W Kraju Wody
było minus piętnaście stopni, więc kiedy dotarła do wioski shinobi na wschód od
ruin Kirigakure pierwsze co zrobiła, to weszła do pubu, by napić się gorącej
herbaty. Wyszła stamtąd jednak tak samo szybko jak weszła i ruszyła w stronę
lokum Itachiego. W połowie drogi zwątpiła. On się domyśli. Zobaczy to w moich
oczach, wyczuje w zapachu skóry.
Na powitanie
pocałował ją w usta i podał kieliszek kirinu. Tak, to się stanie zaraz…
- Jak
podróż?
Sakura
powiedziała prawdę.
- Czułam się
samotna. – Upiła łyk - Zanim poznałam ciebie, nigdy nie czułam się samotna,
nawet kiedy byłam sama.
- Też
tęskniłem.
Kiedy ją
rozbierał, pomyślała o sińcach, które mogły ją zdradzić. W rzeczywistości nigdy
nie były zbyt widoczne, a teraz już prawie zniknęły. Kiedy kochali się pierwszy
raz tego wieczoru, była spięta i zawstydzona. Później dużo piła, by zapomnieć o
poczuciu winy. Za drugim razem prawie udało jej się przekonać siebie, że to się
nigdy nie stało.
Jedli domowe
jedzenie przygotowywane przez Sakure. Leżeli na podłodze w salonie na swoich
rozrzuconych rzeczach, owinięci w dwa prześcieradła. Sakura chciała, żeby ta
chwila trwała wiecznie. Milczeli bardzo długo, kiedy zapytał ją nagle, o czym
myśli.
- Myślałam o
czasie, który spędziłeś w Akatsuki po wybiciu swojego klanu. Tyle lat. Straconych
lat. Myślałam o tym, jak znosiłeś myśl, że pozbawiłeś Sasuke rodziny i
zastanawiałam się, jak mogłeś to przetrwać w wieku czternastu lat.
Odpowiedział
niemal obojętnie.
-
Poświęciłem rodzinę dla Konohy i musiałem to zaakceptować.
Sakura
podparła się na łokciu i spojrzała na niego, zaskoczona.
-
Zaakceptowałeś to?
- Im prędzej
zaakceptujesz rzeczywistość, tym szybciej mija czas. Nie mogłem z tym walczyć.
Kiedy cierpiałem, dzień wydawał się dwa razy dłuższy.
- Jak można
coś takiego zaakceptować?
- Nie
myślisz o tym. Zamykasz się. Nie zastanawiasz się nad przeszłością ani nad
przyszłością, nie myślisz o tym, co cię omija. Starasz się w ogóle nie myśleć.
Musisz żyć chwilą obecną i nic nie czuć. Hibernujesz się psychicznie. Zamrażasz
emocje.
Pogłaskał ją
po głowie.
- Myślę, że
skądś to znasz, Sakura.
Było jeszcze
ciemno, kiedy Itachi wstał z łóżka i zaczął się ubierać. Sakura, ciągle
zaspana, zapytała go, co się stało. Nic, odparł. Musi się z kimś spotkać. To
tylko interesy.
- Która
godzina?
-
Dwadzieścia po piątej.
- Załatwiasz
interesy dwadzieścia po piątej rano?
- Muszę
dotrzeć do Kraju Fal.
- Wyruszasz
do Kraju Fal?
Pochylił się
nad łóżkiem i ją pocałował.
- Tak.
Zobaczymy się wkrótce.
Ale się nie
zobaczyli. Sakura przeniosła się z jego mieszkania do hotelu.
Trzy dni po
opuszczeniu wioski przez Itachiego, Sakura postanowiła spotkać się z jego
bratem. Wieczorem ruszyła dobrze jej znaną drogą w stronę wschodniego lasu. O
tej porze większość shinobi, w tym także Taka, zbierała się by oglądać walki,
pić i dobrze się bawić.
Sakura miała
wrażenie, że tym razem kobiet jest więcej niż ostatnio, ale natychmiast
zorientowała się, iż nie są one kunoichi. Ktoś sprowadził je tutaj dla użytku
mężczyzn.
Naokoło
paliło się parę ognisk, nad którymi smażono mięso i ryby. Sasuke znalazł ją
pierwszy, ubrany cały na czarno wyglądał smutno i poważnie. Odeszli z tłumu,
który oglądał walkę dwóch kunoichi.
- Szukałaś
mnie?
- Tak. Co z
transakcją?
- Dam ci
znać, kiedy ustalimy ostateczny termin.
Sakura
kiwnęła głową bacznie mu się przyglądając, kiedy wspomnienia ich młodości
zaczęły bombardować jej myśli.
- Dobrze.
- Możemy porozmawiać?
Konan zaczepia mnie, kiedy oddaje się okrutnej rozrywce Kraju Wody
oglądając sparing dwóch młodych kunoichi. Zwracam uwagę na jej bladą, mleczną
skórę, która wydaje się nieskazitelnie gładka. Jest ubrana całkiem normalnie,
granatową bluzkę z siateczką po bokach i legginsy o tym samym kolorze. Ma
delikatny makijaż i idealnie ułożone włosy. Nie wiem dlaczego, ale przy niej
czuję się trochę zaniedbana.
