte grudkami zakrzepłej, czarnej krwi.
- Wiesz, co powiedział, zanim wyszedłem? Powiedział: „Jeśli kiedyś będziesz miał okazję, spróbuj ją wypieprzyć, Itachi, to najgorętsza kobieta, jaką kiedykolwiek miałem”.
Teraz łzy płynęły już strumieniem. Płakała cicho, nie próbując się opanować, jakby znowu była dzieckiem. Bezradnym i pozbawionym nadziei. Cóż mogła powiedzieć? Otworzyła usta, ale w pierwszej chwili nie wydobył się z nich żaden dźwięk. A potem drżące przeprosiny, żałosne i nieadekwatne.
- Przykro ci? – prychnął Itachi. – Przykro ci, że cię pieprzył? Czy przykro ci, bo ja się o tym dowiedziałem?
- Proszę, nie rób mi tego…
- Ja tobie mam nie robić?
- To nic nie znaczyło!
- Może dla ciebie.
Podniosła głowę, usiłując zebra resztki godności.
- Cokolwiek o mnie myślisz, Itachi, wiedz, że cię kocham.
Powiedziała to po raz pierwszy, głosem cichym i słabym jak płatek śniegu. Ale Itachi zdawał się tego nie słyszeć.
- Pieprzysz się z Hidanem, a potem mówisz mi, że to tylko interesy? Wiesz, kim w takim razie jesteś? – Nie patrzyła na niego, ale czuła na sobie jego wzrok. – Jesteś dziwką, Sakura.


Idę przez wioskę zbyt odrętwiała, by odczuwać zimno. Zbyt odrętwiała, by w ogóle cokolwiek odczuwać. Ale myślę o Omoim, nie o Hidanie. Myślę o tym jak go zabiłam.
Godzinę później wchodzę do mojego hotelowego pokoju. Jestem zziębnięta i przemoczona. W torbie na ramieniu mam sake. Nie zdejmuję płaszcza, nie szukam kieliszka; piję prosto z butelki. Na chwilę zamęt w mojej głowie przybiera na sile, a klatkę piersiową, tam gdzie powinno znajdować się serce, wypełnia ból. Wreszcie alkohol przytępia nerwy, ostre krawędzie zaczynają mięknąć. Późnym popołudniem siedzę w saloniku na podłodze, opierając się plecami o ścianę. Kiedy zaczynam drugą butelkę, jest już ciemno.
Budzę się, leżąc twarzą w dół na łóżku, ciągle całkowicie ubrana. Mam wrażenie, że moja głowa została rozłupana na pół. Ból intensyfikuje mdłości, czuję, że zaraz zwymiotuję. Wstaję z łóżka. Podłoga się chwieje, potykam się i czuję, jak zawartość żołądka podchodzi mi do gardła. Docieram do łazienki w ostatniej chwili. Wymiotuję gwałtownie, kurczowo trzymając się brzegu umywalki, żeby się nie przewrócić. Nie mogę powstrzymać torsji, do oczu napływają mi gorące łzy.
Jest koszmarnie, ale czuję, że jeszcze nie mam dosyć. Wracam do sypialni i płuczę usta sake z drugiej butelki; zostało jej jeszcze trzy czwarte. Zaczynam pić duszkiem.
Kiedy ponownie się budzę, głowa boli mnie bardziej. Zrzucam płaszcz, który ciągle miałam na sobie. Na prawym rękawie dostrzegam zaschnięte krople krwi Omoi’ego.
Od początku wiedziałam, że nie stanę się taka, jak kiedyś. Kiedy Kabuto zobaczył mnie w Iwie, też musiał to podejrzewać. Wystarczyło, że na mnie spojrzał, i dostrzegł to, czego przedtem nie było: fizyczną dojrzałość, spokój umysłu, równowagę. Miękkość, która dotyczyła nie tylko ciała, ale i psychiki, w równej mierze. Oboje wykazaliśmy się arogancją, zakładając, że jeszcze kiedykolwiek będę w stanie odzyskać tę brutalność i obojętność.
Piję tak długo, aż tracę przytomność.

W mojej głowie rozlega się równomierne dudnienie. Poza nią także. Otwieram oczy; które pieką mnie przeraźliwie. Za oknem jest już dzień.
Bum, bum, bum.
Nie leżę na łóżku, ale na podłodze. I czuję jakiś ostry, ohydny smród. Zwymiotowałam na siebie. Czuję wymiociny na twarzy, wokół ust, we włosach i na podłodze.
Bum, bum, bum! Trzask!
Ten dźwięk nie pochodzi z wnętrza mojej czaszki. Próbuję zlokalizować jego źródło, ale pokój chwieje się na wszystkie strony. Zamykam oczy, a kiedy znowu je otwieram, pochyla się nade mną jakaś ciemna postać. Zaschło mi w gardle, mój głos brzmi obco i chrapliwie.
- Idź sobie. Zostaw mnie w spokoju.
Itachi patrzy na mnie z góry i mówi:
- Już dosyć.

Zaniósł ją do łazienki, odkręcił kurek, zdjął z niej wilgotne ubranie i zanurzył jej cuchnące, lepkie ciało w ciepłej, ale nie gorącej, wodzie. Łazienkowe światło migało, przyprawiając ją o mdłości. Itachi zauważył to i wyłączył światło. Umył jej włosy, a potem całe ciało. Później pomógł wyjść z wanny. Owinięta w ręcznik, siedziała na klapie od sedesu, podczas gdy on spuścił wodę z wanny i ponownie napełnił wodą. Znowu pomógł jej do niej wejść. Poszedł do kuchni i wrócił z dwiema szklankami – w jednej była woda, w drugiej herbata.
- Najpierw wypij wodę. Powoli. Potem herbatę.
Zostawił ją w łazience, do której wpadało tylko trochę słabego światła z przedpokoju. Słyszała, jak poruszał się po mieszkaniu. Słyszała dźwięk otwieranych i zamykanych szafek, wodę wlewaną do jakiegoś pojemnika, kroki, odgłosy wycierania, kroki, i znowu wodę, i znowu wycieranie. Upiła łyk herbaty. Była gorąca i słodka, i zbyt mocna jak na możliwości jej nadwerężonego żołądka.
Sakura nie wiedziała, ile czasu minęło, zanim do niej wrócił. Wyciągnął zatyczkę, pomógł jej wyjść, wytarł ją, owinął ręcznikiem i zaprowadził do łóżka. Pościel w zetknięciu z jej zaróżowioną, rozgrzaną skórą była gładka i chłodna. Itachi podał jej dwie tabletki i kolejną szklankę wody.
- Weź to.
- Co to jest?
- Połknij.
Połknęła obie. Zrobił jej drugą szklankę herbaty, a potem przyciągnął do łóżka krzesło i usiadł.
- Itachi…
- Nie teraz.
Było ciemno, kiedy się obudziła, a krzesło stało puste. Jej głowa pulsowała bólem, bolał ją też żołądek i piekły oczy. Słyszała uderzający o parapet deszcz; okno było otwarte, lodowate powietrze wdzierało się w duszne ciepło pokoju. Ubrała się powoli – luźne czarne spodnie z grubej bawełny, fioletowa podkoszulka, szara bluza, wełniane skarpetki. Itachi był w kuchni.
Patrzył w okno, odwrócony do niej plecami. Czuła słaby zapach środka dezynfekującego. Na kuchence stał garnek, znad którego unosiła się para. Sakura stała nieruchomo, bez słowa. W końcu Itachi odwrócił się do niej. Nie wydawał się zaskoczony.
- Jak się czujesz?
Dobre pytanie.
Jej mokre, wyprane rzeczy wisiały na drewnianym pręcie nad zlewem, a każda z nich była flagą upokorzenia. Usiadła przy małym kuchennym stole i pokręciła głową.
- Czuję się zmęczona, Itachi.
W garnku gotował się ramen. Uchiha podał jej miseczkę.
- Nie jestem głodna – powiedziała.
- Mimo to zjedz.