- Porozmawiać?
Znajdujemy trochę spokojniejsze miejsce na uboczu, bez żadnych
ciekawskich uszu czy spojrzeń. Nagle zaskakuje mnie dziwnym pytaniem. Jak to
jest zabić bezbronnego człowieka? Pytanie pojawia się ni stąd, ni zowąd.
Gram na zwłokę.
- Dlaczego nie zapytasz o to samej siebie? Jestem pewna, że dobrze
wiesz.
Konan kiwa głową i odwraca wzrok.
- Wiem.
Jestem pewna, że wie. Uczucie to samo. Uznaję, że też mogę zadać
jej pytanie.
- Dlaczego dołączyłaś do Taki?
- Bo po odbudowie Deszczu, Akatsuki nie miało mi już nic do
zaoferowania.
Mam nadzieję, że moja twarz wyraża współczucie.
- Słyszałam, jakie straty poniosło Ame.
Konan wzrusza ramionami.
- Nie byłam naiwna, wiedziałam, że jeśli wojna wybuchnie, Ame
bardzo na tym ucierpi, ale nigdy nie przypuszczałam, że tyle czasu zajmie mi
odbudowa osady.
Konan wpatruje się we mnie intensywnie, co irytuje mnie i rozczula
jednocześnie.
- Może to zabrzmi dziwnie, ale cię lubię.
Ma rację. Ja też ją lubię. Ale przed oczami mam obraz, który nie
chce zniknąć. Widzę, jak przeszkodziła mi w zdobyciu broni biologicznej, a ja
ją zabijam, pozbawiając Amegakure wspaniałej przywódczyni, anioła stróża.
Następnego
dnia. Szare, metaliczne niebo, nieprzerwanie padający śnieg, dziesięć stopni
poniżej zera i ani śladu po Itachim. Poszła do jego mieszkania, ale nie było go
tam. Próbowała wymyślić coś, co mogłoby wyjaśnić sytuację, ale nic wiarygodnego
nie przychodziło jej do głowy.
Biegła w
śniegu przez las, dotarła do niewielkiego jeziora, skręciła na południe aż
znalazła się w okolicy zabudowań. Kiri dostarczył jej adres, musiała tylko
jeszcze znaleźć ten dom. Minęło pięć minut i znalazła się pod dwupiętrową
chatką. Weszła przez bramkę i zapukała.
- Kto tam?
- Haruno
Sakura.
Po drugiej
stronie przez chwilę panowała cisza.
- Widziałam
się z Kirim kilka dni temu. Przysłał mnie do ciebie.
Znowu
zapadła cisza, w której Sakura słyszała tylko zgrzyt zamka i łańcucha. Hana
Inuzuka również wyglądała na starszą niż powinna. Była zdecydowanie zbyt chuda
i przygarbiona. Na ramiona miała zarzucony szary wełniany szal. Gestem
zaprosiła kunoichi do środka.
Mieszkanie
było ciemne. W zagraconym saloniku ciężkie szafirowe zasłon częściowo
zasłaniały okno. Na zielonych ścianach widniały czarne smugi wilgoci.
- Co słychać
o Kiri’ego? Od dawna nie miałam od niego żadnego listu. Myślałam nawet, że może
już umarł.
- Odniosłam
wrażenie, że żyje na przekór.
Hana
uśmiechnęła się lekko.
- Tak, to
cały on.
Poszła do
kuchni i wróciła po chwili z dwiema szklankami herbaty. Zaczęły rozmawiać o
Kitou.
- To prawda.
Byłam blisko z Kitou, głównie przez to, że obydwoje pochodziliśmy z Liścia.
Parę miesięcy przed naszą dymisją popadł w depresje.
- To przez
tę broń? Przeszłość?
- Nie wiem.
Ale wyglądał okropnie. Zapuszczony, wyczerpany…
- Kiedy
zniknął?
- Od kiedy
odszedł z Trawy.
- Wiesz,
gdzie go znajdę?
- Mówił, że
będzie bezpieczniej dla mnie, jeśli nie będę wiedziała.
-
Kontaktował się z tobą od tego czasu?
- Czasami
wysyła listy. Rzadko. Zawsze wysyła innego jastrzębia. W listach pyta, czy ktoś
był u niego w mieszkaniu. Albo czy ktoś pytał o niego.
- A czy ktoś
pytał?
- Ostatnio
nie. Po tym, jak przepadł, raz czy dwa razy Akatsuki przysłało do mnie jakiegoś
shinobi, żeby mnie wypytał. Ale przestali się tym interesować. Od tego czasu
cisza.
- Ale on
nadal pisze?
- Od czasu
do czasu.
- Widziałaś
go?
- Nie.
Sakura upiła
łyk herbaty.
- Muszę z
nim porozmawiać. Osobiście.
- Nie sądzę,
żeby…
- Jest jakiś
sposób, żebyś mogła się z nim skontaktować?
Hana wbiła
wzrok w swoją szklankę.