Mówił jak Ibiki. Jadła powoli, ciągle niepewna, jak zareaguje jej żołądek. Itachi przyłączył się do niej, a potem zrobił herbatę. Przeszli do pokoju. Podłoga była czysta, choć ciągle było widać na niej ciemne, wilgotne smugi. Tu zapach środka dezynfekującego stawał się silniejszy.
- Jak mnie znalazłeś?
- Przyszedłem tu za tobą. A potem zostawiłem cię z tym samą.
- Dlaczego?
- Bo tu nie ma drogi na skróty.
Najwyraźniej. Picie zabrało jej cały dzień.

Skończyli jeść i siedzieli przy stole w małej kuchni. Itachi pił sake, Sakurze na sam widok alkoholu robiło się niedobrze.
- Tak mi przykro, Itachi. Na Piątą Hokage, tak bardzo mi przykro. Myślałam, że uda mi się rozdwoić, że to nie będzie miało znaczenia. Myślałam, że to cena, którą warto zapłacić, jeśli to pomoże nam uciec. Myślałam… sama już nie wiem, co myślałam. Ani wtedy, ani teraz. Wiem tylko, że mi przykro. I że gdybym mogła to cofnąć, na pewno bym to zrobiła.
- Ale nie możesz.
Wbiła wzrok w stół.
- Nie.
- Mnie też jest przykro. Nie z powodu tego, co czułem, ale dlatego, że nazwałem cię dziwką. To było…
- Ja jestem dziwką.
- Nie…
- Tak, Itachi. Jestem. – Podniosła na niego wzrok. – A przynajmniej… byłam.
Spojrzał na nią z ukosa.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Nie chcę cię już okłamywać. To nie ma sensu.
- Sakura…
- Nie przyjmuję losowych zleceń Itachi. Jestem lojalna.
- Co?
- Wykonuje zlecenia dla Dźwięku. Praktycznie od siedmiu lat należę do Otogakure.
Twarz Itachiego była zupełnie nieruchoma, ale jego wzrok wyrażał osłupienie.
- To jakiś żart?
Zaprzeczyła.
- Kłamiesz.
Itachi pociągnął łyk alkoholu z butelki.
- Dlaczego teraz mi to wszystko mówisz?
- Bo taka jest prawda. Od rozpoczęcia wojny, cały czas kłamałam. Jestem już tym zmęczona. Odkąd cię poznałam, nienawidzę samej siebie za to, że nie potrafiłam ci zaufać. Tym bardziej że ty zaufałeś mnie, a ja widziałam, jak wiele przez to ryzykowałeś. A teraz… teraz… nie mogę tak dłużej. Wszystko mi jedno. Chcę, żebyś znał prawdę. A jeśli uznasz, że to za mało, zaakceptuję to. Chcę tylko, żeby ktoś wiedział, kim jestem. Choć jeden człowiek. To wszystko.
Nadal zły, powiedział:
- Więc słucham.
Opowiedziała mu o tym, co działo się z nią po zniszczeniu Konohy. Z przerażającą dokładnością mówiła o tym, jak nie potrafiła poradzić sobie ze stratą przyjaciół i razem z ostatnią potomkinią klanu Hyuuga uciekła z tego piekła, wiecznego pola bitwy, Kraju Ognia. Jak Kabuto, którego spotkały w Kraju Herbaty zaproponował im układ. Wtedy zdawał się wybawieniem dla kunoichi. Bardzo się myliły. Mówiła jak po pierwszych zabójstwach zleconych przez Dźwięk zaczęła nadużywać alkoholu. Misje zaczęły stawać się coraz to trudniejsze, a ona sprostała każdej z nich. Spała z obcymi mężczyznami, by wydobyć z nich informacje. Staczała się coraz szybciej, coraz mniej o siebie dbała. Żyła od zadania do zadania, od jednego zabójstwa do następnego.
Sakura przygryzła paznokieć kciuka.