Sakura
wróciła do hotelu. Chciała, żeby zbudził ją Itachi. Chciała poczuć na policzku
jego delikatny pocałunek, jego ciepłe ciało tuż przy niej pod kołdrą. Ale
zbudził ją niepokój. Spojrzała na zegarek. Siódma piętnaście. Mógł być
wszędzie.
Nagle ktoś
zapukał do drzwi. Wstała i odkryła, że boi się je otworzyć. A kiedy to zrobiła,
poczuła się strasznie zawiedzona. Sasuke. Wściekły Sasuke.
- Muszę ci
coś pokazać, zbieraj się.
Sakura
zmarszczyła brwi, miała złe przeczucia. Poprosiła go, by poczekał. Chwyciła
kaburę i obmyła twarz.
Ruszyli
przez las, w którym wieczorami zbierali się shinobi Kirigakure. Po dwudziestu
minutach dotarli do skalnej groty. Sasuke chwycił kawałek dużej gałęzi drzewa i
złamał ją w pół. Używając katon podpalił ją tworząc pochodnie. W środku panował
przenikliwy chłód.
Dalej, w
mroku, dostrzegła grupę shinobi. Echo zniekształcało ich stłumione przez
odległość głosy. Kiedy podeszła bliżej, spróbowała ich policzyć. Stali w
nieregularnym kółku. Było ich dwunastu. Może piętnastu. Dopiero gdy zbliżyła
się na tyle, by móc rozpoznać ich twarze, zauważyła jeszcze jednego człowieka.
Ręce miał
związane na plecach nićmi chakry, które następnie podciągnięto do góry. Jego
stopy zwisały kilka centymetrów nad podłogą. Chakra, która go obezwładniła
wrzynała mu się w nadgarstki pokryte teraz krwią, która ściekając, tworzyła na
podłodze kałużę. Sakura podejrzewała, że musiało już dojść do dyslokacji kości
w jego barkach. Twarz miał tak opuchniętą i posiniaczoną, że nie potrafiła jej
rozpoznać. Nie od razu. Stopniowo jednak zaczęło do niej docierać, kto to jest.
Na Piątą Hokage, nie. Nie on. Proszę, nie on…
Omoi
wyglądał tak, jakby był nieprzytomny. Głowa opadała mu na jedną stronę. Sasuke
podszedł do niego i aktywował sharingana.
Sakura nie
pozwoliła sobie na żadną widoczną reakcję. W środku jednak odczuwała kombinację
różnych emocji: szoku, odrazy, litości. I ulgi. To nie był Itachi. Chociaż on
pewnie nie dałby się złapać.
Pierwszy
odezwał się Sasuke.
- Jak
widzisz, mamy problem.
Chwycił
Omoi’ego za włosy i odchylił jego głowę do tyłu, przekręcając twarz do światła.
Sakurze żołądek podszedł do gardła. Prawe oko było tylko wąską szparą w
fioletowo-czerwonej kuli. Wargi – zawsze dość mięsiste – teraz były groteskowo
opuchnięte. Oddychał ciężko przez otwarte usta, w których dostrzegła fragmenty
wybitych zębów. Złamany nos był nienaturalnie skrzywiony w lewo.
- Poznajesz
go?
Kłamstwa
spływały z jej ust gładko, niemal bez wysiłku.
- Walczył w
Dywizji Ataku z Zaskoczenia na wojnie. Razem z Sai’em.
- Nie o to
pytam, Sakura.
- Od tego
czasu spotkałam go w Chmurze.
- Gdzie?
- W jednym z
okolicznych pubów.
- Kiedy go
ostatni raz widziałaś?
- Kiedy tu
ostatnio byłam.
- To znaczy
kiedy?
- Jakiś
miesiąc temu.
Sasuke
uniósł jedną brew.
- Wiesz, co
on mówi? Mówi, że jesteś naszym wrogiem.
- Jeśli
będziesz torturował słabego ninje dostatecznie długo, powie ci wszystko, co
zechcesz.
- Byliśmy w
jego mieszkaniu. Ma tam twoje dwa zdjęcia i informacje z nieznanego źródła.
- Sądził, że
pracuję dla Suny. Czy coś z tego brzmi znajomo?
Cisza, która
nagle zapadła, wskazywała, że tak.
- Wiesz, co
jeszcze powiedział?
- Co?
- Że
pomogłaś mu przeszmuglować leki do Suny.
- Więc co
robię tutaj?
-
Powiedział, że się zaprzyjaźniliście. Że naprawdę go lubiłaś.
- A gdyby ci
powiedział, że w poprzednim wcieleniu był Hashiramą Senju, też byś mu uwierzył?
Sasuke
uśmiechnął się chłodno, ale była to tylko fasada. Sięgnął do kabury na plecach
i wyciągnął katanę. Sakura zastanawiała się, jak długo trwały cierpienia
Omoi’ego. Cokolwiek miał do powiedzenia, powiedział to między pierwszym a
drugim ciosem. Sasuke rzucił jej ostrze, a ona złapała je zgrabnie.
- Może ty to
zrobisz?