- Do dziś dzień, nie wiem, kto tak naprawdę stoi na czele Dźwięku. Kabuto? Nie sądzę, chociaż oczywiście ma dużą władze. Nie wiem też ilu zabójców pracuję dla Oto, ale spodziewam się, że takich jak ja, jest garstka. To było w pewnym sensie gorsze niż wojna.
- Nie wierzę.
- Dźwięk wniknął w mój umysł.
Opowiedziała mu o swojej metamorfozie. Z uczennicy Tsunade, kunoichi Liścia, przeistoczyła się w morderczynie. Potem było porwanie Mizukage i te dziwne lata, które nastąpiły po tej misji, kiedy odłączyła się od Dźwięku i wykonywała zlecenia od pojedynczych osób. I kulminacja, którą było zabójstwo dwuletniego synka pewnego urzędnika w Sunie. Pięć dni po tym zabójstwie przeszła poważny kryzys gdzieś na pustkowiach Kraju Wiatru. Silne postanowienie zmiany i dom na południu Iwy. I w końcu ponowne pojawianie się w jej życiu Kabuto.
Kiedy zaczęła mówić, nie potrafiła przestać. Słowa lały się potokiem, chwilami wyciskając jej z oczu łzy, chwilami wywołując w niej ślepą furię. Itachi słuchał w milczeniu, wstrząśnięty.
- Teraz rozumiesz? – powiedziała, kiedy skończyła. – Taka jest prawda. Jestem córką, która straciła rodziców; przyjaciółką, która straciła przyjaciół; kucnoichi, która straciła Wolę Ognia. Jestem zdrajczynią, wrogiem, dziwką, morderczynią. Jestem tyloma różnymi osobami, że sama już nie wiem, kim naprawdę jestem.
Sama w ciepłym łóżku słyszała go w łazience. Wodę napuszczaną do wanny, kaszel, zamykane i otwierane szafki. Kiedy poszli spać, ona wślizgnęła się pod kołdrę, nago, a on położył się na kołdrze, w ubraniu. Długo nie mogli zasnąć, ale żadne z nich nie powiedział ani słowa. Teraz, kiedy wszystko zostało wyznane, milczenie wydawało się najbezpieczniejsze.


Ubrała się. Kac minął; czuła się całkowicie oczyszczona, po raz pierwszy od dwóch dni. A może od trzech? Kiedy przestała się nad tym zastanawiać, uświadomiła sobie nagle, że w rzeczywistości minęło znacznie więcej czasu. Cztery lata, może pięć. I nie chodziło o alkohol w jej organizmie.
Itachi był w kuchni. Na zewnątrz szalała śnieżyca. Podeszła do niego od tyłu, objęła go w pasie i oparła głowę na jego plecach.
- Wszystko w porządku? – zapytał.
- To chyba ja powinnam ci zadać to pytanie.
Czuła się zmęczona i niepewna. Z powodu Omoi’ego wszystko zostało stracone. Możliwość wniknięcia do Taki, dowiedzenie się kto jest Liderem Akatsuki. A jeśli chodzi o transakcję, może uda jej się zdobyć broń, a może nie. Nigdy nie ma gwarancji.
- Za trzy dni wyruszam do Chmury – oznajmił Itachi. – Chodź ze mną.
- Nie mogę – wyszeptała. – Jeszcze nie. Najpierw muszę dokończyć sprawy tutaj.
- A potem?
- Jesteś pewny, że mnie chcesz?
- Jestem pewny.
Uścisnęła go mocniej.
- Tak mi przykro.
- Niepotrzebnie.
- Chciałabym w to wierzyć.
Itachi odwrócił się, żeby na nią spojrzeć.
- Jesteśmy, kim jesteśmy. Nie możemy tego zmienić. A ja kocham to wszystko, czym jesteś. I tyle. Nic więcej.
Sakura miała nadzieję, że to prawda.
- A to, że pracuję dla Dźwięku…
- To bez znaczenia po której stronie barykady stoisz…



Rozpoznała ścieżkę bez trudu. Po chwili zobaczyła jezioro, płaskie, nieskazitelnie białe, a zaraz potem turkusowy domek na jego brzegu. Z dachu zwisały rzędy błękitnych sopli, nierówne, ostre szpady. Sakura weszła na drewniane schody i zapukała do drzwi. W środku rozległo się szczekanie wilczura ale nikt jej nie otworzył. Zapukała jeszcze raz, a potem zawołała. Nic. Nagle poczuła na szyi coś zimnego. Odwróciła lekko głowę. C przykładał jej katanę do gardła. Jego twarz była zaczerwieniona od mrozu, głowa i ramiona przyprószone śniegiem. Musiał wyczuć obcą chakre. Może przeszedł już na emeryturę, ale jego zmysły nie uległy przytępieniu. Shinobi ściągnął jej kaptur i odetchnął z ulgą widząc znajomą twarz.
- Pojawienie się tu bez zapowiedzi może być dużym błędem.
- Muszę z tobą porozmawiać.
- Nie jestem w nastroju.
- Wiem. Ale musiałam tu przyjść.
Opuścił katane ale nie schował jej do kabury.
- Czego chcesz?
- Chcę, żebyś wiedział, co zaszło.
- Skrępowali go nićmi chakry, torturowali, wywlekli ciało do lasu i zabili. Oto co zaszło.
- Niezupełnie. Nie żył już, kiedy porzucali go w lesie.
C się zawahał.
- Mów dalej.
- To ja go zabiłam. – Spojrzała w dół, na ostrze w jego dłoni. – Pomyślałam, że powinieneś wiedzieć.
W środku było ciepło, pokój pachniał starą skórą i psami. Piecyk mruczał cicho. Wilczur podszedł do niej, obwąchał jej dłoń i ułożył się u jej stóp. Siedziała na kanapie. C zaczął przygotowywać herbatę.
- Należysz do Taki?
- Nie.
- Ale to była sprawa Taki?
- Tak.
- A co ciebie z nimi łączy?
- Ja jestem z tej samej branży, co ty.
Nie odwrócił się, żeby na nią spojrzeć.
- Omoi ci powiedział?
- Powiedział mi, że pracowałeś w szpitalu w Kumo. Ale mam inne źródła informacji. Omoi nie wiedział, prawda?
C pokręcił głową.
- To ty jesteś odpowiedzialna za tyle zabójstw w Kraju Ognia na przestrzeni lat, prawda?
- Tak.
- A co łączyło cię z Omoim?
- Obawiam się, że go wykorzystałam.
C uśmiechnął się ze smutkiem.
- W to akurat wierzę. Jak go zabiłaś?
Sakura odpowiedziała mu, podczas gdy nalewał herbaty do kubków.
- Kogo szukałaś?
- Lidera Akatsuki.
Opowiedziała mu o zabójstwie Sinobiego Gashira i Aoi’ego Rokushou w Chmurze i chęci zemsty jej pracodawcy na Brzask.
Prychnięcie. Niezupełnie śmiech, ale coś bardzo zbliżonego.
- Lider Akatsuki…
- Tak.
- Żeby zabić Lidera, musiałabyś wybić cały Brzask.

Rozmawiali godzinę. Kiedy skończyli herbatę, C poczęstował ją kulkami ryżowymi. Sakura spytała, czy ma jakiś kontakt z Karui. Odpowiedział, że na bieżąco wysyłają sobie listy. Shinobi odparł, że Karui sobie nie radzi. Omoi był jej jedynym przyjacielem w Chmurze. Oszczędził jej koszmarnych szczegółów, ale ona i tak chciała wiedzieć, dlaczego do tego doszło.
Po południu Sakura się pożegnała i C odprowadził ją na zewnątrz. Wiatr ustał, wielkie płatki śniegu spływały spokojnie z nieba. Kiedy chciała już się oddalić, C położył jej dłoń na ramieniu.
- Tak przy okazji – powiedział – Omoi… zrobiłaś to, co trzeba było zrobić.
- Jesteś tego pewny?
Skinął głową.
- Nie ma wątpliwości co do tego, jaki czekał go koniec. Oszczędziłaś mu dłuższej agonii.